Ze znudzeniem usiadł na zimnym, metalowym siedzeniu w hali odlotów i poprawił swojego czarno-siwego fullcap'a, który opadł mu lekko na oczy. W sumie od samego rana szatyn nie miał najlepszego humoru, a to wszystko przez tę odbierającą chęci do życia, angielską pogodę. W pewnym momencie, gdy ujrzał zamglony pas startowy oraz pochmurne niebo prezentujące się we wszystkich odcieniach szarości, zwątpił, że samolot będzie w ogóle w stanie wystartować. Nie zwiastowałoby to niczego dobrego, biorąc pod uwagę to jak nieprzewidywalny był Barret, kiedy coś nie działo się po jego myśli.
Słysząc pierwsze takty swojej ulubionej piosenki, Justin przejechał palcem po dotykowym ekranie swojego telefonu i przyłożył go do ucha, nawet nie patrząc z kim miał przyjemność rozmawiać. W głębi duszy miał nadzieję usłyszeć Kayle, która była poza zasięgiem już od dobrych kilku godzin i nie miał z nią jakiegokolwiek kontaktu, lecz rozmówcą okazała się jego matka.
- Oddzwonię- rzucił szybko zanim się rozłączył. Nie chciał narażać Pattie na koszta rozmowy zagranicznej.
Wystarczyły dwa dotknięcia wyświetlacza, by po chwili znów mógł być na linii z mamą.
- Cześć- zaśmiał się sztucznie, nie chcąc dać po sobie poznać, że jest spięty i lekko podirytowany.
- Witaj kochanie- odparła cicho kobieta.- Odwiedzisz kiedyś swoją starą matkę?- zapytała niepewnie.
- Obecnie jestem w pracy, ale jak tylko wrócę do Los Angeles, wpadnę do domu- zapewnił, rozglądając się dookoła w celu odnalezienia Jordana, który dwadzieścia minut temu poszedł do sklepu po jedną z tych obrzydliwych, pakowanych kanapek smakujących chemią. - Coś się stało?
- No tak... Zawsze jak dzwonię to od razu musi się coś dziać- westchnęła.
- A nie?- uśmiechnął się, będąc pewnym, że Pattie zna jego obecny wyraz twarzy.
- Nie mogę dotrzeć do Juliana...- powiedziała rozżalona. - Dzwonili ze szkoły, że od początku roku szkolnego nie pojawił się na ani jednej lekcji.
- Obiecuję, że porozmawiam z nim po męsku- warknął, zaciskając mocno pięści.
- Dziękuję... J-J-Justin?- zająknęła się, nie wiedząc czy powinna zacząć ten temat.
- Tak mamo?- przełożył słuchawkę do prawej ręki.
- Od tygodnia biorę u Lateyshy na kreskę- kobieta wyznała z zawstydzeniem, jakby bała się reakcji szatyna. Wiedziała, że może na niego liczyć, bo nawet sam oferował swoją pomoc, jednak nigdy nie chciała jej nadużywać.
- Przecież wysyłałem Ci pieniądze niespełna dwa tygodnie temu- powiedział ze zdziwieniem, bez jakiegokolwiek oburzenia.
- Julian... - mruknęła pociągając nosem. - Zabrał z szafki wszystko co mieliśmy. Boję się, że on ma jakieś kłopoty...
Brązowooki nerwowo przeczesał palcami swoją idealnie wymodelowaną na wosk grzywkę i prychnął pod nosem. Nie mógł przeboleć, jak ten gówniarz śmiał zrobić coś takiego?!
- Mamo, nie przejmuj się... Wszystko będzie dobrze- wyszeptał do słuchawki spokojnym tonem. - Wieczorem zrobię przelew na Twoje konto- dodał po chwili, pomachawszy do murzyna błądzącego wśród tłumu ludzi. Doprawdy zabawnie wyglądał z ogromną siatką jedzenia. - Muszę kończyć, kocham Cię.
- Pa syneczku! Uważaj na siebie- odparła, po czym Justin nacisnął czerwoną słuchawkę i schował telefon do kieszeni spodni.
Podążając wzrokiem za Jordanem, dostrzegł i Kayle idącą wraz z załogą samolotu do bramek na rejs do Bogoty. Tak jak i reszta personelu, ciągnęła za sobą mały, czarny neseserek, który co chwilę kolebał się na boki i przewracał w najmniej oczekiwanym momencie. Frustracja brunetki była tak ogromna, że gdyby nie obecność setek ludzi wokół, z wściekłością kopnęłaby tę cholerną walizkę i zostawiła ją na środku hali.
- Weź skumaj, że była promocja!- krzyknął West, wymachując siatką przed oczami szatyna.
- Jo, stary... Weź mi nie rób kurwa wstydu- warknął Bieber, nasunąwszy na nos ciemne okulary. Miał ochotę przesiąść się trzy krzesła dalej i udawać, że nie zna tego debila z kanapkami.
*
Nie mogąc sobie znaleźć odpowiedniej pozycji w niewygodnym miejscu, Justin pożałował, że nie wykupił biletu na biznes klasę. Samolot nie zdążył nawet jeszcze wystartować, a najedzony Jordan, rozłożony nie tylko na swoim fotelu, ale i częściowo na siedzisku przyjaciela, już spał.
Usłyszawszy automatyczny komunikat bezpieczeństwa, szatyn spojrzał na stewardessę stojącą nieopodal, pokazującą jak zapiąć pasy, użyć maski tlenowej lub jak nadmuchać kamizelkę ratunkową. Oglądał tę instrukcję już chyba po raz setny w swoim życiu i znał jej treść na pamięć. Dziwił się, że Kayle jeszcze nie zwariowała, słysząc jedno i to samo nagranie kilka razy w tygodniu.
Kiedy w zaskakującym tempie samolot przejechał ostatnią prostą i wbił się w powietrze, Justin poczuł jak jego ciało zapada się wgłąb fotela, a głowa zostaje mocno przyciągana przez zagłówek niczym magnes. Nie zawsze takie okoliczności miały miejsce, jednak tego dnia mogło to mieć coś wspólnego z pogodą.
- Szanowni państwo, mówi do was pilot Ian Watters. Planowany czas przylotu do Bogoty to godzina 22:30 czasu lokalnego, temperatura wynosi dwadzieścia stopnie i niebo jest częściowo zachmurzone. Obecnie znajdujemy się na wysokości dziesięciu tysięcy metrów. Życzymy miłego lotu i do usłyszenia u celu- z głośników wydobył się kolejny komunikat, wypowiedziany znudzonym, męskim głosem.
Bieber wzruszył ramionami i westchnął głośno, nie mając jakiegokolwiek pomysłu na spożytkowanie dwunastu godzin podróży. W porównaniu do swojego przyjaciela, ani trochę nie odczuwał zmęczenia. Już na samą myśl o tym co miało wydarzyć się jutro, kiszki skręcały się w jego brzuchu i przyprawiały go o porządne mdłości. Podniósłszy się do pozycji stojącej, mimo wciąż świecącego się nakazu zapiętych pasów, Justin otworzył schowek i odnalazł swój bagaż podręczny, z którego po dłuższej chwili wygrzebał pomięte czasopismo motoryzacyjne. Czasami zapoznając się z tekstem tego magazynu, miał wrażenie, że wiedział więcej niż redaktorzy, jednak wciąż śledził tekst wzrokiem, chociażby dla zabicia czasu.
Nie było mu dane długo poczytać, gdyż stewardessy wystawiły wózki i zaczęły chodzić między korytarzami, rozdając ciepły posiłek oraz oferując szeroki asortyment napojów. Ku swojej uciesze, szatyn ujrzał w oddali Kayle, która zmierzała w jego kierunku.
- Risotto z warzywami, wędzony łosoś oraz ciepłe bułeczki dla Państwa- powiedziała ze sztucznym uśmiechem na wymalowanych ciemno-różową szminką ustach, po czym podała dwie porcje Justinowi, na wypadek gdyby Jordan się obudził, oraz trzecią dla mężczyzny siedzącego przy oknie.
- Co podać do picia?- zapytała z lekkim skrępowaniem, ze względu na obecność lustrującego ją wzrokiem przyjaciela.
- Poproszę herbatę- powiedział nieznajomy, skupiając całą swoją uwagę na leżącym przed nim lunchu. Brunetka przytaknęła z aprobatą, po czym chwyciła za dzbanek i wlała wrzątek do plastikowego kubeczka.
- Proszę bardzo- oznajmiła delikatnym głosem, podając pasażerowi napój.
- A dla Pana?- spojrzała na szatyna, który momentalnie parsknął śmiechem.
- Proszę, usługuj mi tak w domu- powiedział, zakrywając usta pięścią aby stłumić swój chichot. Carter posłała brązowookiemu złowrogie spojrzenie i złapała za wózek w celu odjechania do kolejnego rzędu pasażerów.
- Poproszę coś mocniejszego- rzekł poważnym tonem, złapawszy przyjaciółkę za rękę zanim zdążyła odejść.
- Piwo, wino...?- zaczęła wymieniać po kolei.
- Whiskey. Najlepiej od razu dwie szklanki- mruknął, spoglądając dziewczynie w oczy.
- Coś się stało?- zapytała, nalewając alkohol do naczyń.
- Nie, chyba powinnaś już pójść- odebrał napój z rąk Kayle i przestał poświęcać jej jakąkolwiek uwagę. Miał zamiar odpłacić się za wczorajszą noc. Skoro ona coś przed nim ukrywała i grała, on miał do tego równe prawo. Jednak z drugiej strony, dobrze wiedział, że to co Carter trzymała w sekrecie, z pewnością nie było tak straszne, jak cała prawda o nim samym, której ona nigdy nie miała szansy poznać.
Powoli sączył trunek, mając nadzieję, że choć w drobnym stopniu będzie mógł się zrelaksować obok chrapiącego przyjaciela, przy dzieciaku kopiącym w tył jego fotela oraz irytującej Kayle, która jakby na złość bez przerwy przechodziła akurat tym korytarzem, w którym Justin miał miejsce.
- Widzę, że jesteś na mnie zły- brunetka zatrzymała się przy Bieberze, zbierając puste, plastikowe naczynia po obiedzie.
- A ty byś nie była?- zmarszczył czoło, spoglądając na stojącą nad nim dziewczynę.
- Teraz widzisz jak ja się czuję, kiedy mnie zbywasz- wyszeptała, nie chcąc zwrócić na siebie uwagi reszty pasażerów.
- To przestań się tak do kurwy nędzy zachowywać, bo od dwóch miesięcy nie da się z Tobą dogadać- warknął po cichu, patrząc na towarzyszkę wzrokiem żądnym mordu.
- J-J-Justin... J-J-Ja...- zaczęła jąkając się przy każdym wypowiedzianym słowie.
- Aż tak Ci ze mną źle? Chcesz odejść?- wstał z fotela i spojrzał Carter prosto w oczy, które szkliły się coraz bardziej. Dziewczyna odwróciła się na pięcie i pojechała wózkiem do samego końca, gdzie kończył się jej sektor do obsługi.
Nie mógł zrozumieć, dlaczego w ostatnim czasie tak bardzo się zmieniła. Niegdyś była towarzyska, rozgadana, a teraz w większości milczała. Nie wyglądała na zakochaną, jednak szatyn wciąż nie wykluczał tej opcji. Z każdym kolejnym dniem wydawało się być coraz gorzej, i z kolejnym każdym dniem byłoby mu ciężej pozwolić jej zniknąć z jego życia.
Wszedł do miejsca przeznaczonego dla personelu, oddzielonego granatowymi zasłonkami i westchnął głośno, widząc Kayle stojącą przy ścianie i wylewającą łzy.
- Kay...- powiedział szeptem.
- Czy ja kiedykolwiek dałam Ci znak, że chcę odejść?- zapytała, zanosząc się od płaczu.
- Nie wiem, dlatego pytam... Widzę, że jest Ci źle, ale nic mi nie mówisz- pokręcił głową podchodząc do ciemnookiej.
- Uwierz mi, że nigdy nie czułam się tak dobrze jak przez te dwa lata z Tobą- wyszlochała, wtulając się w tors przyciągającego ją do siebie chłopaka. Ucałował ją w czubek głowy i pogładził dłonią jej kościste plecy.
- Dobrze, koniec czułości, brudne naczynia na Ciebie czekają- zaśmiał się, ocierając załzawione policzki przyjaciółki, po czym wrócił na swoje miejsce by w końcu wrócić do czytania swojej lektury.
Kiedy w zaskakującym tempie samolot przejechał ostatnią prostą i wbił się w powietrze, Justin poczuł jak jego ciało zapada się wgłąb fotela, a głowa zostaje mocno przyciągana przez zagłówek niczym magnes. Nie zawsze takie okoliczności miały miejsce, jednak tego dnia mogło to mieć coś wspólnego z pogodą.
- Szanowni państwo, mówi do was pilot Ian Watters. Planowany czas przylotu do Bogoty to godzina 22:30 czasu lokalnego, temperatura wynosi dwadzieścia stopnie i niebo jest częściowo zachmurzone. Obecnie znajdujemy się na wysokości dziesięciu tysięcy metrów. Życzymy miłego lotu i do usłyszenia u celu- z głośników wydobył się kolejny komunikat, wypowiedziany znudzonym, męskim głosem.
Bieber wzruszył ramionami i westchnął głośno, nie mając jakiegokolwiek pomysłu na spożytkowanie dwunastu godzin podróży. W porównaniu do swojego przyjaciela, ani trochę nie odczuwał zmęczenia. Już na samą myśl o tym co miało wydarzyć się jutro, kiszki skręcały się w jego brzuchu i przyprawiały go o porządne mdłości. Podniósłszy się do pozycji stojącej, mimo wciąż świecącego się nakazu zapiętych pasów, Justin otworzył schowek i odnalazł swój bagaż podręczny, z którego po dłuższej chwili wygrzebał pomięte czasopismo motoryzacyjne. Czasami zapoznając się z tekstem tego magazynu, miał wrażenie, że wiedział więcej niż redaktorzy, jednak wciąż śledził tekst wzrokiem, chociażby dla zabicia czasu.
Nie było mu dane długo poczytać, gdyż stewardessy wystawiły wózki i zaczęły chodzić między korytarzami, rozdając ciepły posiłek oraz oferując szeroki asortyment napojów. Ku swojej uciesze, szatyn ujrzał w oddali Kayle, która zmierzała w jego kierunku.
- Risotto z warzywami, wędzony łosoś oraz ciepłe bułeczki dla Państwa- powiedziała ze sztucznym uśmiechem na wymalowanych ciemno-różową szminką ustach, po czym podała dwie porcje Justinowi, na wypadek gdyby Jordan się obudził, oraz trzecią dla mężczyzny siedzącego przy oknie.
- Co podać do picia?- zapytała z lekkim skrępowaniem, ze względu na obecność lustrującego ją wzrokiem przyjaciela.
- Poproszę herbatę- powiedział nieznajomy, skupiając całą swoją uwagę na leżącym przed nim lunchu. Brunetka przytaknęła z aprobatą, po czym chwyciła za dzbanek i wlała wrzątek do plastikowego kubeczka.
- Proszę bardzo- oznajmiła delikatnym głosem, podając pasażerowi napój.
- A dla Pana?- spojrzała na szatyna, który momentalnie parsknął śmiechem.
- Proszę, usługuj mi tak w domu- powiedział, zakrywając usta pięścią aby stłumić swój chichot. Carter posłała brązowookiemu złowrogie spojrzenie i złapała za wózek w celu odjechania do kolejnego rzędu pasażerów.
- Poproszę coś mocniejszego- rzekł poważnym tonem, złapawszy przyjaciółkę za rękę zanim zdążyła odejść.
- Piwo, wino...?- zaczęła wymieniać po kolei.
- Whiskey. Najlepiej od razu dwie szklanki- mruknął, spoglądając dziewczynie w oczy.
- Coś się stało?- zapytała, nalewając alkohol do naczyń.
- Nie, chyba powinnaś już pójść- odebrał napój z rąk Kayle i przestał poświęcać jej jakąkolwiek uwagę. Miał zamiar odpłacić się za wczorajszą noc. Skoro ona coś przed nim ukrywała i grała, on miał do tego równe prawo. Jednak z drugiej strony, dobrze wiedział, że to co Carter trzymała w sekrecie, z pewnością nie było tak straszne, jak cała prawda o nim samym, której ona nigdy nie miała szansy poznać.
Powoli sączył trunek, mając nadzieję, że choć w drobnym stopniu będzie mógł się zrelaksować obok chrapiącego przyjaciela, przy dzieciaku kopiącym w tył jego fotela oraz irytującej Kayle, która jakby na złość bez przerwy przechodziła akurat tym korytarzem, w którym Justin miał miejsce.
- Widzę, że jesteś na mnie zły- brunetka zatrzymała się przy Bieberze, zbierając puste, plastikowe naczynia po obiedzie.
- A ty byś nie była?- zmarszczył czoło, spoglądając na stojącą nad nim dziewczynę.
- Teraz widzisz jak ja się czuję, kiedy mnie zbywasz- wyszeptała, nie chcąc zwrócić na siebie uwagi reszty pasażerów.
- To przestań się tak do kurwy nędzy zachowywać, bo od dwóch miesięcy nie da się z Tobą dogadać- warknął po cichu, patrząc na towarzyszkę wzrokiem żądnym mordu.
- J-J-Justin... J-J-Ja...- zaczęła jąkając się przy każdym wypowiedzianym słowie.
- Aż tak Ci ze mną źle? Chcesz odejść?- wstał z fotela i spojrzał Carter prosto w oczy, które szkliły się coraz bardziej. Dziewczyna odwróciła się na pięcie i pojechała wózkiem do samego końca, gdzie kończył się jej sektor do obsługi.
Nie mógł zrozumieć, dlaczego w ostatnim czasie tak bardzo się zmieniła. Niegdyś była towarzyska, rozgadana, a teraz w większości milczała. Nie wyglądała na zakochaną, jednak szatyn wciąż nie wykluczał tej opcji. Z każdym kolejnym dniem wydawało się być coraz gorzej, i z kolejnym każdym dniem byłoby mu ciężej pozwolić jej zniknąć z jego życia.
Wszedł do miejsca przeznaczonego dla personelu, oddzielonego granatowymi zasłonkami i westchnął głośno, widząc Kayle stojącą przy ścianie i wylewającą łzy.
- Kay...- powiedział szeptem.
- Czy ja kiedykolwiek dałam Ci znak, że chcę odejść?- zapytała, zanosząc się od płaczu.
- Nie wiem, dlatego pytam... Widzę, że jest Ci źle, ale nic mi nie mówisz- pokręcił głową podchodząc do ciemnookiej.
- Uwierz mi, że nigdy nie czułam się tak dobrze jak przez te dwa lata z Tobą- wyszlochała, wtulając się w tors przyciągającego ją do siebie chłopaka. Ucałował ją w czubek głowy i pogładził dłonią jej kościste plecy.
- Dobrze, koniec czułości, brudne naczynia na Ciebie czekają- zaśmiał się, ocierając załzawione policzki przyjaciółki, po czym wrócił na swoje miejsce by w końcu wrócić do czytania swojej lektury.
*
Nocne niebo nad Atlantykiem było czarne i bezchmurne. Brak jakichkolwiek komplikacji, turbulencji oraz innych nieprzyjemności, dość szybko pozwolił pasażerom samolotu pogrążyć się we śnie. Jedynie niewielka ilość osób bezcelowo snuła się słabo oświetlonymi korytarzami wśród rzędów foteli lub po prostu ze znudzeniem rozglądała się dookoła. Do lądowania pozostały jeszcze dwie godziny, jednak dla Justina ta podróż była zbyt męcząca. Nie miał nawet kompana do towarzystwa, gdyż Jordan odleciał na samym początku i do teraz nie wstał, co nawet w pewnym momencie zaniepokoiło szatyna, ze względu na traumatyczne wspomnienia z przeszłości.
Podniósłszy się do pozycji stojącej, w celu rozprostowania zdrętwiałych nóg, Bieber powędrował do miejsca, w którym odpoczywała Kayle wraz z innymi stewardessami.
- Przepraszam- zapukał w pobliską ściankę, wychylając się zza zasłonki. - Nastąpił mały problem...
- Słucham?- zapytała znajoma blondynka, poprawiając kołnierzyk swojej granatowej marynarki.
- Sarah, ja się tym zajmę...- westchnęła Carter, spoglądając sponad książki, której nie miała czasu skończyć czytać od kilku tygodni. W głębi duszy, chłopak uśmiechnął się chytrze, dziękując losowi za to, że brunetka zainterweniowała. - Co się dzieje?- mruknęła, rozglądając się dookoła.
- Coś zepsuło się w tej toalecie- odparł z udawanym zmartwionym tonem, wpychając dziewczynę do środka.
- W tej części samolotu masz jeszcze trzy inne dobrze dzia...- wyjaśniła, zanim brązowooki nie zamknął drzwi na suwak i nie wpił się gwałtownie w jej malinowe usta. Drobniutkie ciało dziewczyny mimowolnie zderzyło się z jedną ze ścian, dając dominującą pozycję szatynowi, rozpinającemu złote guziczki od koszuli Kayle.
- Ejj... jestem w pracy- wyszeptała mu do ucha, kiedy wziął ją na ręce i posadził na umywalce.
- W dupie to mam- mruknął, ściągając cienkie, cieliste rajstopy ze zgrabnych, wiecznie opalonych nóg przyjaciółki. - Należy Ci się odrobina przerwy- pomógł dziewczynie zdjąć białą koszulę i uśmiechnął się półgębkiem na widok jej dużych, krągłych piersi.
- Niech Ci będzie- uśmiechnęła się cwaniacko, zsuwając spod spódnicy czarne, koronkowe stringi, które z resztą dostała od Biebera jako prezent urodzinowy.
Rozchyliwszy szerzej nogi, Carter spojrzała znacząco na szatyna i uwodzicielsko zagryzła wargę, widząc jak powoli rozpina swój pasek u spodni i zsuwa je aż do kolan wraz z bokserkami. Doprawdy, Justin uwielbiał ją w takim wydaniu. Kayle chyba nawet sama nie była świadoma swoich podniecających ruchów, które miała w zwyczaju robić, gdy On droczył się z nią, jak najdłużej zdejmując swoją dolną część garderoby. Ujmowała wtedy między palcami kosmyki swoich ciemno-brązowych, falowanych włosów i wodziła nimi od szyi aż po biust.
Gdy stanął pomiędzy udami przyjaciółki, łapczywie wpił się w jej usta i powoli wsunął też język, z którym Carter automatycznie rozpoczęła walkę, do czasu aż nie poczuła w sobie chłopaka i nie jęknęła głośno, odchylając do tyłu głowę.
Podniósłszy się do pozycji stojącej, w celu rozprostowania zdrętwiałych nóg, Bieber powędrował do miejsca, w którym odpoczywała Kayle wraz z innymi stewardessami.
- Przepraszam- zapukał w pobliską ściankę, wychylając się zza zasłonki. - Nastąpił mały problem...
- Słucham?- zapytała znajoma blondynka, poprawiając kołnierzyk swojej granatowej marynarki.
- Sarah, ja się tym zajmę...- westchnęła Carter, spoglądając sponad książki, której nie miała czasu skończyć czytać od kilku tygodni. W głębi duszy, chłopak uśmiechnął się chytrze, dziękując losowi za to, że brunetka zainterweniowała. - Co się dzieje?- mruknęła, rozglądając się dookoła.
- Coś zepsuło się w tej toalecie- odparł z udawanym zmartwionym tonem, wpychając dziewczynę do środka.
- W tej części samolotu masz jeszcze trzy inne dobrze dzia...- wyjaśniła, zanim brązowooki nie zamknął drzwi na suwak i nie wpił się gwałtownie w jej malinowe usta. Drobniutkie ciało dziewczyny mimowolnie zderzyło się z jedną ze ścian, dając dominującą pozycję szatynowi, rozpinającemu złote guziczki od koszuli Kayle.
- Ejj... jestem w pracy- wyszeptała mu do ucha, kiedy wziął ją na ręce i posadził na umywalce.
- W dupie to mam- mruknął, ściągając cienkie, cieliste rajstopy ze zgrabnych, wiecznie opalonych nóg przyjaciółki. - Należy Ci się odrobina przerwy- pomógł dziewczynie zdjąć białą koszulę i uśmiechnął się półgębkiem na widok jej dużych, krągłych piersi.
- Niech Ci będzie- uśmiechnęła się cwaniacko, zsuwając spod spódnicy czarne, koronkowe stringi, które z resztą dostała od Biebera jako prezent urodzinowy.
Rozchyliwszy szerzej nogi, Carter spojrzała znacząco na szatyna i uwodzicielsko zagryzła wargę, widząc jak powoli rozpina swój pasek u spodni i zsuwa je aż do kolan wraz z bokserkami. Doprawdy, Justin uwielbiał ją w takim wydaniu. Kayle chyba nawet sama nie była świadoma swoich podniecających ruchów, które miała w zwyczaju robić, gdy On droczył się z nią, jak najdłużej zdejmując swoją dolną część garderoby. Ujmowała wtedy między palcami kosmyki swoich ciemno-brązowych, falowanych włosów i wodziła nimi od szyi aż po biust.
Gdy stanął pomiędzy udami przyjaciółki, łapczywie wpił się w jej usta i powoli wsunął też język, z którym Carter automatycznie rozpoczęła walkę, do czasu aż nie poczuła w sobie chłopaka i nie jęknęła głośno, odchylając do tyłu głowę.
- Ciiii...- zaśmiał się, zaczynając
rytmicznie poruszać biodrami. Justin doskonale zdawał sobie sprawę, że sprawia brunetce przyjemność. Jej oddech momentalnie przyspieszył i stał się nierówny, co niesamowicie go rajcowało, a tym samym dawało mu informację, że Kayle nie wytrzyma zbyt długo. Drżąc z rozkoszy, dziewczyna wtopiła swoją lewą rękę w idealnie ułożone, karmelowe włosy przyjaciela, natomiast drugą chwyciła go za kark i mocno do siebie przyciągnęła, co dało Bieberowi możliwość głębszej penetracji.
Jak zwykle, brunetka całkowicie poddała się szatynowi. Czasami naprawdę sama nie wiedziała czy był tak dobry w te klocki, czy po prostu wiedział jak zaspokoić jej największe potrzeby. Zawsze, dosłownie zawsze wariowała gdy pieścił dłońmi jej nabrzmiałe sutki, nie przerywając przy tym płynnego ruchu bioder, rytmicznego niczym uderzające o brzeg morza fale. Nawet teraz, w ciasnej toalecie Justin potrafił dać z siebie wszystko.
- Ju-Just...in- wysapała Kayle, nie mogąc poradzić sobie z przyjemnymi skurczami idącymi od niemalże wibrującego członka złotowłosego, napierającego na nią ze zdwojoną siłą niż na początku.
Poczuwszy co się święci, brązowooka zacisnęła zęby na białym T-shircie chłopaka, który choć odrobinę miał uchronić ją od głośnych jęków, nadchodzących wraz z przyjemnymi spazmami przechodzącymi przez jej drobne ciało. Zaobserwowawszy reakcję towarzyszki, szatyn zaśmiał się półgębkiem, a zaraz potem wbił mocno palce w jej biodra, czując że i on powoli dociera do końca.
Nagle Carter wygięła się w łuk, po czym w przeciągu kilku sekund, ze zmęczeniem przylgnęła do torsu Justina.
- I znowu jesteś moja- wyszeptał brunetce do ucha, a gdy skończył, delikatnie przesunął ustami wzdłuż jej szyi i przyssawszy się na chwilę, pozostawił siną malinkę.
- Zawsze jestem Twoja- odparła szeptem, łapczywie poszukując aksamitnych warg Justina, który specjalnie się z nią przekomarzał i odwracał twarz uśmiechając się figlarnie. - Możesz już to wyciągnąć...
- Co?- spojrzał znacząco na dziewczynę. - To?- zmysłowo zakręcił biodrami, na co Kayle oszukując samą siebie, spiorunowała go wzrokiem. - Ah to...- kiwnął głową, wciąż dysząc i wycofał się na tyle ile to było możliwe, jednak w mgnieniu oka, z powrotem podszedł do brązowookiej i delikatnie pocałował jej usta.
- Przyjdziesz dzisiaj w nocy do mnie do hotelu?- zapytała cichutko, pośpiesznie zakładając swój uniform.
- Przepraszam, mam zbyt wiele pracy- zacisnął usta w wąską linię, podciągnąwszy spodnie i oparłszy się o ścianę.- Zobaczymy się dopiero w domu, okej?- pogłaskał brązowowłosą po policzku i wytarł kciukiem resztki pomadki z kącików jej ust.
- Nie mam innego wyjścia...- wzruszyła ramionami i chwyciła za klamkę u drzwi, jednak Bieber po raz kolejny przyciągnął ją do siebie i namiętnie pocałował. Miał wrażenie jakby nigdy więcej nie miało się wydarzyć to co było przed chwilą. Jakby miał stracić Kayle i nigdy jej nie odzyskać...
- Do piątku, mój ty ogierze- zaśmiała się i wyszła, zostawiając go samego w toalecie.
Spojrzał w swoje lustrzane odbicie i uśmiechnął się cwaniacko, doprowadzając do porządku swoje potargane włosy. Noc nabrała żywszych kolorów niż się zapowiadało, jednak teraz miało być już tylko gorzej....
Powróciwszy na swój fotel, usiadł obok dopiero co rozbudzonego murzyna, który posyłał mu pytające spojrzenie.
- No co?- zapytał Justin, próbując ukryć zadowoloną minę, która mogła go zdradzić w każdym momencie.
- Nic, nic... Ładna, różowa szminka- odparł z udawaną, poważną miną.
- Co? Jaka?- zapytał zdezorientowany szatyn.
- Ta odciśnięta na Twojej koszulce- Jordan poklepał przyjaciela po ramieniu i parsknął głośnym śmiechem.
Jak zwykle, brunetka całkowicie poddała się szatynowi. Czasami naprawdę sama nie wiedziała czy był tak dobry w te klocki, czy po prostu wiedział jak zaspokoić jej największe potrzeby. Zawsze, dosłownie zawsze wariowała gdy pieścił dłońmi jej nabrzmiałe sutki, nie przerywając przy tym płynnego ruchu bioder, rytmicznego niczym uderzające o brzeg morza fale. Nawet teraz, w ciasnej toalecie Justin potrafił dać z siebie wszystko.
- Ju-Just...in- wysapała Kayle, nie mogąc poradzić sobie z przyjemnymi skurczami idącymi od niemalże wibrującego członka złotowłosego, napierającego na nią ze zdwojoną siłą niż na początku.
Poczuwszy co się święci, brązowooka zacisnęła zęby na białym T-shircie chłopaka, który choć odrobinę miał uchronić ją od głośnych jęków, nadchodzących wraz z przyjemnymi spazmami przechodzącymi przez jej drobne ciało. Zaobserwowawszy reakcję towarzyszki, szatyn zaśmiał się półgębkiem, a zaraz potem wbił mocno palce w jej biodra, czując że i on powoli dociera do końca.
Nagle Carter wygięła się w łuk, po czym w przeciągu kilku sekund, ze zmęczeniem przylgnęła do torsu Justina.
- I znowu jesteś moja- wyszeptał brunetce do ucha, a gdy skończył, delikatnie przesunął ustami wzdłuż jej szyi i przyssawszy się na chwilę, pozostawił siną malinkę.
- Zawsze jestem Twoja- odparła szeptem, łapczywie poszukując aksamitnych warg Justina, który specjalnie się z nią przekomarzał i odwracał twarz uśmiechając się figlarnie. - Możesz już to wyciągnąć...
- Co?- spojrzał znacząco na dziewczynę. - To?- zmysłowo zakręcił biodrami, na co Kayle oszukując samą siebie, spiorunowała go wzrokiem. - Ah to...- kiwnął głową, wciąż dysząc i wycofał się na tyle ile to było możliwe, jednak w mgnieniu oka, z powrotem podszedł do brązowookiej i delikatnie pocałował jej usta.
- Przyjdziesz dzisiaj w nocy do mnie do hotelu?- zapytała cichutko, pośpiesznie zakładając swój uniform.
- Przepraszam, mam zbyt wiele pracy- zacisnął usta w wąską linię, podciągnąwszy spodnie i oparłszy się o ścianę.- Zobaczymy się dopiero w domu, okej?- pogłaskał brązowowłosą po policzku i wytarł kciukiem resztki pomadki z kącików jej ust.
- Nie mam innego wyjścia...- wzruszyła ramionami i chwyciła za klamkę u drzwi, jednak Bieber po raz kolejny przyciągnął ją do siebie i namiętnie pocałował. Miał wrażenie jakby nigdy więcej nie miało się wydarzyć to co było przed chwilą. Jakby miał stracić Kayle i nigdy jej nie odzyskać...
- Do piątku, mój ty ogierze- zaśmiała się i wyszła, zostawiając go samego w toalecie.
Spojrzał w swoje lustrzane odbicie i uśmiechnął się cwaniacko, doprowadzając do porządku swoje potargane włosy. Noc nabrała żywszych kolorów niż się zapowiadało, jednak teraz miało być już tylko gorzej....
Powróciwszy na swój fotel, usiadł obok dopiero co rozbudzonego murzyna, który posyłał mu pytające spojrzenie.
- No co?- zapytał Justin, próbując ukryć zadowoloną minę, która mogła go zdradzić w każdym momencie.
- Nic, nic... Ładna, różowa szminka- odparł z udawaną, poważną miną.
- Co? Jaka?- zapytał zdezorientowany szatyn.
- Ta odciśnięta na Twojej koszulce- Jordan poklepał przyjaciela po ramieniu i parsknął głośnym śmiechem.
*
Rozejrzał się po ciemnej, mrożącej krew w żyłach okolicy, po której wiatr hulał według własnych upodobań, nie napotykając żadnej żywej duszy na swojej drodze. Justin bywał tu nie raz. To właśnie w tym miejscu rozpoczynał się proces istotnego handlu dla "Daredevils".
Zastukawszy w metalowe wrota, rozciągającego się przed nim, na pozór opuszczonego hangaru, przełknął gulę narastającą w jego gardle. Wspomnienia powracały do szatyna ze zwiększoną siłą, a co więcej miał wrażenie, że zagląda śmierci w oczy coraz głębiej.
- Ahh jesteś...Już myślałem, że nie przyjdziesz- powiedział mężczyzna o typowo arabskiej urodzie. Był najlepszym chirurgiem plastycznym, pracującym dla gangu.
- Barret za późno przysłał przydupasów na lotnisko- wytłumaczył prędko, ukrywając w kieszeniach spocone od stresu dłonie.
- Połóż się, już jestem gotowy do pracy - powiedział lekarz, wskazując na obskurną kozetkę stojącą na środku hali. Oświetlała ją tylko jedna, mocno rażąca w oczy lampa, która najwyraźniej była konieczna do wykonania tej roboty.
Ułożywszy się w miarę wygodnie na podziurawionym materacu, Bieber spojrzał na doktora Shamir'a mieszającego w misce gumowatą konsystencję, idealnie pasującą do jego karnacji. To zabawne jak niewiele było potrzebne do zmiany wizerunku. Wystarczyła tylko jedna utalentowana osoba, która gołymi rękoma formowała nowe kształty dla nosa, kości policzkowych oraz innych rzucających się w oczy części twarzy.
- No Jason, gotowe. Nie zdeformuj maski podczas snu- czarnowłosy poklepał brązowookiego po ramieniu, po czym odprowadził go do wyjścia i zasunął za nim bramę, zbudowaną z kilku metalowych płacht, robiąc przy tym hałasu co niemiara.
***
Przepraszam, że takie opóźnienie i za długość rozdziału, która nadal pozostawia wiele do życzenia. Byłam z bratem na nieplanowanym wyjeździe podczas którego straciłam konto google no i prawie bloga. Ale jak widać jestem!
Jeśli czytacie pozostawcie po sobie chociaż jedno słowo w komentarzu, proszę ;-) Dziękuję, za ocenę ostatniego rozdziału.
Do James.;** : W sumie Kustin to nie jest taki zły pomysł... xD
@storytellerfun
rozdział jest świetny ! i nawet nie strasz, że mogłaś stracić bloga, bo chyba bym nie przeżyła jakby zniknęło tak cudowne opowiadanie jak to. ; ) pisz dalej, a długością rozdziałów się nie przejmuj, najważniejsze jest to, że pojawiają się nowe. ; )
OdpowiedzUsuńRozdział super! Bardzo mi się podoba :D Fajnie, że nie jest taki krótki. Jestem ciekawa co zrobi Kayle, kiedy dowie się o wszystkim. I co ona tak naprawdę do niego czuje.
OdpowiedzUsuńNareszcie się doczekałam. Fajnie że nie poszłaś na ''skróty'' i nie ominęłaś lotu samolotem, podoba mi się że wszystko tak ładnie opisałaś. Każdemu przyda się odrobina przerwy w pracy, no nie? haha. Kocham ich oboje, dopełniają się pod każdym względem. Widzę że coś niezłego się szykuje, czekam cierpliwe. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚwietne.
OdpowiedzUsuńCzekam na nn !
Przepraszam, że komentarz taki krótki, ale nie mam czasu na dłuższy xoxo
+ zapraszam do siebie third-timee.blogspot.com
'skumaj, że była promocja!'
OdpowiedzUsuńWyobrazilam sobie, ze to ja tak do Ciebie lecę i normalnie umieralam ze śmiechu.
Czy tylko mnie śmieszy słowo penetracja? Hahahaha serio, to zabawne xd
Ruszaj dupę i daj mi 5 rozdział, albo Moj rosyjski garaż zapierdoli Ci Lamborgini.
POooooooozderki,
@soodrew
Czytałam:
OdpowiedzUsuń'W dupie to mam' i usłyszałam głosik w głowie, taki seksowny, który to mówi i normalnie sralam ze śmiechu, te przeżycia alkoholowe to Twoje wspomnienia? Hahahhahaha (wiesz, ze żartuje) kc i czekam na kolejny KUSTIN RULEZ buntowniki wgl, CHANNEL ZMATNOWAL NA METRO :O ZAWIODŁ MNIE...............................
Kc
@soodrew
Chcę Cię poinformować, że zostałaś przeze mnie nominowana do The Versatile blogger :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńkocham!!! :3 czekam na nastepny
OdpowiedzUsuń@Always_with_Jus
Rozdział bardzo mi się podoba, scena w toalecie... urocza, lecę do następnego rozdziału, wybacz za małe opóźnienie w czytaniu, ostatnio nie mam za dużo czasu.
OdpowiedzUsuńSuper <333
OdpowiedzUsuń