Mało skomplikowany tekst w karcie dań wydawał się być dla Kayle całkiem trudny do przyswojenia, kiedy Toby Fletcher- najlepszy przyjaciel Thane'a, opowiadał zgromadzonemu przy stoliku towarzystwu, jedną ze swoich śmiesznych, a za razem żenujących historii z czasów liceum. Nie zabrakło w niej oczywiście wątku, w którym nie pojawiłby się sam Reyes. W pewnym momencie, brunetka już nawet nie wiedziała czy powinna brać te opowiadania na poważnie, czy może jednak przymknąć na nie oko, ponieważ opisywany jako wielki imprezowicz oraz dusza towarzystwa Thane, za nic nie przypominał jej tego mężczyzny jakim był na co dzień.
- Kochanie, co wybrałaś?- zagadnął brunet, nadal chichocząc pod nosem po wysłuchaniu opowiadania Toby'ego.
- Nie wiem czy powinnam coś zamówić... Pewnie skubnę tylko połowę swojej porcji- westchnęła brązowooka, śledząc wzrokiem tekst w menu. Większość nazw potraw wydawała się jej znajoma, a jednak nie dawała wskazówek, czym może okazać się oryginalnie nazwane danie. Wszystko przez to, że Kayle rzadko kiedy jadała na mieście, o ile w ogóle jadała. Carter była osobą, którą trzeba było kontrolować w kwestii posiłków- przez długi czas rękę na pulsie trzymał Justin, chociażby na siłę wpychając przyjaciółce obiad- lecz teraz nie było w pobliżu nikogo, kto dostrzegłby w tym problem i starał się o nią zadbać. Czasem brunetka miewała wrażenie, że Thane był, ot tak, po prostu żeby być.
- Wybierz co chcesz, najwyżej za Ciebie dokończę- wyszeptał mężczyzna, oparłszy się brodą o kościste ramię wybranki, która zabawnie zmrużyła oczy, nie potrafiąc zdecydować się na cokolwiek z listy grillowanych mięs. Każde danie było tak szczegółowo przedstawione, że już po przeczytaniu trzech opisów, trzeba było zacząć od nowa, aby nie zapomnieć, co zawierał dany zestaw. Było to nie lada wyzwanie dla Kayle. Odkąd pamiętała, miewała problemy z zapamiętywaniem, a nie daj Boże zapomniała opłacić rachunków, to Bieber robił taki raban, że kto wie czy nie słyszeli go sąsiedzi zza ścian.
- A co dla Pani?- czerwonowłosa kobieta, z notesikiem w ręku, wyrwała Carter z przemyśleń.
- Poproszę...- brązowooka przeciągnęła długo wyraz, gorączkowo przeglądając menu.- Sałatkę grecką- oznajmiła ze zrezygnowaniem i uniosła wzrok sponad karty, na zaskoczoną jej wyborem Carę Mallow- narzeczoną Toby'ego.
- Do picia?- kontynuowała kelnerka, odruchowo przytupując jedną nogą.
- Może być woda mineralna...- brunetka skinęła niepewnie głową, a następnie zamknęła jadłospis i podała go rozmówczyni, która szybkim krokiem ruszyła w stronę zaplecza.
- Zdrowo się odżywiasz...- dość cichy głos Cary, jakimś cudem przebił się przez głośny rechot towarzystwa śmiejącego się z kolejnej opowieści Fletcher'a. Im bardziej Kayle poznawała tego człowieka, tym więcej dostrzegała w nim takich samych cech jak u Justina. Nie ważne co by powiedział do swoich przyjaciół, i tak każdy brał wszystko na żarty.- Dieta?
Brunetka pokręciła nosem i zmarszczyła brwi, nie wiedząc jak ująć w słowa swoje zawiłe rozumowania. Nie chciała wyjść na anorektyczkę, bulimiczkę ani żadną inną osobę z problemami żywieniowymi, o której bycie ją posądzano choć w ogóle nie znano jej przeszłości. Nikt, nawet Justin, nie miał pojęcia o tym, że jako nastolatka, przestawała jeść tylko po to by podtrzymać na duchu chudnącą w oczach, umierającą matkę. Mała Kayle robiła wtedy wszystko, by mama jak najdłużej miała nadzieję na poprawę, a tak długo jak obie traciły na masie, tak obie wydawały się nie zmieniać.
- Raczej kwestia przyzwyczajenia...- Carter wzruszyła ramionami, po krótkiej chwili zastanowienia.
- A może ty jesteś w ciąży?- do rozmowy wtrąciła się Leigh, za którą brązowooka, bez większego powodu, nie przepadała.
Przy stoliku nastąpiła natychmiastowa cisza. Każdy zaczął spoglądać to na Kayle, to na zdezorientowanego Thane'a, chcąc upewnić się, że sugestia blondynki mogła coś znaczyć.
- To-to prawda?- Reyes wydukał z przejęciem, nie będąc pewnym jak powinien zachować się w zaistniałej sytuacji.
- Oczywiście, że nie- pisnęła speszona brunetka. Wstydliwy rumieniec mimowolnie zaczął oblewać jej kościste policzki, a drobne piąstki, które ukryła pod stołem, zaciskały się tak mocno, że aż poczuła jak swoimi długimi paznokciami, kaleczy spód swoich delikatnych dłoni.
- Fałszywy alarm- Cara zachichotała dla rozluźnienia atmosfery, składając w dłoniach bordową serwetkę, wyciągniętą spod równo poukładanych sztućców. Usiłowanie zażegnania tej jakże niezręcznej sytuacji, nie umknęło uwadze Carter, dlatego dziewczyna nikle uśmiechnęła się w stronę koleżanki, aby podziękować jej za wybawienie z opresji.
- Taaa...- przytaknął Thane, po czym sięgnął do kieszeni swoich ciemnych jeans'ów, aby wyciągnąć z niej dzwoniący telefon.- Wybaczcie na moment...- chrząknął, po czym pośpiesznie wyszedł z restauracji.
- Kayle...- zaczął Toby, kreśląc palcem, na obrusie, niezidentyfikowane wzory.- Słyszałem, że planujecie w maju kilkudniowy urlop?
- To jeszcze nic pewnego- brązowooka odparła nieśmiało, wciąż czując się niekomfortowo po incydencie sprzed chwili.
- Macie obrany już jakiś cel?- zapytał Fletcher, starając się podtrzymać rozmowę.
- Staramy się wybrać pomiędzy Tajlandią, a RPA...- oznajmiła, unikając natarczywego wzroku Leigh. Carter nie miała pojęcia co takiego zrobiła tej dziewczynie, tym bardziej że spotkały się dopiero po raz drugi w życiu. Nie mniej, żadna ze stron nie pałała do siebie sympatią.
- Uhh, no cóż...- westchnął Toby, położywszy dłonie na stole. - To całkiem inne kultury, dlatego nie dziwię się, że stoicie przed trudnym wyborem. Jednak jak znam życie, a tym bardziej Thane'a...- zaśmiał się pod nosem, tak jakby przypomniał sobie jakąś zabawną historyjkę.- Wybrałbym Tajlandię... Znam go o dwadzieścia lat dłużej niż ty i uwierz, że potrafi być wrzodem na dupie kiedy słońce mu za bardzo przygrzewa...
- Słuchajcie!- do lokalu powrócił Reyes, zdyszany jakby przebiegł co najmniej dziesięć kilometrów. - Muszę jechać do Brighton...
- Ale...- Kayle jęknęła cicho.
- Przepraszam...- wyszeptał brunet, całując dziewczynę w czoło.- Dzwonili ze szpitala, że znalazła się wątroba dla mojej pacjentki. Jako lekarz prowadzący, to ja wykonuję przeszczep...
- Stary, a posiłek?- zapytał równie oszołomiony Fletcher, spoglądając współczującym wzrokiem na zawiedzioną Carter.
- Nie dam rady- Thane pokręcił przecząco głową, a następnie rzucił na stół dwa banknoty po dwadzieścia funtów.- Muszę lecieć, trzymajcie się!- szarooki pomachał wszystkim na pożegnanie, uprzednio założywszy swój czarny, filcowy płaszcz, który dodawał mu jeszcze więcej męskiego uroku, mimo, że i tak nie mógł narzekać na jego brak.
- Tak więc, wracając do tematu...- mruknął Toby, odprowadziwszy przyjaciela wzrokiem do drzwi wyjściowych.- Afryka to nie jest...
- Wybacz Tob. Wszyscy wybaczcie, ale ja też powinnam się już zbierać- Kayle gwałtownie wstała od stołu i założyła swoje szare, wełniane palto, które mimo iż wyglądało na zbyt szerokie, było idealnie dopasowane do jej sylwetki.- Bawcie się dobrze- westchnęła brunetka, po czym pośpiesznie ruszyła do wyjścia bijąc w posadzkę swoimi drewnianymi obcasami od czarnych, zamszowych litów.
Nie doszła zbyt daleko, bowiem została zmuszona do zatrzymania się pod wiatą restauracji. Na dworze lało jak z cebra oraz wiał porywisty wiatr, jednak Carter wiedziała, że była to kwestia piętnastu minut by skończyło się na lekkiej mżawce.
- Tak myślałam, że w tej pogodzie dalej nie dojdziesz...- oznajmiła znajoma blondynka, stanąwszy ramię w ramię z o wiele niższą od siebie brązowooką. - Niech zgadnę... Zawiedziona... Wściekła... Zepchnięta na drugi plan...- westchnęła, wsuwając papierosa pomiędzy swoje kształtne wargi.
- Skąd...
- Skąd wiem?- Leigh przerwała Kayle w połowie zdania, podpalając końcówkę mentolowego Marlboro - Bo już to przerabiałam- odparła na postawione pytanie, obojętnie wzruszając ramionami.
- Thane mi nigdy nie mówił, że byliście razem- powiedziała brunetka, ze zdziwieniem spoglądając na towarzyszkę.
- Bo raczej nie ma czym się pochwalić- zironizowała Hartley starannie wypuszczając z płuc biały kłąb dymu, który przy obecnej pogodzie, za nic nie chciał uformować się w serię kółeczek. - Po siedmiu latach związku nadszedł czas bym powiedziała: dość.- pociągnęła nosem, spoglądając na brązowooką, proszącą wzrokiem o kontynuowanie wypowiedzi. - Mieliśmy tyle planów, marzeń do zrealizowania, tylko nigdy nie było czasu... Widywałam się z nim jeden, ewentualnie dwa razy na tydzień, ale po godzinie spotkania, on i tak miał wezwanie do szpitala. Nie zmienił się, prawda?
Carter zawahała się na moment, próbując odnaleźć w wypowiedzi Leigh coś co mogłoby okazać się nieprawdą, lecz im dłużej nad tym myślała, tym bardziej była zmuszona do przyznania jej racji.
- Nie- jęknęła Kayle, oparłszy się o zimną, metalową barierkę przy schodach prowadzących do restauracji.
- To co teraz Tobie powiem... Odbierz to jak chcesz- sapnęła blondynka, zaciągnąwszy się dymem nikotynowym. - Założę się, że widać jak bardzo jestem o niego zazdrosna. Kocham go, ale nienawidzę, śmieszne co?- prychnęła, przydeptując butem do połowy spalonego peta.- Jesteś ode mnie dużo młodsza, Kayle... Uwierz, że nie da się tak po prostu wymazać z pamięci swojej pierwszej miłości.
Oh Leigh, gdybyś tylko wiedziała, pomyślała brunetka, opatulając się szczelniej kołnierzem swojego ciepłego płaszcza, który musiał teraz zastąpić jej ulubiony, ciepły szalik w szkocką kratę. Wychodząc z domu, Kayle nie spodziewała się, że będzie zmuszona wrócić do niego pieszo, dlatego ubrała się dość cienko, szczególnie, że Thane zawsze przesadzał z ogrzewaniem w swoim aucie.
- Życzę wam jak najlepiej, ale nie licz, że On się zmieni- westchnęła Hartley, przeczesując dłonią swoje krótko przystrzyżone blond włosy.- I jeszcze jedno...
- Hm?- mruknęła Carter, odwróciwszy wzrok od ciemnego, wieczorowego nieba, z którego nie lały się już hektolitry wody.
- Zapomnij, że Ci o tym powiedziałam- kobieta uśmiechnęła się pokrzepiająco i poklepała brązowooką po ramieniu.- Trzymaj się mała- powiedziała cicho, po czym wróciła do reszty przyjaciół czekających przy stoliku na kolację.
Kayle wychyliła się lekko w stronę jezdni, chcąc wypatrzyć taksówkę, którą mogłaby pojechać do domu, jednak im bardziej starała się znaleźć czarne, charakterystyczne dla Londynu auto o opływowym kształcie, tym bardziej zdawała sobie sprawę, że w tej okolicy, na dodatek w sobotni wieczór, nie mała na co liczyć. Też szybko doszła do wniosku, że krótki spacer przy obecnej pogodzie dobrze jej zrobi. Mżawka jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła, a jedynie dodała rześkości.
Wsunęła skostniałe dłonie do kieszeni swojego palta i umiarkowanym krokiem ruszyła w stronę centrum miasta, mijając po drodze młode pary, mniej więcej w jej wieku, wybierające się do dyskoteki. Szczerze zazdrościła im tej beztroski oraz szansy na zapicie smutków, choć z drugiej strony sama mogła zawrócić i podążyć za nimi. Pewnie zasiadłaby przy barze, zamówiła kilka Mad Dog'ów i upiłaby się do nieprzytomności, pozostawiając samą siebie na pastwę losu. Nikt nie przyjechałby po nią niezależnie od pory- tak jak było w Los Angeles, kiedy przechodziła w swoim życiu okres pijaństwa i załamania psychicznego.
Carter pokręciła przecząco głową, starając się odgonić od siebie niedorzeczne myśli, a następnie skręciła w jedną z bocznych uliczek, chcąc sobie skrócić drogę do domu. Alejka była ciemna, a mimo to, nie bała się przez nią iść. Gdzieś z oddali biła pomarańczowo-żółta łuna światła, do której także dążył wysoki mężczyzna w słuchawkach na uszach. Według brunetki, nieznajomy był łudząco podobny do Justina, co z resztą nie było niczym nowym, bowiem widywała go na każdym kroku- fakt, miała obsesję. Chyba właśnie dlatego, dziewczyna bez jakiegokolwiek strachu szła śladami chłopaka, po prostu zakładając, że jej nie skrzywdzi.
Brązowooka długo podążała za obcym i chyba nawet zaszła za daleko, bowiem wyrwawszy się ze swoich przemyśleń na temat rozmowy z Leigh, zdała sobie sprawę, że nie miała pojęcia, gdzie się znajdowała. Szatyn z czarnym, firmowym plecakiem na plecach, powoli znikał z zasięgu jej wzroku, kierując się do stacji metra, której nazwę wypisaną na dużej tablicy, Kayle na sto procent już kiedyś widziała, jednak nie potrafiła skojarzyć kiedy i w jakich okolicznościach.
- ...jest za zimno. Będę czekała w lobby, zaraz przy wejściu...- powiedziała do telefonu przechodząca nieopodal, elegancko ubrana kobieta. Na Jej słowa, Carter obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i w okamgnieniu zastygła w bezruchu. Stał przed nią bogato urządzony hotel, a zaraz obok ogromna fontanna- ta sama, na którą po szalonym wieczorze z Justinem, brunetka spoglądała pół nocy i płakała, żałując że nie powiedziała tego wszystkiego co miała mu do powiedzenia.
Zacisnęła usta w wąską linię i przygryzła wewnętrzną część swojego policzka, oczekując od samej siebie by nie rozpłakać się właśnie teraz, kiedy stała na środku jezdni, dokładnie w tym samym miejscu, gdzie Bieber pierwszy raz w życiu, pocałował ją, nie oczekując niczego w zamian. Tak się jednak nie stało. Po policzkach brunetki spłynęły kaskady ciepłych łez, nad którymi nie potrafiła zapanować. Miała ogromny żal do siebie, że nie potrafiła docenić tego co miała. Nie było też prawdą to, że teraz, u boku Thane'a była szczęśliwa- wręcz przeciwnie- z każdym dniem zdawała sobie sprawę, że pustki po Justinie nie da się zapchać inną osobą, a już na pewno nie tak jak upycha się watę w rozdarty brzuch ukochanego, pluszowego misia.
- Nie wiem czy powinnam coś zamówić... Pewnie skubnę tylko połowę swojej porcji- westchnęła brązowooka, śledząc wzrokiem tekst w menu. Większość nazw potraw wydawała się jej znajoma, a jednak nie dawała wskazówek, czym może okazać się oryginalnie nazwane danie. Wszystko przez to, że Kayle rzadko kiedy jadała na mieście, o ile w ogóle jadała. Carter była osobą, którą trzeba było kontrolować w kwestii posiłków- przez długi czas rękę na pulsie trzymał Justin, chociażby na siłę wpychając przyjaciółce obiad- lecz teraz nie było w pobliżu nikogo, kto dostrzegłby w tym problem i starał się o nią zadbać. Czasem brunetka miewała wrażenie, że Thane był, ot tak, po prostu żeby być.
- Wybierz co chcesz, najwyżej za Ciebie dokończę- wyszeptał mężczyzna, oparłszy się brodą o kościste ramię wybranki, która zabawnie zmrużyła oczy, nie potrafiąc zdecydować się na cokolwiek z listy grillowanych mięs. Każde danie było tak szczegółowo przedstawione, że już po przeczytaniu trzech opisów, trzeba było zacząć od nowa, aby nie zapomnieć, co zawierał dany zestaw. Było to nie lada wyzwanie dla Kayle. Odkąd pamiętała, miewała problemy z zapamiętywaniem, a nie daj Boże zapomniała opłacić rachunków, to Bieber robił taki raban, że kto wie czy nie słyszeli go sąsiedzi zza ścian.
- A co dla Pani?- czerwonowłosa kobieta, z notesikiem w ręku, wyrwała Carter z przemyśleń.
- Poproszę...- brązowooka przeciągnęła długo wyraz, gorączkowo przeglądając menu.- Sałatkę grecką- oznajmiła ze zrezygnowaniem i uniosła wzrok sponad karty, na zaskoczoną jej wyborem Carę Mallow- narzeczoną Toby'ego.
- Do picia?- kontynuowała kelnerka, odruchowo przytupując jedną nogą.
- Może być woda mineralna...- brunetka skinęła niepewnie głową, a następnie zamknęła jadłospis i podała go rozmówczyni, która szybkim krokiem ruszyła w stronę zaplecza.
- Zdrowo się odżywiasz...- dość cichy głos Cary, jakimś cudem przebił się przez głośny rechot towarzystwa śmiejącego się z kolejnej opowieści Fletcher'a. Im bardziej Kayle poznawała tego człowieka, tym więcej dostrzegała w nim takich samych cech jak u Justina. Nie ważne co by powiedział do swoich przyjaciół, i tak każdy brał wszystko na żarty.- Dieta?
Brunetka pokręciła nosem i zmarszczyła brwi, nie wiedząc jak ująć w słowa swoje zawiłe rozumowania. Nie chciała wyjść na anorektyczkę, bulimiczkę ani żadną inną osobę z problemami żywieniowymi, o której bycie ją posądzano choć w ogóle nie znano jej przeszłości. Nikt, nawet Justin, nie miał pojęcia o tym, że jako nastolatka, przestawała jeść tylko po to by podtrzymać na duchu chudnącą w oczach, umierającą matkę. Mała Kayle robiła wtedy wszystko, by mama jak najdłużej miała nadzieję na poprawę, a tak długo jak obie traciły na masie, tak obie wydawały się nie zmieniać.
- Raczej kwestia przyzwyczajenia...- Carter wzruszyła ramionami, po krótkiej chwili zastanowienia.
- A może ty jesteś w ciąży?- do rozmowy wtrąciła się Leigh, za którą brązowooka, bez większego powodu, nie przepadała.
Przy stoliku nastąpiła natychmiastowa cisza. Każdy zaczął spoglądać to na Kayle, to na zdezorientowanego Thane'a, chcąc upewnić się, że sugestia blondynki mogła coś znaczyć.
- To-to prawda?- Reyes wydukał z przejęciem, nie będąc pewnym jak powinien zachować się w zaistniałej sytuacji.
- Oczywiście, że nie- pisnęła speszona brunetka. Wstydliwy rumieniec mimowolnie zaczął oblewać jej kościste policzki, a drobne piąstki, które ukryła pod stołem, zaciskały się tak mocno, że aż poczuła jak swoimi długimi paznokciami, kaleczy spód swoich delikatnych dłoni.
- Fałszywy alarm- Cara zachichotała dla rozluźnienia atmosfery, składając w dłoniach bordową serwetkę, wyciągniętą spod równo poukładanych sztućców. Usiłowanie zażegnania tej jakże niezręcznej sytuacji, nie umknęło uwadze Carter, dlatego dziewczyna nikle uśmiechnęła się w stronę koleżanki, aby podziękować jej za wybawienie z opresji.
- Taaa...- przytaknął Thane, po czym sięgnął do kieszeni swoich ciemnych jeans'ów, aby wyciągnąć z niej dzwoniący telefon.- Wybaczcie na moment...- chrząknął, po czym pośpiesznie wyszedł z restauracji.
- Kayle...- zaczął Toby, kreśląc palcem, na obrusie, niezidentyfikowane wzory.- Słyszałem, że planujecie w maju kilkudniowy urlop?
- To jeszcze nic pewnego- brązowooka odparła nieśmiało, wciąż czując się niekomfortowo po incydencie sprzed chwili.
- Macie obrany już jakiś cel?- zapytał Fletcher, starając się podtrzymać rozmowę.
- Staramy się wybrać pomiędzy Tajlandią, a RPA...- oznajmiła, unikając natarczywego wzroku Leigh. Carter nie miała pojęcia co takiego zrobiła tej dziewczynie, tym bardziej że spotkały się dopiero po raz drugi w życiu. Nie mniej, żadna ze stron nie pałała do siebie sympatią.
- Uhh, no cóż...- westchnął Toby, położywszy dłonie na stole. - To całkiem inne kultury, dlatego nie dziwię się, że stoicie przed trudnym wyborem. Jednak jak znam życie, a tym bardziej Thane'a...- zaśmiał się pod nosem, tak jakby przypomniał sobie jakąś zabawną historyjkę.- Wybrałbym Tajlandię... Znam go o dwadzieścia lat dłużej niż ty i uwierz, że potrafi być wrzodem na dupie kiedy słońce mu za bardzo przygrzewa...
- Słuchajcie!- do lokalu powrócił Reyes, zdyszany jakby przebiegł co najmniej dziesięć kilometrów. - Muszę jechać do Brighton...
- Ale...- Kayle jęknęła cicho.
- Przepraszam...- wyszeptał brunet, całując dziewczynę w czoło.- Dzwonili ze szpitala, że znalazła się wątroba dla mojej pacjentki. Jako lekarz prowadzący, to ja wykonuję przeszczep...
- Stary, a posiłek?- zapytał równie oszołomiony Fletcher, spoglądając współczującym wzrokiem na zawiedzioną Carter.
- Nie dam rady- Thane pokręcił przecząco głową, a następnie rzucił na stół dwa banknoty po dwadzieścia funtów.- Muszę lecieć, trzymajcie się!- szarooki pomachał wszystkim na pożegnanie, uprzednio założywszy swój czarny, filcowy płaszcz, który dodawał mu jeszcze więcej męskiego uroku, mimo, że i tak nie mógł narzekać na jego brak.
- Tak więc, wracając do tematu...- mruknął Toby, odprowadziwszy przyjaciela wzrokiem do drzwi wyjściowych.- Afryka to nie jest...
- Wybacz Tob. Wszyscy wybaczcie, ale ja też powinnam się już zbierać- Kayle gwałtownie wstała od stołu i założyła swoje szare, wełniane palto, które mimo iż wyglądało na zbyt szerokie, było idealnie dopasowane do jej sylwetki.- Bawcie się dobrze- westchnęła brunetka, po czym pośpiesznie ruszyła do wyjścia bijąc w posadzkę swoimi drewnianymi obcasami od czarnych, zamszowych litów.
Nie doszła zbyt daleko, bowiem została zmuszona do zatrzymania się pod wiatą restauracji. Na dworze lało jak z cebra oraz wiał porywisty wiatr, jednak Carter wiedziała, że była to kwestia piętnastu minut by skończyło się na lekkiej mżawce.
- Tak myślałam, że w tej pogodzie dalej nie dojdziesz...- oznajmiła znajoma blondynka, stanąwszy ramię w ramię z o wiele niższą od siebie brązowooką. - Niech zgadnę... Zawiedziona... Wściekła... Zepchnięta na drugi plan...- westchnęła, wsuwając papierosa pomiędzy swoje kształtne wargi.
- Skąd...
- Skąd wiem?- Leigh przerwała Kayle w połowie zdania, podpalając końcówkę mentolowego Marlboro - Bo już to przerabiałam- odparła na postawione pytanie, obojętnie wzruszając ramionami.
- Thane mi nigdy nie mówił, że byliście razem- powiedziała brunetka, ze zdziwieniem spoglądając na towarzyszkę.
- Bo raczej nie ma czym się pochwalić- zironizowała Hartley starannie wypuszczając z płuc biały kłąb dymu, który przy obecnej pogodzie, za nic nie chciał uformować się w serię kółeczek. - Po siedmiu latach związku nadszedł czas bym powiedziała: dość.- pociągnęła nosem, spoglądając na brązowooką, proszącą wzrokiem o kontynuowanie wypowiedzi. - Mieliśmy tyle planów, marzeń do zrealizowania, tylko nigdy nie było czasu... Widywałam się z nim jeden, ewentualnie dwa razy na tydzień, ale po godzinie spotkania, on i tak miał wezwanie do szpitala. Nie zmienił się, prawda?
Carter zawahała się na moment, próbując odnaleźć w wypowiedzi Leigh coś co mogłoby okazać się nieprawdą, lecz im dłużej nad tym myślała, tym bardziej była zmuszona do przyznania jej racji.
- Nie- jęknęła Kayle, oparłszy się o zimną, metalową barierkę przy schodach prowadzących do restauracji.
- To co teraz Tobie powiem... Odbierz to jak chcesz- sapnęła blondynka, zaciągnąwszy się dymem nikotynowym. - Założę się, że widać jak bardzo jestem o niego zazdrosna. Kocham go, ale nienawidzę, śmieszne co?- prychnęła, przydeptując butem do połowy spalonego peta.- Jesteś ode mnie dużo młodsza, Kayle... Uwierz, że nie da się tak po prostu wymazać z pamięci swojej pierwszej miłości.
Oh Leigh, gdybyś tylko wiedziała, pomyślała brunetka, opatulając się szczelniej kołnierzem swojego ciepłego płaszcza, który musiał teraz zastąpić jej ulubiony, ciepły szalik w szkocką kratę. Wychodząc z domu, Kayle nie spodziewała się, że będzie zmuszona wrócić do niego pieszo, dlatego ubrała się dość cienko, szczególnie, że Thane zawsze przesadzał z ogrzewaniem w swoim aucie.
- Życzę wam jak najlepiej, ale nie licz, że On się zmieni- westchnęła Hartley, przeczesując dłonią swoje krótko przystrzyżone blond włosy.- I jeszcze jedno...
- Hm?- mruknęła Carter, odwróciwszy wzrok od ciemnego, wieczorowego nieba, z którego nie lały się już hektolitry wody.
- Zapomnij, że Ci o tym powiedziałam- kobieta uśmiechnęła się pokrzepiająco i poklepała brązowooką po ramieniu.- Trzymaj się mała- powiedziała cicho, po czym wróciła do reszty przyjaciół czekających przy stoliku na kolację.
Kayle wychyliła się lekko w stronę jezdni, chcąc wypatrzyć taksówkę, którą mogłaby pojechać do domu, jednak im bardziej starała się znaleźć czarne, charakterystyczne dla Londynu auto o opływowym kształcie, tym bardziej zdawała sobie sprawę, że w tej okolicy, na dodatek w sobotni wieczór, nie mała na co liczyć. Też szybko doszła do wniosku, że krótki spacer przy obecnej pogodzie dobrze jej zrobi. Mżawka jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła, a jedynie dodała rześkości.
Wsunęła skostniałe dłonie do kieszeni swojego palta i umiarkowanym krokiem ruszyła w stronę centrum miasta, mijając po drodze młode pary, mniej więcej w jej wieku, wybierające się do dyskoteki. Szczerze zazdrościła im tej beztroski oraz szansy na zapicie smutków, choć z drugiej strony sama mogła zawrócić i podążyć za nimi. Pewnie zasiadłaby przy barze, zamówiła kilka Mad Dog'ów i upiłaby się do nieprzytomności, pozostawiając samą siebie na pastwę losu. Nikt nie przyjechałby po nią niezależnie od pory- tak jak było w Los Angeles, kiedy przechodziła w swoim życiu okres pijaństwa i załamania psychicznego.
Carter pokręciła przecząco głową, starając się odgonić od siebie niedorzeczne myśli, a następnie skręciła w jedną z bocznych uliczek, chcąc sobie skrócić drogę do domu. Alejka była ciemna, a mimo to, nie bała się przez nią iść. Gdzieś z oddali biła pomarańczowo-żółta łuna światła, do której także dążył wysoki mężczyzna w słuchawkach na uszach. Według brunetki, nieznajomy był łudząco podobny do Justina, co z resztą nie było niczym nowym, bowiem widywała go na każdym kroku- fakt, miała obsesję. Chyba właśnie dlatego, dziewczyna bez jakiegokolwiek strachu szła śladami chłopaka, po prostu zakładając, że jej nie skrzywdzi.
Brązowooka długo podążała za obcym i chyba nawet zaszła za daleko, bowiem wyrwawszy się ze swoich przemyśleń na temat rozmowy z Leigh, zdała sobie sprawę, że nie miała pojęcia, gdzie się znajdowała. Szatyn z czarnym, firmowym plecakiem na plecach, powoli znikał z zasięgu jej wzroku, kierując się do stacji metra, której nazwę wypisaną na dużej tablicy, Kayle na sto procent już kiedyś widziała, jednak nie potrafiła skojarzyć kiedy i w jakich okolicznościach.
- ...jest za zimno. Będę czekała w lobby, zaraz przy wejściu...- powiedziała do telefonu przechodząca nieopodal, elegancko ubrana kobieta. Na Jej słowa, Carter obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i w okamgnieniu zastygła w bezruchu. Stał przed nią bogato urządzony hotel, a zaraz obok ogromna fontanna- ta sama, na którą po szalonym wieczorze z Justinem, brunetka spoglądała pół nocy i płakała, żałując że nie powiedziała tego wszystkiego co miała mu do powiedzenia.
Zacisnęła usta w wąską linię i przygryzła wewnętrzną część swojego policzka, oczekując od samej siebie by nie rozpłakać się właśnie teraz, kiedy stała na środku jezdni, dokładnie w tym samym miejscu, gdzie Bieber pierwszy raz w życiu, pocałował ją, nie oczekując niczego w zamian. Tak się jednak nie stało. Po policzkach brunetki spłynęły kaskady ciepłych łez, nad którymi nie potrafiła zapanować. Miała ogromny żal do siebie, że nie potrafiła docenić tego co miała. Nie było też prawdą to, że teraz, u boku Thane'a była szczęśliwa- wręcz przeciwnie- z każdym dniem zdawała sobie sprawę, że pustki po Justinie nie da się zapchać inną osobą, a już na pewno nie tak jak upycha się watę w rozdarty brzuch ukochanego, pluszowego misia.
*
Spostrzegłszy, że na stacji metra, odłączono zasilanie, Justin przecisnął się pomiędzy przepychającym się od lewej do prawej, tłumem niewiedzących co ze sobą począć ludzi i wskoczył za ostatni wagon, stojącego na peronie, metro. Szatyn natychmiastowo zaczął biec, wgłąb ciemnego tunelu, ile sił w nogach, bowiem elektroniczny zegarek przypięty na jego nadgarstku zaczął odliczać pięć minut i dwadzieścia sekund, w przeciągu których przez tory nie miała przejeżdżać kolej.
Mknął przed siebie na oślep, nie mogąc ujrzeć dookoła niczego oprócz czarnej otchłani. Bieber już sam nie był pewien czy jego oczy były zamknięte, czy może jednak otwarte. Zaczynała go boleć głowa od nadmiaru tych wszystkich spalin, które nie miały jak ulotnić się do atmosfery, a na dodatek plecak po brzegi wypchany ładunkami wybuchowymi, ciążył mu na ramionach i skutecznie go spowalniał.
- Siedemdziesiąt metrów, trzy minuty pięćdziesiąt siedem- dopingujący głos Reece'a rozległ się ze śnieżno-białych słuchawek Beats by Dr. Dre, które Justin zrekonstruował na potrzeby misji.
- Mhm...- złotowłosy wysapał ze zmęczeniem, starając się nie dać za wygraną dokuczającej mu kolce.
- Zatrzymaj się! To tu! Sensory wyczuwają siedemnaście osób za murem po twojej prawej...- powiedział Lavoie, na co szatyn prędko rozpakował ekwipunek i zaczął przymocowywać go do ściany w trzech różnych miejscach. Dosłownie czuł jak stres zżera go od środka, a ręce niebezpiecznie drgają.
- Czas?- stęknął brązowooki, ostrożnie doklejając do gładkiej powierzchni ostatnie kable, których dla swojego dobra wolał nie naciągnąć. Nie wiele wystarczyło, bo tylko jeden, zbyt pochopny ruch, by wszystko w obrębie trzydziestu metrów od tego miejsca, zbyt szybko rozpadło się w drobny mak.
- Mi...a osie...cie- głos w słuchawce zaczął zanikać, a po chwili nastąpił już tylko szum.
- Reece?!- warknął poddenerwowany chłopak, spostrzegłszy, że zegarek na jego nadgarstku wyzerował się z nieznanej przyczyny.- Reece, kurwa!- krzyknął po raz kolejny, majstrując przy bombie już tylko jedną ręką.
Puścił pod nosem wiązankę przekleństw, nie mogąc poradzić sobie z jednym jedynym przewodem. Czas naglił go coraz bardziej, a intuicja podpowiadała mu, że powinien zostawić to tak jak jest i biec przed siebie, póki metro nie pojawiło się w zasięgu jego wzroku. Jednak rzetelność kazała mu jeszcze chwilę zostać i dokończyć robotę do końca.
Wpadł w szał- zaczął krzyczeć, zrzucać z mebli wszystkie precjoza oraz ramki ze zdjęciami. Zdążył nawet otworzyć barek pełen trunków z serii limitowanej i pewnie gdyby nie zaspana Kayle, która w porę pochwyciła go za rękę, rozbiłby wszystkie butelki o podłogę.
- Justin!- uniosła ton, próbując mu spojrzeć prosto w czekoladowe tęczówki, kiedy on walczył z samym sobą aby jej nie uderzyć.- Zostaw to...- powiedziała spokojniejszym głosem, pochwyciwszy szatyna za podbródek. Chcąc, nie chcąc, dostrzegł w jej oczach rozczarowanie, z resztą jak zwykle gdy wracał do domu po zakrapianej imprezie. Mimo to, widział w oczach Carter coś jeszcze: lęk i troskę... Jak zawsze, trochę za późno zdał sobie sprawę, że znowu ją zawiódł i miał ochotę zrobić sobie za to krzywdę, ale nie potrafił, bo przecież Ona była przy nim... - Odłóż to, kochanie... Jutro wszystko naprawimy, dobrze?
- Ja pierdole...- jęknął, pociągając nosem. Wspomnienia przyszły w najmniej odpowiednim momencie, choć z drugiej strony, gdyby przed oczami nie pojawiłaby mu się zatroskana Kayle, nie podniósłby się z kolan, nie przerzuciłby plecaka przez ramię i nie ruszyłby pędem w przeciwną stronę tunelu, kiedy w oddali dało się słyszeć charakterystyczny dla metro klakson.
Bieber biegł przed siebie ile sił w nogach, czując że pędząca maszyna była coraz bliżej. Masz za swoje, kutasie, skarcił się w myślach, ledwo co będąc w stanie zaczerpnąć powietrza do płuc. Potem wszystko działo się coraz szybciej i szybciej. Temperatura w tunelu znacznie się podniosła, a wraz z nią dało usłyszeć się głośny i bolesny dla uszu wybuch. Ogłuszony Justin, obejrzał się tylko za siebie, a ostatnią rzeczą jaką ujrzał były dwa światła rażące go w oczy.
- Siedemdziesiąt metrów, trzy minuty pięćdziesiąt siedem- dopingujący głos Reece'a rozległ się ze śnieżno-białych słuchawek Beats by Dr. Dre, które Justin zrekonstruował na potrzeby misji.
- Mhm...- złotowłosy wysapał ze zmęczeniem, starając się nie dać za wygraną dokuczającej mu kolce.
- Zatrzymaj się! To tu! Sensory wyczuwają siedemnaście osób za murem po twojej prawej...- powiedział Lavoie, na co szatyn prędko rozpakował ekwipunek i zaczął przymocowywać go do ściany w trzech różnych miejscach. Dosłownie czuł jak stres zżera go od środka, a ręce niebezpiecznie drgają.
- Czas?- stęknął brązowooki, ostrożnie doklejając do gładkiej powierzchni ostatnie kable, których dla swojego dobra wolał nie naciągnąć. Nie wiele wystarczyło, bo tylko jeden, zbyt pochopny ruch, by wszystko w obrębie trzydziestu metrów od tego miejsca, zbyt szybko rozpadło się w drobny mak.
- Mi...a osie...cie- głos w słuchawce zaczął zanikać, a po chwili nastąpił już tylko szum.
- Reece?!- warknął poddenerwowany chłopak, spostrzegłszy, że zegarek na jego nadgarstku wyzerował się z nieznanej przyczyny.- Reece, kurwa!- krzyknął po raz kolejny, majstrując przy bombie już tylko jedną ręką.
Puścił pod nosem wiązankę przekleństw, nie mogąc poradzić sobie z jednym jedynym przewodem. Czas naglił go coraz bardziej, a intuicja podpowiadała mu, że powinien zostawić to tak jak jest i biec przed siebie, póki metro nie pojawiło się w zasięgu jego wzroku. Jednak rzetelność kazała mu jeszcze chwilę zostać i dokończyć robotę do końca.
Wpadł w szał- zaczął krzyczeć, zrzucać z mebli wszystkie precjoza oraz ramki ze zdjęciami. Zdążył nawet otworzyć barek pełen trunków z serii limitowanej i pewnie gdyby nie zaspana Kayle, która w porę pochwyciła go za rękę, rozbiłby wszystkie butelki o podłogę.
- Justin!- uniosła ton, próbując mu spojrzeć prosto w czekoladowe tęczówki, kiedy on walczył z samym sobą aby jej nie uderzyć.- Zostaw to...- powiedziała spokojniejszym głosem, pochwyciwszy szatyna za podbródek. Chcąc, nie chcąc, dostrzegł w jej oczach rozczarowanie, z resztą jak zwykle gdy wracał do domu po zakrapianej imprezie. Mimo to, widział w oczach Carter coś jeszcze: lęk i troskę... Jak zawsze, trochę za późno zdał sobie sprawę, że znowu ją zawiódł i miał ochotę zrobić sobie za to krzywdę, ale nie potrafił, bo przecież Ona była przy nim... - Odłóż to, kochanie... Jutro wszystko naprawimy, dobrze?
- Ja pierdole...- jęknął, pociągając nosem. Wspomnienia przyszły w najmniej odpowiednim momencie, choć z drugiej strony, gdyby przed oczami nie pojawiłaby mu się zatroskana Kayle, nie podniósłby się z kolan, nie przerzuciłby plecaka przez ramię i nie ruszyłby pędem w przeciwną stronę tunelu, kiedy w oddali dało się słyszeć charakterystyczny dla metro klakson.
Bieber biegł przed siebie ile sił w nogach, czując że pędząca maszyna była coraz bliżej. Masz za swoje, kutasie, skarcił się w myślach, ledwo co będąc w stanie zaczerpnąć powietrza do płuc. Potem wszystko działo się coraz szybciej i szybciej. Temperatura w tunelu znacznie się podniosła, a wraz z nią dało usłyszeć się głośny i bolesny dla uszu wybuch. Ogłuszony Justin, obejrzał się tylko za siebie, a ostatnią rzeczą jaką ujrzał były dwa światła rażące go w oczy.
***
Czy chłopak w ciemnej uliczce to Justin? Co sądzicie o starciu JB vs. metro?
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM! Rozdział dopiero po 3 tygodniach, no ale nie miałam innego wyboru- nadal problemy zdrowotne + prawie rozpadł się mój związek z chłopakiem.
Według mnie, nie dość, że rozdział krótki to jest totalnie do dupy, mylę się?
Dziękuję za komentarze pod trzynastym, mimo, że jest ich troszkę mniej niż zwykle. Mam nadzieję, że mogę liczyć na więcej?
CZYTASZ = KOMENTUJESZ !!!
@storytellerfun
Niech oni znów będą razem :(
OdpowiedzUsuńmylisz się kochana :) rozdział super :)
OdpowiedzUsuńO rany ale końcówka!
OdpowiedzUsuńTak! Ten chłopak w uliczce to Justin...tak myślę ;)
Kurcze! Ciekawa jestem co dalej :D
Rozumiem przerwę. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Trzymaj się dzielnie :*
@ameneris
Ojejku !!! Niech oni beda ze soba nooo ! PROSZE !!!! Super rozdial i nie moge doczekac sie kolejnego ! ; ******
OdpowiedzUsuńcudowny :*
OdpowiedzUsuńz niecierpliwością czekam na 15 !
Jest świetny nie martw sie :))))
OdpowiedzUsuńco ty gadasz jest świetny *o*
OdpowiedzUsuńJeeej, jak ja już tu dawno nie zaglądałam!
OdpowiedzUsuńTo głupie gimnazjum mnie wykańcza... Codziennie sprawdziany, kartkówki... boże, a pomyśleć, co będzie w technikum...
Może przejdę do rozdziału, a nie tu tak beznadziejnie się użalam. XD
Rozdział moim zdaniem, i na pewno innych - nie jest do dupy. Wcale nie jest taki krótki, a porównując do moich rozdziałów, to ten jest bardzo długi.
Podziwiam Cię za te opisy, uczucia, dialogi... Są po prostu świetne. Gdy czytam twoje rozdziały, wprowadzasz mnie w ich świat Kayle i Justina - do świata mojej głębokiej wyobraźni. Twoje opowiadanie przenika do mojej duszy i tam głęboko zapada na dnie, gdzie nigdy go nie zapomnę!
Jedynym czego nienawidzę w tym opowiadaniu to jest to, że dałaś wygląd głównej bohaterki Seleny - ja jej nie trawię, ja jej po prostu nienawidzę i szczerze powiem Ci, że twój blog jest jedynym, który czytam, a ona jest główną bohaterką. Ja wyobrażam sobie Kayle jako Lili Collins.
Przepraszam, chciałabym napisać jakiś lepszy komentarz, ale ja po prostu nie umiem. To co tutaj napisałam pewnie zawiera same błędy, a ty się śmiejesz z tego co piszę...
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na nn!
Kadu :*
Może wpadniesz i ocenisz? :)
http://50-twarzy-graya.blogspot.com/
.... everythinks gonna be alright ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńmam nadzieje, że u cb będzie już wszystko dobrze, trzymaj sie kochanie :( jesteśmy z tb, kocham ♥ :(
KOCHAM!!! <33
OdpowiedzUsuńmasz wielki talent ;oo kocham twoje opowiadanie i czekam niecierpliwie na NN <3
OdpowiedzUsuńJEZUUU TWÓJ BLOG JEST ZAJEBISTY, TY JESTES ZAJEBISTA! <33333 trzymaj sie kochanie ;*
OdpowiedzUsuńpewnie że siię mylisz ! świetny rozdział ! no ale kiedy oni wrócą do siebie ! jsndjlsa *.*
OdpowiedzUsuń<333
OdpowiedzUsuńOjej niech juz do siebie wroca :( czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńKocham cię wiesz ? Cudowne ;)
OdpowiedzUsuńKocham! Świetny rozdział. Mam nadzieję że wrócą do siebie. :) xx @PollKlaudia
OdpowiedzUsuńjejjj naraszcie, już myślałam, że się niedoczekam !
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że tym razem będzie szybciej !
Czekam na nn <3
Bez urazy, ale rozdzial taki troche do dupy... :/ Mam nadzieje, ze do sb wroca. :))
OdpowiedzUsuńX.O.X.O
PS. Your forever.
świetny ♥
OdpowiedzUsuńswietnie :) czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńAaaaaaaacccccccttttttiiiiiiooooonnnnn :D czekam na nn :*
OdpowiedzUsuńyeah i w końcu rozdział warto było czekać rozdział jest świetny a ty gadasz głupoty a zwłaszcza końcówka hjsf <3'
OdpowiedzUsuńhmm.. znowu została zepchnieta na drugi tor ..;/
i dobrze że tamta dziewczyna jej to powiedziała.
w końcu sobie uswiadomiła że wcale z nim nie jest szczęsliwa i że nie da się zastąpić tej pustki po Justinie ;/
:o ale wypaliła z tą ciążą :o
to mógł byc Justin ..
też ma tak jak Justin ze wszędzie ją widzi :D
hjasrhgj akcja z metrem :o
najpierw te biegnięcie po tym torze a później rozładowanie ładunków wybuchowych .. i przypomnienie o Kayle ale dzięki niej zaczął biec *,* omg co teraz będzie uderzy w niego czy jak ? jhfhgj
oj coraz bardziej ciekawie się robi...
czekam na kolejny ;)
pozdrawiam ;*
+ trzymaj się kochana ;* wszystko się ułoży z tym chłopakiem szczęścia :* :)
Usuńzdrowia ;3
cudo !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! czekam na nn :*
OdpowiedzUsuńjuż nie mogę się doczekać nowego :*** wracaj do zdrowia :*
OdpowiedzUsuńaaaaaaaaccccccctttttttiiiiiiooooonnnn :P czekam na nowy :*
OdpowiedzUsuńcoś czuje że Kay i Jus niedługo się spotkają ;D
OdpowiedzUsuńJustin da sobie radę !!!!!!!!! czekam na nowy :D
OdpowiedzUsuńno wiesz co :/ przerwać w takim momęcie !!! :D :D + trzymaj się kochana :*
OdpowiedzUsuńroździał super czekam na nn :*
OdpowiedzUsuń... to takie emocjonujące !!! :* czekam na kolejny !!!!!!
OdpowiedzUsuńwcale nie!!!! roździał zajebisty :* czekam na nn :D
OdpowiedzUsuńco ty kochana ćpiesz ? :* każdy roździał który dodałaś w swojej "karierze" jest super !!!! :D :*
OdpowiedzUsuńKayle powinna otworzyć oczy !!!!! k i j muszą do siebie wrócić !!!! :*
OdpowiedzUsuńMeeeega <33 kiedy nn ?;**
OdpowiedzUsuńKocham, kocham, kocham, kocham. Uwielbiam Twoje opowiadania i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńTymczasem zapraszam na mojego bloga, mam nadzieję że Ci się spodoba i wyrazisz swoją szczerą opinię.
http://wanna-be-needed.blogspot.com/
kocham, kocham <3
OdpowiedzUsuńzmieniałam nazwę z @kochamjustinamm na @stratfordsmind :) mogłabyś mnie informować na tt?
Świetny rozdział.!
OdpowiedzUsuńMoze tak polecisz się na http://justinbieberfanfictionpl.blogspot.com/
NAJLEPSZYM SPISIE FANFICTION O JUSTINIE BIEBERZE.
na pewno on byl w uliczce alsdhasjidlfja;sl *_*
OdpowiedzUsuńi mogl tyle nie czekac z tymi bombami , czy cos ..
czekam na nn :*
Kiedy nowy ? :* :D
OdpowiedzUsuńAhh... już nie mogę się doczekać nowego :****
OdpowiedzUsuńDopiero znalazłam tego bloga i już prawie wszystko przeczytałam ;) to bardzo wciągające i już nie mogę się doczekać nowego :D
OdpowiedzUsuńWracaj do zdrowia ;) ...i dodawaj szybciej roździały !!!! :*
OdpowiedzUsuńBoski jest! Kurwa kocham to !!!
OdpowiedzUsuńJest extra. Czekam na nowy
OdpowiedzUsuń