29 sierpnia 2013

Rozdział dziewiąty

               Nieprzyjemny dla uszu dźwięk przeskakujących kostek rozległ się po sypialni, w wyniku czego przez ciało brunetki przeszedł niemiły dreszcz. Nie znosiła gdy Justin strzelał palcami! Robił to zawsze gdy jego wściekłość sięgała apogeum, a mimo to starał się zachować zimną krew. Kayle mimowolnie wzruszyła ramionami, wziąwszy głęboki oddech, który miał być zapewnieniem samokontroli.
- Przestań- zażądała, odwracając się w stronę obserwującego ją szatyna.
- Bo?- chłopak zapytał z ironią, po czym zmierzył towarzyszkę wzrokiem. Jej drobne kształtne ciało naprężało się z nadmiaru wiszącego w powietrzu napięcia, jakby tylko czekało na rozpoczęcie gry wstępnej. Przecież nie od wczoraj wiadomo, że kłótnia jest najlepszym powodem do seksu. Jednak nie tym razem... Przynajmniej nie w tym momencie...
- Bo działasz mi na nerwy!-  odkrzyknęła podminowana Carter.
- Serio?- prychnął, uniósłszy do góry brew.- To miło, bo ty mnie wkurwiasz!- brązowooki podszedł do komody, z której wyciągnął czarne, mocno zwężane i opuszczane w kroku spodnie dresowe oraz co jak co, ale nie będącą w jego stylu białą, szeroką koszulkę. Rzuciwszy ubrania na łóżko, przesadnie trzasnął szufladą i spojrzał na zdezorientowaną przyjaciółkę. - Ubieraj się, wychodzimy- rozkazał oschle, zdejmując z siebie ciuchy pożyczone od Jordana.
- Gdzie?- zapytała zbita z tropu dziewczyna. Jej wzrok machinalnie utkwił na nagim, posiniaczonym torsie Biebera.
- Na przejażdżkę- złotowłosy odparł natychmiastowo, niemalże szarpiąc się ze swoim T-shirtem, który właśnie zakładał.
- Dokąd?- dociekała Kayle, przestąpiwszy z nogi na nogę.
- W dupę!- krzyknął, czerwieniejąc ze złości.- Poważnie?! Czy naprawdę sądzisz, że wywiozę Cię na jakieś odludzie i odstrzelę Ci głowę?!- naciągnąwszy spodnie na tyłek, Justin posłał towarzyszce wymowne spojrzenie.
             Brunetka westchnęła pod nosem, zaciskając usta w wąską linię. Jej czekoladowe oczy z sekundy na sekundę mieniły się coraz bardziej. Czy powinna przyznać się, że właśnie tak myślała? Że w jej oczach, jej własny przyjaciel stał się nikim innym tylko mordercą?
- A więc to prawda....- szatyn mruknął z rozczarowaniem, zakładając złoty zegarek na swój wychudzony nadgarstek. - Chcę tylko żebyś wiedziała, że przez te dwa lata odkąd jesteś razem ze mną, nie przyniosłem do domu ani pistoletu, ani czegokolwiek innego! Moim zadaniem nie jest zabijanie ludzi...- wpiął w ucho kolczyk, oraz powiesił sobie na szyi łańcuch, pasujący pod kolor zegarka, a następnie narzucił czarnego fullcap'a z Supry na swoje idealnie ułożone włosy.- Ubierz coś ciepłego...- brązowooki powiedział spokojnym tonem, podszedłszy do sztywno stojącej na środku pokoju dziewczyny. Nie musiała używać słów by wiedział jaka była wystraszona- znał ją na wylot. - I zrób coś z tym makijażem, bo Halloween dopiero za tydzień...- westchnął Bieber zanim wyszedł z sypialni.

*

            Jadąc szybko śródmiejską autostradą, co chwilę zmieniał pasy przeskakując z pierwszego na czwarty, byle wyminąć wszystkie jadące powoli auta. Poza tym musiał jakoś odreagować kłótnię z siedzącą obok Kayle, która od czasu wyjścia z domu nie odezwała się ani słowem. Dziewczyna opierała się czołem o boczną szybę i spoglądała na nieznaną dotąd dzielnicę Los Angeles. Rzadko kiedy bywała w południowej części miasta, bowiem od dzieciństwa wmawiano jej, jak bardzo jest tam niebezpiecznie.
             Spojrzawszy na szare, zaciągające się niebo, Justin nie miał już jakiejkolwiek wątpliwości, że będzie padać. W zasadzie to było wiadome od samego rana, kiedy będąc na balkonie Jordana, palił papierosa i pił kawę. Już wtedy czarne chmury napływały od strony oceanu.
- Typowa, angielska pogoda- mruknął pod nosem, kątem oka obserwując zblazowaną towarzyszkę.
- Wszystko co między nami było to fikcja, prawda?- powiedziała rozżalona, zignorowawszy wcześniejszą wypowiedź brązowookiego.- Nawet jeśli złożyliśmy obietnice, że sypiamy tylko ze sobą, pieprzyłeś inne na boku, mam rację?!- brunetka pociągnęła nosem, wypalając wzrokiem dziury w ciele śledzącego drogę chłopaka.
- Kay...- zaczął spokojnym tonem, nie mając już ochoty na kolejną sprzeczkę.
- A gdybym Ci powiedziała, że w moim życiu jest mężczyzna przystojniejszy, bardziej męski i czuły od Ciebie, że ma większego fiuta niż ty, którym mnie doskonale zadowala, to co byś powiedział, co?!- wybuchnęła Carter, nie mogąc dusić łez ani chwili dłużej.
- Można mieć większego ode mnie?- zaśmiał się szatyn, nie oderwawszy uwagi od jezdni. Nie chciał wierzyć w słowa, które właśnie usłyszał od przyjaciółki, a mimo to się zdenerwował. Co jeśli to wszystko było prawdą? Przecież był taki moment, kiedy Kayle zachowywała się co najmniej dziwnie.- Szkoda, że w porównaniu do mnie nie dotrzymałaś obietnicy...
- Dlaczego powinnam Ci uwierzyć, hm?- zmarszczyła pytająco czoło.
- Bo zawsze mówiłem Tobie prawdę, rozumiesz?!- krzyknął zjeżdżając na pobocze. Nie czuł się na siłach by dalej prowadzić samochód w przeciągu kilku najbliższych minut. Gniew owładający nad ciałem brązowookiego, wzmagał się z każdą kolejną mroczną myślą i tylko podjuszał go do jakiegokolwiek pretekstu, pod którym mógłby wyładować na czymś, lub co gorsza na kimś, swoje negatywne emocje. - Pomijając temat pracy, zawsze mówiłem Ci o wszystkim... Nie ważne jak bolesną prawdą by to było... Ale to dla Ciebie nie ma znaczenia, co nie?- z wyrzutem spojrzał na towarzyszkę, wciąż jedną ręką ściskając mocno kierownicę.
- A Twoja przeszłość?- prychnęła, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- A pytałaś kiedyś?- zapytał szeptem, postanowiwszy się uspokoić.
- Nie ma i nie było żadnego innego faceta- ciemnowłosa wzruszyła ramionami, wyglądając za okno, gdzie po chodniku szła czarnoskóra para. W żadnym wypadku ich przechadzka nie przypominała romantycznego spaceru. Chłopak szarpał bezbronną dziewczynę, okładającą go pięściami w defensywnym geście. Krzyczeli na siebie, nie szczędząc sobie przekleństw. Wtem całkiem niespodziewanie, małolat wziął do ręki niewielki kamień i na dowód swojej wściekłości, rzucił nim w Lamborghini Justina.
                Rozgniewany Bieber, bez zastanowienia wyszedł z auta i pochwycił nie przejmującego się jego obecnością agresora.
- To był zły ruch- warknął złotowłosy, spojrzawszy w rozszerzone źrenice przeciwnika, a następnie wymierzywszy mu cios w twarz. Chłopak westchnął głośno i pokręcił przecząco głową. Zdawał się w ogóle nie odczuwać bólu, jaki zadał mu szatyn, toteż podwinął rękawy swojej bluzy i splunął na bok, zanim na niego nie skoczył. Ten, zdawszy sobie sprawę, że role się odwróciły i nie jest już napastnikiem, a ofiarą,  przeklął pod nosem i z niezadowoleniem przyjął od murzyna pierwsze uderzenie, które od razu okazało się trafne, bo w niewygojoną do końca wargę.
- Pożałujesz skurwielu!- syknął Justin, czując w ustach metaliczny posmak.
            Wyślizgnąwszy się spod nie tak ciężkiego ciała młodzieńca, brązowooki uderzył go pięścią prosto w brzuch, a potem po raz kolejny przyłożył mu w twarz, nie spodziewając się w tym samym momencie kopnięcia w żebra. Nieopisywalne, nieprzyjemne uczucie, jakie poprzez promieniowanie przeszyło całe ciało Biebera, wzmogło w nim taką agresję, że bez wahania przyłożył małolatowi w czuły, męski punkt.
- Oberwiesz jeszcze raz, jak nie nauczysz się dobrze traktować kobiet- ostrzegł złotowłosy, spoglądając na zwijającego się z bólu przeciwnika.
- Sukinsyn- wycharczał czarnowłosy.
               Szatyn pociągnął za klamkę u drzwi samochodu i odczekał aż wysuną się do góry. Czasami denerwował go ten pseudo bajer, ale z drugiej strony, jakby nie było, uwielbiał to auto za każdy nawet najdrobniejszy szczegół.
- Justin...- jęknęła zapłakana Kayle, przypatrując się rozgniewanemu towarzyszowi, włączającemu silnik. Zignorował ją. Chciał jak najszybciej odjechać z tego miejsca, żeby przypadkiem ten gówniarz nie spisał rejestracji samochodu i nie zadzwonił na policję. Jednak po krótkiej chwili zastanowienia, Bieber uznał to za niedorzeczność. Jak głupi musiałby być tamten chłopak, by wezwać gliny będąc pod wpływem narkotyków?
- Witaj we Florence-Graham!- zironizował złotowłosy, stając na przejściu dla pieszych. Właściwie na tej dzielnicy ludzie nie uznawali czegoś takiego jak pasy, mimo to zatrzymał się ujrzawszy grupkę przedszkolaków czekających wraz z opiekunką na bezpieczne pokonanie ulicy. Nie oszukujmy się, każdy z nich kiedyś stanie się bandytą, pomyślał brązowooki wędrując wzrokiem za wesoło kroczącymi maluchami.
- Just...- wyszlochała Carter, chwyciwszy towarzysza za podbródek i spojrzawszy mu prosto w twarz. - Krwawisz...- przejechała palcem po jego poranionej wardze, na której jeszcze szwy nie zdążyły rozpuścić się do końca.
- Dlaczego płaczesz?- zapytał Justin, nie kryjąc swojego rozdrażnienia. Naprawdę nie chciał wyładować się na brunetce, bowiem wystarczająco już sobie dzisiaj dogryźli, ale czuł, że nie wytrzyma zbyt długo ukrywając swoje uczucia.
- Bo przestraszyłam się kiedy ten kretyn miał nad Tobą przewagę...- wyłkała, nieśmiało podwijając do góry białą koszulkę przyjaciela. Jego żebra wyglądały jeszcze gorzej niż wtedy gdy widziała je w domu.
- Są połamane...- wyznał z przykrością, wciskając pedał gazu by ruszyć z miejsca.
- Dlatego wszczynasz kolejne bójki?- Kayle uniosła do góry brwi, przyłożywszy chłodne dłonie do posiniaczonego boku chłopaka, który mimowolnie wzdrygnął się z zimna. Bez wątpienia był to przyjemny dotyk. Nieznośny ból ustąpił na krótką chwilę.
- To nie ja zacząłem- odparł Bieber, spoglądając na licznik wskazujący o dwadzieścia mil na godzinę za dużo. Posiadając Lamborghini nie potrafił stosować się do przepisów drogowych. Doprawdy trudno mu było jeździć powoli.
               Zatrzymawszy auto przy krawężniku, na jednej z ulic, wyciągnął ze stacyjki kluczyki i spojrzał do boku na Carter, wciąż wodzącą dłońmi pod jego koszulką. Jej policzki nadal były mokre od łez, a ona sama co jakiś czas pociągała nosem.
- Ejjj perełko...- Justin wyszeptał troskliwym tonem, opuszkami palców wycierając wilgotne plamy na twarzy dziewczyny.- Już dobrze...
- Gdzie my jesteśmy?- zapytała Kayle, rozejrzawszy się dookoła. Musiała jakoś zbyć szatyna, ponieważ atmosfera stawała się coraz bardziej słodka i wszystko wydawało się schodzić na dobrą drogę. Niedoczekanie!
- Zaraz zobaczysz- odparł Bieber wysiadając z samochodu. Oparłszy się o maskę, westchnął głośno i posunął wzrokiem po okolicy. Tak jak podejrzewał, nic się nie zmieniło. Jedynie budynki były jeszcze bardziej zrujnowane niż podczas jego ostatniej wizyty.
- Nigdy wcześniej nie widziałam takiej rudery jak ta- mruknęła brunetka, pokazując palcem na dwupiętrowy budynek po drugiej stronie ulicy, będący w opłakanym stanie. Farba na jego murze odchodziła płatami, a jakby tego było mało, cały parter był pomazany sprayem. W ogóle nie przypominało to graffiti... Co więcej, w niektórych oknach były wstawione metalowe kraty bądź drewniane deski, które i tak zostały powyłamywane.
- Ja też nie- brązowooki przytaknął ponurym tonem, przypominając sobie nagle całe swoje dzieciństwo, w tym również niedzielne, rodzinne wizyty w lodziarni, będącej na parterze tej "rudery", jak to nazwała jego towarzyszka.- Chodźmy...- mruknął chłopak, kierując się w stronę dobrze mu znanego obiektu.
               Otworzywszy kluczem metalowe drzwi, złotowłosy wprowadził Carter na śmierdzącą papierosami, a nawet i moczem, klatkę schodową. Dziewczyna zatknęła usta oraz nos, przeczuwając, że lada moment zwymiotuje, jeśli smród podrażni jej nozdrza jeszcze odrobinę.
- Do góry- powiedział Justin bez jakiegokolwiek entuzjazmu. Powoli wchodził na piętro, pokonując stopień za stopniem. Dopiero gdy zatrzymał się przy drewnianych drzwiach, odkluczył je prędko i wprowadził przyjaciółkę do środka.
- Julian dziecko, gdzieś ty był?!- krzyknęła kobieta, wychodząc w fioletowym, umorusanym fartuchu.- Justin?! Synku!- jęknęła wzruszona, po czym podeszła do o wiele wyższego od siebie szatyna i wtuliła się w jego ciało.
- Cześć mamo- zaśmiał się, głaskając jej długie, brązowe włosy, wpadające w bordo.- Poznaj moją przyjaciółkę Kayle- ustąpił na bok, ukazując zszokowaną całą sytuacją dziewczynę.
- Dzień dobry- brunetka kiwnęła głową, wyciągając dłoń do szeroko uśmiechniętej kobiety.
- Witaj kochanie! Jestem Pattie, miło Cię poznać- pani Bieber przytuliła nieco niższą od siebie Carter.- Nawet nie wiecie jak się cieszę, że przyszliście! Chodźcie, właśnie robię naleśniki- powiedziała entuzjastycznie, kierując się w stronę kuchni, z której dochodziły odgłosy typowe dla pieczenia.
               Ciemnowłosa nieśmiało ściągnęła swoje białe wedge sneakers1 od Marc Jacobs'a i ustawiła je w rządku pod ścianą. Musiała przyznać, że czuła się naprawdę nieswojo, mając buty o wartości większej niż kilka tych par stojących obok.
- O czym myślisz?- wyszeptał szatyn, opierając się o framugę.
- Że mogłeś mnie uprzedzić dokąd jedziemy- wymruczała, założywszy ręce na piersiach. Kayle była typem osoby, która nie lubiła przychodzić do kogoś w gościnę z gołą ręką, a już szczególnie nie podczas pierwszej wizyty.
- Zmieniłoby to coś?- brązowooki uniósł do góry brew i zaśmiał się kpiąco.
- Gdybym wiedziała to bym wzięła chociażby puszkę ciastek dla Twojej mamy- wysyczała wściekle, próbując ominąć stojącego w przejściu Justina.
- To jest Florence-Graham, a nie Twoje arystokratyczne klimaty- prychnął chłopak, pochyliwszy się nad uchem przyjaciółki.
- Przepuść mnie, bo nie mam jakiejkolwiek ochoty by rozmawiać z takim imbecylem jak ty...- Carter uderzyła barkiem w przyparte do futryny przedramię Biebera, które zsunęło się pod wpływem uderzenia. Znowu zaczynał grać na jej nerwach i gdyby nie obecność jego matki, zapewne wygarnęłaby mu wszystko, bez wyjątku.
               Weszła do skromnie urządzonej kuchni i uśmiechnęła się pod nosem na widok Pattie wkładającej całe swoje serce w robienie naleśników. Mimo, że Kayle w ogóle jej nie znała, miała wrażenie, że gotowanie było dla tej kobiety przyjemnością, a przede wszystkim latami praktyki.
- Pomóc Pani?- brązowooka zapytała cicho.
- Proszę mów mi Pattie. Nie jestem aż taka stara...- pani Bieber zachichotała zwinnie faszerując placki twarogiem.
- Dobrze- odparła speszona dziewczyna.- Pomóc Ci w czymś?
- Możesz wyciągnąć wodę z lodówki- odparła pochłonięta pracą kobieta, na co Carter przytaknęła głową i podeszła do chłodziarki wydającej przeraźliwe dźwięki, niczym samolot rozpędzający się na pasie startowym. Otworzywszy skrzypiące drzwiczki, Kayle niemalże pobladła ujrzawszy jedynie stojący na najwyższej półce słoik pikli, pół kostki masła, karton mleka oraz trzy puszki tuńczyka, nie pomijając butelki z wodą, którą prędko chwyciła i postawiła na stole.
- Wszystko w porządku?- zapytała zatroskana Pattie, położywszy na stole talerz z naleśnikami.- Może usiądziesz?- pogłaskała brunetkę po ramieniu, patrząc na nią swoimi dużymi, zielonymi oczami. Niesamowite, jak bardzo różniło się jej spojrzenie od czekoladowego spojrzenia Justina.
- Nic mi nie jest...- odparła dziewczyna, wysilając się na uśmiech.
- A co ma być?- zapytał zdezorientowany szatyn, wszedłszy do kuchni.
- Kayle słabo wygląda...- wytłumaczyła kobieta, wycierając z podłogi mąkę, którą najprawdopodobniej rozsypała już wcześniej, podczas przygotowywania naleśnikowej masy.
- Jesteś pewna, że wszystko gra?- chłopak podszedł do opierającej się o stół Carter i założył za jej ucho opadający kosmyk włosów. Doprawdy byłby już martwy gdyby wzrok mógł zabijać. Jego udawana opiekuńczość była wręcz przesadzona przez co na myśl brunetki nasuwała się teoria, że Bieber przywiózł ją tutaj tylko po to by rozluźnić napiętą atmosferę.
- Daruj sobie- Kayle wycedziła szeptem przez zęby, tak by usłyszał to tylko Justin, a następnie usiadła na krześle po drugiej stronie stołu.
             Speszony chłopak, zajął miejsce naprzeciw przyjaciółki i uśmiechnął się do niej posępnie.
- Mamo, nie powinnaś być teraz w pracy?- zapytał, wiercąc się na krześle.
- Mam dzisiaj nocną zmianę- kobieta odparła, patrząc to na przyjaciółkę syna, to na przygotowany posiłek. Carter skinęła głową i chwyciwszy za widelec, nałożyła sobie na talerz najmniejszego naleśnika. Nie dość, że z tych wszystkich nerwów nie była głodna, to jeszcze nie miała serca by obżerać się u kogoś, kto jak podejrzewała, ledwo co wiązał koniec z końcem.
- A jak Julian?- kontynuował Justin, spoglądając na zasiadającą do stołu matkę.
- Nie potrafię z nim rozmawiać...- Pattie wzruszyła ramionami, tłumiąc w sobie łzy. Nawet jeśli na zewnątrz była niewzruszona, to od środka zżerało ją poczucie winy za popełnienie rodzicielskiego błędu, którego nie potrafiła dostrzec.- Dyrekcja grozi, że zostanie wydalony ze szkoły, ale on nie wydaje się tym przejmować- kobieta zakryła drżące usta wierzchem swojej drobnej dłoni.- Błagam Cię dziecko, porozmawiaj z nim...- jęknęła, odwracając się do boku, by Kayle nie musiała widzieć jej łez bezsilności.
- Mamo...- szatyn westchnął cicho, pogładziwszy jej chłodną dłoń spoczywającą na stole.- Obiecuję, że odbędę z nim męską rozmowę, jak tylko wróci do domu, dobrze?- uśmiechnął się lekko, kątem oka zerkając na przyglądającą się scenie Carter, która uśmiechała się mimowolnie.
- Liczę na Ciebie synku...- odparła Pattie, odkroiwszy sobie kawałek naleśnika.- A więc Kayle... Studiujesz?- zapytała, zanim wzięła do ust pierwszego kęsa.
- Nie- dziewczyna pokręciła głową z uśmiechem.- Pracuję jako podniebna stewardess'a.
- Nie miałam pojęcia, że Justy jest taki lotny- pani Bieber odpowiedziała ze śmiechem, spoglądając na zarumienionego chłopaka.
- Mamo, proszę Cię... Nie rób mi wstydu- brązowooki jęknął pod nosem, nie odrywając wzroku od chichoczącej Kayle, która posłała towarzyszowi pełne pogardy spojrzenie, gdy tylko zorientowała się, że ją obserwował.
              Justin odepchnął się krzesłem od stołu i cisnął widelcem o talerz, robiąc przy tym nie mało hałasu, a następnie wściekłym, ciężkim krokiem wymaszerował z kuchni i zamknął się w jednym z pokoi, mocno trzaskając drzwiami.
- Aż tak go uraziłam?- zapytała przejęta całym zajściem Pattie.
- Nie, skądże- zapewniła brunetka, wziąwszy do ust kolejny kęs naleśnika.- Zdradzisz mi co jest tym tajemniczym składnikiem, który dodaje temu wszystkiemu smaku?- poprosiła delektując się posiłkiem.
- Odrobina cukru waniliowego- kobieta zachichotała pod nosem.- Gotujesz?
- Staram się, kiedy mam wolną chwilę, czyli naprawdę rzadko- westchnęła Carter, upiwszy łyka wody, ze szklanki którą chwilę wcześniej wręczyła jej pani Bieber.- Pracuję przez pięć dni w tygodniu i na pozostałe dwa wracam do domu...- odstawiła napój na ceratę wyłożoną na stole.
- Rozumiem co masz na myśli-  zielonooka przytaknęła głową.- Pracuję dzień w dzień po dwanaście godzin... Gdyby nie Julian, pewnie nie opłacałoby mi się gotować dla samej siebie, choć ostatnimi czasy tak to właśnie wygląda- zacisnęła usta w wąską linię i westchnęła głośno, spoglądając na Kayle kończącą jeść swoją porcję.- Jednak warto pamiętać, że kobieta bez względu na wysokość swojej pensji, powinna być niezależna finansowo od mężczyzny.
- Obowiązkowo... Dziękuję było przepyszne- odparła brunetka, podniósłszy się z krzesła by zanieść swoje brudne naczynia i umyć je w zlewie.
- Zostaw je, potem pozmywam- rozkazała Pattie, podrywając się z miejsca. Doceniała grzeczność swojego gościa, jednak nie chciała jej nadużywać.
               Wtem po mieszkaniu rozległ się łomot, a po nim dwa kolejne huki. Zdziwiona Carter spojrzała pytająco na swoją towarzyszkę, która w porównaniu do niej nie przejęła się zaistniałą sytuacją.
- Pokłóciliście się?- zapytała niewzruszona kobieta.
- Czemu tak sądzisz?- Kayle zerknęła przez ramię na panią Bieber, szorując gąbką czysty już talerz.
- Bo znam swoje dziecko bardziej niż ktokolwiek inny i wiem, że gdy się wścieknie, niszczy wszystko co stanie na jego drodze- wyjaśniła, wyciągając myjkę z rąk zaskoczonej brunetki.- Może nie powinnam Ci tego mówić, ale Justin nigdy nie przyprowadził do domu żadnej dziewczyny...- westchnęła, podając brązowookiej ręcznik, w który mogłaby wytrzeć mokre dłonie.- Nie oszukujmy się. Widziałam w jaki sposób na Ciebie patrzy i jeśli mam być szczera, jestem zazdrosna, że to już nie ja jestem jego "świętością"- Pattie oparła się o blat, spojrzała na zmieszaną Kayle i posłała jej nikły uśmiech, nie chcąc znowu uronić kilku łez.
- Pójdę sprawdzić co u Justina- Carter wyszeptała po krótkiej chwili namysłu po czym odwróciła się na pięcie i wyszła z kuchni.
- Pierwsze drzwi na prawo- poinformowała kobieta, zauważywszy zakłopotanie stojącej na korytarzu ciemnowłosej, która ukrywała swój strach przed samą sobą. Ona nie miała nawet pojęcia jak zacząć rozmowę ze swoim przyjacielem! Swoją drogą, czy aby na pewno zasługiwał on nadal na to miano?
              Zastukawszy w drewnianą powierzchnię, brunetka mocno zagryzła swoją dolną wargę, a potem zwilżyła ją językiem, kiedy poczuła w buzi metaliczny posmak. Justin zdawał się nie słyszeć pukania, lub postanowił je zignorować, toteż niepewnie otworzyła drzwi i weszła do środka. W pokoju panował mrok, bowiem niebo nad Los Angeles było już całkowicie zachmurzone. Mimo to, Kayle rozejrzała się po pomieszczeniu, którego trzy ściany były pomalowane na granatowo, a jedna na biało. Był na niej namalowany duży, czarny motocykl, jak podejrzewała, wykonany przez Biebera. Miał talent do rysowania i to nie przeciętny...
- Justin?- jęknęła cicho, widząc palącego papierosa chłopaka. Szatyn siedział na parapecie przy otwartym na oścież oknie i pozwalał chłodnemu wiatrowi uderzać o swoje plecy odziane jedynie cienką, bawełnianą koszulką.
- Zaskoczona, co?- prychnął, mocno zaciągając się nikotyną.- Justin, którego podejrzewałaś o pochodzenie z bogatego domu, okazuje się być śmieciem z tej rudery...
- Nie mów tak- dziewczyna powiedziała łagodnym głosem, pokręciwszy przecząco głową.
- Sama tak powiedziałaś- wzruszył ramionami, nabierając do płuc kolejną dawkę szkodliwego dymu.- I uważam, że masz rację...
- Nie mów tak!- zażądała Carter, usiadłszy na drewnianym łóżku. - Masz cudowną rodzinę, która Cię kocha- dodała po chwili milczenia. Przed oczami brunetki przeleciały poszczególne momenty z jej własnego życia, tak jakby były wycięte z jakiegoś długometrażowego filmu. Radosna, trzyosobowa rodzina- mama, tata i mała Kayle, potem po śmierci mamy była już tylko nastolatka i ojciec, a na sam koniec nastąpiła kłótnia, która doprowadziła do żalu i wydziedziczenia dziewczyny.
- Nie prawda... Mam tylko mamę i potrzebującego ojcowskiej miłości brata, który nie jest w stanie zrozumieć, że pewien skurwiel zostawił nas dla jakiejś dziwki! Nie zastanowił się nad tym, że nasza trójka zacznie głodować! Że w wieku czternastu lat będę musiał pracować na plantacji pomarańczy, a cztery lata później skończę swoją edukację! Od zawsze miał nas głęboko w dupie i nie pomyślał o tym, żeby dać na nas chociażby centa! - krzyknął Justin, zaciskając mocno pięści. Nie znosił wspominać o swoim ojcu, którego z całego serca nienawidził. Mało tego... Gdyby spotkał go na ulicy, zapewne nie zawahałby się przed zabiciem go gołymi rękoma.
              Szatyn wyrzucił peta za okno, po czym wyciągnął z paczki kolejnego papierosa i wsunął go pomiędzy swoje sine oraz drżące wargi. Zająwszy płomieniem końcówkę skręta, uśmiechnął się z zadowoleniem i wessał powietrze do płuc, aby przypadkiem nie zgasł żar.
- Nie jestem w mafii, bo tak mi się podoba...- Justin wytłumaczył po chwili milczenia, rzuciwszy zieloną zapalniczkę na swoje stare, jak zwykle zabałaganione biurko. W sumie nie zdziwiłby się, gdyby mimo upływu sześciu lat, wciąż leżały na nim materiały potrzebne do szkoły. Od zawsze gromadził w tym miejscu wszystkie rzeczy, którym nie potrafił nadać konkretnego lokum, lub gdy nie miał gdzie ich upchnąć.
              Złotowłosy utkwił wzrok w białym, popękanym suficie, czując, że gula narastająca w jego gardle lada moment osiągnie wystarczających rozmiarów by mógł się przez nią udławić.- Przemycam narkotyki i ryzykuję życie, bo chcę mieć pewność, że mamie i Jules'owi niczego nie brakuje. Bo nie chcę już być chłopcem z getta, którego na nic nie stać! Wiesz ile nocy przepłakałem jako dzieciak z tego powodu?- głos złotowłosego znacznie się załamał, co nie umknęło uwadze Carter. Dziewczyna podniosła się niepewnie z łóżka i wzdrygnęła się z zimna, gdy wiatr przemierzył niewielki pokój i otulił chłodem jej drobne ciało.- Zawsze zazdrościłem tym z bogatej części miasta, bo tak cholernie się od nich różniłem... Już rozumiesz dlaczego nigdy nie wspominałem o moim życiu?- brązowooki wydukał po cichu i naumyślnie upuścił na ziemię papierosa, który wypalił w dywanie małą dziurkę. Mimo, że Kayle szybko podbiegła, podniosła go i wyrzuciła przez okno, na materiale został ślad, niewiele różniący się od tego, który zatarł się w pamięci Biebera.
- Justin...- wyszeptała zakłopotana brunetka, stanąwszy tuż przed łkającym towarzyszem. Jego karmelowe włosy były rozczochrane, a mimo to dodawały mu uroku. Według Carter, właśnie w takim wydaniu szatyn był najbardziej pociągający. - Proszę Cię, nie płacz, bo i ja zacznę...
- Przepraszam Kay...- wyszlochał, patrząc na stojącą przed nim przyjaciółkę. Jej chude ciało dygotało z zimna, toteż chłopak postanowił przytulić ja do siebie, licząc się z odmową, której o dziwo nie doczekał.- Przepraszam, że Ciebie zawiodłem i utrzymywałem w niewiedzy...
- Po prostu obiecaj mi, że skończysz z tym bagnem- poprosiła drżącym głosem, który grzązł i dosłownie ranił jej gardło.- Obiecaj mi to...- powtórzyła, zaciągając się perfumami szatyna. Sama sprezentowała mu je na ostatnie urodziny i dosłownie wariowała na ich punkcie, a już w szczególności, gdy mieszały się one z zapachem Justina.
- To nie takie proste...- powiedział cichutko, nachylając się nad twarzą przyjaciółki. Potrzebował jej bliskości bardziej niż kiedykolwiek indziej. Pragnął każdego skrawka jej ciała, a zwłaszcza tych aksamitnych, malinowych ust, które w końcu odważył się pochwycić w swoje. Delikatnie pieścił je językiem i przygryzał raz po raz, nie mogąc powstrzymać dumnego uśmiechu wkradającego się na jego twarz. Jeszcze nigdy w życiu nie tęsknił za kimś tak bardzo jak za Kayle przez ostatnie cztery tygodnie.
              Nie przerywając pocałunku, złotowłosy chwycił Carter za pośladki i podniósł ją do góry, chcąc by oplotła nogami jego biodra. Niestety w zamian, dziewczyna przyłożyła dłonie do torsu chłopaka i odepchnęła go od siebie.
- Just...- wyjąkała, nie będąc pewna czy to aby odpowiedni moment na takie wyznanie.
- Hmmm...?- wymruczał, przygryzając swoją dolną wargę.
- Musimy się rozstać- brunetka oznajmiła poważnym tonem, spoglądając w oczy towarzysza, które w przeciągu kilku sekund utraciły blask, a sam chłopak stanął w miejscu jak wryty.

***
1  wedge sneakers- buty sportowe na koturnie

Spodziewaliście się takiej przeszłości Biebera? Czy może Kayle znowu was zaskakuje? 
Przepraszam, że rozdział taki długi, ale nie chciałam kończyć go we wcześniejszym wątku. 
Dziękuję za 16 komentarzy, choć wiem, że stać was na więcej. CZYTASZ = KOMENTUJESZ !!!
Pozdrawiam @storytellerfun

17 komentarzy:

  1. niesamowity :3 i bardzo dobrze ze dlugi :D czekam na nastepny
    @Always_with_Jus

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieeeeeeee dlaczego? Co ona odwala!
    Świetny rozdział i dobrze, że dłuuuugi :))

    @ameneris

    OdpowiedzUsuń
  3. właśnie świetnie, że długi. Chciałabym żeby wszystkie były takie długie :) i o jezu pisz jak najszybciej nowy bo chce wiedziec co dalej <#

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow. Uwielbiam tego bloga <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajebisty. Natalka

    OdpowiedzUsuń
  7. O mój Boże świeeetne <33

    OdpowiedzUsuń
  8. świetny rozdział *o*
    i fajnie że długi ;)

    jaka końcówka :o
    jshdgjkhsg *.*

    czekam na kolejny ;)
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Niesamowity rozdział, piękny, cudowny i nie wiem no, świetny. Uwielbiam tego bloga, kocham to jak piszesz! :*
    Pozdrawiam, Pey.
    [thieves-of-hearts.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekaj, czekaj, jakie rozstać? No ona sobie chyba żarty stroi? Kolejny raz mnie zaskakujesz. Nie sądziłam że Justin ma taką przeszłość, taką okropną. Ale oni nie mogą się rozstać, są sobie pisani, bez takich mi tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  11. cudownie piszesz! czekam na następny rozdział :D zapraszam do siebie ;* http://badstory-cher.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie mogę się doczekac następnego *.*

    OdpowiedzUsuń
  13. O jaa .. biedny Justin . Blagam.. co powie Kayla ? Kiedy nastepny ? Hdrigeyhvcujv *.*

    OdpowiedzUsuń