Na wpół śpiąc, wytężył słuch który albo go mylił, albo naprawdę odbierał klaksony samochodów, turkot silników, denerwujące melodyjki sygnalizacji świetlnych- bijące w mieście tętno. Nie wierząc swojemu zmysłowi, Justin powoli otworzył oczy i zamrugał kilkakrotnie, aby pozbyć się zlanego w jedność, jasnego obrazu, jaki po chwili przeistoczył się w bardzo dobrze znane mu miejsce. Jasne, skórzane fotele poustawiane nieopodal należącej do kompletu kanapy, na której właśnie spoczywał oraz ogromny telewizor i zestaw kina domowego podwieszone na polakierowanej na czarno ścianie, pomogły szatynowi upewnić się, że był w salonie Jordana.
Uniósłszy się na łokciu, syknął głośno, czując jak nieznośny ból ogarnia jego lewą część klatki piersiowej.
- Nie wstawaj- rozkazał murzyn, natychmiastowo pojawiając się u boku przyjaciela.
- Jo...- jęknął Bieber, mimowolnie unosząc kąciki swoich ust ku górze, czego również pożałował kiedy jego poranione wargi naciągnęły się zbyt mocno. West uspokajająco pogłaskał towarzysza po ramieniu, a następnie chwycił za szklankę wody i pomału go napoił. - Odbiłeś mnie- brązowooki wyszeptał po chwili.
- Też byś to dla mnie zrobił- odparł cicho, próbując odgonić od siebie widok krwawiącego, nieprzytomnego przyjaciela leżącego na zimnym cemencie. Szczęście w nieszczęściu, że zdążył tam dotrzeć zanim wrogowie nie skopali Justina na śmierć. Naprawdę niewiele brakowało...
- Co z Golden Guns?- zapytał szatyn ostrożnie przewracając się na prawy bok..
- Po kłopocie- czarnowłosy wzruszył ramionami.- Kilku zabiłem idąc Tobie na ratunek, a resztę dopadło Daredevils gdy następnego dnia próbowali uciec z miasta.
- Należało się skurwielom- odparł głosem przepełnionym jadem, obserwując Jordana podnoszącego się z puszystego, owczego dywanu. Ramię chłopaka było owinięte bandażami, a mimo wszystko krew przebiła opatrunki. - Kulka?
- Ta, to nic takiego- wysapał usadawiając się na czarnym, szklanym stoliku, który dziwnym trafem był zawsze olśniewająco czysty. - W porównaniu do Ciebie...- dodał po chwili obserwacji nabrzmiałej twarzy złotowłosego. Fioletowo-brązowy siniak w okolicy jego kości policzkowej z dnia na dzień coraz bardziej rozlewał się po całej buzi, a pozszywana dolna warga niemalże wciąż puchła w oczach. - Ściągnąłem tu Finn'a... Mówi, że masz połamane trzy żebra, a tak to po prostu jesteś poobijany do granic możliwości.
- Poobijany czy nie, pomóż mi wstać bo muszę się w końcu wykąpać- Bieber westchnął ze zrezygnowaniem.
Chwyciwszy za wyciągnięte ręce murzyna, szatyn podciągnął się do pionu i ścisnął je kurczowo, gdy na krótką chwilę zrobiło mu się ciemno przed oczami.
- W porządku?- zapytał West, przytrzymawszy osłabionego towarzysza, który wyglądał jeszcze bladziej niż przed chwilą. Szczerze wątpił, że Justin ma wystarczająco siły by chociaż wziąć prysznic.
- Jest okay...- odparł niemrawo, pomału kulejąc w stronę łazienki.
- Weź sobie z garderoby ręcznik i coś do ubrania- przypomniał czarnowłosy, kierując się w stronę kuchni.
- Ta, ta, jasne- wymamrotał brązowooki zaciskając mocno szczękę. Z każdym kolejnym pokonywanym krokiem, ból przeszywał jego ciało z coraz większym natężeniem. Mam nadzieję, że ci skurwiele smażą się za to w piekle, pomyślał chłopak wspominając swoich oprawców. Dziwne, lecz świadomość, że "Golden Guns" było już martwe, dawała mu ukojenie dla umysłu. Bo co jak co, ale byłby kompletnym głupcem gdyby nie przyznał się do strachu jaki był jego stałym uczuciem podczas przebywania w niewoli.
Zmierzył wzrokiem półki, na których leżały równiutko poukładane ubrania Jordana. Koszulki miały swoje oddzielne kupki, tak jak i spodnie, czyli coś co w szafie Biebera tak naprawdę nigdy nie miało prawa bytu. Zazwyczaj wszystko było pomięte i upchnięte na jedną stertę, co bardzo przeszkadzało Kayle, która musiała dzielić szafę ze swoim przyjacielem. Zdarzało się, że widząc wyprasowane przez nią rzeczy będące w sponiewieraniu, dostawała ataku szału. Nie znosiła gdy ktoś nie szanował jej pracy!
Ściągnąwszy z półki pierwsze lepsze bokserki, spodnie dresowe oraz biały T-shirt, przyjrzał się im dokładnie, zastanawiając się czy są na tyle duże by mógł je ubrać. West nie był o wiele niższy od Justina, jednak rozbudowa ich mięśni znacznie się różniła.
- Robię na śniadanie jajecznicę, reflektujesz?!- murzyn krzyknął zza drzwi.
- No kurwa, pewnie że chcę! Nie pamiętam kiedy ostatnio coś jadłem- odparł szatyn, popchnąwszy szklane drzwi aby wejść do łazienki prosto z garderoby. Bez jakiegokolwiek zastanowienia, zdjął swoje brudne, niezmiennie od kilkudziesięciu dni noszone ciuchy, a następnie wszedł pod prysznic, uważając na śliską powierzchnię pod swoimi stopami. Wolał być ostrożny, bowiem raz już udało mu się fiknąć koziołka, kiedy wchodził właśnie do tego oto brodzika. Z drugiej strony brązowooki nie mógł tego też brać sobie tak do serca. Wtedy stało się to tylko i wyłącznie dlatego, że był mocno wstawiony.
Odkręcił kurki z wodą i pochylił głowę do przodu, pozwalając ciepłym strumieniom spływać po obtłuczonym ciele, które nawet pod wpływem dotyku cieczy zaczynało odczuwać dyskomfort. Mimo to Bieber delektował się obecną chwilą, rozprowadzając mandarynkowo-kardamonowy żel po swojej skórze oraz włosach. Tworząca się piana powoli spływała po wgłębieniach między jego wyrzeźbionymi na siłowni mięśniami. Była płynna i lekka, tak jak dotyk Kayle, kiedy wodziła opuszkami swoich palców po wrażliwym ciele chłopaka.
Stojąc bezpośrednio pod natryskiem, aby opłukać się z mydlin, Justin jęknął głośno i oparł się czołem o zimne kafelki. Niestety znowu żebra ucisnęły płuca, nie pozwalając na zaczerpnięcie głębszych oddechów.
- Boże...- wyszeptał, po omacku przekręcając metalowe kurki.
Pchnąwszy drzwi kabiny prysznicowej, szatyn sięgnął po wiszący nieopodal ręcznik, a następnie niedbale przetarł nim swoje mokre ciało. Nawet jeśli nie był do końca suchy, ubrał ciuchy, które przed kąpielą położył na koszu z brudną bielizną, a potem pełen obaw podszedł do lustra. Tak jak się spodziewał, wyglądał tragicznie. Siniaki oraz zadrapania na twarzy w połączeniu z kilkutygodniowym zarostem, prezentowały się nie najlepiej i na całe szczęście Carter nie zdążyła go ujrzeć w takim stanie. Byłaby zdruzgotana i spanikowana, o ile w ogóle rozpoznałaby swojego przyjaciela w tym zmarnowanym mężczyźnie przypominającym z wyglądu pustelnika.
- Jo, gdzie masz golarkę?- krzyknął na tyle głośno by West go usłyszał, i na tyle ile sam mógł sobie pozwolić.
- Co z Golden Guns?- zapytał szatyn ostrożnie przewracając się na prawy bok..
- Po kłopocie- czarnowłosy wzruszył ramionami.- Kilku zabiłem idąc Tobie na ratunek, a resztę dopadło Daredevils gdy następnego dnia próbowali uciec z miasta.
- Należało się skurwielom- odparł głosem przepełnionym jadem, obserwując Jordana podnoszącego się z puszystego, owczego dywanu. Ramię chłopaka było owinięte bandażami, a mimo wszystko krew przebiła opatrunki. - Kulka?
- Ta, to nic takiego- wysapał usadawiając się na czarnym, szklanym stoliku, który dziwnym trafem był zawsze olśniewająco czysty. - W porównaniu do Ciebie...- dodał po chwili obserwacji nabrzmiałej twarzy złotowłosego. Fioletowo-brązowy siniak w okolicy jego kości policzkowej z dnia na dzień coraz bardziej rozlewał się po całej buzi, a pozszywana dolna warga niemalże wciąż puchła w oczach. - Ściągnąłem tu Finn'a... Mówi, że masz połamane trzy żebra, a tak to po prostu jesteś poobijany do granic możliwości.
- Poobijany czy nie, pomóż mi wstać bo muszę się w końcu wykąpać- Bieber westchnął ze zrezygnowaniem.
Chwyciwszy za wyciągnięte ręce murzyna, szatyn podciągnął się do pionu i ścisnął je kurczowo, gdy na krótką chwilę zrobiło mu się ciemno przed oczami.
- W porządku?- zapytał West, przytrzymawszy osłabionego towarzysza, który wyglądał jeszcze bladziej niż przed chwilą. Szczerze wątpił, że Justin ma wystarczająco siły by chociaż wziąć prysznic.
- Jest okay...- odparł niemrawo, pomału kulejąc w stronę łazienki.
- Weź sobie z garderoby ręcznik i coś do ubrania- przypomniał czarnowłosy, kierując się w stronę kuchni.
- Ta, ta, jasne- wymamrotał brązowooki zaciskając mocno szczękę. Z każdym kolejnym pokonywanym krokiem, ból przeszywał jego ciało z coraz większym natężeniem. Mam nadzieję, że ci skurwiele smażą się za to w piekle, pomyślał chłopak wspominając swoich oprawców. Dziwne, lecz świadomość, że "Golden Guns" było już martwe, dawała mu ukojenie dla umysłu. Bo co jak co, ale byłby kompletnym głupcem gdyby nie przyznał się do strachu jaki był jego stałym uczuciem podczas przebywania w niewoli.
Zmierzył wzrokiem półki, na których leżały równiutko poukładane ubrania Jordana. Koszulki miały swoje oddzielne kupki, tak jak i spodnie, czyli coś co w szafie Biebera tak naprawdę nigdy nie miało prawa bytu. Zazwyczaj wszystko było pomięte i upchnięte na jedną stertę, co bardzo przeszkadzało Kayle, która musiała dzielić szafę ze swoim przyjacielem. Zdarzało się, że widząc wyprasowane przez nią rzeczy będące w sponiewieraniu, dostawała ataku szału. Nie znosiła gdy ktoś nie szanował jej pracy!
Ściągnąwszy z półki pierwsze lepsze bokserki, spodnie dresowe oraz biały T-shirt, przyjrzał się im dokładnie, zastanawiając się czy są na tyle duże by mógł je ubrać. West nie był o wiele niższy od Justina, jednak rozbudowa ich mięśni znacznie się różniła.
- Robię na śniadanie jajecznicę, reflektujesz?!- murzyn krzyknął zza drzwi.
- No kurwa, pewnie że chcę! Nie pamiętam kiedy ostatnio coś jadłem- odparł szatyn, popchnąwszy szklane drzwi aby wejść do łazienki prosto z garderoby. Bez jakiegokolwiek zastanowienia, zdjął swoje brudne, niezmiennie od kilkudziesięciu dni noszone ciuchy, a następnie wszedł pod prysznic, uważając na śliską powierzchnię pod swoimi stopami. Wolał być ostrożny, bowiem raz już udało mu się fiknąć koziołka, kiedy wchodził właśnie do tego oto brodzika. Z drugiej strony brązowooki nie mógł tego też brać sobie tak do serca. Wtedy stało się to tylko i wyłącznie dlatego, że był mocno wstawiony.
Odkręcił kurki z wodą i pochylił głowę do przodu, pozwalając ciepłym strumieniom spływać po obtłuczonym ciele, które nawet pod wpływem dotyku cieczy zaczynało odczuwać dyskomfort. Mimo to Bieber delektował się obecną chwilą, rozprowadzając mandarynkowo-kardamonowy żel po swojej skórze oraz włosach. Tworząca się piana powoli spływała po wgłębieniach między jego wyrzeźbionymi na siłowni mięśniami. Była płynna i lekka, tak jak dotyk Kayle, kiedy wodziła opuszkami swoich palców po wrażliwym ciele chłopaka.
Stojąc bezpośrednio pod natryskiem, aby opłukać się z mydlin, Justin jęknął głośno i oparł się czołem o zimne kafelki. Niestety znowu żebra ucisnęły płuca, nie pozwalając na zaczerpnięcie głębszych oddechów.
- Boże...- wyszeptał, po omacku przekręcając metalowe kurki.
Pchnąwszy drzwi kabiny prysznicowej, szatyn sięgnął po wiszący nieopodal ręcznik, a następnie niedbale przetarł nim swoje mokre ciało. Nawet jeśli nie był do końca suchy, ubrał ciuchy, które przed kąpielą położył na koszu z brudną bielizną, a potem pełen obaw podszedł do lustra. Tak jak się spodziewał, wyglądał tragicznie. Siniaki oraz zadrapania na twarzy w połączeniu z kilkutygodniowym zarostem, prezentowały się nie najlepiej i na całe szczęście Carter nie zdążyła go ujrzeć w takim stanie. Byłaby zdruzgotana i spanikowana, o ile w ogóle rozpoznałaby swojego przyjaciela w tym zmarnowanym mężczyźnie przypominającym z wyglądu pustelnika.
- Jo, gdzie masz golarkę?- krzyknął na tyle głośno by West go usłyszał, i na tyle ile sam mógł sobie pozwolić.
*
Kierowca taksówki był miłym, starszym mężczyzną, który próbował zagadać wyraźnie strapioną brunetkę. Jednak ona nie była skora do rozmowy. Na każde jedno z jego pytań odpowiadała krótko, ale wciąż uprzejmie. W pewnym momencie staruszek już nawet przestał naciskać, zauważywszy, że pasażerka przygląda się widokom za oknem. Znowu myślała o brązowookim chłopaku, za którym mimowolnie obumierała z tęsknoty niczym wyciągnięty z wody kwiat. Każdego razu, kiedy wracała z pracy do domu, przeżywała to samo. Zawód, że mieszkanie jest puste i nie usłyszy zaraźliwego śmiechu swojego przyjaciela, bądź jego głośnych krzyków.
Wyciągnęła z torebki telefon i wyłączyła tryb samolotowy, który uruchomiła pięć dni temu, gdy wylatywała do Londynu. Nie chciała stresować się w pracy jeszcze bardziej niż była, a zero wiadomości i telefonów od Biebera tylko pogorszyłoby sprawę.
- Dziękuję- uśmiechnął się mężczyzna, gdy Carter podała mu sześćdziesiąt dolarów. Jeżdżąc taksówką w to samo miejsce dwa razy w tygodniu, cena przejazdu dość szybko utkwiła jej w pamięci.
- Do widzenia- powiedziała z zamyśleniem, uprzednio wyciągnąwszy z bagażnika swoją małą walizeczkę.
Zmierzając do wejścia na hall wieżowca, dziewczyna wsłuchiwała się w rytmiczny stukot swoich obcasów. Po chwili, jego równomierne tempo przerwał dzwonek telefonu, który ciemnooka wciąż nieświadomie trzymała w dłoni.
- Słucham?- zapytała, zdawszy sobie sprawę, że z pośpiechu nie sprawdziła nawet kto dzwonił.
- Cześć Kayle- dobiegł ją charakterystyczny, nosowy głos Jordana.- W końcu dodzwoniłem się do Ciebie- westchnął.
- Coś się stało?- zapytała poddenerwowanym tonem, mocno wciskając metalowy guzik zamontowany w kamiennej ścianie.
- Od kilku dni jest u mnie Justin- oznajmił, na co oczy brunetki znacznie się poszerzyły. Poczuła jak ogromny kamień spadł jej z serca, a właściwie to podskoczył i uformował się w gulę w gardle.
- K-kiedy go przywieziesz do domu?- dociekała, wszedłszy do mocno oświetlonej windy, w której trzy ściany były całkowicie pokryte lustrami.
- Nie jest w najlepszym stanie, ale myślę, że jakoś jutro przed południem- odparł, wzdychając głośno.
- Dziękuję- mruknęła, niemalże niesłyszalnie. Z wrażenia po prostu nie miała siły w krtani by wydobyć z siebie donośniejszy dźwięk. - M-mo-mogę z nim porozmawiać?
- Jasne, już Ci go daję- zaśmiał się przyjemnie, a potem nastąpił krótki hałas, zapewne na czas przekazywania słuchawki.
- Halo?- znajomy, zachrypnięty głos zadźwięczał w uszach dziewczyny.
- Justin- wyszeptała płaczliwie, próbując powstrzymać wodospad łez szczęścia, który wraz z czarnym tuszem spływał po jej zaróżowiałych policzkach.
- Nie płacz Kay...- westchnął spokojnie, choć w środku był wściekły, że nic nie może na to poradzić.- Słyszałaś perełko? Nie płacz...- jęknął, tak jakby i on właśnie rozklejał się słysząc jedynie cichy szloch po drugiej stronie.- Jutro rano się zobaczymy- zapewnił, na co ciemnooka przytaknęła głową i się rozłączyła.
Była pewna, że nadchodząca noc będzie długa. Świadomość tego co czekało Carter następnego dnia, jak na złość dodawała jej tylko energii.
*
Usadowiwszy się wygodnie na ciemnym, wiklinowym krześle, szatyn zasunął zamek u szarej, bluzy, którą pożyczył od Jordana, a następnie narzucił sobie na głowę kaptur, gdy chłodny wiatr zaczął mierzwić jego wymodelowane na żel włosy. Był to jeden z chłodniejszych październikowych poranków i z tego co mówiono w telewizji, pogoda nie wiele miała się polepszyć w przeciągu kilku następnych tygodni.
Bieber wyciągnął z kieszeni złotą zapalniczkę zippo oraz paczkę czerwonych Marlboro. Jego wzrok utkwił na treści ostrzeżenia umieszczonego na opakowaniu.
- "Palenie zabija"- prychnął pod nosem, wkładając papierosa pomiędzy rozchylone usta.- Gówno wiecie o zabijaniu...- wymamrotał, osłaniając ręką szalejący na wietrze płomień, który dopiero po chwili zajął tytoniowego skręta. Chłopak zaciągnął się łapczywie dymem, a po chwili wypuścił go nosem, unosząc do góry kąciki swoich ust. Tęsknił za tym smakiem oraz przyjemnymi zawrotami głowy.
- Twoja kawa- powiedział West, wszedłszy ukradkiem na balkon. Usiadł naprzeciw zamyślonego przyjaciela spoglądającego na zachmurzone niebo.
- Ona wie, prawda?- zapytał brązowooki nadal patrząc w obłoki o kolorze wszystkich odcieni szarości, po czym nabrał do płuc kolejną dawkę nikotyny.
- Nie było Cię ponad miesiąc- czarnowłosy upił łyka swojej czarnej kawy.- Stwierdziłem, że powinna wiedzieć...
- Jak zareagowała na to kim jestem?- pstryknął palcem w filtr, aby popiół opadł z papierosa.
- Najpierw posądziła mnie o nietrzeźwość, a potem...- okręcił bijącą ciepłem filiżankę w dłoniach, kiedy szatyn spojrzał na niego zaciekawionym wzrokiem-...potem powiedziałem jej co tak naprawdę się stało. Miała histeryczny napad płaczu...- westchnął Jordan, po raz kolejny zmagając się z widokiem z tamtego wieczoru kiedy odwiedził zagubioną w tym wszystkim Carter.- Just... Jeśli Kayle nie jest tylko panną do pieprzenia, to jej to pokaż, a jeśli tylko tak ją postrzegasz, lepiej daj jej spokój- murzyn spojrzał w czekoladowe oczy towarzysza, które pociemniały odrobinę. Ten jednak, bez pośpiechu wziął łyka kawy, a następnie, po krótkiej chwili namysłu, po raz kolejny zaciągnął się szkodliwym dymem.
- Sam nie wiem- Justin wzruszył ramionami.- Kiedy jest mam ochotę ją udusić lub wyrzucić za drzwi, a kiedy jej nie ma jest jeszcze gorzej...- fuknął pod nosem niespokojnie rozglądając się dookoła.- Tam u Gunsów... Myślałem, że pierdolnę tam bez niej, rozumiesz?!
- Stary, wiesz że się na tym nie znam, ale chyba masz na to odpowiedź- skończywszy pić napój, chłopak wstał z krzesła i ruszył w kierunku wyjścia.- Zbieraj się. Zaraz wyjeżdżamy- przypomniał wychylając głowę przez próg.
*
Zniecierpliwiona brunetka zastukała paznokciami w blat stołu, spoglądając na przeskakujące wskazówki zegara. Jak na złość czas płynął tak wolno, że od rana nie potrafiła sobie znaleźć zajęcia, które zaowocowałoby pożytkiem. Nawet dawno temu postawiony na kuchence czajnik postanowił z tego powodu zbuntować się i nie zagwizdać. Dziewczyna jęknęła cicho pod nosem, a potem zerwała się z miejsca usłyszawszy pukanie do drzwi. Biegiem ruszyła na przedpokój i zerknęła przez wizjer, w którym dostrzegła dwie męskie sylwetki.
- Cześć mała- Jordan uśmiechnął się szeroko, wchodząc do mieszkania jako pierwszy.
- H-ej- odparła niemrawo murzynowi, spojrzawszy na Justina wciąż stojącego na klatce schodowej. Choć zmizerniał, w jego oku nadal widziała ten błysk, którego jeszcze nigdy nie dostrzegła u żadnego innego mężczyzny. Lecz szkoda, że dziś po raz pierwszy nie poczuła z tego powodu stada szalejących motyli w jej brzuchu- zniknęły, albo po prostu zostały pożarte przez strach objawiający się nieprzyjemnym mrowieniem we wszystkich kończynach.
- Kayle...- wyszeptał szatyn, odważywszy się podejść nieco bliżej. Nie wyobrażał sobie wcześniej tego spotkania, ale Carter stojąca w progu bez jakiegokolwiek entuzjazmu z pewnością nie była tym co chciał widzieć. - Perełko...- wyciągnął ręce w stronę kontemplującej go przyjaciółki. Jej dolna warga zaczęła drgać, choć widać było jak wiele wysiłku wkładała w to żeby ten szczegół był niezauważalny. Ona sama chciała stać się teraz niezauważalna, dlatego chybcikiem obróciła się na pięcie i popędziła do sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi.
Bieber wszedł do kuchni, gdzie przy stole siedział zaszokowany całym zajściem West.
- Nawet nie pytaj bo nie wiem- brązowooki warknął pod nosem, patrząc na przyjaciela rozżalonym wzrokiem.
- Chyba już na mnie czas- westchnął klepnąwszy dłońmi o swoje kolana i podniósłszy się do pionu.- Powinniście porozmawiać...
- Wiem...- odparł złotowłosy.- Posłuchaj Jo, dziękuję Ci za wszystko co dla mnie zrobiłeś...
- Nie ma sprawy- Jordan przerwał towarzyszowi wypowiedź w połowie zdania.- Trzymaj się Just- poklepał kolegę po ramieniu i zostawił go samego.
Cisza w mieszkaniu nie trwała jednak zbyt długo, bowiem rozległ się świst stojącego na kuchence czajnika. Kayle nie wyszła z tego powodu z pokoju, toteż Justin wstał od stołu i zalał przygotowany na blacie kubek zielonej herbaty. Chociaż mam pretekst żeby do niej pójść, pomyślał zmierzając w kierunku sypialni.
Otworzywszy drzwi, wszedł po cichu do środka i spojrzał na siedzącą na łóżku brunetkę. Była odwrócona do niego plecami, które unosiły się w górę i w dół, jakby płakała.
- Jak?! Jak mogłeś mi to zrobić?!- wrzasnęła, nie odwróciwszy się nawet do adresata swoich słów.
- Posłuchaj...- powiedział szeptem, odstawiwszy filiżankę na stoliku nocnym.
- Nie chcę słuchać, rozumiesz?!- ciemnowłosa zeskoczyła z materaca, gdy tylko szatyn usadowił się obok niej. Nie czuła się bezpiecznie w jego obecności. Na Boga, należał do mafii!- Przez dwa ostatnie lata zdążyłam Ci zaufać jak nikomu innemu i nagle dowiaduję się, albo raczej zdaję sprawę, że nie jesteś tym kim myślę! Nie znam Cię!!!- krzyczała zanosząc się płaczem.
- Kay...- Justin podszedł do zapłakanej towarzyszki, która po raz kolejny spróbowała odejść na bezpieczną odległość, jednak on zdążył ją złapać za ramię.
- Nie!- jęknęła wierzgając się i próbując wyrwać z niechcianego uścisku.
- Do cholery! Posłuchaj mnie- warknął Bieber, stając za plecami trzymanej w uścisku dziewczyny.
- Nie...- wyłkała. Nadal próbowała mocować się z silnymi ramionami oplatającymi jej drobne ciało.
- Kayle, posłuchaj... Nie jesteś już małą dziewczynką- brązowooki wyjaśnił cichym i łagodnym głosem wprost do ucha trzęsącej się ze strachu przyjaciółki, która nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo zabolało go jej zachowanie.- Nie chciałem żebyś wiedziała, bo Twoje bezpieczeństwo liczy się dla mnie jak nic innego, rozumiesz? Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś Ci się stało...- chłopak wyszeptał melodyjnym i kojącym głosem, przez co rozhisteryzowana Carter zaczęła się uspokajać. - Jesteś dla mnie bardzo ważna , wiesz?- miękkie opuszki palców złotowłosego pogłaskały mokry od nerwów kark brunetki, na którym wciąż jeżyły się białe, prawie że niewidoczne dla ludzkiego oka włoski.
- Proszę Cię... To niedorzeczne- pokręciła głową, próbując delikatnie wyswobodzić się z dotyku Justina.- Nie znamy się... Zawsze byłam dla Ciebie panienką do posuwania!
- I jakoś nie przeszkadzało to Tobie dopóki nie dowiedziałaś się skąd czerpię pieniądze! Podobało Ci się życie na mój koszt, bo całą swoją pensję mogłaś przepierdolić na lewo i prawo- wściekłość zaczęła brać górę nad szatynem, toteż odsunął się na bezpieczną odległość od ciemnookiej i zacisnął mocno szczękę, czując, że lada moment a jego zęby zaczną się kruszyć. Brązowłosa parsknęła kpiąco i pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Wiesz co? Zachowujesz się jak skąpy dzieciak z getta!- wysyczała, po czym ruszyła w kierunku łazienki. Ciepła, relaksująca kąpiel miała zmyć dotyk Justina z ciała Kayle. Miała zmyć wszystkie wspomnienia, a gdyby to było tylko możliwe, miałaby odebrać w zapomnienie ostatnie dwa lata.
- A nie pomyślałaś kiedyś, że mogę być z getta?!- Bieber ryknął gniewnie, na co Carter zastygła w bezruchu.
***
Tego się nie spodziewaliście, co? Podejrzewalibyście Kayle o taką nagłą przemianę?
Dziękuję, za komentarze pod ostatnim postem. Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem ujrzę je w równie podobnej ilości, albo nawet więcej.
Jeśli mam kogoś informować na tt to dajcie znak, bo podpisując się samym nickname'm gubicie mnie ;D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Pozdrawiam @storytellerfun
Zatkalo mnie i nie wiem co mam powiedziec. Ta koncowka i w ogole. Znowu nie bede mogla spac w nocy tylko myslec co bedzie dalej. Nienawidze Cie za to. Ale uwielbiam to fanfiction i Ciebie, wiec Ci wybaczam. Troche ten komentarz bez sensu, ale co tam
OdpowiedzUsuń@iCanadianShawty
o kurwa kocham to asdfgfdsdf. dodawaj juz następny
OdpowiedzUsuńNo nie jesteś okropna :P dawaj następny :*
OdpowiedzUsuńO rany, rany! Tego się nie spodziewałam, szok! :O
OdpowiedzUsuńTo się dziewczyna nieźle wkurzyła :)
Świetny rozdział, uwielbiam! <3
@ameneris
jeju, świetny rodział, ale chce już wiedzieć co będzie w następnym. @sylwuniek
OdpowiedzUsuńsuper rozdział :D
OdpowiedzUsuńdobrze że Go uratował ;)
no nie spodziewaliśmy się ;o
końcówka ;o ale tak słodko o Niej mówił *o*
czekam na kolejny ;)
pozdrawiam ;*
Z reguły nie czytam opowiadań o Bieberze, ale to... Ten rozdział naprawdę wgniótł mnie w fotel. Chciałabym w swoim życiu trafić na osobę, która zrobi dla mnie wszystko, która będzie dla mnie jak Jo dla Justina. I jeszcze Kay... No, zupełnie nie spodziewałam się jej postawy :P Kilka rzeczy mnie rozśmieszyło. Np. słowo "murzyn" użyte w opowiadaniu xD nie wiem dlaczego, ale zaczęłam się mega głośno śmiać. :) poprawiłaś mi humor, hahaha. :)
OdpowiedzUsuńWIEDZ, ŻE CZEKAM NA KOLEJNY!
Nie no a co dalej. ...
OdpowiedzUsuńZnów z nudów skałam po innych profilach i znalazłam twój
CUDO. Nie moge doczekać się reakcji Carter.
Zapraszam na doyoulovemejustin.blogspot.com
Mam nadzieje że nie pożałujesz jak coś Przepraszam za Spam
Boże uwielbiam to opowiadanie. Trochę mi się smutno pod koniec zrobiło, ale mam nadzieje, że będzie lepiej :)
OdpowiedzUsuńCUDOWNY! Ta kłótnia była mistrzowsko napisana, ja tam się nie dziwię Kayli ponieważ sama bym tak zareagowała :) Już się nie mogę doczekać następnego, ale mnie nakręciłaś dziewczyno! :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam to opowiadanie!
OdpowiedzUsuńAle emocje. Az sie trzese normalnie! :3
OdpowiedzUsuń@Always_with_Jus
Rozdział jest świetny *.*
OdpowiedzUsuńW życiu bym nie powiedziała, że Kay zrobi mu taką awanturę :3
Ciekawe jak jej to wytłumaczy xDD
Czekam na nn! :)
+ Witam!
Serdecznie Cię zapraszam na http://podstrona-kadu.blogspot.com/, gdzie możesz zamówić zwiastun.
Pozdrawiam,
Kadu i zwiastuny-na-bloga.blogspot.com :)
Przepraszam, że tutaj, a nie w SPAMIE, ale no wiesz.. :D Jestem na stażu i byłabym wdzięczna, gdybyś się zgłosiła <3
Co się stało? Oczekiwałam że Kayla po tak długim czasie wpadnie mu w ramiona, będę płakać i będzie szczęśliwa że go w końcu zobaczyła. A tu taka niespodzianka, zaskoczyłaś mnie jednak muszę przyznać że ładnie to rozegrałaś. Uwielbiam Justin'a w roli niegrzecznego chłopca, jestem ciekawa jaka będzie ich dalsza rozmowa, czekam niecierpliwe :)
OdpowiedzUsuńTo, co powiedzial bylo na seeio? Jej... nie spodziewalam sie tego, ani przemiany dziewczyny. Mam nadzieje, ze wszystko sobie wyjasnia.
OdpowiedzUsuńX.O.X.O.
PS. Your forever.
OMG :O Tego sie nie spodziewałam xo
OdpowiedzUsuńsuper <333
OdpowiedzUsuń