30 września 2013

Rozdział trzynasty

             Święto dziękczynienia nadeszło i minęło, a wkrótce po nim Boże Narodzenie i Nowy Rok. Justin przestał mówić o Kayle, co oznaczało, że o niej zapomniał- przynajmniej tak sądziła Pattie, która troszczyła się o syna bardziej niż przez ostatnie osiem lat. Nie miał temu nic przeciwko, tak jak częstym, czasem nawet niezapowiedzianym wizytom matki, jednak bywały chwile, kiedy szatyn naprawdę miał dosyć jej obecności. Nie dawał tego po sobie poznać, bo co jak co, ale aktorem był dobrym. Poza tym, Bieber odniósł wrażenie, że bliższe kontakty rodzinne, pozytywnie wpływały na Juliana, który w ciągu pięciu miesięcy wydawał się doświadczyć przemiany o sto osiemdziesiąt stopni. Niewiarygodne, że właśnie tyle czasu minęło od odejścia Carter... Wbrew pozorom Justin o niej nie zapomniał- wręcz przeciwnie, przypominał sobie o coraz bardziej błahych, mało istotnych chwilach spędzonych z brunetką. Owszem, bywały momenty, w których zdawał sobie sprawę, że nie pamięta jak brzmiał jej głos, jak dokładnie wyglądała jej twarz i czy ze swoim wzrostem dosięgała mu do żeber, czy może jednak do ramienia, ale szybko przekonywał się, że żaden z tych szczegółów mu nie umknął- nie było to takie łatwe, kiedy śnił o niej praktycznie każdej nocy. Za dnia nie było lepiej, bowiem popadał w paranoje. Gdziekolwiek nie poszedł, widział Kayle, która koniec końców zawsze okazywała się nieznajomą kobietą łudząco do niej podobną.
               Spostrzegłszy jeden procent baterii na swoim iPodzie, szatyn wyciągnął z uszu słuchawki i zerknął na zblazowanych podróżą pasażerów, próbujących upodobnić pobliskie chmury do konkretnych przedmiotów lub  czytających czasopisma, zakupione na lotnisku w wygórowanej cenie.  Nie zazdrościł im tego jak spędzali czas, aczkolwiek sam mógł zrobić nie wiele więcej, gdy rap nie zagłuszał już jego myśli. Zdecydowanie, ten gatunek muzyki był jego ulubionym, choć wynikało to raczej z mentalności oraz przyzwyczajeń Florence Graham. Owa dzielnica w większości była zamieszkana przez biednych imigrantów, należących najczęściej do rasy czarnej, co od dzieciństwa w pewien sposób utożsamiało Justina z jego przyjaciółmi.
- Cześć- kiwnął głową do przechodzącej korytarzem, znajomej stewardessy. Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało, lecz nie zwolniła z kroku. Była w pracy co zobowiązywało ją do profesjonalizmu, jakim na pewno nie była pogawędka z pasażerem.
               Brązowooki zwinnie podniósł się z fotela i ruszył za blondynką, która weszła za granatową kotarę dającą odrobinę prywatności personelowi.
- Sarah?- zapukał dłonią w pobliską ściankę i wślizgnął się za zasłonę.- Możemy porozmawiać?
- O czym?- uniosła wzrok znad świeżo zaparzonego kubka kawy, zapewne i tak będącego dla jednego z pasażerów.
- O Kayle...- westchnął Bieber, spuszczając do dołu głowę. Rzadko kiedy wymawiał to imię, ponieważ wciąż sprawiało mu ono wiele cierpień.- Dlaczego jej tu dzisiaj nie ma? To przecież jej dzień pracy, prawda?- zapytał, podpierając się ramieniem o wysokie,metalowe lodówki przywarte do ścian samolotu.
- Całkowicie zmieniła swój grafik oraz cele podróży. Należy teraz do innej załogi w naszych liniach lotniczych...- westchnęła Reyes, starając się unikać wzroku towarzysza. Nie chciała zdradzić przyjaciółki, bo przecież jej to obiecała.
- Masz z nią jakiś kontakt?- zagadnął Justin, pokładając w Sarah swoje ostatnie nadzieje na odnalezienie Kayle, która od czasu rozstania nie odpowiedziała na żaden z jego telefonów.
- Przykro mi...- dziewczyna wzruszyła ramionami.- Odcięła się od nas wszystkich parę miesięcy temu...- odparła z udawanym zmartwieniem, licząc na to, że szatyn kupi tę historyjkę. Rzeczą oczywistą było, że blondynka miała kontakt z Carter- przecież razem mieszkały.
- Mhm...- mruknął wyraźnie pogrążony w swoich myślach. - Dzięki- dodał cicho, zeskubując naskórek ze swojej dolnej wargi, a następnie odwrócił się na pięcie aby powrócić na swoje miejsce.
- Justin, poczekaj- powiedziała Reyes, łapiąc brązowookiego za ramię. Zatrzymał się, ale nie odwrócił się do niej twarzą. - Przypuśćmy, że Kayle miała przed Tobą jakąś tajemnicę, taką co...
- Wiem, że miała- Bieber przerwał blondynce w połowie zdania.- Nie jestem głupi, wiesz?- zerknął na Sarah przez ramię.- Znam Kayle na wylot... Podczas ostatniego wspólnego rejsu do Bogoty, stałem z nią w tym miejscu co teraz i rozmawiałem. Z resztą sama widziałaś...- machnął ręką, po czym dał krok w przód by wyjść z kabiny. Jednak dziewczyna po raz kolejny, w porę pochwyciła szatyna- tym razem za kaptur jego siwej bluzy- i wciągnęła go z powrotem za kotarę.
- O czym rozmawialiście?- zagadnęła Reyes, przejechawszy dłonią po swoim łatwo gnącym się żakiecie.
- Chciałem wiedzieć czy planowała ode mnie odejść...- Justin fuknął pod nosem, obracając głowę do boku. - Był moment, że nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać... Przez dwa miesiące musiałem ją odbierać schlaną spod klubu, po tych waszych "biznesowych imprezach"- zironizował, pokazując palcami cudzysłów.
- Ja... ja nie miałam innego wyjścia- wyjąkała Sarah, nie bardzo potrafiąc wybrnąć z pogawędki, którą sama rozpoczęła.
- Nie mam do Ciebie żalu... Mam żal do niej...- Bieber niemrawo pokiwał głową, tępo gapiąc się w nieokreślony punkt. Z wściekłością przygryzał wewnętrzną część swojego policzka, mimo że zaczął temu towarzyszyć metaliczny posmak krwi.- Wiem, że przez ten czas zapijała swoje smutki, ale do cholery, dlaczego nie powiedziała mi co takiego się wydarzyło?! Podobno mi ufała...
- A gdyby ta tajemnica mogła Cię wytrącić z równowagi, czy byłbyś w stanie...- blondynka zaczęła cichym tonem, nie będąc pewną czy dalsza rozmowa prowadziła do czegoś co nie miałoby zaszkodzić lub chociażby wydać Carter.
- Uderzyć ją?! Wyrzucić z domu?!- Justin zapytał z oburzeniem, posyłając rozmówczyni palące spojrzenie.- Jakby to kurwa nie było oczywiste, że do żadnej z tych rzeczy nigdy bym się nie posunął- warknął, po czym pośpiesznie odszedł do jednej z toalet, aby móc ochłonąć przed lądowaniem w Londynie, które miało wkrótce nastąpić.

*

               Zapadał zmrok, kiedy Kayle dotarła pod szpital Royal Sussex County. Była wykończona trzynastogodzinnym lotem z Seulu i jedyną rzeczą, o jakiej teraz marzyła był ciepły posiłek oraz sen. Mimo to, brunetka zdecydowała się na przyjazd do Brighton, zaraz po tym jak wylądowała na londyńskim Heathrow. Od półtora tygodnia nie widziała się z Thanem, co jak na razie było najdłuższą rozłąką w ich związku.
               Opatuliła szczelniej szyję, swoim wełnianym szalikiem w kolorze pudrowego różu, idąc w kierunku drzwi wejściowych szpitala. Nie było zimno, ale wiał przenikliwy wiatr wciąż niosący za sobą zapach zimy- znienawidzonej przez Carter pory roku. Dziewczyna nie była zwyczajna funkcjonować w tak chłodnym klimacie. Zima w Los Angeles była czymś całkiem innym- temperatura spadała do dziesięciu stopni Celsjusza i często padał deszcz. Ponadto w Kalifornii nikt nie musiał się martwić o przymrozki lub o zmianę opon w aucie, co z drugiej strony rzadko który Brytyjczyk robił.
               Wszedłszy do windy, brązowooka oparła się plecami o jedną ze ścian, a następnie zmierzyła wzrokiem kilku ludzi podejrzliwie spoglądających to na nią, to na jej małą walizkę, w którą miała spakowane ciuchy na kolejne dwie doby. Czy jestem tak wymordowana by pomylić mnie z ciężko chorą, czy raczej wyglądam  jak zamachowiec, pomyślała Kayle, rozpaczliwie oczekując irytującego dzwonka obwieszczającego dotarcie na oddział chirurgii.
               Jak na zawołanie, metalowe wrota rozsunęły się do boku, na co Carter prędko opuściła nie pałające do niej sympatią towarzystwo- przynajmniej takie odniosła wrażenie. Stanąwszy na środku korytarza, dziewczyna przymknęła oczy i przełknęła głośno ślinę, usiłując przypomnieć sobie, w którą stronę powinna pójść aby dotrzeć do dyżurki, gdzie miała spotkać Thane'a. Brunetka nie była w tym miejscu po raz pierwszy, aby móc się zgubić. Po prostu po trzynastu godzinach w pracy, zmianie strefy czasowej oraz dodatkowej podróży pociągiem z Londynu do Brighton, miała wrażenie, że kulki w jej głowie nie do końca się ze sobą stykają.
- Przepraszam, mogę jakoś pani pomóc?- ciemnoskóra kobieta, odziana w błękitny uniform, zatrzymała się przy zdezorientowanej Kayle.
- Szukam doktora Reyes- odparła brązowooka, gorączkowo rozglądając się po hall'u. W istocie, nie czuła się najlepiej. Nagła migrena w jej głowie stała się na tyle dokuczliwa, że mogła nawet usłyszeć telefon dzwoniący w recepcji. Jego dzwonek potrajał się w uszach dziewczyny i rozchodził nieprzyjemnym echem.
- W prawo do samego końca, ostatnie drzwi po lewej- uśmiechnęła się pielęgniarka, a następnie wyminęła Carter, nie czekając na podziękowania.
            Podążywszy według wskazówek jednej z pracownic szpitala, brunetka zatrzymała się przed drzwiami z mlecznego szkła, po czym zapukała w ich gładką powierzchnię i bez uprzedniego namysłu weszła do gabinetu. Thane akurat siedział przy swoim biurku i z zapałem pisał coś na paru arkuszach, będących najprawdopodobniej kartami zdrowia pacjentów. Mężczyzna był tak zajęty pracą, że nawet nie zauważył czyjejś obecności w pomieszczeniu.
- Cześć- Kayle westchnęła cicho, przyglądając się szarookiemu, który na dźwięk jej głosu natychmiastowo podniósł się z miejsca i uśmiechnął się szeroko.
- Szybko przyjechałaś- powiedział Reyes, a następnie pochylił się nad dziewczyną i wpił się w jej kuszące, pomalowane na czerwono usta. Pewnie ich pocałunek trwałby dłużej, gdyby nie przeszkodziła im rudowłosa kobieta, wyraźnie czymś przejęta.
- Doktorze Reyes, przywieziono siedemnastolatka z wypadku w stanie ciężkim. Pęknięta śledziona, brak przepływu w aorcie udowej oraz złamany obojczyk. Wiozą go na salę operacyjną...- powiedziała na jednym tchu, uwieszając się na srebrnej, podłużnej klamce u drzwi. - Od ilu godzin jest pan na dyżurze?
- Od dwunastu- westchnął Thane, spoglądając na Kayle przepraszającym wzrokiem.
- Musi pan operować. Doktor Barakat właśnie skończył dyżur i pojechał już do domu...- dodała pielęgniarka, w ogóle nie przejmując się obecnością Carter. Zachowywała się prawie tak, jakby jej tam nie było.
- Zaraz będę- odparł brunet, z nutką niezadowolenia w głosie. Rudowłosa przytaknęła tylko głową po czym prędko wyszła z gabinetu, zostawiając brązowooką i Reyes'a samych.
- Kayle... Przepraszam- mruknął, ująwszy w dłoniach okrągłą twarz dziewczyny. Nie musiała nic mówić by wiedział, że była zawiedziona. - Obiecuję, że jutro pójdziemy na kolację, ale teraz weźmiesz klucze i pojedziesz do mnie do domu, dobrze?- przejechał kciukiem po policzku towarzyszki.
- Nie, nie chcę być sama... Zostanę tutaj- warknęła obojętnie, wyswobodziwszy się z uścisku mężczyzny, a potem usiadła na wersalce ustawionej po środku pokoju, nieopodal małego, szklanego stolika.
- Kochanie, ale to może długo potrwać- wyjaśnił jeszcze spokojniejszym głosem niż przed chwilą. - Możliwe, że skończę późno w nocy...- Thane zerknął na zegar wiszący na białej ścianie, na którym dochodziła dziewiętnasta.
               Carter wzruszyła obojętnie ramionami, na znak, że nie ma ochoty na dalszą dyskusję. Z resztą Reyes też jej nie miał, a poza tym naglił go czas, toteż bez słowa wyszedł ze swojego gabinetu i szybkim krokiem podążył w stronę bloku operacyjnego. Nie, no fajnie, naprawdę fajnie, pomyślała Kayle ściągając ze swoich stóp czarne, zamszowe buty na wysokim koturnie. Była zawiedziona i zła na Thane'a, mimo że zdawała sobie sprawę jak ważne było uratowanie życia tego dzieciaka, który potrzebował specjalistycznej pomocy. Po prostu brunetka nie mogła przeboleć faktu, że po raz kolejny związała się z kimś kto stawiał karierę na pierwszym miejscu. Nie, poprawka, przecież z Justinem nie była w związku i jakby dokładnie to przeanalizować, pewnie okazałoby się, że nawet on poświęcał jej więcej czasu niż szarooki.
               Sięgnąwszy po grafitowy, futrzany koc, brązowooka okryła nim swoje drobne, nieco zmarznięte ciało i ułożyła głowę na małej, haftowanej poduszeczce. Miała sobie za złe, że znowu pomyślała o Justinie. Teraz jej w życiu był przecież Thane- dwudziestosiedmiolatek pochodzący z zamożnej rodziny i mający dobrą posadę. Czego więcej Kayle miałaby chcieć od życia? Może właśnie kogoś kto codziennie  doprowadzał ją do szewskiej pasji, potrafił rozwiązać każdy, nawet jej najgłupszy problem i był kimś z kim przeżyła swoje pierwsze razy pod wieloma względami...

               Zacisnęła mocniej dłonie na czarnej kierownicy, czując na sobie przeszywający wzrok towarzysza. Justin niemalże kipiał z wściekłości, ale nadal powstrzymywał się przed wybuchnięciem. Doskonale wiedział, że Kayle nie znosiła dobrze krytyki, a sądząc po jej niespokojnych ruchach, była już wystarczająco zestresowana.
- Trzymaj się bliżej pobocza...- szatyn poradził oschłym tonem, podciągnąwszy lekko rękawy u swojej białej, zakładanej przez głowę bluzy bez kaptura. Carter posłusznie wykonała polecenie, starając się skupiać tylko i wyłącznie na jezdni. Dziewczyna nie musiała się zbytnio obawiać o samochody jadące z naprzeciwka, ponieważ od czasu gdy otworzono nową autostradę biegnącą równolegle- tyle że kilka kilometrów na zachód- większość kierowców postawiła na prędkość i te kilka pasów jakie były do dyspozycji.
- Ja pierdolę!- krzyk Biebera rozległ się we wnętrzu auta. - Wciśnij mocniej to sprzęgło, a nie z siłą anorektyczki... Chcesz mi zębatki w skrzyni biegów rozpieprzyć?!- chłopak spojrzał na przyjaciółkę z wyrzutem.
- Skąd niby miałam to wiedzieć?!- wrzasnęła brunetka, przewróciwszy lekceważąco oczami.
- Hm... No nie wiem?! Bo mówiłem Ci o tym tysiąc razy?!- zmarszczył czoło, unosząc do góry swoje ciemne, aż za ciemne jak na szatyna, brwi.
- Może nie słuchałam bo jesteś gównianym nauczycielem!- odpyskowała, wyrzucając ręce w powietrze, tym samym puszczając luźno kierownicę.
- Kayle!- brązowooki pochwycił prędko kółko, na co Carter nacisnęła gwałtownie na hamulec, powodując tym niemalże natychmiastowe zatrzymanie samochodu.
- Wiesz co?! Mam Ciebie dość...- wysyczała zanim nie wyskoczyła z auta i nie weszła wgłąb , rozciągającego się na kilometry, pola kukurydzy.
              Przekląwszy głośno pod nosem, Justin włączył światła awaryjne, a następnie wybiegł z auta, wyciągając uprzednio kluczyk ze stacyjki. Szatyn nie śmiał wątpić, że nawet na takim zadupiu ktoś mógłby połasić się o jego nowe Lamborghini. Gdziekolwiek by nie pojechał, tam zawsze ten pojazd robił furorę...
             Spojrzał przelotnie na spory kawałek uprawny, chcąc znaleźć swoją przyjaciółkę, która jak na złość była wystarczająco niska by ukryć się pomiędzy wysoko rosnącymi kolbami.
- Kay!- krzyknął Bieber, gorączkowo rozglądając się dookoła. Stojące nisko słońce, raziło ostrymi promieniami jego oczy i uniemożliwiało mu dokładne zbadanie terenu. - Daj spokój! Wracaj tu!
             Zatrzymała się gdy była wystarczająco daleko od szosy i od nawołującego jej szatyna. Niech pomartwi się jeszcze trochę, pomyślała, głośno dysząc po dość szybkim biegu pomiędzy zbożem. Dziewczyna pochyliła się twarzą do ziemi, po czym oparła się dłońmi o swoje kolana. Chciała się w końcu uspokoić- przecież to nie pierwszy raz kiedy pokłóciła się z Justinem. Oboje, z natury, mieli duży temperament, co niestety niekoniecznie chciało iść w parze z idealną przyjaźnią. Jednak Kayle utwierdzała siebie w przekonaniu, że ogień trzeba zwalczać ogniem. Zdecydowanie nie była osobą, która dawała sobie w kaszę dmuchać.
             Bieber zachłysnął się zimnym, wieczornym powietrzem i chyba już po raz kolejny w ciągu piętnastu minut okręcił się wokół własnej osi, chcąc sprawdzić czy Carter nie pozostawiła po sobie żadnych śladów w tym wielkim polu kukurydzy. Dopiero gdy zwrócił wzrok w kierunku ulicy, uśmiechnął się szeroko na widok brunetki siedzącej na masce samochodu. Jej długie, falowane włosy tańczyły na wietrze i uderzały w śniadą, delikatną twarz, zwróconą w stronę zachodzącego słońca, któremu nie brakowało więcej niż czterech, maksymalnie pięciu minut do spotkania z horyzontem.
             Kiedy szatyn wydostał się spomiędzy zboża, po cichu podszedł od tyłu przyjaciółkę i chwycił ją mocno za biodra.
- Oh, nareszcie przyszedłeś- zironizowała brązowooka, opierając się tyłem głowy o tors towarzysza.
- Nawet nie masz pojęcia jak mnie wkurzasz...- ułożył brodę na czubku jej głowy, uśmiechając się półgębkiem, na co ona odchrząknęła głośno. - Przepraszam... Nie powinienem od razu krzyczeć...- Justin wyszeptał do ucha Kayle i mocno przytulił się do jej kościstych pleców.
- Powiesz mi coś?- zapytała patrząc w dal.
- Hmmm..?- jęknął po krótkiej chwili.
- Dlaczego my się stale kłócimy?- Carter obróciła się twarzą do złotowłosego i spojrzała na niego ze smutkiem. Jego mina świadczyła o niczym- była taka neutralna.
- A jak inaczej mamy sobie zasłużyć na seks na zgodę?- Bieber zaśmiał się pod nosem, kładąc na masce filigranowe ciało brunetki.

           Przebudziła się ze snu i zamrugała pośpiesznie powiekami, nie mogąc rozpoznać sylwetki stojącej w progu pomieszczenia. W pokoju było ciemno, co w ogóle nie pomagało Kayle, a wręcz przeciwnie, przyprawiło ją o ścisk żołądka.
- Wyjdź!- krzyknęła spanikowana dziewczyna. Z tego wszystkiego, nie mogła sobie nagle przypomnieć gdzie się znajdowała i czy to wszystko działo się naprawdę, czy może był to zwykły sen.
- Shhh, to ja, Thane...- wyszeptał mężczyzna, podchodząc powoli do wersalki, na której leżała brązowooka.
- Ach...- westchnęła, poczuwszy nieopisywalną ulgę. - Która godzina?
- Operacja zajęła nam sporo czasu. Jest wpół do czwartej- otulił ciało Carter, ułożywszy się tuż przy niej.
- Jedziemy do domu?- zapytała, głaszcząc bruneta po lekko zarośniętej brodzie.
- Za chwilę, muszę zamknąć oczy chociaż na dwadzieścia minut- odparł ciepłym głosem, zanim nie ujął w swoich wargach miękkich ust towarzyszki. Nie opierała się, bowiem nie miała powodu, jednak namieszał jej w głowie fakt, że całując Thane'a, myślała o Justinie.
               Ten sen zdarzył się kiedyś naprawdę- tego była pewna- lecz Bieber był tylko przeszłością. Ciekawe czy też już sobie kogoś znalazł, Kayle zastanawiała się do czasu aż nie wróciła do krainy Morfeusza.

*

            Zalotne uśmiechy ze strony czarnowłosej sekretarki, mającej swoje biurko tuż przed wejściem do gabinetu Barreta, nieco rozrzedziły gęste powietrze, którym zestresowany Justin nie mógł już prawie oddychać. Po raz pierwszy, szatyn stresował się spotkaniem ze swoim przełożonym, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że nie miał czego się bać- wbrew wszelkim pozorom ten stary skurwiel był jednym z najszlachetniejszych osób, jakich Bieber miał okazję w swoim życiu poznać. 
- Szef prosi do środka- oznajmiła kobieta, odłożywszy słuchawkę od telefonu. 
               Wszedł do bogato urządzonego pomieszczenia i natychmiastowo usadowił się na białym, skórzanym fotelu, czując, że jeszcze chwila a jego nogi zmiękłyby mu całkowicie.
- Kogo moje oczy widzą?!- zaśmiał się mężczyzna, wyciągając dłoń w kierunku brązowookiego.- Jason McCann...
- Cześć- złotowłosy przywitał się nieśmiało, wtórując gest rozmówcy.
- Whiskey?- zapytał Barret, na co Justin przytaknął głową. - Jase... Już myślałem, że znowu Cię uprowadzono.
- Ja właśnie w tej sprawie- odparł szatyn, chwyciwszy w dłoń kryształową szklankę do połowy wypełnioną bursztynową cieczą. Jej zapach już na odległość wydawał się odpychający, ale przecież o to chodziło w alkoholu- lepiej żeby odpychał niż miał smakować, powiedział niegdyś ojciec Jordana.
- A więc słucham...- mruknął szef, zaciągając się swoim cygarem.
- Ja wiem, że t-to zabrzmi banalnie, a-a-ale chcę o-odejść...- wyjąkał Bieber, obracając w dłoniach złotą figurkę Big Bena, którą zabrał z biurka stojącego nieopodal.
- Ależ oczywiście- całkiem poważny głos mężczyzny zbił Justina z tropu.
- Tak po prostu?- brązowooki zmarszczył pytająco czoło, uważnie przyglądając się poczynaniom towarzysza.
- Wystarczy, że przeprowadzisz zamach, tutaj, w londyńskim metrze...- odparł Barret, przeczesawszy wolną dłonią swoje posiwiałe włosy.- Za tę akcję, dam Ci wyprawkę liczoną w milionach.
- Zamach?- poczuwszy twardą gulę w gardle, szatyn wypił swoją szklankę whiskey na raz.- Co się nagle stało z tym całym pierdoleniem, że możemy robić wszystko, byle nie wchodzić w drogę cywilom?
- To nie dotyczy cywilów. Po czterech latach poszukiwań wpadliśmy na trop "Steel Bullets". Skurwiele mają swoją bazę w najodleglejszych, nikomu nieznanych zakamarkach metra- wyjaśnił mężczyzna, odłożywszy swoje cygaro na szklaną popielniczkę. - Rozumiesz co to oznacza? Nadchodzi sąd ostateczny dla najgorszych z najgorszych, McCann!

***
Zaskoczeni relacjami Kayle i Thane'a? A może Sarah ma za długi jęzor? Myślicie, że Kayle się dowie o spotkaniu panny Reyes z Bieberem?

Wybaczcie, ja też nie lubię rozdziałów przejściowych, które na szczęście dobiegają końca. W kolejnych powoli zacznie rozwijać się action!
Leżę w szpitalu, dlatego notka nie pojawiła się w umowną niedzielę.
Dziękuję za komentarze pod poprzednim. Mam nadzieję, że rozdział trzynasty pod względem komentarzy nie będzie pechowy... Kocham was ! <3
CZYTASZ= KOMENTUJESZ!
@storytellerfun

31 komentarzy:

  1. jakoś nie polubiłam tego całego Thane'a. przypadek? nie sądzę :D rozdział przyjemny, aczkolwiek czekam na tą akcję, którą zapowiadasz ;) chcę wreszcie moment Kayle-Justin. masz już dla nich jakiś pairing? Kaystin ? ahhaha :D życzę weny i do nastęnego - @inactivesoul

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki ze dodałaś :*
    Oj biedna... trzymaj sie :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojjj :( wracaj do zdrowia !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne, kocham, boże cudo! Jesteś wspaniała! <3 nie moge sie doczekać NN!!! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Czemu Kayla jest z Tanem !? Ona ma byc z Justinem nooo ! ;( super rozdzial wgl !!! ;******

    OdpowiedzUsuń
  6. No jestem zaskoczona, że Kayla jest z Tanem :O
    No no robi się ciekawie :D Ciekawe co na to Justin jak się o tym dowie, bo pewnie się dowie od jej przyjaciółki :P

    No i ten zamach? WTF?!

    @ameneris

    OdpowiedzUsuń
  7. Ps. Życzę dużo zdrówka. Trzymaj się! *hug* :*
    @ameneris

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział to jedno z moich ulubionych opowiadań jesteś najlepsza I świetnie piszesz #MuchLove <3333

    OdpowiedzUsuń
  9. Ooo biedactwo. szybkiego powrotu do zdrowia. a jeśli chodzi o rozdział hfhitdfjifxgjut kocham cię i dziękuję. *.*

    OdpowiedzUsuń
  10. jestem zazdrosna o Tana, czekam na kolejny rozdział :))

    OdpowiedzUsuń
  11. ZDROWIA! ZDROWIA ! :* MATKOOO CHEE JUŻ KOLEJNYY ! <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny rozdział! Mam nadzieję, że Kayle spotka się jeszcze z Justinem.
    Zdrowiej szybko! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Supcio dopiero znalazłam to opowiadanie i musze ci powiedzieć że jest świetne kocham je i czekam na nn <333

    OdpowiedzUsuń
  14. Ojej tak bym chciala zeby Justin byl z Kyle :( czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  15. wracaj do zdrowia kochanie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  16. Zdrowiej! Suuper!!!!!!:-*:-*:-*:-*:-*

    OdpowiedzUsuń
  17. Super ! :D Dawaj szybko kolejny ! :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Zdrówka <333
    Super<333
    Czekamy na nn *.*

    OdpowiedzUsuń
  19. zdrowia kochana ;33
    cięsze się że dodałaś chociaż jesteś w szpitalu ;c to widać że jesteśmy dla Cb ważnie :3 <3
    :o to ona jest z tym Thanem ?;o oo ;c
    ale to dobrze że nadal mysli o Justinie tak jak on o niej *.*
    może za nim tęskni ? przeciez jak sie z tym Tahem całowała to myslała o Justinie :D *.*
    uu gruba sprawa z tym zamachem :o
    dobrze ze chcę odejść od tego gówna bo to za dużo go kosztuje .. oj coś czuję że bedzie się działo ..
    czekam na kolejny ;)
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  20. niesamowite jest to opowiadanie, kurde, dawno tak dobrego nie czytałam, a przeczytałam ich 293820832 :) świetnie, wracaj do zdrowia i pisz dalej, buziaki @masameshawty

    OdpowiedzUsuń
  21. powiadamiaj mnie o następnym rozdziale .
    @sofuckinglovejb

    OdpowiedzUsuń
  22. wspaniały rozdział Skarbie! :)
    w szpitalu? mam nadzieje, że nic poważnego Ci się nie stało i wracaj szybko do zdrowia <3

    OdpowiedzUsuń
  23. Wow. Tylko tyle jestem w stanie powiedzieć po przeczytaniu tego rozdziału jak i wszystkich innych. Żałuję, że zabrałam się za to opowiadanie tak późno, gdyż jest naprawdę rewelacyjne.
    Nie spodziewałam się, że Kyle będzie z Thanem. Przewidywałam, że będą ze sobą kręcić, ale nie, że to zajdzie aż tak daleko. Ah, jaka szkoda, że nie jest dalej z Justinem, ale pocieszam się tym, że dalej o nim myśli.
    Zamach? Jej, z tym to już kompletnie mnie zaskoczyłaś! Boję się, że coś się wtedy stanie i policja złapie Biebera.
    Mam nadzieję, że Justin odnajdzie Kyle i uda im się porozmawiać.
    Życzę Ci szybkiego powrotu do zdrowia i weny. :)
    [wanna-be-close.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  24. ej bez jaj , kiedy kolejny bo czekam i czekam ...

    OdpowiedzUsuń
  25. Aaaaacccccttttttiiiiiooooonnnnn :D już nie mogę się doczekać <3

    OdpowiedzUsuń
  26. Dawaj rozdział! Bo smutno :( proszę! Chlip chlip... ;)

    OdpowiedzUsuń