15 września 2013

Rozdział jedenasty

               W domu panowała cisza, mimo że było już po ósmej. Wchodząc do kuchni, szatyn zauważył siedzącego przy stole Juliana mieszającego łyżką przesiąknięte od ciepłego mleka płatki. Jeszcze chwilę temu  Justin też miał na nie ochotę, jednak ujrzawszy papkę w misce brata, postanowił zjeść coś innego, co go nie obrzydzi.
- Gdzie mama?- zapytał, odwijając z folii całą resztę naleśników pozostałych z wczorajszego obiadu.
- Śpi- mruknął chłopak. Sprawiał wrażenie obrażonego za incydent z nocy, choć to on był winien Justinowi przeprosiny. 
           Usłyszawszy oschły ton Jules'a, brązowooki postanowił nie odzywać się do niego, bowiem przeczuwał, że ten małolat miał zamiar zniszczyć mu humor i naprawdę był na dobrej drodze. Szatyn wstawił do mikrofalówki talerzyk ze swoim śniadaniem i wcisnął na niej mały guzik, uprzednio zatrzaskując cicho drzwiczki. Przez półtorej minuty, niemrawym wzrokiem obserwował kręcące się w maszynie naczynie, zastanawiając się przy tym czy aby na pewno nie powinien wsiąść do auta i pognać do domu, póki Kayle wciąż tam była. Z drugiej strony, przez myśli przelatywało mu stwierdzenie, że jeśli ją kocha powinien pozwolić jej odejść. Ale na litość Boską, to było niedorzeczne!
- Moi mali chłopcy już nie śpią?- zaświergotała zaspana Pattie, przekroczywszy próg kuchni. Trudno było nie zauważyć jaką radość sprawił jej widok całej rodziny będącej w jednym miejscu.
- Mamo, proszę...- zaśmiał się Justin, usłyszawszy jak rodzicielka nazwała jego i brata.
- Zawsze będziecie moimi malutkimi synka... Jules?- przerwała w pół słowa, gdy ujrzała fioletowe limo pod okiem blondyna.- Kto Cię tak załatwił?!- pisnęła, pochwyciwszy twarz szesnastolatka w swoich dłoniach.
            Zaciskając usta w wąską linię, szatyn wyciągnął naleśniki z mikrofalówki, a następnie bez słowa zasiadł do stołu, po drodze wygrzebawszy z szuflady widelec. Czuł, że tętnica na jego szyi zaczęła niebezpiecznie pulsować, a co się z tym łączyło, jego ciało ogarniała fala ciepła.
- Uderzyłem w słup...- odparł młodszy Bieber, pośpiesznie wpychając sobie rozmoczone płatki do buzi, byleby uniknąć kolejnych pytań.
- Jeszcze nie widziałam słupów w kształcie pięści- odparła zaniepokojona Pattie.- Proszę Cię, powiedz prawdę...- jęknęła z zaniepokojeniem.
- Oj mamo, no...- mruknął Julian, mając dość tego całego dochodzenia. Kobieta spojrzała na niego gniewnie i podniosła do góry brew, dając mu do zrozumienia, że nie zamierza spocząć, dopóki nie pozna prawdy. - Małe nieporozumienie z kumplami, okej?- blondyn podniósł ręce w defensywnym geście, po czym zerknął na Justina, który posłał mu nikły uśmiech.
- Pogodziłeś się z Kayle?- zagadnęła zielonooka, tym razem zwracając się ku starszemu synowi, który usłyszawszy imię dziewczyny, zbyt mocno przycisnął widelec do talerza i zarył o jego powierzchnię, przyprawiając wszystkich o ból uszu.
- Nie- odparł cicho, wzruszywszy ramionami.
- Co oznacza nie?- Pattie drążyła temat.
- Ona nie chce mnie już więcej widzieć...- szatyn wymamrotał pod nosem, ostentacyjnie przeżuwając duży kęs naleśnika.
- Kochanie, przecież nie może być aż tak źle...- westchnęła ciemnowłosa, głaszcząc chłopaka po ramieniu.- Dlaczego miałaby nie chcieć się z Tobą widywać?- wyszeptała matczynym, kojącym głosem. Justin zastanowił się nad tym pytaniem.
- Bo ją okłamywałem- jęknął zagryzając wewnętrzną stronę swojego policzka. Jeśli kiedyś czuł się nieswojo rozmawiając z matką na takie tematy, to teraz przy dodatkowej obecności młodszego brata był w stanie zapaść się pod ziemię.
- Każdy ma coś za uszami i takie występki zdarzają się nam raz na jakiś czas... Kłótnie też są ludziom potrzebne, wiesz?- usiadłszy na krześle obok szatyna, kobieta odprowadziła wzrokiem zmieszanego Juliana wychodzącego z kuchni.
- Raz na jakiś czas...- Justin prychnął pod nosem.- A co jeśli ja robiłem to notorycznie?!... Dopiero po dwóch latach dowiedziała się kim jestem, rozumiesz to?!- ryknął z rozżaleniem, szarpiąc za końcówki swoich karmelowych włosów.- Przez cały ten czas pozwoliłem jej wierzyć, że jestem z zamożnej rodziny!
- Teraz widzisz?- ciemnowłosa zapytała delikatnym tonem, próbując uzyskać kontakt wzrokowy z synem. - Pochodzenie oraz pieniądze nie dają człowiekowi szczęścia... i powiedziałam Ci kiedyś słonko, że za wtargnięcie do świata bogatych zapłacisz największą cenę- Pattie spuściła głowę ze smutkiem, przypominając sobie swoją młodość. Z perspektywy czasu wyraźnie widziała jak głupią nastolatką była i jak wiele popełniła błędów. Bywały w jej życiu momenty, kiedy nie wiedziała czy powinna żałować swojej szczeniackiej, kilkudniowej ucieczki z domu... Nie można było ukryć, że dwadzieścia trzy lata temu straciła rozum dla Jeremy'ego. Była wtedy w stanie oddać mu wszystko co miała- i tak też zrobiła- złożyła swoje dziewictwo w jego rękach, bowiem sądziła, że ją kochał. Wieść o tym, że zaszła w ciążę przyjął godnie, a ponadto wytrwale wspierał dziewczynę, kiedy rodzice wyrzucili ją z domu. Była ciężarną siedemnastolatką bez perspektyw, czyli kimś za kogo rodzina Mallette musiałaby się w małym Stratford wstydzić. Nie bez powodu Bieber wynajął mieszkanie w Los Angeles. Co prawda stare, małe i usytuowane we Florence-Graham, ale własne... Nie było wtedy kolorowo, a mimo to nie można było narzekać... Mały Justin urodził się zdrowy,  a wkrótce po nim na świecie pojawił się Julian. I choćby nie ważne jak źle się działo, Pattie codziennie, podczas wieczornej modlitwy prosiła Boga o błogosławieństwo dla swoich dzieci, które były całym jej światem i sensem życia. Po prostu nauczyła się cieszyć ludźmi, a nie miejscem i miała szczere nadzieję, że złotowłosy wkrótce to zrozumie...

*


               Głośny jęk wydobył się z ust Kayle, kiedy z trudem wyciągnęła z bagażnika trzecią, a za razem ostatnią z walizek, w które wpakowała wszystkie swoje manatki wyprowadzając się od Justina. Brunetka nie sądziła, że przez dwa lata zdążyła uzbierać tak wielką kolekcję butów oraz innych śliczności, jakimi obdarowywał ją Bieber. Właściwie nie powinna była ich ze sobą wziąć. Po pierwsze żadna z tych rzeczy nie należała do tanich, a po drugie nie zostały one kupione za uczciwie zdobyte pieniądze.
               Wtargawszy swój balast po kilku schodkach prowadzących do wysokich, czerwonych drzwi, Carter zapukała w ich gładką powierzchnię i odstąpiła do tyłu na krok, aby w oczekiwaniu na znajomą postać, móc rozejrzeć się po owładniętej nocą okolicy. Jedynie uliczne latarnie odpychały nocny mrok, który wraz z chłodem oraz typową, brytyjską mgłą, budził w dziewczynie nie lada strach.
              Słysząc przekręcanie klucza w zamku, Kayle stanęła prosto niczym żołnierz na porannym apelu i zacisnęła usta w wąską linię, będąc przekonana, że nie zdoła powstrzymać łez napływających do jej czekoladowych oczu.
- Kayle?- mruknęła zdziwiona Sarah, przeczesując dłonią swoje rozmierzwione włosy.- Co się stało...?
- Odeszłam od Justina...- parsknęła brunetka, nie dając sobie rady ze swoimi smutkami. Słone krople spływały po jej delikatnej, nieskazitelnej twarzy i pozostawiały czarne zacieki po makijażu.
- Powiedziałaś mu?- zapytała zatroskana przyjaciółka, biorąc Carter w swoje ramiona.
- Nie miał-am odwagi...- wyszlochała Kayle, dławiąc się własnymi łzami. Była wykończona po pracy, wczorajszym dniu, w którym wiele się wydarzyło, a przede wszystkim po miesiącu zamartwiania się o losy Biebera. Jej życie było teraz jedną, wielką rozsypką i czuła w kościach, że nie będzie miała wystarczającej motywacji i siły by rychło wrócić do formy.
- Chodź... Wnieś wszystko do pokoju gościnnego, a ja naleję nam wina i porozmawiamy...- wyszeptała Reyes, dla pocieszenia głaskając przyjaciółkę po ramieniu. Brązowooka przytaknęła głową i w wymuszonym uśmiechu odsłoniła śnieżnobiałe zęby. Odkąd tylko poznała Sarah, zawsze mogła w niej odnaleźć wsparcie, choć prawdę mówiąc, rzadko kiedy to robiła. Justina znała nieco dłużej i zawsze mogła na niego liczyć, jednak nigdy nie mogła wymagać od niego rozmowy damsko-damskiej, która co jak co, ale czasami potrafi być lekiem na całe zło.
               Nie czekając na ponowne zaproszenie, Kayle weszła do mieszkania, ciągnąc za sobą cały swój bagaż. Na szczęście pomieszczenie, które jej udostępniono, znajdowało się na parterze nieopodal drzwi frontowych, toteż nie musiała już męczyć się z ekwipunkiem, zapewne ważącym niewiele mniej niż ona sama.
              Opadłszy ociężale na łóżko, brunetka wypuściła głośno powietrze z ust, przypadkowo przy tym parskając. Natychmiastowo, jakby ze wstydem, zacisnęła wargi w wąską linię i rozejrzała się po pokoju, w którym nie raz było jej dane spać. Ściany, o dziwo jak na angielski styl, nie były wyłożone kwiecistą tapetą, a na podłodze nie leżał stary, poplamiony dywan. Podobno Sarah przeznaczyła sporą sumę pieniędzy by odnowić odziedziczony po babci dom. Kamienica nie była stara, ale nie należała też do nowych. W jej wnętrzu wyraźnie odczuwało się wilgoć, typową dla klimatu wysp brytyjskich. Mimo to, miejsce samo w sobie było nad wyraz urocze.
- Białe czy czerwone?- z salonu dobiegły wołania Reyes, która najprawdopodobniej przeszukiwała zawartość barku z alkoholem.
- Czerwone!- odkrzyknęła Carter, z trudem ściągając lity o wzorze moro, ze swoich obolałych stóp. Wbrew pozorom, to nie po tych butach czuła dyskomfort, a po czarnych, niewygodnych szpilkach, w których przez ponad dziesięć godzin biegała po pokładzie i usługiwała pasażerom samolotu.
              Kayle niechętnie podniosła się z materaca- do którego jakby przyłożyła głowę, zasnęłaby w mgnieniu oka- i ostatkami sił poczłapała do dużego pokoju, gdzie Sarah akurat rozstawiała świeczniki na niewielkim, drewnianym stoliku.
- Wiesz co?- zaczęła brązowooka, siadając na podłokietniku skórzanego fotela.
- Co?- zawtórowała blondynka, zbliżając pożeraną przez ognisty płomień zapałkę do knotów od świeczek.
- Chcę dzisiaj upić się do nieprzytomności...

*

              Skrywał swoją zapuchniętą twarz w dłoniach, podpierając się łokciami o stół kuchenny, gdy nagle usłyszał dzwonek. 
- Jules, otwórz!- Justin wyjęczał ospale, wiercąc się niespokojnie na krześle. Dopiero teraz pod koniec dnia wychodziły skutki uboczne po nieprzespanej nocy. Zwykle zignorowałby tę bezsenność, gdyby jej powodem nie było odejście Kayle. - Jules?- powtórzył szatyn nie doczekawszy się reakcji ze strony brata. 
               Niechętnie stanąwszy na nogi, brązowooki przeciągnął się mocno i kilka razy zamrugał powiekami aby nabrać ostrości obrazu. Rzadko kiedy zdarzało mu się być tak zmęczonym by wszystkie z jego zmysłów, bez wyjątków, stawały się upośledzone.
- Ciężko Ci wstać i otworzyć?- warknął Bieber, wtargnąwszy do królestwa blondyna, bez uprzedniego zapukania do drzwi podpisanych jego imieniem . O dziwo, pokój był pusty. Jedynie biała, koronkowa firanka tańczyła z wiatrem przy uchylonym oknie.
             Dźwięk dzwonka ponownie rozległ się po mieszkaniu, lecz tym razem był nieco dłuższy. Osoba stojąca na klatce schodowej musiała być albo niecierpliwa, albo sprowadzało ją coś bardzo ważnego.
- No już otwieram...- szatyn wywrócił oczami, ślamazarnie odblokowując zamek u drzwi. Zapewne Julian zapomniał kluczy kiedy potajemnie wymknął się z domu i teraz stał na wycieraczce niczym dureń, którym zdaniem Justina i tak już był.
- Ja pierdolę! Przysięgam, że Cię kiedyś zabiję!- krzyknął Jordan, wszedłszy do mieszkania, gdy tylko brązowooki pociągnął za klamkę.
- Za co znowu?- zapytał Bieber, śledząc wzrokiem zdenerwowanego przyjaciela.
- Dzwonię do Ciebie cały dzień, w domu Cię nie ma, w bazie Cię nie ma...- odpowiedział czarnowłosy, wieszając swoją szarą, firmową bluzę na metalowym wieszaku stojącym w kącie przedpokoju.
- Wpadasz w paranoję- Justin skwitował lekceważąco.
- A dziwisz mi się?!- West rozłożył ręce, spoglądając z wyrzutem na towarzysza.- Z tego co pamiętam, to ja przez ostatni miesiąc starałem się poruszyć niebo i ziemię, byle znaleźć swojego kumpla i sprowadzić go całego i zdrowego do domu!
- I co z tego?- złotowłosy wzruszył obojętnie ramionami, po czym odwrócił się na pięcie i powędrował do swojego pokoju. Chciał teraz być sam, choć wiedział, że Jordan, jako najlepszy przyjaciel, nie odpuści dopóki nie dowie się, co u licha w niego wstąpiło.
- I co z tego?! Może zaraz mi powiesz, że niepotrzebnie się fatygowałem bo sam dałbyś sobie radę?- West zapytał głosem pełnym ironii.
- Jezu, zamknij ryj...- wyjęczał Bieber, kopnąwszy w krzesło, które zachwiało się niebezpiecznie i z hukiem upadło na podłogę.
- Stary...- murzyn pokręcił głowa z niedowierzaniem. Jego przyjacielska intuicja kazała mu zachować spokój i zignorować docinki ze strony Justina. Nie znali się od wczoraj, dlatego też potrafił przypisywać jego działania do władających nad nim emocji.
- Kayle mnie zostawiła, okay?- wyszeptał szatyn, usiadłszy na miękkiej, bawełnianej pościeli.
- Co?- zdezorientowany Jordan zmarszczył pytająco czoło. Szczerze nie spodziewał się usłyszeć tak szokującego news'a.
- Wygarnęła mi wszystko złe co zrobiłem…- brązowooki pociągnął mocno za swoje włosy, ukrywszy głowę pomiędzy kolanami. Z wściekłością spoglądał na swoje umorusane, od chodzenia po domu bez kapci, skarpetki, które rzekomo były kiedyś białe. – Jestem dla niej obcą osobą. Ona mnie nie zna… I w zasadzie ma rację…
- Nie ma racji- stwierdził West, siadając na krawędzi łóżka, tuż obok swojego towarzysza.
- Kiedy poszedłeś... Była wkurwiona, spanikowana, zawiedziona i buzowała tysiącem innych negatywnych emocji- westchnął szatyn, spoglądając przez ramię na Jordan’a. – Przywiozłem ją tu…
- Niech zgadnę… To nie to czego się po Tobie spodziewała?- zakpił czarnowłosy, klepiąc Justina po ramieniu. Chciał by wiedział, że starał się go wspierać.
- Milioner z getta, dobre nie?- zironizował Bieber, przerzucając wzrok na ścianę, na której widniał czarny motor. Pomimo upływu czasu, chłopak wciąż był dumny z tego malunku. Wykonał go samodzielnie w ciągu dwóch dni. Był wtedy tak pochłonięty pracą, że nie potrafił w nocy spać bądź przegapiał posiłki mimo głośnych nawoływań Pattie.
- Prawie jak Slumdog...- wymruczał piwnooki, usiadłszy w takiej samej skrzywionej pozycji jak jego towarzysz, który z rozbawieniem pokręcił głową. Mimo usilnych starań, Justinowi nie udało się nie wybuchnąć śmiechem, co oznaczało, że nie był jeszcze w tak głębokim dołku, w jakim Jordan podejrzewał, że był.
- Moja mama naprawdę polubiła Kayle... Z resztą wątpię by ona jej nie- oznajmił szatyn, usiadłszy prosto. Jego ciepłe plecy zetknęły się z chłodną ścianą, przez co wzdrygnął się lekko i mimowolnie ułożył usta w wąską linię. - Myślałem, że jeśli pozna prawdę to wszystko się ułoży...
- Stary... Ona potrzebuje czasu. Pomyśli ile prawdy ty byłbyś w stanie przyjąć na klatę, tak na raz?- murzyn uniósł do góry brew, spoglądając znacząco na niekwapiącego się do odpowiedzi towarzysza. - Tak właśnie myślałem- pokiwał głową, nadal nie spuszczając wzroku z twarzy przyjaciela. Na szczęście, jego siniaki i rany były coraz mniej zauważalnie. - Pamiętasz co Ci powiedziałem wczoraj rano podczas porannej kawy na tarasie?- zapytał West po dłuższej chwili ciszy, kiedy monotonne tykanie zegara wiszącego w kuchni, powoli zaczęło wprowadzać go w trans, który zakończyłby się zapadnięciem w głęboki sen.

"Jeśli Kayle nie jest tylko panną do pieprzenia, to jej to pokaż, a jeśli tylko tak ją postrzegasz, lepiej daj jej spokój"

- Myślisz, że nie staram się?!- wrzasnął Bieber, odchyliwszy do tyłu głowę. Oczy chłopaka zaczęły piec i szczypać, tak jakby ktoś wlał do nich soku z cytryny. Nienawidził tego uczucia, szczególnie przez ostatnie dwa dni, odkąd przydarzało mu się to na każdą myśl o Carter. - Starałem się być dla niej opoką, lekiem na przypadłość, którą sam jestem! Na każdym kroku próbowałem udowodnić jej, że nie zawaham się skoczyć za nią w ogień... Że skrzywdzę każdego kto ją dotknie gdy nie będzie sobie tego życzyła... Mam dość, rozumiesz? To koniec...- Justin ukrył twarz w swoich szorstkich, suchych dłoniach i dyskretnie otarł kciukami łzy spływające po jego policzkach.
- Kochasz ją- stwierdził Jordan, przetrawiwszy słowa przyjaciela.- I jestem pewien, że ona Ciebie też...- dodał półszeptem, przypominając sobie reakcję Kayle, gdy dowiedziała się o zaginięciu Justina.
- Nie Jo... To ja okazałem się tym, który przegrał ustaloną przez siebie grę - wysyczał, przypominając sobie słowa, sprzed kilku miesięcy, wypowiedziane do brunetki.

"Nie wierzę w miłość, Kay... Jestem skurwielem, który nie potrafi kochać i nie chce być kochanym. Nigdy nie dam Ci powodu byś miała żywić do mnie jakiekolwiek uczucie, a jeśli przegrasz, po prostu spakuj się i odejdź. "

- Ona się mnie boi!- krzyknął Bieber, ścisnąwszy w dłoniach krawędzie kołdry. Czuł tak wielki przypływ energii, że z ogromną chęcią spuściłby komuś łomot.
- Daj jej trochę czasu...- spokojny głos czarnowłosego, odbił się o uszy rozwścieczonego szatyna.
- Będzie miała go wystarczająco wiele!- odparł, nie próbując nawet się uspokoić. West spojrzał znacząco na przyjaciela i zmarszczył pytająco czoło, oczekując od niego rozwinięcia wypowiedzi. - Postanowiła zerwać ze mną kontakt...- Justin westchnął ciężko, poczuwszy, że lada moment załamie mu się głos. - Wzięła swoje rzeczy i odeszła.
- A ty jej na to pozwoliłeś, tak?- zapytał bardziej z wyrzutem niż ze zdziwieniem.
- Nie, ale lepiej żeby odeszła niż miałbym ją przywiązać do kaloryfera- odparł brązowooki, parskając przez nos, zdawszy sobie sprawę z kiepskiego doboru swoich słów.
               Jordan przytaknął bez przekonania i spojrzał na dużą tarczę swojego złotego Rolex'a, zapiętego na swoim nadgarstku. Lubił zegarki, choć nie równało się to sympatii, jaką darzył do nich Justin. Chłopak miał kompletnego fioła na ich punkcie i gwoli ścisłości, były one jego ulubionymi zakupami, na równi z butami, fullcap'ami oraz autami, choć co do tego ostatniego starał się być lojalnym właścicielem Lamborghini. Wolał mieć pieniądze na koncie aniżeli w garażu.
            Zerwawszy się z łóżka, Bieber podbiegł do swojego biurka i otworzył jedną z szuflad. Było w niej dosłownie wszystko- czego nigdy nie potrzebował, a tylko zawadzało miejsce. Nie dało się nie przekląć, widząc taki bajzel, zatem wiązanka wulgaryzmów wydobyła się z ust brązowookiego.
- Co jest?- zapytał zaintrygowany West, obserwując swojego przyjaciela, wyrzucającego na ziemię wszystko co nawinęło się pod jego ręce.
- Czekaj- wymruczał, przewalając masę bezużytecznych papierów, gadżetów i cholera wie czego jeszcze.- Mam- powiedział głosem przepełnionym dumą, machając czarnowłosemu przed oczami, do połowy pełną torebeczką marihuany.
- Skąd masz?- mruknął niby wściekły, a jednak podekscytowany Jordan. Ostatni raz palił zioło jeszcze zanim wynieśli się z Justinem i Prestonem z Florence-Graham. Naobiecywali sobie wtedy wielu rzeczy, z czego i tak w poszczególnych przypadkach przysięga musiała zostać złamana.
- To resztka tego, czego nie spaliliśmy wtedy- szatyn zaakcentował ostatnie słowo, tak aby murzyn się domyślił.- Jaramy?
- Tutaj?- zapytał podekscytowany West.
- Zwariowałeś?!- zaśmiał się Bieber, chowając woreczek do kieszeni spodni.- Tak jak zawsze, na starym lotnisku. Najpierw baka potem wyścig...- powiedział z zadowoleniem, biorąc ze stolika nocnego telefon oraz klucze od auta i mieszkania. 
               Chłopak powoli wyszedł na przedpokój, starając się zachować spokój oraz ukryć ekscytację. Był teraz niczym szczeniak widzący swoją miskę pełną karmy, stojącą zbyt wysoko by mógł do niej dosięgnąć. Głód władał nad jego umysłem, tak jak i z pewnością nad umysłem Jordana. Obaj od trzech lat nie spalili ani jednego jointa, rzuciwszy to gówno z dnia na dzień. Był bowiem moment w ich życiu kiedy byli bliscy uzależnienia, jednak silna wola, na szczęście, sprowadziła ich na ziemię.
           Justin założył na stopy swoje granatowe Supry, ponieważ innych przy sobie nie miał, a od wczoraj nie wrócił jeszcze do swojego mieszkania i nie podejrzewał by w ciągu najbliższych dwóch dni miał tam pojechać. Nie chciał siedzieć w domu sam, ze świadomością, że nikt nie będzie mu przeszkadzał w oglądaniu telewizji, nie włączy odkurzacza akurat wtedy kiedy zapragnie ciszy czy nie zbudzi go w środku nocy z płaczem po wcale nie tak strasznym koszmarze.
- Okay, gotowy?- szatyn zapytał West'a, przeglądającego się swojemu lustrzanemu odbiciu.
- Ta, biegnę już do auta bo zaparkowałem trochę dalej niż zwykle- przytaknął murzyn, po czym wybył z mieszkania. Tuż za nim wyszedł Bieber, który mimo zakluczenia drzwi, dwa razy upewnił się czy aby na pewno są zamknięte, a dopiero potem zbiegł schodami na dół i opuścił budynek.
          Wsiadłszy do swojego samochodu, Justin spojrzał na zegarek wskazujący wpół do siódmej, a następnie zerknął na niebo, które na szczęście powoli zaczynało się ściemniać. Wolał nie ryzykować ścigania się przed zmierzchem. Lokalna policja często patrolowała tereny starego lotniska, mimo, że szanse na dostrzeżenie aut śmigających po oddalonym od ogrodzenia pasie startowym były marne.
- Que empiece el juego 1- widząc w lusterku nadjeżdżające Ferrari, brązowooki wyszeptał pod nosem dobrze znane mu słowa, po czym nacisnął na pedał gazu i odjechał w stronę swojego celu, będącego nie aż tak daleko poza miastem.
               Złotowłosy był zdziwiony, że nadal pamiętał język hiszpański, który w liceum był jego największą zmorą. Mimo, że Justin wszystko rozumiał na lekcjach, nauczyciel pochodzący z Meksyku- tak jak większość (nielegalnych) mieszkańców Florence-Graham- dawał mu oraz reszcie uczniów poczucie bycia totalnymi tłukami. Pan Cortez na każdej lekcji przepytywał ze słownictwa każdego, bez wyjątku, a i zdarzało mu się stać o ósmej rano na rogu przy szkole i zbierać zeszyty z zadaniem domowym od klas, z którymi danego dnia miał zajęcia. Chyba właśnie dlatego każdy wyniósł coś z lekcji tego mężczyzny, za co Bieber był mu bardzo wdzięczny, bowiem nie raz i nie dwa, umiejętność języka obcego uratowała go podczas negocjacji biznesowych w Ameryce Południowej.
               Po dwudziestu minutach jazdy, szatyn zatrzymał się przed płotem na lotnisko i niechętnie wyszedł z auta. Przeszukawszy nerwowo swoje kieszenie, westchnął głośno, zdawszy sobie sprawę, że zapomniał zabrać uniwersalnego klucza, którym mógłby otworzyć kłódkę przyczepioną do starego, zardzewiałego łańcucha przyspawanego do bramy.
- Tego zapomniałeś?- zakasłał Jordan, rzucając przyjacielowi matkę 2. - Cholera Justin, znam Cię lepiej niż ty sam siebie- zachichotał głośno, obserwując chłopaka mocującego się z zabezpieczeniami. Usłyszawszy skrzypnięcie, West uśmiechnął się półgębkiem i prześledził wzrokiem rozsuwającą się bramę. Wjechał na posesję opuszczonego lotniska, odczekał parę chwil, dając Bieberowi czas na wjazd, a następnie wysiadł ze swojego czerwonego cacka, wiedząc, że kolej na zatarasowanie wjazdu padła właśnie na niego.
               Brązowooki podjechał pod stare opuszczone hangary i przekręcił kluczyk w stacyjce, wyłączając tym głośno pracujący silnik. Wsunąwszy dłonie do kieszeni swoich luźnych spodni, wyciągnął z nich swojego iPhone'a, którego z przyzwyczajenia rzucił w zagłębienie nieopodal skrzyni biegów.
- Idziesz?- czarnowłosy zapukał palcem w okno od strony kierowcy, na co Justin przytaknął niemrawo, wiedząc, że Jordan i tak nie mógł go dostrzec przez przyciemniane szyby.
               Szatyn wysiadł ze swojego Lamborghini i rozejrzał się dookoła. Oprócz Westa, nie było w pobliżu żadnej żywej duszy, o ile nie liczyć zamkniętych, zrujnowanych hal, w których Bóg jedyny wie co się znajdowało.
- Mokra nawierzchnia- mruknął Bieber, wyciągając z kieszeni woreczek z marihuaną. Chłopak podzielił porcję na dwie równe części, z czego jedną wsypał na bletkę będącą w rękach przyjaciela.
- Nie w takich warunkach już się jeździło- Jordan wzruszył ramionami.- Pościg w Londynie powinien przejść do historii... To była dopiero adrenalina!
- Zapomniałem Ci powiedzieć...- mruknął złotowłosy, poświęcając całą swoją uwagę okręcaniu zioła bibułką.
- O czym?- zapytał zaciekawiony murzyn, usiłując naprawić niedziałającą zapalniczkę, którą kilka minut wcześniej znalazł wgłębi samochodowego schowka.
-  To Golden Guns zesłało policję na nasze furgonetki- Justin odparł obojętnym tonem, podpalając złotym zippo skręta znajdującego się między jego wargami.
- Mogę pożyczyć?- mruknął West, wskazując palcem na designerską zapalarkę towarzysza. Szatyn podsunął szalejący na wietrze płomień pod jointa Jordana i odczekał chwilę aż jego końcówka nie zajęła się.- Dzięki...- pokiwał głową, uśmiechając się pod nosem.- Ale dostało się już za to skurwielom, więc nie ma co cofać się w przeszłość...
             Bieber zaciągnął się charakterystycznym, drażniącym nozdrza dymem i przez dłuższą chwilę przetrzymał go w płucach. Marihuanę palił całkiem inaczej niż tytoń, bowiem wiedział jak uzyskać pożądany efekt końcowy.
- No...- mruknął, oparłszy się o karoserię swojego czarnego, matowego Lamborghini Aventador, które wraz z ciężarem chłopaka, opadło nieznacznie w dół.
- Tęskniłem za tym- odchrząknął czarnowłosy, próbując powstrzymać uczucie wyżerania jego krtani przez dym. Był mniej odporny na takie rzeczy, ponieważ w porównaniu do Justina, nie zmagał się na co dzień z uzależnieniem od nikotyny.
- I to jak...- brązowooki pokiwał głową i uśmiechnął się półgębkiem, przymierzając się do przyjęcia kolejnego narkotyzującego obłoku. Nie interesowała go zbytnio rozmowa z Jordanem i wzajemnie. Od zawsze tak było, że podczas palenia zioła, niemalże milczeli. Jedynie raz na jakiś czas porozumiewali się krótkimi zdaniami.- Stary, ile razy śniło mi się, że jarałem bakę... Po prostu magia!- pisnął szatyn, poczuwszy jak grunt powoli zaczyna osuwać się pod jego nogami.
- Już myślałem, że tylko ja miewam takie głupie sny- West parsknął niepohamowanym śmiechem, przez co niemalże zaczął turlać się po ziemi. Justin tylko spojrzał na niego pogardliwie, po czym wziął do płuc ostatniego bucha, którego chciał w nich przetrzymać jak najdłużej. -  Przetrzymać jak najdłużej...- wyszeptał na tyle cicho by Jo nie mógł go usłyszeć. - Jestem w tym chujowy...- kontynuował swój niesłyszalny monolog. Mówiąc to wszystko, szatyn miał na myśli Kayle. Znowu zaczął obwiniać siebie za to, że może nie postarał się na tyle wystarczająco by z nim została. Może nie była aż tak nieugięta jak ją postrzegał i na jaką wyglądała? Najgorsze w tym wszystkim było to, że to był definitywny koniec tego związku, mimo że większość spraw pozostała niezamknięta.- To nie może być koniec Kay, spotkam Cię kiedyś "przypadkiem"...- wyszeptał pod nosem, stojąc plecami do Jordana.
- Gotowy na wyścig?- West poklepał brązowookiego po plecach.
- A co? Pękasz?- Bieber poruszał zabawnie brwiami, pociągnąwszy za klamkę u drzwi swojego auta, które natychmiastowo rozsunęły się do góry.
- Chciałbyś- czarnowłosy wystawił do przyjaciela środkowe palce, a następnie podbiegł do swojego czerwonego Ferrari i usiadł za kierownicą.
             Usiadłszy na fotelu, szatyn wsadził kluczyk do stacyjki i naciskając sprzęgło uruchomił samochód. Warkot silnika rozległ się po okolicy, na co chłopak uśmiechnął się półgębkiem i powoli podjechał do ustalonej linii startu. Jordan czekał na niego, ustawiony w odległości mniej więcej pięciu metrów i uśmiechał się głupawo, przyciskając twarz do bocznej szyby. Justin pokręcił głową z niedowierzaniem i westchnął głośno, żałując, że nie udało mu się zjarać na wesoło. W jego głowie wciąż była Carter, a raczej wspomnienia, które po niej pozostały.
            Zatrąbiwszy trzy razy w klakson, równomiernie z Westem, brązowooki wcisnął maksymalnie pedał gazu i pomknął przed siebie. Natychmiastowo przejął znaczne prowadzenie, co dało mu szansę na sięgnięcie po swojego iPhone'a, bowiem koniecznie musiał wykonać teraz telefon. Justin wybrał imię Kayle z listy kontaktów i przyłożył słuchawkę do ucha. Ilość sygnałów dawała mu coraz mniejsze nadzieje na to, że dziewczyna odbierze, przez co wściekle wciskał gaz do dechy. Wtem niespodziewanie, auto wpadło w poślizg na mokrej, nagrzanej od słońca nawierzchni. Nawet jeśli szatyn upuścił telefon i dwiema dłońmi pochwycił kierownicę, nie był w stanie zapanować nad rozpędzoną, samowolnie sunącą po asfalcie maszyną...
***
Que empiece el juego - Niech gra się rozpocznie
2 matka- uniwersalny klucz pasujący do wszystkich zamków

Postanowiłam zatrzymać się w tym miejscu i Kayle's POV dać w rozdziale dwunastym. Ten jest już wystarczająco długi.
A teraz proszę o chwilę uwagi! Jeśli mam być szczera, naprawdę mi przykro, że dostaję tak mało komentarzy. Już tłumaczę dlaczego... Jak już większość z was wie, nie jestem native polką i stworzenie takiego oto rozdziału zajmuje mi mniej więcej 10 godzin. Uważam, że napisanie komentarza, który zajmie wam max. 2 min nie jest dla was czymś strasznym, nieprawdaż? Mam nadzieję, że was nie uraziłam. Po prostu chcę byście wyrazili opinię o tym jak postrzegacie nowe rozdziały... Może bez sensu piszę i lepiej gdybym zaczęła pisać po angielsku?
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
Pozdrawiam @storytellerfun

48 komentarzy:

  1. o kurwa kocham to opowiadanie. mam nadzieję, że szybko dasz dwunasty.
    @v0dkadrew

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany! Justin będzie miał wypadek? A co jak Kay odebrała telefon i słyszała to? Omomomom normalnie nie mogę się doczekać następnego :D

    Ja zawsze staram się komentować :)
    @ameneris

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojjjj nie mogę doczekać się nowego !!! Pewnie Kay odbierze tel i usłyszy jakiś krzyk albo hałas :) I kiedy Justin będzie w szpitalu ona do niego przyjedzie :** I będą żyli długo i szczęśliwie :p KOCHAM TEGO BLOGA !!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. noł noł noł, kocham tego bloga, dopiero jakieś 2 dni temu na niego trafiłam i przeczytałam od początku :* . piszesz cudownie i aż mi się momentami płakać chce a nie jestem jakaś zbyt wrażliwa :* a teraz co do rozdziału to nie mogę przeżyć, że skończyłaś w takim momencie ;/ ale i tak jest świetny i nie mogę się doczekać następnego :*. życzę weny, czasu i wytrwałości<3 pozdrawiam ~brutal girl.

    OdpowiedzUsuń
  5. czytam wiele opowiadań, ale twoje jest jedno z moich ulubionych i codziennie sprawdzam czy jest nowy rozdział, więc proszę pisz dalej jesteś naprawdę cudowna <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Niesamowity !!! :D Przeczówam co się stanie :p czekam na nn :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawsze czytam twoje opowiadania :) kocham cię ^^ czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. O matkooo !!!! Kocham tego bloga ! <3 uwielbiam to opowiadanie i z niecirpliwoscia czekam na nn <3 mam nadziejeze szybko dodasz ; D

    OdpowiedzUsuń
  9. O jacie ale emocje *.* koooooocham cię :) czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  10. Już nie mogę się doczekać następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zaczęłam czytać tego bloga niedawno i jest niesamowity dfklgdlkgdflkgd
    czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  12. świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  13. jaka końcówka :o ssdjkfha

    gbdmhfkglshj *.* świetny rozdział *.*

    mama nadzieję że spotkają się szybko 'przypadkiem' i porozmawiają o tym wszystkim ahh <3

    czekam na kolejny ;)
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. daj szybo kolejny rozdział! kocham to <3 zapraszam do mnie http://badstory-cher.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. daj szybo kolejny rozdział! kocham to <3 zapraszam do mnie http://badstory-cher.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. przerzytalam dzis wszysyko, zakochalam sie <3

    OdpowiedzUsuń
  17. Super szybko dodaj szybko następny

    OdpowiedzUsuń
  18. bardzo mi sir podoba, jedyne co moglabym Ci zarzucic to to ze jest krotkoo! czytam i nagle koniec! i chcialabym zeby rozdzialy byly czesciej bo juz nie moge sie doczekac co bedzie daleej!

    OdpowiedzUsuń
  19. cudowny rozdział <3 informujesz może o nowych rozdziałach? jesli tak to moj tt - @brookstube

    OdpowiedzUsuń
  20. Kocham to ! Boże boski dawaj następny no !

    OdpowiedzUsuń
  21. To jest świetne! Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że z Justinem nic poważnego się nie stało:(

    OdpowiedzUsuń
  22. Przeczytałam wszystkie rozdziały w 1,5h to jest jfbkhvj kocham to @EachDayIsDrive

    OdpowiedzUsuń
  23. Wczoraj wieczorem dopiero natrafiłam na Twoje opowiadanie, a widząc w miarę niedługie rozdziały, szybko je nadrobiłam. I jestem pod wrażeniem, jest fajnie, oryginalnie i dużo się dzieje. Tak trzymaj, bo świetnie Ci idzie!
    Czekam na kolejny z nieskrywaną niecierpliwością, bo w mojej głowie już pojawiło się mnóstwo scenariuszy co do tego, co się stanie z Justinem.
    Pozdrawiam serdecznie,
    Rae.

    OdpowiedzUsuń
  24. Czytałam różne blogi i zauważyłam, że jakaś dziewczyna poleciła twój blog w notce pod rozdziałem.. hm, pomyślałam sobie, że co mi tam i tak się nudzę, więc weszłam i wiesz co? Właśnie skończyłam czytać wszystkie rozdziały i uważam, że to jest jeden z najlepszych blogów jakie czytam, naprawdę. Twój styl pisania powala na kolana. Jesteś bardzo dobra w tym co robisz i nie przestawaj.. Szkoda tylko, że ludzie nie umieją docenić twojej pracy, ale tak to już jest, eh. Wielki talent, wspaniałe opowiadanie i świetny wygląd bloga Kochanie <3

    OdpowiedzUsuń
  25. Jeju dopiero dzisiaj natknęłam się na Twoje opowiadanie. I przeczytałam wszystkie rozdziały od razu. Myślę, że nie jedna rodowita polka mogła by pozazdrościć Twojego, polskiego. Zupełnie nie spodziewałam się tego, że polski nie jest Twoim językiem. Strasznie wciągająca fabuła. ZOSTAJE W TOBĄ ! <3 Czekam na następny rozdział !

    OdpowiedzUsuń
  26. Dopiero co znalazłam twojego bloga, a już zdążyłam przeczytać wszystkie rozdziały. Świetnie piszesz. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. ; ) Czy mogłabyś mnie informować? ; D
    @karolinas96

    OdpowiedzUsuń
  27. Mam dookładnie to samo co komentarz wyżej! więc nie będę się powtarzać tylko dodam że to co piszesz jest naprawdę niesamowite! fabuła, sposób pisania, naprawdę WSZYSTKO! Mam nadzieję że nie przestaniesz pisać i dokończysz to opowiadanie ale nie za szybko!:D bo chce go długo czytac <3

    OdpowiedzUsuń
  28. dzisiaj natknęłam się na Twoje opowiadanie i O MATKO ! JESTEŚ NIESAMOWITA DZIEWCZYNO ! PRZERWAŁAŚ W TAKIM MOMENCIE ? JAK MOGŁAŚ ! CZEKAM NA KOLEJNY ! :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Dzisiaj zaczęłam czytać twoje opowiadanie i właśnie skończyłam. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Masz ogromny talent!

    OdpowiedzUsuń
  30. Błagam daj rozdział !

    OdpowiedzUsuń
  31. rozdział jest cudowny! :)
    czy mogłabym być informowana? @awhjusten

    OdpowiedzUsuń
  32. Czekam na następny . Czytam dopiero od wczoraj a już doszłam do 11 rozdziału xd strasznie wciąga <3

    OdpowiedzUsuń
  33. Bardzo fajne opowiadanie. Przeczytałam już wszystkie rozdziały i czekam na 12. Świetnie piszesz. Życzę weny na kolejne rozdziały. :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Świetny rozdział ! :D Czekam na kolejny !!! :)

    OdpowiedzUsuń
  35. Jesus, love it! <3 Pisz dalej, już nie mogę się doczekać następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  36. natrafiłam przypadkiem na bloga i jeeezu, przeczytałam wszystko naraz. ŚWIETNE!

    OdpowiedzUsuń
  37. O Boże.
    Uwielbiam to opowiadanie!
    Ale jestem zła...
    JAK MOGŁAŚ SKOŃCZYĆ W TAKIM MOMENCIE?!
    Teraz na 100% wzrośnie Ci liczba wyświetleń, bo będę wchodziła na tego bloga kilka razy dziennie z nadzieją, że jest nowy rozdział. :)
    Mam nadzieję, że to opowiadanie będzie inne niż reszta i że Justin nie stanie się nagle grzecznym chłopcem. W roli bad-boya jest dużo lepszy :D
    Pozdrawiam!
    ~Eve.xx

    OdpowiedzUsuń
  38. Czekam na nn o.o

    OdpowiedzUsuń
  39. Znalazłam Twojego bloga dziś i od razu przczytałam całego. Jest świetny! Świetnie piszesz! Na prawdę trudno wierzyć że polski nie jest Twoim językiem. Świetnie sobie radzisz i wiem o czym mówię bo uczę się dwóch języków obcych. Jednego od 8 lat i umiem jedynie się jakoś dogadać i drugiego od 4 lat i znam marne podstawy. A co do bloga, bardzo fajny pomysł. Fajnie się go czyta i utrzymuje w napięciu, co jest bardzo dobre. Jakiś czas temu bardzo się wkręciłam w czytanie jbff i przeczytałam już ponad sto opowiadań tego typu. A Twoje jest oryginalne. Dobra, bo się bardzo rozpisałam, hahahha :D. To tyle, życzę weny i z niecierpliwością czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  40. BOOOOOOOOOOSKI! KOCHAM TEGO BLOGA! : 33333333

    OdpowiedzUsuń
  41. naprawdę wspaniale piszesz/tłumaczysz. Dopiero na tego bloga trafiłąm, ale wiem, że szybko o nim nie zapomnę;0 biorę się za czytanie dalszych rozdziałów- i jeśli mogę zapytać- skąd pochodzisz jeśli nie jesteś polką?

    OdpowiedzUsuń