Upiła ostatni łyk czerwonego wina, z kieliszka, którego dla uspokojenia swoich skołatanych nerwów, okręcała w dłoniach przez cały wieczór. Cieszyła się, że ta data już nigdy się nie powtórzy. Kayle nie lubiła zamykać rozdziałów w swoim życiu, nawet jeśli miały one nieszczęśliwe zakończenie. To zabawne, bo gdyby nad tym się zastanowić, ludzkie życie jest księgą, której każdy rozdział ma odrębne imię osoby, w danym momencie znaczącej dla nas tak wiele. Niestety wraz z wertowaniem stron, oblicza bohaterów stają się bardziej przejrzyste i podatne aby ich znienawidzić. Jednak ktoś w końcu zawsze zostaje upragnionym epilogiem- klamka zapada i nareszcie nie trzeba martwić się o to, że wszystko trzeba będzie zacząć od zera.
-Wiesz...? Nadal nie rozumiem dlaczego nie powiedziałaś o tym Justinowi...- westchnęła Sarah, głaszcząc swojego nowo nabytego, rudawego kota po gęstej sierści. Maluch wtulał się w jej ciało, jakby próbował okazać potrzebę na matczyną miłość, którą odebrano mu wkrótce po narodzinach.
- Bo o-on nie może się o tym dowiedzieć- wybełkotała brunetka, westchnąwszy ciężko.
- Wiem!- zirytowana Reyes podniosła ton swojego głosu. Możliwe, że było to spowodowane ilością wypitego alkoholu, nie mniej, jak zwykle była trzeźwiejsza od Carter. - Wiem bo mówisz mi to po raz tysięczny! Ale dlaczego? Do cholery, Kayle, dlaczego on nie może wiedzieć?!- blondynka odstawiła na stół swój pusty kieliszek, a następnie spojrzała w oczy przyjaciółki błądzące po całym pomieszczeniu.
- Bo zanim to się stało, rozmawialiśmy o tym nie raz...- jęknęła brązowooka, okrywając się szczelniej kremowym, futrzanym kocem. Mimo, że była pod wpływem alkoholu, który powinien ją rozgrzać, jej stopy były zmarznięte. - Ostrzegał mnie, że nie chce tego nigdy usłyszeć z moich ust...- pokręciła głową do boków i pociągnęła cicho nosem. - Więc obiecałam zadbać o te sprawy, bo kto? Kto mógł mieć o tym lepsze pojęcie niż ja?!- Kayle krzyknęła głośno, po czym rozpłakała się jak mała dziewczynka.
- Shhh... nie płacz kochanie- Sarah poderwała się z miejsca i skryła w swoich ramionach szlochającą towarzyszkę.- Pomylić się, ludzka rzecz...
- W słowniku Justina Biebera nie istnieje zwrot "pomylić się"! On jest jak dyktator, jak tyran! Albo spełniasz jego wymaganie, albo się Ciebie pozbywa!- ryknęła Carter, dławiąc się swoimi łzami.
- Nie uwierzę w to...- wyszeptała blondynka, delikatnie głaszcząc plecy Kayle. Mimo, że brunetka miała na sobie bluzę z grubego materiału, wciąż dało się wyczuć jej wystające kości. Nie mało schudła ostatnimi czasy, nawet jeśli wolałaby tego uniknąć. - Założę się, że byłby wyrozumiały gdybyś mu powiedziała...
Brązowooka słuchała Reyes i nie mogła oprzeć się wrażeniu, że szatyn zawrócił jej w głowie tak jak wszystkim innym kobietom wierzącym w jego bezgraniczną dobroć, bowiem nikt... Nikt z zewnątrz nie znał drugiego oblicza Biebera, który z szarmanckiego, uśmiechniętego od ucha do ucha mężczyzny, zamieniał się w totalnego skurwiela, sprawiającego przykrość swojej przyjaciółce na każdym kroku.
Ni stąd, ni z owąd, po domu rozległo się pukanie do drzwi frontowych. Kayle spojrzała nieufnie na zegarek wskazujący wpół do trzeciej w nocy, po czym z zaniepokojeniem przerzuciła wzrok na siedzącą obok Sarah.
- Oh, to zapewne mój brat- oznajmiła blondynka, nieśpiesznie podnosząc się z kanapy. - Mieszka w Brighton, dlatego ma dzisiaj u mnie nocować... Wybaczysz na chwilkę?- zapytała, wskazując palcem w stronę hallu, po czym wyszła z pomieszczenia, nie czekając na odpowiedź ze strony Carter.
Wzrok brunetki utkwił na kieliszku znajdującym się w jej dłoni, który nie wiadomo jak i kiedy opustoszał. Dobra, pomyślała, to będzie czwarty i na nim poprzestanę. Kayle niechętnie odkopała się spod ciężkiego, ciepłego koca, podeszła do małego drewnianego stolika, po czym pochwyciła butelkę czerwonego wina i wlała całą jego resztę do swojego naczynia. Bez wątpienia mogła już sobie odpuścić picie trunku, bowiem w jej przypadku granica do przekroczenia dopuszczalnej dawki alkoholu była znikoma. Jednak o to jej właśnie chodziło. Chciała się upić- najlepiej do nieprzytomności, żeby tylko zapomnieć o tym co spędzało sen z jej powiek już od kilku miesięcy.
Wzięła łyka wina i przed połknięciem wymieszała je w ustach, chcąc napawać się tym niepowtarzalnym smakiem . Było przepyszne niczym boska ambrozja. Z pewnością różniło się od win produkowanych w Kalifornii, przez co Kayle mogłaby się założyć, że to, które właśnie piła, zostało sprowadzone z Francji.
Wtem, w salonie rozległ się głuchy, lecz znajomy dla Carter dźwięk. Dziewczyna nie potrafiła ani go skojarzyć, ani zlokalizować miejsca skąd dochodził. Zbyt mocno szumiało jej w uszach, co było wystarczającym dowodem, że była już wstawiona. Niepewnie rozejrzała się po pokoju, próbując pokonać upośledzenie wzroku, polegające na spowolnionym przemieszczaniu się obrazów.
- Ahh tak...- zaświergotała brunetka, a następnie złapała za swojego iPhone'a. Na jego ekranie wyświetlało się zdjęcie Justina. Znów mogła zobaczyć tę twarz, ten uwodzicielski uśmiech, oraz czekoladowe oczy. Wbrew swoim przypuszczeniom, nie ucieszyła się na ten widok- przeciwnie, dostała amoku. Wściekle zacisnęła wibrujące urządzenie w dłoni i gorączkowo rozejrzała się dookoła. Nie znalazła w pobliżu niczego, co mogłoby jej pomóc, dopóki nie przypomniała sobie o kolczykach wpiętych w jej uszy. Ich końcówkami otworzyła w telefonie przegrodę karty SIM, którą bezzwłocznie wyciągnęła i przełamała na pół.
Trzymając w rękach roztrzaskany przedmiot, Carter otworzyła usta i zamknęła je z niedowierzaniem. Przez krótką chwilę przyglądała się już nic nie wartym dwóm częściom karty, które z każdą sekundą stawały się coraz bardziej zamazane. Łzy znowu po raz kolejny, tej nocy, zaczęły ograniczać dziewczynie widoczność. Kayle miała już dosyć tego mimowolnego płaczu na myśl o każdym wspomnieniu związanym z Bieberem, chcąc nie chcąc, będącym jednym z największych błędów w jej życiu.
- Kay...?- zaniepokojona Sarah weszła do salonu.- Co się stało?- zapytała po cichu, na co brunetka wzruszyła ramionami i pociągnęła mocno nosem.
- Obiecaj mi...- brązowooka wysyczała przez zęby, zaciskając swoje drobne piąstki.- Obiecaj, że nigdy nie zdradzisz mu gdzie jestem i jak się ze mną skontaktować...
- Shh... Uspokój się- wyszeptała blondynka, ocierając wrące policzki przyjaciółki.- Nic mu nie powiem...
- Powinnam się już położyć- oznajmiła Kayle, kierując się do swojego pokoju.
- Myślę, że to dobry pomysł... Śpij dobrze- ciepły głos Reyes otulił uszy brunetki zanim wyszła na ciemny korytarz.
Szła przed siebie po omacku, mając jedynie nadzieję, że przez przypadek nie nadepnie na malutkiego kota, który wywędrował z salonu kilka minut wcześniej. Może Carter zapaliłaby światło, gdyby tylko wiedziała, gdzie znajduje się włącznik.
- Ups...- jęknęła, poczuwszy uderzenie o coś miękkiego. Lampy natychmiastowo rozświetliły hall, na co przed oczami dziewczyny wyrósł wysoki brunet.
- Przepraszam- zachichotał.- Wszystko w porządku?
- T-ta-tak- pokiwała głową, nie będąc w stanie wykrzesać z siebie jakiegokolwiek innego słowa. Mężczyzna był zniewalający, aczkolwiek nie wiele mogła o nim powiedzieć. Z pewnością był dobrze umięśniony, na twarzy miał kilkudniowy zarost, a jego oczy, choć wyraźnie przemęczone, hipnotyzowały szaro-błękitnym spojrzeniem. - Pe-pewnie jesteś bratem Sarah...
- Pewnie dobrze się domyśliłaś- przytaknął, uśmiechając się szeroko.- Jestem Thane- wyciągnął rękę w stronę brązowookiej, a gdy mu zawtórowała, pocałował wierzch jej dłoni.
- Kayle- powiedziała speszona, czując jak rumieniec oblewa jej policzki.
- Późno już... Do zobaczenia rano- brunet mrugnął jednym okiem, a potem pobiegł w stronę schodów prowadzących na pierwsze piętro.
Z uśmiechem na twarzy wkroczyła do pokoju, gdzie pośpiesznie narzuciła na siebie pidżamę. Nie miała w zwyczaju jej nosić, ponieważ zawsze spała w majtkach oraz przydużej koszulce należącej do Justina. Kayle ceniła sobie wygodę oraz luz, a po drugie, Bieber lubił oglądać ją w swoich ubraniach.
Położywszy się na materacu, zamknęła oczy i wtedy do głowy przyszło jej pewne pytanie: czy naprawdę Justin był takim tyranem, jakim przedstawiła go Sarah, czy powiedziała to tylko pod przypływem negatywnych emocji?
- Bo o-on nie może się o tym dowiedzieć- wybełkotała brunetka, westchnąwszy ciężko.
- Wiem!- zirytowana Reyes podniosła ton swojego głosu. Możliwe, że było to spowodowane ilością wypitego alkoholu, nie mniej, jak zwykle była trzeźwiejsza od Carter. - Wiem bo mówisz mi to po raz tysięczny! Ale dlaczego? Do cholery, Kayle, dlaczego on nie może wiedzieć?!- blondynka odstawiła na stół swój pusty kieliszek, a następnie spojrzała w oczy przyjaciółki błądzące po całym pomieszczeniu.
- Bo zanim to się stało, rozmawialiśmy o tym nie raz...- jęknęła brązowooka, okrywając się szczelniej kremowym, futrzanym kocem. Mimo, że była pod wpływem alkoholu, który powinien ją rozgrzać, jej stopy były zmarznięte. - Ostrzegał mnie, że nie chce tego nigdy usłyszeć z moich ust...- pokręciła głową do boków i pociągnęła cicho nosem. - Więc obiecałam zadbać o te sprawy, bo kto? Kto mógł mieć o tym lepsze pojęcie niż ja?!- Kayle krzyknęła głośno, po czym rozpłakała się jak mała dziewczynka.
- Shhh... nie płacz kochanie- Sarah poderwała się z miejsca i skryła w swoich ramionach szlochającą towarzyszkę.- Pomylić się, ludzka rzecz...
- W słowniku Justina Biebera nie istnieje zwrot "pomylić się"! On jest jak dyktator, jak tyran! Albo spełniasz jego wymaganie, albo się Ciebie pozbywa!- ryknęła Carter, dławiąc się swoimi łzami.
- Nie uwierzę w to...- wyszeptała blondynka, delikatnie głaszcząc plecy Kayle. Mimo, że brunetka miała na sobie bluzę z grubego materiału, wciąż dało się wyczuć jej wystające kości. Nie mało schudła ostatnimi czasy, nawet jeśli wolałaby tego uniknąć. - Założę się, że byłby wyrozumiały gdybyś mu powiedziała...
Brązowooka słuchała Reyes i nie mogła oprzeć się wrażeniu, że szatyn zawrócił jej w głowie tak jak wszystkim innym kobietom wierzącym w jego bezgraniczną dobroć, bowiem nikt... Nikt z zewnątrz nie znał drugiego oblicza Biebera, który z szarmanckiego, uśmiechniętego od ucha do ucha mężczyzny, zamieniał się w totalnego skurwiela, sprawiającego przykrość swojej przyjaciółce na każdym kroku.
Ni stąd, ni z owąd, po domu rozległo się pukanie do drzwi frontowych. Kayle spojrzała nieufnie na zegarek wskazujący wpół do trzeciej w nocy, po czym z zaniepokojeniem przerzuciła wzrok na siedzącą obok Sarah.
- Oh, to zapewne mój brat- oznajmiła blondynka, nieśpiesznie podnosząc się z kanapy. - Mieszka w Brighton, dlatego ma dzisiaj u mnie nocować... Wybaczysz na chwilkę?- zapytała, wskazując palcem w stronę hallu, po czym wyszła z pomieszczenia, nie czekając na odpowiedź ze strony Carter.
Wzrok brunetki utkwił na kieliszku znajdującym się w jej dłoni, który nie wiadomo jak i kiedy opustoszał. Dobra, pomyślała, to będzie czwarty i na nim poprzestanę. Kayle niechętnie odkopała się spod ciężkiego, ciepłego koca, podeszła do małego drewnianego stolika, po czym pochwyciła butelkę czerwonego wina i wlała całą jego resztę do swojego naczynia. Bez wątpienia mogła już sobie odpuścić picie trunku, bowiem w jej przypadku granica do przekroczenia dopuszczalnej dawki alkoholu była znikoma. Jednak o to jej właśnie chodziło. Chciała się upić- najlepiej do nieprzytomności, żeby tylko zapomnieć o tym co spędzało sen z jej powiek już od kilku miesięcy.
Wzięła łyka wina i przed połknięciem wymieszała je w ustach, chcąc napawać się tym niepowtarzalnym smakiem . Było przepyszne niczym boska ambrozja. Z pewnością różniło się od win produkowanych w Kalifornii, przez co Kayle mogłaby się założyć, że to, które właśnie piła, zostało sprowadzone z Francji.
Wtem, w salonie rozległ się głuchy, lecz znajomy dla Carter dźwięk. Dziewczyna nie potrafiła ani go skojarzyć, ani zlokalizować miejsca skąd dochodził. Zbyt mocno szumiało jej w uszach, co było wystarczającym dowodem, że była już wstawiona. Niepewnie rozejrzała się po pokoju, próbując pokonać upośledzenie wzroku, polegające na spowolnionym przemieszczaniu się obrazów.
- Ahh tak...- zaświergotała brunetka, a następnie złapała za swojego iPhone'a. Na jego ekranie wyświetlało się zdjęcie Justina. Znów mogła zobaczyć tę twarz, ten uwodzicielski uśmiech, oraz czekoladowe oczy. Wbrew swoim przypuszczeniom, nie ucieszyła się na ten widok- przeciwnie, dostała amoku. Wściekle zacisnęła wibrujące urządzenie w dłoni i gorączkowo rozejrzała się dookoła. Nie znalazła w pobliżu niczego, co mogłoby jej pomóc, dopóki nie przypomniała sobie o kolczykach wpiętych w jej uszy. Ich końcówkami otworzyła w telefonie przegrodę karty SIM, którą bezzwłocznie wyciągnęła i przełamała na pół.
Trzymając w rękach roztrzaskany przedmiot, Carter otworzyła usta i zamknęła je z niedowierzaniem. Przez krótką chwilę przyglądała się już nic nie wartym dwóm częściom karty, które z każdą sekundą stawały się coraz bardziej zamazane. Łzy znowu po raz kolejny, tej nocy, zaczęły ograniczać dziewczynie widoczność. Kayle miała już dosyć tego mimowolnego płaczu na myśl o każdym wspomnieniu związanym z Bieberem, chcąc nie chcąc, będącym jednym z największych błędów w jej życiu.
- Kay...?- zaniepokojona Sarah weszła do salonu.- Co się stało?- zapytała po cichu, na co brunetka wzruszyła ramionami i pociągnęła mocno nosem.
- Obiecaj mi...- brązowooka wysyczała przez zęby, zaciskając swoje drobne piąstki.- Obiecaj, że nigdy nie zdradzisz mu gdzie jestem i jak się ze mną skontaktować...
- Shh... Uspokój się- wyszeptała blondynka, ocierając wrące policzki przyjaciółki.- Nic mu nie powiem...
- Powinnam się już położyć- oznajmiła Kayle, kierując się do swojego pokoju.
- Myślę, że to dobry pomysł... Śpij dobrze- ciepły głos Reyes otulił uszy brunetki zanim wyszła na ciemny korytarz.
Szła przed siebie po omacku, mając jedynie nadzieję, że przez przypadek nie nadepnie na malutkiego kota, który wywędrował z salonu kilka minut wcześniej. Może Carter zapaliłaby światło, gdyby tylko wiedziała, gdzie znajduje się włącznik.
- Ups...- jęknęła, poczuwszy uderzenie o coś miękkiego. Lampy natychmiastowo rozświetliły hall, na co przed oczami dziewczyny wyrósł wysoki brunet.
- Przepraszam- zachichotał.- Wszystko w porządku?
- T-ta-tak- pokiwała głową, nie będąc w stanie wykrzesać z siebie jakiegokolwiek innego słowa. Mężczyzna był zniewalający, aczkolwiek nie wiele mogła o nim powiedzieć. Z pewnością był dobrze umięśniony, na twarzy miał kilkudniowy zarost, a jego oczy, choć wyraźnie przemęczone, hipnotyzowały szaro-błękitnym spojrzeniem. - Pe-pewnie jesteś bratem Sarah...
- Pewnie dobrze się domyśliłaś- przytaknął, uśmiechając się szeroko.- Jestem Thane- wyciągnął rękę w stronę brązowookiej, a gdy mu zawtórowała, pocałował wierzch jej dłoni.
- Kayle- powiedziała speszona, czując jak rumieniec oblewa jej policzki.
- Późno już... Do zobaczenia rano- brunet mrugnął jednym okiem, a potem pobiegł w stronę schodów prowadzących na pierwsze piętro.
Z uśmiechem na twarzy wkroczyła do pokoju, gdzie pośpiesznie narzuciła na siebie pidżamę. Nie miała w zwyczaju jej nosić, ponieważ zawsze spała w majtkach oraz przydużej koszulce należącej do Justina. Kayle ceniła sobie wygodę oraz luz, a po drugie, Bieber lubił oglądać ją w swoich ubraniach.
Położywszy się na materacu, zamknęła oczy i wtedy do głowy przyszło jej pewne pytanie: czy naprawdę Justin był takim tyranem, jakim przedstawiła go Sarah, czy powiedziała to tylko pod przypływem negatywnych emocji?
*
Retrospektywne obrazy z przeszłości szatyna migały mu przed oczyma na przemian wraz z białymi liniami na mokrym asfalcie, po którym jego sportowe Lamborghini sunęło własnym torem. Justin nie był w stanie poskromić swoich nieokiełznanych, nieodpowiednich na tę chwilę myśli- w głowie miał istny chaos. Na szczęście intuicja chłopaka jeszcze nie umarła, dlatego mocno nacisnął sprzęgło i hamulec, a następnie za pomocą kierownicy ustawił prosto przednie koła auta.
Justin przeklął cicho pod nosem, ujrzawszy na tablicy rozdzielczej palącą się kontrolkę ABS. Wiedział, że najgorsze raczej już go ominęło, a poza tym końca pasa startowego nadal nie było w zasięgu jego wzroku. Samochód powoli zaczął zwalniać aż w końcu zatrzymał się w miejscu niczym serce Biebera, kiedy kilka minut, a może tylko sekund temu, zauważył, że nie panuje nad sytuacją.
To był błąd, pomyślał oddychając nierówno, to był błąd, że zdecydowałem się na wyścig przy takich warunkach atmosferycznych. Od czasu śmierci Prestona, Justin doceniał życie. Nie tylko dlatego, że było piękne i wciąż czekało na niego tyle niesamowitych miejsc do zobaczenia, ale dlatego, że czuł się odpowiedzialny za utrzymanie mamy i Juliana. Ten dzieciak nie był zły- on tylko zbłądził nie czując ojcowskiego autorytetu.
- Just...?!- roztrzęsiony Jordan otworzył drzwi od strony kierowcy w aucie przyjaciela.- Stary, żyjesz?
Szatyn przytaknął niemrawo i przełknął gulę, która w krótkim czasie narosła w jego gardle. Był w szoku. Jego ręce trzęsły się gorzej niż u osób cierpiących na chorobę Parkinsona, a szczękę miał zaciśniętą tak mocno, że aż poczuł w żuchwie mrowienie.
- Chodź, wysiądź, ochłoniesz...- wymruczał czarnowłosy, pociągając towarzysza za ramię. Nagły przypływ adrenaliny przywrócił jego racjonalne myślenie. W zasadzie, West czuł się tak jakby chwilę wcześniej w ogóle nie odurzał się marihuaną.
- Nie- warknął Justin, wyszarpnąwszy się z uścisku piwnookiego.- Wracam do domu- odpowiedział stanowczo, czując, że Jordan mu się przygląda.
- To nie jest dobry pomysł- murzyn oparł ręce o dach Lamborghini i spojrzał do dołu na Biebera.
- Jo, zostaw mnie w spokoju- złotowłosy wycedził przez zęby, podniósłszy spod fotela swojego iPhone'a. Zerknął na jego wyświetlacz z czystej ciekawości, aby sprawdzić czy Kayle odebrała. Niestety, na ekranie był pokazany ciąg kilku zer z dwukropkami pomiędzy, co nie pozostawiało żadnych wątpliwości, że rozmowa nie została nawiązana.
- Niech Ci będzie, ale zadzwoń jak dojedziesz do domu...- westchnął West, unosząc do góry palec wskazujący, na znak postawienia warunku.
- Okay- przytaknął, zagryzając wewnętrzną stronę swojego policzka.- Jeśli możesz, zamknij bramę...- Justin powiedział cicho, po czym pociągnął do dołu drzwi i zawrócił w stronę wyjazdu z lotniska.
Jadąc ulicami Los Angeles, wszystko wydawało mu się inne niż zwykle, bardziej wyjątkowe i warte docenienia. Prowadził powoli, może nawet aż za bardzo, ale nie chciał ponownie kusić losu. Zaciekawionym spojrzeniem obrzucał ulicznych przechodniów, jakby licząc, że domyślali się jakie piekło właśnie mu się przytrafiło. Jednak po chwili zrozumiał jak niedorzeczne teorie chodziły po jego głowie. Każdy miał swoje zmartwienia- mniejsze lub większe. Jedni myśleli o tym gdzie podzieją się dzisiejszej nocy, mając brak środków na koncie, natomiast inni stali przed wyborem burgera w Mc Donald's.
Światło na skrzyżowaniu zamieniło się w pomarańczowe, na co Justin zatrzymał pojazd. Uważnie przyglądał się wszystkim osobom przechodzącym przez pasy, do czasu aż w zasięgu jego wzroku nie pojawiła się niska, długowłosa brunetka. Kayle, pomyślał mrużąc podejrzliwie oczy. Dziewczyna zerknęła na moment w kierunku szatyna, przez co wszelkie jego wątpliwości zostały rozwiane... Z resztą co Carter miała wciąż robić w Los Angeles, skoro według jej grafiku, powinna znajdować się teraz w Londynie? W gruncie rzeczy, ona rzadko kiedy była uchwytna. W domu nie było jej prawie nigdy, a kiedy już wracała wszystko tak szybko mijało...
Justin przeklął cicho pod nosem, ujrzawszy na tablicy rozdzielczej palącą się kontrolkę ABS. Wiedział, że najgorsze raczej już go ominęło, a poza tym końca pasa startowego nadal nie było w zasięgu jego wzroku. Samochód powoli zaczął zwalniać aż w końcu zatrzymał się w miejscu niczym serce Biebera, kiedy kilka minut, a może tylko sekund temu, zauważył, że nie panuje nad sytuacją.
To był błąd, pomyślał oddychając nierówno, to był błąd, że zdecydowałem się na wyścig przy takich warunkach atmosferycznych. Od czasu śmierci Prestona, Justin doceniał życie. Nie tylko dlatego, że było piękne i wciąż czekało na niego tyle niesamowitych miejsc do zobaczenia, ale dlatego, że czuł się odpowiedzialny za utrzymanie mamy i Juliana. Ten dzieciak nie był zły- on tylko zbłądził nie czując ojcowskiego autorytetu.
- Just...?!- roztrzęsiony Jordan otworzył drzwi od strony kierowcy w aucie przyjaciela.- Stary, żyjesz?
Szatyn przytaknął niemrawo i przełknął gulę, która w krótkim czasie narosła w jego gardle. Był w szoku. Jego ręce trzęsły się gorzej niż u osób cierpiących na chorobę Parkinsona, a szczękę miał zaciśniętą tak mocno, że aż poczuł w żuchwie mrowienie.
- Chodź, wysiądź, ochłoniesz...- wymruczał czarnowłosy, pociągając towarzysza za ramię. Nagły przypływ adrenaliny przywrócił jego racjonalne myślenie. W zasadzie, West czuł się tak jakby chwilę wcześniej w ogóle nie odurzał się marihuaną.
- Nie- warknął Justin, wyszarpnąwszy się z uścisku piwnookiego.- Wracam do domu- odpowiedział stanowczo, czując, że Jordan mu się przygląda.
- To nie jest dobry pomysł- murzyn oparł ręce o dach Lamborghini i spojrzał do dołu na Biebera.
- Jo, zostaw mnie w spokoju- złotowłosy wycedził przez zęby, podniósłszy spod fotela swojego iPhone'a. Zerknął na jego wyświetlacz z czystej ciekawości, aby sprawdzić czy Kayle odebrała. Niestety, na ekranie był pokazany ciąg kilku zer z dwukropkami pomiędzy, co nie pozostawiało żadnych wątpliwości, że rozmowa nie została nawiązana.
- Niech Ci będzie, ale zadzwoń jak dojedziesz do domu...- westchnął West, unosząc do góry palec wskazujący, na znak postawienia warunku.
- Okay- przytaknął, zagryzając wewnętrzną stronę swojego policzka.- Jeśli możesz, zamknij bramę...- Justin powiedział cicho, po czym pociągnął do dołu drzwi i zawrócił w stronę wyjazdu z lotniska.
Jadąc ulicami Los Angeles, wszystko wydawało mu się inne niż zwykle, bardziej wyjątkowe i warte docenienia. Prowadził powoli, może nawet aż za bardzo, ale nie chciał ponownie kusić losu. Zaciekawionym spojrzeniem obrzucał ulicznych przechodniów, jakby licząc, że domyślali się jakie piekło właśnie mu się przytrafiło. Jednak po chwili zrozumiał jak niedorzeczne teorie chodziły po jego głowie. Każdy miał swoje zmartwienia- mniejsze lub większe. Jedni myśleli o tym gdzie podzieją się dzisiejszej nocy, mając brak środków na koncie, natomiast inni stali przed wyborem burgera w Mc Donald's.
Światło na skrzyżowaniu zamieniło się w pomarańczowe, na co Justin zatrzymał pojazd. Uważnie przyglądał się wszystkim osobom przechodzącym przez pasy, do czasu aż w zasięgu jego wzroku nie pojawiła się niska, długowłosa brunetka. Kayle, pomyślał mrużąc podejrzliwie oczy. Dziewczyna zerknęła na moment w kierunku szatyna, przez co wszelkie jego wątpliwości zostały rozwiane... Z resztą co Carter miała wciąż robić w Los Angeles, skoro według jej grafiku, powinna znajdować się teraz w Londynie? W gruncie rzeczy, ona rzadko kiedy była uchwytna. W domu nie było jej prawie nigdy, a kiedy już wracała wszystko tak szybko mijało...
Kolejny dzień z rzędu ślęczał nad planami bazy gangu "Pointy Hoods", których "Daredevils" miało wkrótce się pozbyć. Szatyn miał już serdecznie dosyć opisywania miejsc, gdzie jego ekipa będzie zobowiązana złożyć ładunki wybuchowe, a co więcej jakiego będą one rodzaju i w jakich ilościach zostaną podłożone. Dlaczego miał się tym zajmować skoro nie był pieprzonym logistykiem?! Ahh no przecież... Barret chciał mieć pewność, że akcja nie zakończy się niepowodzeniem, dlatego zlecił to Bieberowi.
- Cześć- markotny głos Kayle dobiegł z korytarza. Jak zwykle, po pięciu dniach wróciła do domu wykończona usługiwaniem pasażerom samolotów.
Brązowooki nawet nie odpowiedział na przywitanie przyjaciółki. Ze skupieniem liczył coś na jednej z dziesiątek kartek porozrzucanych w jadalni na stole i mruczał pod nosem poszczególne liczby, aby nie zgubić się w swoich rachunkach.
- Co robisz?- zapytała brunetka wszedłszy do kuchni.- Pracujesz?- zaszła chłopaka od tyłu i oparła się o jego ramiona.
- Nie teraz, okay?!- ryknął, wyswobadzając się z uścisku dziewczyny. - Najlepiej stąd wyjdź...- rozkazał, wciąż starając się poświęcać całą uwagę swojej pracy. Ostatnią rzeczą, o której teraz marzył było szacowanie wszystkiego od początku, szczególnie, że od ukończenia projektu dzieliło go zaledwie kilkanaście minut.
- Naprawdę miłe przywitanie...- Carter warknęła z pretensją.- Jesteś chujem, wiesz?!- tupnęła nogą, a gdy zdała sobie sprawę, że Justin zignorował ją po raz kolejny, obrażona wyszła z pomieszczenia i zatrzasnęła się w łazience, gdzie zamierzała wziąć długą i relaksującą kąpiel.
Podkreśliwszy najistotniejsze wyniki, Bieber zapisał pod kreską kwotę potrzebną na realizację operacji, a potem przestudiował wszystko od początku i zaczerpnął głęboki oddech, kiedy zdał sobie sprawę, że robota została wykonana. Pośpiesznie zebrał wszystkie kartki na jedną gromadkę i wsunął je ostrożnie do kartonowej teczki, którą o poranku zobowiązany był oddać Barretowi.
Dumny ze swojej pracy, gwałtownie wstał od stołu i podszedł do lodówki, z której wyciągnął butelkę mleka. Rozlał je do dwóch białych kubków, z humorystycznym nadrukiem przedstawiającym uśmiechnięte twarzyczki, a potem oba naczynia wstawił do mikrofalówki na dwie minuty.
- Kayle...- zaczął szatyn, usłyszawszy otwieranie łazienkowych drzwi. Niestety nie uzyskał odpowiedzi od przyjaciółki, toteż ruszył po cichu w kierunku sypialni i niepostrzeżenie stanął w jej progu. - Przepraszam...- powiedział łagodnym tonem, po krótkiej chwili kontemplowania idealnego ciała brunetki, odzianej w przydużą, flanelową koszulę w kratę oraz w czarne, koronkowe brazillian briefs, w których jej krągłe pośladki wyglądały nad wyraz korzystnie.
Carter odchrząknęła coś niezrozumiałego pod nosem i z siłą pociągnęła za pled leżący na łóżku. Nie znosiła go, mimo że sama zaproponowała jego nakładanie na wiecznie niepościelone łoże. Dziewczyna ociężale usiadła na materacu i westchnęła ciężko, chcąc zasugerować chłopakowi, że nie ma ochoty na jego towarzystwo.
- Jak w pracy?- zagadnął brązowooki, klęknąwszy przed obrażoną, mierzącą go wzrokiem dziewczyną. Jak na złość wciąż milczała, co w pewnym momencie, po prostu zaczęło go bawić, jednak nie dał tego po sobie poznać.- Rozumiem, że miałaś ciężki tydzień...- przytaknął, po czym jedną ręką zdjął swoją białą, opinającą się na klatce piersiowej, koszulkę. Nie umknęło to oczom Kayle, która starała się podziwiać mięśnie szatyna najdyskretniej jak się dało. Zabawne, bowiem zachowywała się tak, jakby widziała jego tors po raz pierwszy w życiu. - Chodź...- wyszeptał złotowłosy, delikatnie biorąc dziewczynę na ręce.
- Daj mi spokój...- mruknęła, próbując wydostać się z uścisku przyjaciela. Lecz gdy tylko stanął na swoich długich nogach, odzianych w szare, zwężane dresy, brunetka ze strachem owinęła swoje dolne kończyny wokół jego pasa. Mimo, że ufała Justinowi, nie chciała ryzykować upadku z co najmniej półtora metra wysokości. - Just... Proszę- jęknęła przeciągle.- Bardzo boli mnie brzuch...
- Wiem, wiem- przytaknął, sięgając jeszcze po koc.- Okres Ci się zbliża...- wymamrotał, kierując się do salonu. Kayle nigdy nie musiała mu mówić kiedy nadchodziły Te dni. Wyczuwał je niczym prawdziwy samiec, a na dodatek potrafił odczytywać każdy wyraz z jej twarzy .
Rozłożywszy na parapecie koc, posadził na nim Carter i po ciemku ruszył do kuchni. Bieber był niemalże pewien, że dziewczyna siedziała tam zszokowana i za razem podirytowana. Mógł się założyć, że nie potrafiła stamtąd zejść. Nie dość, że parapet został wbudowany wysoko, to jeszcze był wystarczająco długi i szeroki by mogła się na nim położyć osoba o wzroście Justina- czyli doprawdy wysoka.
Brązowooki wsunął do kieszeni paczkę ciastek, a w dłonie pochwycił kubki z ciepłym mlekiem. Do salonu szedł niemalże na wyczucie, ponieważ wszystkie światła w domu były pogaszone. Dopiero gdy zbliżył się do wielkiego okna, światła bijące od Los Angeles rozjaśniły co nieco.
- Kolację podano...- powiedział cwaniackim głosem, a następnie wskoczył na parapet i oparł się o jedną z wąskich ścianek, będących po jego boku.
- Też mi kolacja... - Kayle mruknęła złośliwym tonem i uśmiechnęła się półgębkiem. Szatyn posłał towarzyszce promieniste spojrzenie, a potem wyciągnął z kieszeni pudełko słodkości i je otworzył.
- Oooo Oreo!- brunetka pisnęła z zachwytem i wyciągnęła rękę po ciastko, jednak szybki refleks chłopaka, pozwolił mu na odsunięcie opakowania.
- Nie, nie dostaniesz- zaśmiał się cicho, wypuszczając nosem powietrze.- Jeszcze przed chwilą nie pasowała Ci taka kolacja- dodał, wystawiając w stronę przyjaciółki rząd swoich równych, śnieżnobiałych zębów.
- Justin, no!- jęknęła, próbując wskórać coś wzrokiem zbitego pieska. - Przecież wiesz jak bardzo kocham Oreo!
- Wiem...- wzruszył ramionami, uśmiechając się głupawo. Chłopak trzymał w ręku jedno ciastko i droczył się z brunetką, udając, że wpycha je sobie do buzi.
- Proszę...- westchnęła, uformowawszy swoje malinowe usta w podkówkę. W ogóle nie była smutna, ale chciała wyegzekwować w końcu tę głupią słodkość.
- Tęskniłem za Tobą...- wyszeptał Bieber, kładąc paczkę tuż przed brunetką.
- Ja za Tobą też- odparła równie cicho, odkręciwszy ciastko, polizawszy jego nadzienie, a potem zamoczywszy w ciepłym mleku. Justin zawtórował dziewczynie i odgryzł kawałek kakaowego wypieku. - Mmm... Pyszne- wymruczała Kayle, biorąc w ręce kolejną porcję. Akurat trzymała w dłoniach ciasteczko podzielone na dwie części, kiedy nagle szatyn wyrwał jej z ręki fragment oblany śmietankową masą i łapczywie wsunął go do swojej buzi.
- Ejj, wiesz, że nadzienie jest moją ulubioną częścią Oreo!- pisnęła Carter, naskakując na szatyna niczym bestia. - Ała...- jęknęła po chwili, opadając na nagi tors szatyna.
- Brzuch?- zapytał delikatnym tonem, odstawiając mleko oraz ciasta na stolik stojący na odległość wyciągnięcia ręki.
Rozszerzywszy swoje nogi, Justin posadził między nimi drobną, nieco zmarzniętą Kayle, która natychmiastowo oparła się plecami o jego klatkę piersiową i wtuliła się w ciepłe, umięśnione ciało.
- Wciąż nie wierzę, że mamy taki widok za oknem...- powiedział zdumiony chłopak, obracając między palcami kosmyk ciemnych, gęstych włosów przyjaciółki.
- Jest niesamowicie- odparła niemrawo, spoglądając na tysiące migoczących na żółto światełek bijących z najodleglejszych dzielnic Los Angeles. - Popatrz! Ten facet ma znowu inną laskę do posuwania- Carter zachichotała pod nosem pokazując palcem na okno w wybudowanym nieopodal wieżowcu. Za każdym razem gdy siedziała z Bieberem, w nocy, na parapecie, obserwowali i komentowali poczynania sąsiadów.
- Gdybym miał taki ryj jak on to też musiałbym wyrywać napite laski na jeden raz- odparł rozbawiony szatyn.
- A sądzisz, że nie masz?- zapytała zaskoczono brunetka, a zaraz po tym napięła wszystkie swoje mięśnie i odchyliła do tyłu głowę, poczuwszy kolejny skurcz w okolicach podbrzusza.
- Gdybym miał to by tu Ciebie nie było...- wyszeptał dumnie, a następnie wsunął swoją ciepłą dłoń pod koszulę Kayle i położył ją na brzuchu dziewczyny. Z niewiadomego powodu, brązowooką owładnęła natychmiastowa ulga, tak jakby Justin miał jakieś zdolności paranormalne do odejmowania cierpień.
- A może ja po prostu nie jestem powierzchowna...?- zasugerowała, umieszczając swoją głowę w zagłębieniu pod jednym z obojczyków Biebera. Szatyn nie dał Carter żadnej odpowiedzi. Jedynie uśmiechnął się nikle, będąc zaabsorbowanym podglądaniem reszty sąsiadów.
Chcąc wykorzystać sytuację, brązowooka wpiła się w szyję Justina i zassała w jednym punkcie na dłuższą chwilę, przez co chłopak zajęczał cicho. Lubił gdy Kayle całowała go w tych okolicach, a jeszcze bardziej uwielbiał to, co robiła z nim w kolejnych etapach zabawy.
- Jeśli zostanie malinka to pożałujesz- mruknął na wdechu, próbując ustatkować swój przyspieszający oddech.
- Nie zostanie- brunetka odparła uwodzicielskim tonem, po czym uśmiechnęła się półgębkiem i przejechała językiem po sporej wielkości, sinym śladzie. Nie robiła nic sobie z groźby szatyna, ponieważ nie odważyłby się zrobić jej krzywdy, o której wspominał. No chyba, że karą miałoby być coś znacznie przyjemniejszego...
- Popatrz, stary Goldman nadal pracuje- odchrząknął, odwróciwszy wzrok do okna. Nie chcąc kontynuować zabawy, Justin osunął Kayle z powrotem na swój tors i ponownie ułożył swoją dłoń na jej brzuchu.- Ciekawe czy zastanawiał się nad wzięciem urlopu...?
- Kto jak kto, ale nie on- brunetka wzruszyła ramionami, obracając się na bok. Chciała po prostu poleżeć w ramionach kogoś bliskiego i posłuchać bicia jego serca.
- Ale zastanówmy się... Chyba nie ma takich ludzi, którzy nie chcieliby polecieć na Bali, Malediwy albo na Bora Bora. To morze, te widoki... To musi być raj na ziemi!- powiedział szeptem podekscytowany Bieber. Nie chciał mówić głośniej, bowiem nie widział takiej potrzeby. W domu panowała cisza, a ucho Kayle było nadstawione tuż pod jego wargami.- A może my powinniśmy gdzieś w końcu się wybrać?- zagadnął, masując dłonią obolałe podbrzusze przyjaciółki. - Myślałem o wyprawie do Europy... O, na przykład takie Włochy! Piękne, ciepłe morze, wyśmienita kuchnia, stare, urokliwe miasta i mnóstwo zabytków. Moglibyśmy na chwilę zwolnić z pracą, pobyć razem nieco dłużej niż przez te nic nie warte dwie noce na tydzień... Co o tym sądzisz?- zapytał po chwili, lecz nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Oddechy Carter były głębokie, co było dowodem na to, że była już pogrążona we śnie. Brązowooki zaśmiał się pod nosem i pocałował ją w głowę, a następnie sam się skulił aby ochronić przed zimnem śpiącą dziewczynę.
Usłyszawszy klakson samochodu stojącego z tyłu, Justin zerknął dla pewności na zielone światło, po czym nacisnął na pedał gazu i ruszył przed siebie...- Jak w pracy?- zagadnął brązowooki, klęknąwszy przed obrażoną, mierzącą go wzrokiem dziewczyną. Jak na złość wciąż milczała, co w pewnym momencie, po prostu zaczęło go bawić, jednak nie dał tego po sobie poznać.- Rozumiem, że miałaś ciężki tydzień...- przytaknął, po czym jedną ręką zdjął swoją białą, opinającą się na klatce piersiowej, koszulkę. Nie umknęło to oczom Kayle, która starała się podziwiać mięśnie szatyna najdyskretniej jak się dało. Zabawne, bowiem zachowywała się tak, jakby widziała jego tors po raz pierwszy w życiu. - Chodź...- wyszeptał złotowłosy, delikatnie biorąc dziewczynę na ręce.
- Daj mi spokój...- mruknęła, próbując wydostać się z uścisku przyjaciela. Lecz gdy tylko stanął na swoich długich nogach, odzianych w szare, zwężane dresy, brunetka ze strachem owinęła swoje dolne kończyny wokół jego pasa. Mimo, że ufała Justinowi, nie chciała ryzykować upadku z co najmniej półtora metra wysokości. - Just... Proszę- jęknęła przeciągle.- Bardzo boli mnie brzuch...
- Wiem, wiem- przytaknął, sięgając jeszcze po koc.- Okres Ci się zbliża...- wymamrotał, kierując się do salonu. Kayle nigdy nie musiała mu mówić kiedy nadchodziły Te dni. Wyczuwał je niczym prawdziwy samiec, a na dodatek potrafił odczytywać każdy wyraz z jej twarzy .
Rozłożywszy na parapecie koc, posadził na nim Carter i po ciemku ruszył do kuchni. Bieber był niemalże pewien, że dziewczyna siedziała tam zszokowana i za razem podirytowana. Mógł się założyć, że nie potrafiła stamtąd zejść. Nie dość, że parapet został wbudowany wysoko, to jeszcze był wystarczająco długi i szeroki by mogła się na nim położyć osoba o wzroście Justina- czyli doprawdy wysoka.
Brązowooki wsunął do kieszeni paczkę ciastek, a w dłonie pochwycił kubki z ciepłym mlekiem. Do salonu szedł niemalże na wyczucie, ponieważ wszystkie światła w domu były pogaszone. Dopiero gdy zbliżył się do wielkiego okna, światła bijące od Los Angeles rozjaśniły co nieco.
- Kolację podano...- powiedział cwaniackim głosem, a następnie wskoczył na parapet i oparł się o jedną z wąskich ścianek, będących po jego boku.
- Też mi kolacja... - Kayle mruknęła złośliwym tonem i uśmiechnęła się półgębkiem. Szatyn posłał towarzyszce promieniste spojrzenie, a potem wyciągnął z kieszeni pudełko słodkości i je otworzył.
- Oooo Oreo!- brunetka pisnęła z zachwytem i wyciągnęła rękę po ciastko, jednak szybki refleks chłopaka, pozwolił mu na odsunięcie opakowania.
- Nie, nie dostaniesz- zaśmiał się cicho, wypuszczając nosem powietrze.- Jeszcze przed chwilą nie pasowała Ci taka kolacja- dodał, wystawiając w stronę przyjaciółki rząd swoich równych, śnieżnobiałych zębów.
- Justin, no!- jęknęła, próbując wskórać coś wzrokiem zbitego pieska. - Przecież wiesz jak bardzo kocham Oreo!
- Wiem...- wzruszył ramionami, uśmiechając się głupawo. Chłopak trzymał w ręku jedno ciastko i droczył się z brunetką, udając, że wpycha je sobie do buzi.
- Proszę...- westchnęła, uformowawszy swoje malinowe usta w podkówkę. W ogóle nie była smutna, ale chciała wyegzekwować w końcu tę głupią słodkość.
- Tęskniłem za Tobą...- wyszeptał Bieber, kładąc paczkę tuż przed brunetką.
- Ja za Tobą też- odparła równie cicho, odkręciwszy ciastko, polizawszy jego nadzienie, a potem zamoczywszy w ciepłym mleku. Justin zawtórował dziewczynie i odgryzł kawałek kakaowego wypieku. - Mmm... Pyszne- wymruczała Kayle, biorąc w ręce kolejną porcję. Akurat trzymała w dłoniach ciasteczko podzielone na dwie części, kiedy nagle szatyn wyrwał jej z ręki fragment oblany śmietankową masą i łapczywie wsunął go do swojej buzi.
- Ejj, wiesz, że nadzienie jest moją ulubioną częścią Oreo!- pisnęła Carter, naskakując na szatyna niczym bestia. - Ała...- jęknęła po chwili, opadając na nagi tors szatyna.
- Brzuch?- zapytał delikatnym tonem, odstawiając mleko oraz ciasta na stolik stojący na odległość wyciągnięcia ręki.
Rozszerzywszy swoje nogi, Justin posadził między nimi drobną, nieco zmarzniętą Kayle, która natychmiastowo oparła się plecami o jego klatkę piersiową i wtuliła się w ciepłe, umięśnione ciało.
- Wciąż nie wierzę, że mamy taki widok za oknem...- powiedział zdumiony chłopak, obracając między palcami kosmyk ciemnych, gęstych włosów przyjaciółki.
- Jest niesamowicie- odparła niemrawo, spoglądając na tysiące migoczących na żółto światełek bijących z najodleglejszych dzielnic Los Angeles. - Popatrz! Ten facet ma znowu inną laskę do posuwania- Carter zachichotała pod nosem pokazując palcem na okno w wybudowanym nieopodal wieżowcu. Za każdym razem gdy siedziała z Bieberem, w nocy, na parapecie, obserwowali i komentowali poczynania sąsiadów.
- Gdybym miał taki ryj jak on to też musiałbym wyrywać napite laski na jeden raz- odparł rozbawiony szatyn.
- A sądzisz, że nie masz?- zapytała zaskoczono brunetka, a zaraz po tym napięła wszystkie swoje mięśnie i odchyliła do tyłu głowę, poczuwszy kolejny skurcz w okolicach podbrzusza.
- Gdybym miał to by tu Ciebie nie było...- wyszeptał dumnie, a następnie wsunął swoją ciepłą dłoń pod koszulę Kayle i położył ją na brzuchu dziewczyny. Z niewiadomego powodu, brązowooką owładnęła natychmiastowa ulga, tak jakby Justin miał jakieś zdolności paranormalne do odejmowania cierpień.
- A może ja po prostu nie jestem powierzchowna...?- zasugerowała, umieszczając swoją głowę w zagłębieniu pod jednym z obojczyków Biebera. Szatyn nie dał Carter żadnej odpowiedzi. Jedynie uśmiechnął się nikle, będąc zaabsorbowanym podglądaniem reszty sąsiadów.
Chcąc wykorzystać sytuację, brązowooka wpiła się w szyję Justina i zassała w jednym punkcie na dłuższą chwilę, przez co chłopak zajęczał cicho. Lubił gdy Kayle całowała go w tych okolicach, a jeszcze bardziej uwielbiał to, co robiła z nim w kolejnych etapach zabawy.
- Jeśli zostanie malinka to pożałujesz- mruknął na wdechu, próbując ustatkować swój przyspieszający oddech.
- Nie zostanie- brunetka odparła uwodzicielskim tonem, po czym uśmiechnęła się półgębkiem i przejechała językiem po sporej wielkości, sinym śladzie. Nie robiła nic sobie z groźby szatyna, ponieważ nie odważyłby się zrobić jej krzywdy, o której wspominał. No chyba, że karą miałoby być coś znacznie przyjemniejszego...
- Popatrz, stary Goldman nadal pracuje- odchrząknął, odwróciwszy wzrok do okna. Nie chcąc kontynuować zabawy, Justin osunął Kayle z powrotem na swój tors i ponownie ułożył swoją dłoń na jej brzuchu.- Ciekawe czy zastanawiał się nad wzięciem urlopu...?
- Kto jak kto, ale nie on- brunetka wzruszyła ramionami, obracając się na bok. Chciała po prostu poleżeć w ramionach kogoś bliskiego i posłuchać bicia jego serca.
- Ale zastanówmy się... Chyba nie ma takich ludzi, którzy nie chcieliby polecieć na Bali, Malediwy albo na Bora Bora. To morze, te widoki... To musi być raj na ziemi!- powiedział szeptem podekscytowany Bieber. Nie chciał mówić głośniej, bowiem nie widział takiej potrzeby. W domu panowała cisza, a ucho Kayle było nadstawione tuż pod jego wargami.- A może my powinniśmy gdzieś w końcu się wybrać?- zagadnął, masując dłonią obolałe podbrzusze przyjaciółki. - Myślałem o wyprawie do Europy... O, na przykład takie Włochy! Piękne, ciepłe morze, wyśmienita kuchnia, stare, urokliwe miasta i mnóstwo zabytków. Moglibyśmy na chwilę zwolnić z pracą, pobyć razem nieco dłużej niż przez te nic nie warte dwie noce na tydzień... Co o tym sądzisz?- zapytał po chwili, lecz nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Oddechy Carter były głębokie, co było dowodem na to, że była już pogrążona we śnie. Brązowooki zaśmiał się pod nosem i pocałował ją w głowę, a następnie sam się skulił aby ochronić przed zimnem śpiącą dziewczynę.
*
Ubrała szary płaszcz w kształcie bombki i nasunęła na nogi czarne botki na obcasie. Mimo, że strój był w dobrym guście, Kayle nie wyglądała najlepiej- przynajmniej tak pokazywało lustro, które niestety jeszcze nigdy jej nie okłamało. Oczy dziewczyny były podkrążone, a usta wysuszone, choć zaraz po przebudzeniu wypiła półtora litra wody mineralnej. Bez wątpienia, miała kaca.
- Wychodzisz?- zapytał Thane, opierając się ramieniem o chłodną ścianę w korytarzu.
- Muszę kupić starter do telefonu- odparła, uśmiechnąwszy się blado w stronę rozmówcy. Doprawdy wyglądał jeszcze atrakcyjniej niż w nocy, gdy spotkała go po raz pierwszy.
- Pozwolisz, że przejdę się z Tobą?- pośpiesznie nasunął buty na stopy i jednym ruchem ręki ściągnął z wieszaka swoją kurtkę.
- Jasne, czemu nie?- brązowooka wzruszyła ramionami, odkluczyła zamek u drzwi, a następnie przekręciła pozłacaną klamkę. Gdy tylko wyszła z domu, chłody wiatr uderzył ją w twarz, co odrobinę polepszyło jej złe samopoczucie.
- A więc... Pracujesz z moją siostrą?- zagadnął brunet, dorównując kroku towarzyszce. Jego dłonie były schowane w kieszeniach jego jeansowych spodni.
- Tak- Kayle pokiwała twierdząco głową.- A ty? Czym się zajmujesz?- zapytała z obawy przed niezręczną ciszą.
- Jestem chirurgiem...- wyznał obojętnie, a mimo to uśmiech wkradł się na jego usta.
- Przypuszczam, że masz jeszcze mniej wolnego czasu niż ja i Sarah...- westchnęła Carter, niechcący kopnąwszy butem drobny kamyczek leżący na chodniku.
- Fakt, bywa ciężko...- odparł pochmurnie, choć nie trudno było zauważyć, że lubił tę pracę.- Moje życie towarzyskie prawie nie istnieje, ale...- Reyes zamilkł na chwilę i wyprzedził brunetkę o dwa kroki, po czym odwrócił się na pięcie i zatrzymał się tuż przed nią.- Może wyszlibyśmy gdzieś na kolację gdy oboje będziemy mieli wolne?
Kayle posłała towarzyszowi zdumione spojrzenie, po czym zachichotała pod nosem. Nie dało się ukryć, że Thane ją zaskoczył. W pewnym momencie nawet zaczęła się zastanawiać czy był szybki, czy raczej bezpośredni?
***
Ha! Zaskoczeni?! Chyba nie tego się spodziewaliście w tym rozdziale?
Moi drodzy! Muszę się do czegoś przyznać... Zwariowałam! A to wszystko dzięki jednej z tłumaczek B.R.O.N.X , która poleciła swoim czytelnikom Following Liars. Licznik wejść na bloga pnie się ku górze jak szalony. MAMY już ponad 20K wejść! To wszystko dzięki wam, za co serdecznie dziękuję!
43 komentarze?! Wow, thanks! I mam nadzieję, że mogę liczyć na tyle samo pod tym rozdziałem.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ !!!
rozdział niby spokojny, bo w sumie to nic takiego się w nim nie działo, trochę retrospekcji- jednym słowem rozdział bardzo udany. Teraz tylko czekamy na moment spotkania Justina i Kayle. Życzę weny ! ;)
OdpowiedzUsuń+mogłabyś mnie informować o kolejnych rozdziałach na twitterze? Byłabym Ci bardzo ale to bardzo wdzięczna. Mój tt: @inactivesoul
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
To jest boskie kocham to ! Na prawdę ty masz kurwa talent . Zrób coś takiego żeby Justin zobaczył ją z tym chłopakiem i żeby był zazdrosny czy coś podobnego proszę . Kocham cię <3
OdpowiedzUsuńWow. Nic dodać nic ująć. Niesamowite opowiadania
OdpowiedzUsuńJejku, myślałam, że wszystko inaczej się potoczy O.O milo mnie zaskoczyłaś :D Super! <3
OdpowiedzUsuńFakt, zaskoczyłaś mnie, bo już byłam pewna, że Justin nie wyjdzie bez szwanku z tego swojego prawie-wypadku ;) Ale cieszę się, że nic mu się nie stało.
OdpowiedzUsuńMoże od razu zaznaczę, że nie podoba mi się postać Thane'a. Założę się, że jest miły, świetny i tak dalej, ale jako osoba nielubiąca się dzielić, wolałabym, żeby zostawił Kayle, bo ja ją widzę tylko z Justinem, haha! Okej, to tylko moje zdanie ;D
Jestem ciekawa, co będzie dalej.
Pozdrawiam serdecznie,
Rae
Boskie !
OdpowiedzUsuńah rozdział fajny :D
OdpowiedzUsuńdobrze że Justinowi nic nie jest ;3
jejku jak tak czytam to szkoda mi Justina .. bo tak myśli o Kayle a nic nie może w pewnym sensie zrobic ehh ;/
uuu coś się między nim będzie dziać ?;o ojj..
czekam na kolejny ;)
pozdrawiam ;*
Jest świetny!
OdpowiedzUsuńNiestety znów się nie rozpiszę, bo brak czasu xoxo
no, ale zaproszę na moje opowiadanie --> http://heart-skip-a-beat.blogspot.com/
Mozesz mnie informować? @alooha_bitches
OdpowiedzUsuńWłaśnie z B.R.O.N.X dowiedziałam sie o twoim opowiadaniu i jest świetne ! :D Czekam z niecierpliwością na następny rozdział ! :D :)
OdpowiedzUsuńhejoo z bronxu, tak mnie wciągneło, że w 2 dni przeczytałam i czekam na nn rozdział ;)
OdpowiedzUsuńmogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach? @kochamjustinamm
Świetny rozdział! Już nie mogę się doczekać następnego :)
OdpowiedzUsuńPrzyszlam tu z polecenia bronx i mysle ze to jest kurwa zajebiste
OdpowiedzUsuńBIEDNY JUSTIN :C
OdpowiedzUsuńale ty sie pieprzysz z moimi uczuciami ! mnsdnmdnfnjlnfsjd vfsdv sdv dlsvdsl szkoda mi Justa i Kayle ! :(
OdpowiedzUsuńja też z bronx'u :d masz niesamowity talent dziewczyno ! :*
OdpowiedzUsuńBoski jak zawsze ^^ ojej niech juz Justin znowu sie z nia zejdzie :(
OdpowiedzUsuńomg, ja tu sie martwilam ze justinowi stalo sie cos powaznego, a tu niespodzianka :) to dobrze, ze wszystko z nim ok. jeszcze tylko rozmowa jego i kayle i ewentualne pogodzenie sie tych dwojga i bede przeszczesliwa ;D
OdpowiedzUsuńczekam na 13 z niecierpliwoscia!
ps. przepraszam, ze bez polskich znakow, ale pisze z telefonu na klawiaturze qwerty
trafiłam tu z bronx'u i cholernie się uzależniłam, w 2 godziny całe opo <3
OdpowiedzUsuńJA ZARAZ OSZALEJE ! TWOJE OPOWIADANIE JEST NIESAMOWITE ! CZEKAM NA KOLEJNY :D
OdpowiedzUsuńŚWIETNE OPOWIADANIE! :)
OdpowiedzUsuńZajebisty blog! Mam nadzieje,ze Carter pogodzi sie z Justinem i bedą razem,bo chyba każdy czytelnik tego bloga tego oczekuje!:**
OdpowiedzUsuńTen blog jest super ily ❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńSuper <33
OdpowiedzUsuńDowiedziałam się o tym blogu właśnie od jednej z tłumaczek B.R.O.N.X. Szczerze, jestem jej niezmiernie wdzięczna i czekam na następny rozdział bo te 12 poszły w mgnieniu oka ;]
OdpowiedzUsuńgenialny, genialny i jeszcze raz genialny
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ! :*
OdpowiedzUsuńJest super czekam na nowy
OdpowiedzUsuńczytam ten rozdzial juz 3 raz, dodaj kiz nastepnyyy! jest to twoj obowiazek :D w niedziele wyjezdzam na studia, i przed wyjazdem chcialabym sie dowiedziec co dalej, wiec prooooosze, doooooooooodaj kolejny rozdzial! albo nawet 2 :) z pozddowieniami, ja :d
OdpowiedzUsuńDobra! Nie wiem jakim cudem ja przegapiłam ten rozdział i czytam go DOPIERO teraz! Jaki nieogar ze mnie :P
OdpowiedzUsuńRozdział super! Końcówka mnie totalnie zaskoczyła. No bo jak to? Inny facet? No nie nie nie nie i jeszcze raz nie! :P
Niech oni się ogarną obydwoje :P
Uh...czekam na następny z niecierpliwością :D
Jak zawsze :)
@ameneris
<3
chcę kolejny <333333333333
OdpowiedzUsuńPrzyznam, nie spodziewałam się takiego obiegu wydarzeń. Tak jak większość myślałam, że Justin będzie miał wypadek, a tu niespodzianka! Zaskoczyłaś mnie. Coś przeczuwam, że coś będzie pomiędzy Kyle a bratem jej przyjaciółki. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. :)
OdpowiedzUsuńGENIALNY. ojrnfieonfiowren ♥
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! ;)
OdpowiedzUsuńKiedy następny?
Bardzo mi sie podoba, czekam na następny
OdpowiedzUsuńCzekam zniecierpliwiona na następny bo wielbiam
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie, bardzo dobrze sie czyta :) idealna lektura na jesienne wieczory ! Myślałam, że Justin bedzie miał wypadek, troche mnie zaskoczylas 😜 oby wena sie ciebie trzymała i to FF miało duzo rozdziałów . Obecnie czytam B.R.O.N.X i znalazłam tam twoje opowiadanie. Jestem pod wrażeniem, życzę ci zeby twoje FF zyskało taka popularność jaka ma bronx, ponieważ jest równie niesamowite. Ogólnie to ciekawy pomysł na fabułę !
OdpowiedzUsuń~VVV
CHOLERA JASBA JEGO MAC, KURDE WIEM, ZE NIE PISZESZ, ALE MOZE KOMENTARZE SPRAWDZASZ. Cxytam to od wczoraj i, jezu, wkurwiam sie CONAJMNIEJ 2 razy na rodzial.
OdpowiedzUsuń1. Napisalas, ze LOS ANGELES jest w PIEPRZONEJ WIELKIEJ BRYTANII
2. Niekiedy zdaje mi sie, ze 12latka pisze to opowiadanie. "KONPLEMENTOWAL" SERIO? Polecalabym zaczac uzywac slownika.
A I NIE MA TAKIEGO SLOWA JAK "RETROSPEKTYWNE"
3. GDYBYS TROCHE POCZYTALA, ZOBACZYLABYS, ZE DO IPHONE nie mozna wlozyc KARTY SIM, bo nie otworzy sie tylnej klapki................
Poza tym fabula opowiadania, do tego rozdzialu' jest bardzo ciekawa.
ZAZWYCZAJ PISZE OPINIE NA KONCU, ALE TERAZ NIE MOGLAM WYTRZYMAC. DZIEWCZYNO JEZELI KIEDYS NAPISZESZ ZNOWU JAKIES FF, WEZ TO POD UWAGE!
Pozdrawiam.
Moja droga Adix, dziękuję za te jakże trafne uwagi dotyczące mojego opowiadania. Nie mam w zwyczaju odpisywać na hejty, ale ten mnie tak "poruszył", że aż postanowiłam zrobić dla Ciebie wyjątek.
UsuńCo do moich BŁĘDÓW:
1. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek napisała, że Los Angeles jest w Wielkiej Brytanii. Jeszcze wiem gdzie mieszkam :-) I nie wiem czy zauważyłaś, akcja opowiadania dzieje się głównie w dwóch miejscach. Los Angeles w USA i Londyn (ew.Brighton) w Wielkiej Brytanii.
2. "KONPLEMENTOWAŁ"? Doprawdy? Dziwne, że Twoje słowo nie pokrywa się z moim (sprawdzałam 5 razy). Gdybyś czytała uważniej, a nie dopowiadała sobie wyrazu po przeczytaniu pierwszych trzech literek, zauważyłabyś, że napisałam "K-O-N-T-E-M-P-L-O-W-A-Ł".
3. Gdybyś (znowu) czytała, ze zrozumieniem, wiedziałabyś, że nie na darmo napisałam o kolczykach Kayle, którymi wysunęła kartę sim (dla ścisłości - z przegrody znajdującej się po boku iPhone'a"). Przynajmniej tak się robi w moim iPhone.
I powiem Ci jeszcze, że powinnaś odwiedzić ten adres (internetowy słownik języka polskiego) http://sjp.pl/retrospektywne . Czasem się przydaje ;-)
Co do tej dwunastolatki piszącej opowiadanie. Bardzo mi miło, ale dodaj sobie do tej liczby 8 lat.
Powiem Ci, że mnie rozbawiłaś, a przy okazji zbulwersowałaś próbując wcisnąć mi rzeczy, które nie miały miejsca. Ale z tego miejsca pozdrawiam Cię serdecznie i mam nadzieję, że jeśli kiedykolwiek zaczniesz komuś wytykać błędy, zastanowisz się czy aby na pewno przeczytałaś jej/jego opowiadanie ze zrozumieniem.