Czymkolwiek starał się zainteresować, słowa Kayle i tak brały górę. Justin zwyczajnie nie mógł oswoić się z myślą, że teraz ktoś inny był opoką dla jego ukochanej. A co jeśli to wszystko potoczyło się na tyle szybko, by wkrótce miała wziąć z Nim ślub? Szatyn nie wiedział jak miałby temu zaradzić- on nawet nie wiedział jak powinien zachować się w tym momencie, dlatego bąknął coś niezrozumiałego pod nosem, nie bacząc na to jak Carter odbierze ten postępek, a następnie wstał z łóżka i wyszperał z dna szuflady paczkę papierosów.
Wyszedłszy na balkon, zasunął za sobą drzwi. Potrzebował samotności na wypadek gdyby miał zaraz się rozpłakać. Sądząc po zachowaniu ciała, niewiele mu brakowało; potwornie szczypały go oczy, a ciśnienie w gardle uformowało się w ogromną gulę, przez którą ledwo co mógł oddychać. W pewnym momencie Bieber zaczął nawet zastanawiać się czy aby wszystko z nim w porządku. Zapomniał jakie to jest uczucie, bowiem od dawna nie zdarzyło mu się rozkleić.
Spostrzegłszy łunę światła bijącą z sypialni, szatyn pośpiesznie wsunął papierosa do ust i wyszperał z kieszeni zapalniczkę. Nie miał zielonego pojęcia, po co ją stale przy sobie nosił, skoro nie palił już od ponad pół roku. Wraz z odejściem Kayle, Justin złożył postanowienie, że skończy z nałogiem, jeśli to miałoby oznaczać jej powrót. Teraz miał czego chciał i szczerze było mu obojętne, czy dziewczyna zniknie z jego życia, czy może najpierw postanowi mu odebrać resztki godności i wyssie z niego wszystkie pozytywne uczucia.
- Kurwa- szepnął pod nosem ze zirytowaniem, kiedy rosnący w zapalniczce płomień po raz kolejny zgasł zaraz po naciśnięciu przycisku. Nawet nie było wiatru, żeby ogień mógł tracić na sile. W urządzeniu najzwyczajniej w świecie było za mało gazu. Mimo wszystko, Justin nie zamierzał się poddawać i jeszcze przez krótką chwilę walczył ze słabnącą zapalniczką, do czasu aż przestała w ogóle iskrzyć.
- Jebać, do dupy z tym...- warknął i z wściekłością wrzucił bezużyteczny przedmiot w doniczkę z kwiatami na balkonie mieszkającego piętro niżej sąsiada.
Znowu nic nie szło po myśli szatyna; świat zaczął nabierać czarno-białych kolorów. Fala beznadziejności zalała jego umysł. Zwyczajnie przestał spoglądać na swoje życie jak na coś pozytywnego. Okropna rzeczywistość uświadomiła go, że nie miał nic; ledwo co skończył liceum, stracił swoją miłość, stracił najlepszego przyjaciela. Bieber trafił na dno, choć był przekonany, że gdyby się postarał, mógłby stoczyć się jeszcze bardziej.
Oparłszy się o metalową barierkę, spojrzał na czarne, nocne niebo. Deszczowe chmury odeszły, tak jak jakiekolwiek ślady po całej tej ulewie, która miała miejsce parę godzin temu. Powietrze powoli zaczynało się ogrzewać. W odczuciach Justina było nawet cieplejsze niż w saunie, dlatego zdjął swoją koszulkę, zwinął ją w kłębek i niedbale wepchnął do tylnej kieszeni swoich opadających spodni.
Z rozgoryczeniem rozejrzał się dookoła; w pobliskich drapaczach chmur średnio co pół minuty zapalało się o jedno światło więcej. Co u licha jest nie tak z tymi ludźmi, pomyślał, spuściwszy wzrok na ulicę znajdującą się kilkanaście pięter w dół. Była sobota, dochodziła piąta nad ranem, a jedna trzecia mieszkańców Los Angeles budziła się do życia. Pieniądze to nie wszystko, szatyn fuknął pod nosem. Doprawdy bawiła go ta ludzka pazerność i uczestnictwo w wyścigu szczurów. Szczególnie gdy był teraz świadom, czym to może grozić- pieprzoną samotnością, której nie da się nawet nakarmić dolarami.
Wzdrygnął się lekko, a następnie zastygł w bezruchu, gdy poczuł na plecach dotyk. Szydzenie z sąsiadów tak bardzo pochłonęło Justina, że nawet nie spostrzegł kiedy Kayle weszła na balkon.
- Kim on jest?- zapytał cicho, nie mając odwagi podnieść głowy.
Brunetka nie odezwała się ani słowem, bowiem jej uwagę przykuł profil Indianina wytatuowany na lewej łopatce Biebera. Wiedziała, że miał słabość do tatuaży, o ile łatwiej nie byłoby tego po prostu nazwać nałogiem.
Przejechawszy dłonią po nowym nabytku szatyna, Carter westchnęła głośno na znak bezradności, a następnie przylgnęła policzkiem do jego pleców.
- Kayle...- jęknął błagalnym tonem. Bał się, że nic nieznaczący dla brązowookiej gest narobi mu niepotrzebnych nadziei. - Chcę tylko wiedzieć kim jest ten facet...
- Uh... To zwykły kretyn, w którym zakochałam się bez opamiętania i nic mi w życiu bez niego nie wychodzi- odparła głośnym szeptem. - Nie potrafię już dłużej od Ciebie uciekać...- wyszlochała cicho.
Justin obejrzał się przez ramię i uśmiechnął się półgębkiem.
- W sypialni mówiłaś, że...
- W sypialni rozmawiałam z Jasonem- wyjaśniła, przerwawszy złotowłosemu w połowie zdania.
- Nie rób mi tego więcej- oznajmił poważnym tonem, zanim nie odwrócił się przodem do dziewczyny. - Mówiłem Ci kiedyś jaka jesteś okropna?- zapytał z cwaniackim uśmieszkiem.
- Powiedz mi coś czego nie wiem- zachichotała Kayle, zamrugawszy rzęsami w teatralnym stylu.
- Hmmm...- westchnął chłopak i w zamyśleniu przeczesał palcami opadającą mu na czoło grzywkę.- Może jeszcze nie wiesz, że...- wyszeptał, ująwszy podbródek towarzyszki pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym, a zaraz potem przełknął ślinę, nie mogąc oprzeć się pokusie by móc ją w końcu pocałować.
- Że...?- zawtórowała mu przeciągłym głosem.
- Że Cię kocham- oznajmił najpewniejszym tonem na jaki kiedykolwiek w życiu się zdobył, a następnie pochylił się do poziomu brunetki i przeciągnął nosem wzdłuż linii jej szczęki. Nadal nie był pewien czy teraz mógł już zasmakować jej pełnych, różowych ust.
- Czekasz na pozwolenie by mnie pocałować?- zapytała Kayle, kiedy Justin zatrzymał się tuż przed jej płonącymi z podniecenia wargami.
- Nie...- zaśmiał się nerwowo, próbując opanować swoje serce bijące głośno niczym dzwon w katedrze Notre Dame.
- W takim razie daj mi dowód swojej miłości...- zażądała, doskonale wiedząc jak Bieber zareaguje na te słowa.
Nie trzeba było prosić go dwa razy. Delikatnie musnął jej usta; raz, drugi, trzeci, a potem ostrożnie popchnął ją w kierunku drzwi prowadzących do sypialni, z której biło światło bladej nocnej lampki. Dopiero w jej blasku, Kayle dostrzegła w orzechowych tęczówkach Justina coś, czego nigdy wcześniej nie widziała; pożądanie- tak silne jakby była najcenniejszym skarbem na świecie.
- Tęskniłem- wyszeptał chłopak, spoglądając na towarzyszkę z góry. Różnica ich wzrostów była doprawdy urocza, szczególnie gdy Carter nie miała założonych szpilek.- Nawet nie wiesz jak bardzo...- dodał, prowadząc w kierunku łóżka.
W powietrzu unosiły się ciężkie, męskie perfumy, przez które zmysły Kayle zaczęły wariować. Justin potęgował odurzenie jeszcze bardziej, składając namiętne pocałunki na jej szyi. Nie potrafiła mu się oprzeć- wręcz przeciwnie, z każdą sekundą była w pełni gotowa oddać się pod jego władanie. Czerpała przyjemność nawet z najmniejszego, przypadkowego dotyku. Wystarczyło by, podczas zdejmowania bluzy z jej chudego ciała, szatyn przejechał opuszkami palców po jej nagich plecach.
Poczuwszy opór pod kolanami, brunetka opadła bezwładnie na materac. Zimna i przyjemna pościel z satyny przysporzyła ją o gęsią skórkę, lecz nie dała tego po sobie poznać. Wolała kokietować Biebera swoim uwodzicielskim wzrokiem, dopóki nie zgasił światła i nie naparł na nią swoim rozbudowanym ciałem. Jego biodra automatycznie zaczęły się huśtać, jakby miały dać przedsmak tego, co wydarzy się gdy oboje pozbędą się wszystkich ciuchów. Podniecona Kayle oplotła rękoma kark chłopaka, a następnie uniosła lekko głowę. Jej zniecierpliwienie sięgało zenitu; nie mogła już dłużej czekać. Brutalnie wpiła się w miękkie wargi Justina. Oddech miał szybki i płytki; dyszał niczym lokomotywa. Swoim zwinnym językiem rozchylił usta brunetki i pieścił nim jej podniebienie. Dziewczyna nie miała nawet szans by przystąpić do walki. Było jej zbyt przyjemnie, a poza tym chwilę temu sama sprowokowała szatyna do udowodnienia, że jest samcem alfa. W zasadzie ani przez moment nie wątpiła w jego umiejętności. Jak zwykle, po mistrzowsku odpiął jej biustonosz jednym zwinnym ruchem ręki, tym samym uwalniając z niewoli dwie jędrne piersi, na które spojrzał z zafascynowaniem. Zawadiacki uśmiech samoczynnie wtargnął mu na twarz. Brązowooki doskonale wiedział czego pragnęła Kayle, dlatego też postanowił jej to dać. Okrężnym ruchem języka drażnił jej sutka, a następnie wessał się w niego w najmniej oczekiwanym momencie.
- Jus...tin...- jęknęła desperacko, nie potrafiąc zapanować nad swoim ciałem mimowolnie wyginającym się w łuk. Doznania były zbyt podniecające, by mogła odwlekać przyjście kulminacyjnego momentu.
- Shhh...- wyszeptał szatyn położywszy palec na miękkich wargach dziewczyny, jednak nie uspokoiło jej to w żadnym stopniu. Pragnęła czegoś więcej- tu i teraz, toteż mocno chwyciła Justina za głowę i po raz kolejny zachłannie wpiła się w jego usta. Odwzajemnił pocałunek z cichym pomrukiem zadowolenia, jednocześnie ściągając spodnie z jej krągłego tyłka. Nie mógł się powstrzymać przed ściśnięciem chociażby jednego z pośladków, które jak spostrzegł, nie były pokryte żadnym materiałem. Ze zdziwieniem malującym się na twarzy, przejechał dłonią wzdłuż kości ogonowej Kayle, jednak szybko rozwiał swoje wątpliwości gdy na wytyczonej sobie drodze napotkał cienki, koronkowy paseczek. Bieber celowo zahaczył o niego palcem i lekko pociągnął do góry, sprawiając, że brunetka zaczęła się pod nim wić i syczeć z rozkoszy.
Uwielbiał jej sprawiać przyjemność. Takie momenty jak ten, dawały mu satysfakcję, że choć przez chwilę potrafił o nią zadbać i jej nie ranił. Nie chciał już więcej sprawiać Carter zawodu. Darzył zbyt wielkie uczucie względem niej, by mógł patrzeć jak następnym razem będzie odchodziła na zawsze.
Chwila nieuwagi wystarczyła, by Kayle wyswobodziła się spod ciała szatyna i przejęła nad nim kontrolę. Siedziała teraz okrakiem na jego udach, wodząc swoimi chłodnawymi dłońmi wzdłuż jego umięśnionego torsu. Jej ruchy były powolne, dlatego też Justin nie spodziewał się gwałtownego szarpnięcia za guzik i rozpięcia zamka u swoich spodni.
Wciąż oszołomiony, stanowczo chwycił brązowooką za nadgarstki i pociągnął ja w swoją stronę, sprawiając, że bezwładnie opadła na jego ciało. Ich spragnione pocałunków usta znów złączyły się w jedność. Dziewczyna w kółko jęczała, nie mogąc zapanować nad intensywnymi bodźcami zadawanymi przez Biebera, podczas gdy on kąsał leciutko jej wargi, jednocześnie wierzgając nogami by pozbyć się jeansów, które na szczęście w miarę szybko ustąpiły.
Przerzucił Kayle na dół, do pierwotnej pozycji, a następnie naparł na jej miednicę swoją naprężoną męskością. Dziewczyna, będąc jakby pod wrażeniem, stęknęła głośno i wsunęła prawą rękę pod materiał bokserek Justina, drugą zaś wplotła w jego karmelowe włosy i pociągnęła je mocno od nasady. Przyjemny ból, który rozlał się po czaszce chłopaka, podziałał na niego niczym płachta na byka. W skutek tego, stringi Carter w mgnieniu oka wylądowały na podłodze, obok łóżka.
- Doigrałaś się, skarbie- wyszeptał rozjuszony Bieber, rzuciwszy na podłogę swoje bokserki.
Brunetka przymknęła powieki na znak aprobaty, po czym jednym, niespodziewanym ruchem, pochwyciła twardego członka Justina. Postanowiła nie darować mu tego droczenia się sprzed chwili, dlatego poczęła sunąć opuszkami palców w górę i w dół, wzdłuż jego męskości. Złotowłosy potraktował to jako kolejną prowokację. Po raz kolejny zniewolił nadgarstki Kayle i ulokował je nad jej głową. W odpowiedzi otrzymał tylko westchnienie spowodowane zniecierpliwieniem. Z rozbawieniem fuknął pod nosem, po czym kolanem rozchylił uda dziewczyny i wszedł w nią stanowczym ruchem. Carter rozdziawiła szeroko usta, desperacko próbując zaczerpnąć choć odrobinę powietrza do płuc. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo tęskniła za bliskością szatyna.
Kołysząc biodrami coraz szybciej, Justin podparł się na łokciach po obu stronach głowy brązowookiej. Chciał ją zadowolić w stu procentach- przecież obiecał, że to nie będzie zwykły seks, a dowód miłości. Chyba nawet udało mu się tego dopiąć, bowiem łóżko, które od zawsze sprawdzało się idealnie podczas ich wspólnych stosunków, nagle zaczęło cicho skrzypieć.
Składał niezliczoną ilość pocałunków na wargach Kayle, podczas gdy ona niekontrolowanie jęczała mu w usta. Jej drobne ciało z każdym kolejnym pchnięciem napinało się i drżało coraz bardziej.
- Już kochanie, już...- wydyszał Justin, czując, że Carter była bliska swojego apogeum. Siła z jaką wbijała paznokcie w jego plecy, bywała momentami przerażająca.
Poczuwszy zacisk na członku i usłyszawszy niekontrolowany krzyk, szatyn wykonał kilka ostatnich popchnięć, a potem sam stęknął gdy oblała go rozkoszna fala gorąca. Opadł bezwładnie u boku brunetki i dygoczącymi rękoma przyciągnął ją do swojego ciała. Zarówno on jak i ona, mieli płytki, nierównomierny oddech.
- Kay... Będziesz tu gdy obudzę się rano?- zapytał niepewnie, okręcając kosmyk czekoladowych włosów brązowookiej wokół swojego palca. Kayle nie miała siły na odpowiedź. Zwyczajnie pogłaskała Justina po spoconym torsie, złożyła lekki pocałunek na jego piersi, a potem przymknęła powieki i zasnęła w bardzo krótkim czasie.
Zadowolony Bieber uśmiechnął się półgębkiem i okrył kołdrą siebie oraz towarzyszkę. Przed pójściem spać spojrzał jeszcze tylko na zegar, który o dziwo, wskazywał już wpół do siódmej nad ranem.
- Kurwa- szepnął pod nosem ze zirytowaniem, kiedy rosnący w zapalniczce płomień po raz kolejny zgasł zaraz po naciśnięciu przycisku. Nawet nie było wiatru, żeby ogień mógł tracić na sile. W urządzeniu najzwyczajniej w świecie było za mało gazu. Mimo wszystko, Justin nie zamierzał się poddawać i jeszcze przez krótką chwilę walczył ze słabnącą zapalniczką, do czasu aż przestała w ogóle iskrzyć.
- Jebać, do dupy z tym...- warknął i z wściekłością wrzucił bezużyteczny przedmiot w doniczkę z kwiatami na balkonie mieszkającego piętro niżej sąsiada.
Znowu nic nie szło po myśli szatyna; świat zaczął nabierać czarno-białych kolorów. Fala beznadziejności zalała jego umysł. Zwyczajnie przestał spoglądać na swoje życie jak na coś pozytywnego. Okropna rzeczywistość uświadomiła go, że nie miał nic; ledwo co skończył liceum, stracił swoją miłość, stracił najlepszego przyjaciela. Bieber trafił na dno, choć był przekonany, że gdyby się postarał, mógłby stoczyć się jeszcze bardziej.
Oparłszy się o metalową barierkę, spojrzał na czarne, nocne niebo. Deszczowe chmury odeszły, tak jak jakiekolwiek ślady po całej tej ulewie, która miała miejsce parę godzin temu. Powietrze powoli zaczynało się ogrzewać. W odczuciach Justina było nawet cieplejsze niż w saunie, dlatego zdjął swoją koszulkę, zwinął ją w kłębek i niedbale wepchnął do tylnej kieszeni swoich opadających spodni.
Z rozgoryczeniem rozejrzał się dookoła; w pobliskich drapaczach chmur średnio co pół minuty zapalało się o jedno światło więcej. Co u licha jest nie tak z tymi ludźmi, pomyślał, spuściwszy wzrok na ulicę znajdującą się kilkanaście pięter w dół. Była sobota, dochodziła piąta nad ranem, a jedna trzecia mieszkańców Los Angeles budziła się do życia. Pieniądze to nie wszystko, szatyn fuknął pod nosem. Doprawdy bawiła go ta ludzka pazerność i uczestnictwo w wyścigu szczurów. Szczególnie gdy był teraz świadom, czym to może grozić- pieprzoną samotnością, której nie da się nawet nakarmić dolarami.
Wzdrygnął się lekko, a następnie zastygł w bezruchu, gdy poczuł na plecach dotyk. Szydzenie z sąsiadów tak bardzo pochłonęło Justina, że nawet nie spostrzegł kiedy Kayle weszła na balkon.
- Kim on jest?- zapytał cicho, nie mając odwagi podnieść głowy.
Brunetka nie odezwała się ani słowem, bowiem jej uwagę przykuł profil Indianina wytatuowany na lewej łopatce Biebera. Wiedziała, że miał słabość do tatuaży, o ile łatwiej nie byłoby tego po prostu nazwać nałogiem.
Przejechawszy dłonią po nowym nabytku szatyna, Carter westchnęła głośno na znak bezradności, a następnie przylgnęła policzkiem do jego pleców.
- Kayle...- jęknął błagalnym tonem. Bał się, że nic nieznaczący dla brązowookiej gest narobi mu niepotrzebnych nadziei. - Chcę tylko wiedzieć kim jest ten facet...
- Uh... To zwykły kretyn, w którym zakochałam się bez opamiętania i nic mi w życiu bez niego nie wychodzi- odparła głośnym szeptem. - Nie potrafię już dłużej od Ciebie uciekać...- wyszlochała cicho.
Justin obejrzał się przez ramię i uśmiechnął się półgębkiem.
- W sypialni mówiłaś, że...
- W sypialni rozmawiałam z Jasonem- wyjaśniła, przerwawszy złotowłosemu w połowie zdania.
- Nie rób mi tego więcej- oznajmił poważnym tonem, zanim nie odwrócił się przodem do dziewczyny. - Mówiłem Ci kiedyś jaka jesteś okropna?- zapytał z cwaniackim uśmieszkiem.
- Powiedz mi coś czego nie wiem- zachichotała Kayle, zamrugawszy rzęsami w teatralnym stylu.
- Hmmm...- westchnął chłopak i w zamyśleniu przeczesał palcami opadającą mu na czoło grzywkę.- Może jeszcze nie wiesz, że...- wyszeptał, ująwszy podbródek towarzyszki pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym, a zaraz potem przełknął ślinę, nie mogąc oprzeć się pokusie by móc ją w końcu pocałować.
- Że...?- zawtórowała mu przeciągłym głosem.
- Że Cię kocham- oznajmił najpewniejszym tonem na jaki kiedykolwiek w życiu się zdobył, a następnie pochylił się do poziomu brunetki i przeciągnął nosem wzdłuż linii jej szczęki. Nadal nie był pewien czy teraz mógł już zasmakować jej pełnych, różowych ust.
- Czekasz na pozwolenie by mnie pocałować?- zapytała Kayle, kiedy Justin zatrzymał się tuż przed jej płonącymi z podniecenia wargami.
- Nie...- zaśmiał się nerwowo, próbując opanować swoje serce bijące głośno niczym dzwon w katedrze Notre Dame.
- W takim razie daj mi dowód swojej miłości...- zażądała, doskonale wiedząc jak Bieber zareaguje na te słowa.
Nie trzeba było prosić go dwa razy. Delikatnie musnął jej usta; raz, drugi, trzeci, a potem ostrożnie popchnął ją w kierunku drzwi prowadzących do sypialni, z której biło światło bladej nocnej lampki. Dopiero w jej blasku, Kayle dostrzegła w orzechowych tęczówkach Justina coś, czego nigdy wcześniej nie widziała; pożądanie- tak silne jakby była najcenniejszym skarbem na świecie.
- Tęskniłem- wyszeptał chłopak, spoglądając na towarzyszkę z góry. Różnica ich wzrostów była doprawdy urocza, szczególnie gdy Carter nie miała założonych szpilek.- Nawet nie wiesz jak bardzo...- dodał, prowadząc w kierunku łóżka.
W powietrzu unosiły się ciężkie, męskie perfumy, przez które zmysły Kayle zaczęły wariować. Justin potęgował odurzenie jeszcze bardziej, składając namiętne pocałunki na jej szyi. Nie potrafiła mu się oprzeć- wręcz przeciwnie, z każdą sekundą była w pełni gotowa oddać się pod jego władanie. Czerpała przyjemność nawet z najmniejszego, przypadkowego dotyku. Wystarczyło by, podczas zdejmowania bluzy z jej chudego ciała, szatyn przejechał opuszkami palców po jej nagich plecach.
Poczuwszy opór pod kolanami, brunetka opadła bezwładnie na materac. Zimna i przyjemna pościel z satyny przysporzyła ją o gęsią skórkę, lecz nie dała tego po sobie poznać. Wolała kokietować Biebera swoim uwodzicielskim wzrokiem, dopóki nie zgasił światła i nie naparł na nią swoim rozbudowanym ciałem. Jego biodra automatycznie zaczęły się huśtać, jakby miały dać przedsmak tego, co wydarzy się gdy oboje pozbędą się wszystkich ciuchów. Podniecona Kayle oplotła rękoma kark chłopaka, a następnie uniosła lekko głowę. Jej zniecierpliwienie sięgało zenitu; nie mogła już dłużej czekać. Brutalnie wpiła się w miękkie wargi Justina. Oddech miał szybki i płytki; dyszał niczym lokomotywa. Swoim zwinnym językiem rozchylił usta brunetki i pieścił nim jej podniebienie. Dziewczyna nie miała nawet szans by przystąpić do walki. Było jej zbyt przyjemnie, a poza tym chwilę temu sama sprowokowała szatyna do udowodnienia, że jest samcem alfa. W zasadzie ani przez moment nie wątpiła w jego umiejętności. Jak zwykle, po mistrzowsku odpiął jej biustonosz jednym zwinnym ruchem ręki, tym samym uwalniając z niewoli dwie jędrne piersi, na które spojrzał z zafascynowaniem. Zawadiacki uśmiech samoczynnie wtargnął mu na twarz. Brązowooki doskonale wiedział czego pragnęła Kayle, dlatego też postanowił jej to dać. Okrężnym ruchem języka drażnił jej sutka, a następnie wessał się w niego w najmniej oczekiwanym momencie.
- Jus...tin...- jęknęła desperacko, nie potrafiąc zapanować nad swoim ciałem mimowolnie wyginającym się w łuk. Doznania były zbyt podniecające, by mogła odwlekać przyjście kulminacyjnego momentu.
- Shhh...- wyszeptał szatyn położywszy palec na miękkich wargach dziewczyny, jednak nie uspokoiło jej to w żadnym stopniu. Pragnęła czegoś więcej- tu i teraz, toteż mocno chwyciła Justina za głowę i po raz kolejny zachłannie wpiła się w jego usta. Odwzajemnił pocałunek z cichym pomrukiem zadowolenia, jednocześnie ściągając spodnie z jej krągłego tyłka. Nie mógł się powstrzymać przed ściśnięciem chociażby jednego z pośladków, które jak spostrzegł, nie były pokryte żadnym materiałem. Ze zdziwieniem malującym się na twarzy, przejechał dłonią wzdłuż kości ogonowej Kayle, jednak szybko rozwiał swoje wątpliwości gdy na wytyczonej sobie drodze napotkał cienki, koronkowy paseczek. Bieber celowo zahaczył o niego palcem i lekko pociągnął do góry, sprawiając, że brunetka zaczęła się pod nim wić i syczeć z rozkoszy.
Uwielbiał jej sprawiać przyjemność. Takie momenty jak ten, dawały mu satysfakcję, że choć przez chwilę potrafił o nią zadbać i jej nie ranił. Nie chciał już więcej sprawiać Carter zawodu. Darzył zbyt wielkie uczucie względem niej, by mógł patrzeć jak następnym razem będzie odchodziła na zawsze.
Chwila nieuwagi wystarczyła, by Kayle wyswobodziła się spod ciała szatyna i przejęła nad nim kontrolę. Siedziała teraz okrakiem na jego udach, wodząc swoimi chłodnawymi dłońmi wzdłuż jego umięśnionego torsu. Jej ruchy były powolne, dlatego też Justin nie spodziewał się gwałtownego szarpnięcia za guzik i rozpięcia zamka u swoich spodni.
Wciąż oszołomiony, stanowczo chwycił brązowooką za nadgarstki i pociągnął ja w swoją stronę, sprawiając, że bezwładnie opadła na jego ciało. Ich spragnione pocałunków usta znów złączyły się w jedność. Dziewczyna w kółko jęczała, nie mogąc zapanować nad intensywnymi bodźcami zadawanymi przez Biebera, podczas gdy on kąsał leciutko jej wargi, jednocześnie wierzgając nogami by pozbyć się jeansów, które na szczęście w miarę szybko ustąpiły.
Przerzucił Kayle na dół, do pierwotnej pozycji, a następnie naparł na jej miednicę swoją naprężoną męskością. Dziewczyna, będąc jakby pod wrażeniem, stęknęła głośno i wsunęła prawą rękę pod materiał bokserek Justina, drugą zaś wplotła w jego karmelowe włosy i pociągnęła je mocno od nasady. Przyjemny ból, który rozlał się po czaszce chłopaka, podziałał na niego niczym płachta na byka. W skutek tego, stringi Carter w mgnieniu oka wylądowały na podłodze, obok łóżka.
- Doigrałaś się, skarbie- wyszeptał rozjuszony Bieber, rzuciwszy na podłogę swoje bokserki.
Brunetka przymknęła powieki na znak aprobaty, po czym jednym, niespodziewanym ruchem, pochwyciła twardego członka Justina. Postanowiła nie darować mu tego droczenia się sprzed chwili, dlatego poczęła sunąć opuszkami palców w górę i w dół, wzdłuż jego męskości. Złotowłosy potraktował to jako kolejną prowokację. Po raz kolejny zniewolił nadgarstki Kayle i ulokował je nad jej głową. W odpowiedzi otrzymał tylko westchnienie spowodowane zniecierpliwieniem. Z rozbawieniem fuknął pod nosem, po czym kolanem rozchylił uda dziewczyny i wszedł w nią stanowczym ruchem. Carter rozdziawiła szeroko usta, desperacko próbując zaczerpnąć choć odrobinę powietrza do płuc. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo tęskniła za bliskością szatyna.
Kołysząc biodrami coraz szybciej, Justin podparł się na łokciach po obu stronach głowy brązowookiej. Chciał ją zadowolić w stu procentach- przecież obiecał, że to nie będzie zwykły seks, a dowód miłości. Chyba nawet udało mu się tego dopiąć, bowiem łóżko, które od zawsze sprawdzało się idealnie podczas ich wspólnych stosunków, nagle zaczęło cicho skrzypieć.
Składał niezliczoną ilość pocałunków na wargach Kayle, podczas gdy ona niekontrolowanie jęczała mu w usta. Jej drobne ciało z każdym kolejnym pchnięciem napinało się i drżało coraz bardziej.
- Już kochanie, już...- wydyszał Justin, czując, że Carter była bliska swojego apogeum. Siła z jaką wbijała paznokcie w jego plecy, bywała momentami przerażająca.
Poczuwszy zacisk na członku i usłyszawszy niekontrolowany krzyk, szatyn wykonał kilka ostatnich popchnięć, a potem sam stęknął gdy oblała go rozkoszna fala gorąca. Opadł bezwładnie u boku brunetki i dygoczącymi rękoma przyciągnął ją do swojego ciała. Zarówno on jak i ona, mieli płytki, nierównomierny oddech.
- Kay... Będziesz tu gdy obudzę się rano?- zapytał niepewnie, okręcając kosmyk czekoladowych włosów brązowookiej wokół swojego palca. Kayle nie miała siły na odpowiedź. Zwyczajnie pogłaskała Justina po spoconym torsie, złożyła lekki pocałunek na jego piersi, a potem przymknęła powieki i zasnęła w bardzo krótkim czasie.
Zadowolony Bieber uśmiechnął się półgębkiem i okrył kołdrą siebie oraz towarzyszkę. Przed pójściem spać spojrzał jeszcze tylko na zegar, który o dziwo, wskazywał już wpół do siódmej nad ranem.
Stare lotnisko wyglądało tej nocy wyjątkowo upiornie; metalowe wrota wiecznie tajemniczego hangaru były otwarte na oścież. Z wewnątrz wydobywały się huki i stuki, które nieco zaniepokoiły Justina. Ktoś musiał być w środku i szatyn szczerze wątpił by ta osoba była zadowolona z jego towarzystwa. W to miejsce przyjeżdżało się dla chwili prywatności, ochłonięcia od rzeczywistości, ewentualnie dla ukrycia swoich grzechów- Bieber wiedział to z własnego doświadczenia.
Zaparkowawszy przy bocznej ścianie baraku, chłopak wyłączył silnik i rozejrzał się dookoła. Nie miał zielonego pojęcia co powinien począć. Przeczesanie otoczenia jak i pozostanie w samochodzie było równie ryzykowne. Przynajmniej auto mam czarne- nie będzie się rzucać w oczy, pomyślał złotowłosy i przez przednią szybę zerknął na maskę, która ku jemu zdumieniu mieniła się na biało.
- To niemożliwe- burknął pod nosem, po czym omiótł wzrokiem boczne lusterka. Lakier na Lamborghini naprawdę był biały niczym śnieg.
Wtem po okolicy rozległ się grzechot- głośny tak, jakby uruchomiono parę starych, od dawna nieużywanych samochodów wyścigowych. Co więcej, niebo przecięła, mieniąca się na liliowo, błyskawica, której grzmot zmieszał się z nieprzyjemnym dla ucha warkotem silników. To nie dzieje się naprawdę, pomyślał Justin, oparłszy się o zagłówek. Z niewiadomych przyczyn rwał go kark. Ból był tępy; momentami wręcz nie do zniesienia.
W pewnym momencie, uwagę Biebera przykuł czerwony wóz, prowadzony przez zamaskowanego mężczyznę. Jego ręce, spoczywające swobodnie na kierownicy, płonęły żywym ogniem, jednak on nie wydawał się zwracać na to jakiejkolwiek uwagi. Zachowywał się tak jakby miał nad tymi płomieniami kontrolę. Drugi z hangaru wyjechał stary, czarny Cadillac - taki sam jaki miał Jeremy, lata temu zanim nie wyprowadził się z domu. Wnętrze auta było wypchane brudnymi walizkami, dodatkowo, gdzieniegdzie na szybach były wklejone banknoty stu dolarowe oraz fotografie; mały Justin z ojcem na campingu, rodzina Bieber na niedzielnym spacerze w parku, Julian zdmuchujący świeczki na torcie w swoje piąte urodziny.
- Kurwa mać...- ryknął szatyn, uderzywszy z wściekłością w klakson. Kierowca Cadillac'a obejrzał się do boku. - Zabiję Cię...- wyszeptał chłopak, spoglądając na szyderczo uśmiechającego się Jeremy'ego, który uchylił lekko okno i wyrzucił na asfalt białą rękawiczkę.
Miarka się przebrała. Złotowłosy przekręcił kluczyk w stacyjce i wcisnął pedał gazu, jednak wyhamował w ostatnim momencie, gdy drogę zajechał mu szary, pordzewiały wóz. W środku siedział trupioblady Shawn Masters. Sądząc po jego minie, żądał mordu i zemsty. W sumie to było bardziej niż pewne. Usta bruneta wyraźnie zarysowały słowa "Oko za oko, śmierć za śmierć" w kierunku Justina, jednak on nie przejął się tą groźbą ani trochę.
- Już raz Cię zabiłem Shawn- szatyn wysyczał niczym kąśliwa żmija, a następnie podjechał na linię startu, przy której stały już wszystkie trzy samochody.
Upiorna aura przypominała mrożące krew w żyłach sceny ze Scooby Doo, którego Justin namiętnie oglądał będąc dzieckiem.
- To niedorzeczne- prychnął chłopak, opuszczając w dół przednią szybę po stronie pasażera.- Wyścig?! A czym jest nagroda?!- wykrzyknął do swoich oponentów, którzy natychmiastowo wybuchnęli piskliwym śmiechem, głęboko wwiercającym się w podświadomość Biebera.
Spojrzawszy w kierunku linii mety, szatyn zmrużył oczy, a zaraz po tym pobladł, zdawszy sobie sprawę, że na chłodnym asfalcie leżał związany Julian. Jego charakterystyczna blond czupryna powiewała na wietrze i wirowała w różne strony.
- Jules...- wychrypiał Justin, dławiąc się gulą, która w okamgnieniu narosła mu w gardle.
Ni stąd, ni zowąd, bez jakiegokolwiek sygnału, samochody wystrzeliły do przodu, pozostawiając po sobie kłęby dymu. Brązowooki zaklął cicho pod nosem, wcisnął pedał gazu najmocniej jak się dało i przystąpił do wyścigu. W miarę szybko dogonił swoich przeciwników, którzy dotychczas szli łeb w łeb. Jednak w połowie dystansu- nie wiadomo jakim cudem- stary gruchot Masters'a wysunął się na prowadzenie.
- Nie, nie, nie!- wrzeszczał Justin, spojrzawszy kątem oka na licznik prędkości. Wskazówka była maksymalnie odchylona do prawego boku.
Nie widząc innego rozwiązania, Bieber wygrzebał pistolet ze schowka i wymierzył nim prosto w głowę Shawn'a. Padło sześć celnych strzałów, lecz żaden go nie uśmiercił.
- Julian!- krzyknął bezradnie, wiedząc, że nie stać go na nic więcej.- Julian! Julian!
- To niemożliwe- burknął pod nosem, po czym omiótł wzrokiem boczne lusterka. Lakier na Lamborghini naprawdę był biały niczym śnieg.
Wtem po okolicy rozległ się grzechot- głośny tak, jakby uruchomiono parę starych, od dawna nieużywanych samochodów wyścigowych. Co więcej, niebo przecięła, mieniąca się na liliowo, błyskawica, której grzmot zmieszał się z nieprzyjemnym dla ucha warkotem silników. To nie dzieje się naprawdę, pomyślał Justin, oparłszy się o zagłówek. Z niewiadomych przyczyn rwał go kark. Ból był tępy; momentami wręcz nie do zniesienia.
W pewnym momencie, uwagę Biebera przykuł czerwony wóz, prowadzony przez zamaskowanego mężczyznę. Jego ręce, spoczywające swobodnie na kierownicy, płonęły żywym ogniem, jednak on nie wydawał się zwracać na to jakiejkolwiek uwagi. Zachowywał się tak jakby miał nad tymi płomieniami kontrolę. Drugi z hangaru wyjechał stary, czarny Cadillac - taki sam jaki miał Jeremy, lata temu zanim nie wyprowadził się z domu. Wnętrze auta było wypchane brudnymi walizkami, dodatkowo, gdzieniegdzie na szybach były wklejone banknoty stu dolarowe oraz fotografie; mały Justin z ojcem na campingu, rodzina Bieber na niedzielnym spacerze w parku, Julian zdmuchujący świeczki na torcie w swoje piąte urodziny.
- Kurwa mać...- ryknął szatyn, uderzywszy z wściekłością w klakson. Kierowca Cadillac'a obejrzał się do boku. - Zabiję Cię...- wyszeptał chłopak, spoglądając na szyderczo uśmiechającego się Jeremy'ego, który uchylił lekko okno i wyrzucił na asfalt białą rękawiczkę.
Miarka się przebrała. Złotowłosy przekręcił kluczyk w stacyjce i wcisnął pedał gazu, jednak wyhamował w ostatnim momencie, gdy drogę zajechał mu szary, pordzewiały wóz. W środku siedział trupioblady Shawn Masters. Sądząc po jego minie, żądał mordu i zemsty. W sumie to było bardziej niż pewne. Usta bruneta wyraźnie zarysowały słowa "Oko za oko, śmierć za śmierć" w kierunku Justina, jednak on nie przejął się tą groźbą ani trochę.
- Już raz Cię zabiłem Shawn- szatyn wysyczał niczym kąśliwa żmija, a następnie podjechał na linię startu, przy której stały już wszystkie trzy samochody.
Upiorna aura przypominała mrożące krew w żyłach sceny ze Scooby Doo, którego Justin namiętnie oglądał będąc dzieckiem.
- To niedorzeczne- prychnął chłopak, opuszczając w dół przednią szybę po stronie pasażera.- Wyścig?! A czym jest nagroda?!- wykrzyknął do swoich oponentów, którzy natychmiastowo wybuchnęli piskliwym śmiechem, głęboko wwiercającym się w podświadomość Biebera.
Spojrzawszy w kierunku linii mety, szatyn zmrużył oczy, a zaraz po tym pobladł, zdawszy sobie sprawę, że na chłodnym asfalcie leżał związany Julian. Jego charakterystyczna blond czupryna powiewała na wietrze i wirowała w różne strony.
- Jules...- wychrypiał Justin, dławiąc się gulą, która w okamgnieniu narosła mu w gardle.
Ni stąd, ni zowąd, bez jakiegokolwiek sygnału, samochody wystrzeliły do przodu, pozostawiając po sobie kłęby dymu. Brązowooki zaklął cicho pod nosem, wcisnął pedał gazu najmocniej jak się dało i przystąpił do wyścigu. W miarę szybko dogonił swoich przeciwników, którzy dotychczas szli łeb w łeb. Jednak w połowie dystansu- nie wiadomo jakim cudem- stary gruchot Masters'a wysunął się na prowadzenie.
- Nie, nie, nie!- wrzeszczał Justin, spojrzawszy kątem oka na licznik prędkości. Wskazówka była maksymalnie odchylona do prawego boku.
Nie widząc innego rozwiązania, Bieber wygrzebał pistolet ze schowka i wymierzył nim prosto w głowę Shawn'a. Padło sześć celnych strzałów, lecz żaden go nie uśmiercił.
- Julian!- krzyknął bezradnie, wiedząc, że nie stać go na nic więcej.- Julian! Julian!
- Julian! Julian!- gardłowy krzyk rozległ się po sypialni.
- Justin! Obudź się!- zaspana Kayle szarpnęła towarzysza za ramię. - Justin! Słyszysz? Obudź się!- powtórzyła błagalnym tonem.
- Julian?- brązowooki natychmiastowo podniósł głowę z poduszki i ze zdenerwowaniem rozejrzał się po pomieszczeniu. Był w takim szoku, że w pierwszej chwili nie potrafił odróżnić snu od rzeczywistości.
- Shhh...To tylko koszmar- zapewniła Carter, pogłaskawszy rozmierzwioną, sklejoną od potu czuprynę chłopaka.
- Która godzina?- wysapał, zakrywając dłońmi oczy.
Dosięgnąwszy do nogawki leżących na podłodze spodni Justina, brunetka przyciągnęła je do siebie, a następnie wyciągnęła z kieszeni telefon.
- Jest wpół do dziewiątej- ziewnęła, spoglądając niemrawo na wyświetlacz.- Masz jedenaście nieodebranych połączeń...
Wciąż leżąc, szatyn przeciągnął się mocno, a potem pochwycił iPhone'a, którego Kayle położyła na materacu, tuż obok swojej głowy. Był ciekaw, kto za wszelką cenę próbował się do niego dodzwonić. Ujrzawszy listę połączeń, Bieber przełknął głośno ślinę. Czego mogła chcieć od niego Pattie w nocy i to w dodatku o trzeciej?
Pośpiesznie wybrał numer matki i przyłożył słuchawkę do ucha. Minęło sporo sygnałów zanim odebrała.
- Jus-tin...- wyszlochała kobieta, ledwo co radząc sobie z wypowiedzeniem prostego słowa.- Ju...Ju-lian...
***
Zaskoczeni wyznaniami i wyczynami Kayle i Justina? Jak myślicie co się dzieje z Julianem?
Obiecałam rozdział pod koniec tygodnia i oto jest! Mam nadzieję, że się wam podoba. Chciałam zrobić lekkie nawiązanie do "kultowej literatury" lub jakkolwiek to inaczej nazwać. Dokonałam tego we śnie Justina i przerobiłam na wersję XXI wieku. Kto zna odpowiedź lub się domyśla, niech pisze, rozwiązanie dam pod kolejnym rozdziałem ;-)
Wiem, że coraz mniej osób to czyta i wiem, że tylko ja jestem temu winna. Nie ukrywam, że BARDZO bym się ucieszyła gdybym ujrzała pod rozdziałem 50 komentarzy!
Kocham was i dziękuję za wszystko!
@storytellerfun
CZYTASZ = KOMENTUJESZ !!!
Aaaaaaaaa! Nareszcie jest!
OdpowiedzUsuńWspaniały jak zawsze, i teraz mogę wreszcie pójść spać bo od tego czekania to mi się spać zachciało.
Nie mogę się już doczekać następnego i wiedz że będę spała z myślą ,, Jak ona może tak genialnie pisać''
Tak więc życzę weny i dobranoc. Moja zmiana na czekanie właśnie dobiegła końca.
Cudowny *___* Czekałam z niecierpliwością na nowy rozdział i się doczekałam! Te wyznania były strasznie słodkie <3 A z Julianem na pewno nie stało się nic dobrego. Jeżeli nie miał naprawdę poważnego wypadku, to nie żyje :< Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Kocham to opowiadanie!!!
OdpowiedzUsuńZajebisty<##3
OdpowiedzUsuńJezu co z Julianem? Boże martwię się! Zajebisty <3
OdpowiedzUsuńŚwietnyy <33
OdpowiedzUsuńSuper rozdział i z niecierpliwością czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaa myslalam, ze ona jednak powie o tym swoim na t i juz sie balam, ale jednak nie c: a a co do Juliana to on byl w srodku tej grupki, co kumpel jusa chcial sprawdzic, ale jus nie chcial go puscic, co nie? Tak mi sie od poczatku wydawalo :p i z gory sory za bledy o wgl ale dodaje komentarz z telefonu.. Bless ~brutalgirll
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny! Kocham Twoje opowiadanie :D Kayle i Justin w końcu są razem, hurra! :D Nie mogę się już doczekać następnego rozdziału. Jestem bardzo ciekawa jak rozwiąże się sprawa z bratem Justina. Piszesz świetnie. Mam nadzieję, że jeszcze nie zamierzasz, ale jak będziesz kończyć to opowiadanie, to byłoby super gdybyś zaczęła pisać jakieś nowe xd Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńhttp://maybe-we-can-save-each-other.blogspot.com/
Najcudowniejsze opowiadanie pod słońcem! Prawie popłakałam się na momencie gdy Pattie dzwoniła do Justina. Czemu zawsze na drodze do jego szczęścia staje jakaś przeszkoda...
OdpowiedzUsuńZżyłam się z Justinem i Carter bardziej niż myślałam.
Kocham Cię i ze zniecierpliwieniem czekam na 19!
Carter i Justin <3 kocham tą parę
OdpowiedzUsuńPikękna scena <3 <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Julianowi nic sie nie stanie. ;(
X.O.X.O.
PS. Your forever.
super piszesz ! Uwielbiam to opowiadanie <3 !
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Tak się cieszę na Kayle i Justina, ale martwi mnie co będzie z Julianem. Super! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńŚietny rozdział. ty to umiesz to wszystko tak opisac, ze da sie tak latwo odczytywac :-*
OdpowiedzUsuńO jejku jak slodko *.* świetny rozdział! Idealnie opisane, no wiesz co hahaha xd
OdpowiedzUsuńJezus Chrystus! Wspaniały rozdział!! A! Nie wiedziałam, że Kyle zaraz zadzwoni do Jasona ♥ Myślałam, że jakoś przeszkodzi im ta przyjaciółka Kyle. Jednak tak jest lepiej i jestem mile zaskoczona♥
OdpowiedzUsuńJesteś pewna, że twoj komentarz dotyczy tego bloga? Ona nie dzwoniła do Jasona... ;/
UsuńA z poprzednich rozdziałów wynika, że przyjaciolka Kayle im kibicowała ;/
O MATULU ! KSBDFKASDKBF *.* JESTEŚ NIESAMOWITA <3
OdpowiedzUsuńWspanialy jshaidhwbhus *-* czekam na next <3
OdpowiedzUsuńcudo!♥
OdpowiedzUsuńŚwietny<3
OdpowiedzUsuńmam pytanie, sama piszesz to opowiadanie? ;o
OdpowiedzUsuńTak. Czasami zdarza mi się prosić mamę (polonistkę) o pomoc, ale to w sprawie odmiany albo brzmienia zdania. Fabuła to mój wymysł ;-)
Usuńo ja cie ;o ja byłam przekonana na 100% że to tłumaczenie! Jestem pod wrażeniem, świetne opowiadanie, masz wielki talent!
UsuńUwielbiam twojego bloga! :) Rozdzial jest cudowny <3
OdpowiedzUsuńzajebiste /aga
OdpowiedzUsuńsuper !!! czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńOni są słodcy! Uwielbiam ich. Rozdział jest świetny! :) xx @xxhemmings69
OdpowiedzUsuńUwielbiam. Omg, jestes cudowna!
OdpowiedzUsuńAww! Uwielbiam twoje opowiadanie! Mam nadzieje, ze Justin i Kyle beda razem! Zapraszam do mnie! ♥
OdpowiedzUsuńKocham
OdpowiedzUsuńŚwietnie teraz już mogą być razem <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział oby tak dalej
OdpowiedzUsuńMeega ♥ kiedy nowy ? ^^
OdpowiedzUsuńJejuu , nareszcie są razem <3
OdpowiedzUsuńŚwietny <3 kiedy next ?
OdpowiedzUsuńCześć, Fun. Pamiętasz mnie może jeszcze? Przepraszam, że tak długo u Ciebie nie zawitałam, po prostu przestałam dodawać rozdziały i z czasem wyszło tak, że nawet tego mojego nieszczęsnego bloga i spamu nie odwiedzałam. Na szczęście wczoraj w nocy coś mnie tknęło i zajrzałam sprawdzić, czy ktoś jeszcze tam o mnie pamięta (totalny debilizm, wiem) no i tak trafiłam do spamu, a potem tutaj, z czego przeogromnie się cieszę, możesz mi wierzyć na słowo.
OdpowiedzUsuńWybaczysz mi, droga Fun?
Podświadomie tęskniłam. Za tym opowiadaniem, za Twoją prozą, która jest tak przyjemna i lekka, że nie jestem w stanie tego opisać. Tematyka Twoich opowiadań jest zawsze różna od innych, taka świeża. Zawsze byłam pod wrażeniem czytając Twoje dzieła i nie mówię tego dlatego, by w jakiś sposób się przypodobać w zamian za nieobecność, ale naprawdę tak było, jest i, jeśli tylko będziesz pisać dalej, o co mam dużą nadzieję - będzie. Nie myśl sobie, że dam Ci odejść :) Nienienienie! (jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało xD)
No i cóż ja Ci mogę więcej powiedzieć. Muszę przyznać, że ładnie nam tu przez całe opowiadanie namieszałaś, ale to dobrze, przynajmiej działo się coś ciekawego, a nie wiało nudą, jak to czasem bywało, na przykład, u mnie. Umiesz budować napięcie, płynnie przechodzić między poszczególnymi wątkami i co ważne - wszystko wydaje się jakby wyjęte z czyjegoś życia, jest tak realistyczne. I co chyba najważniejsze - cudownie wykreowałaś tu postać Justina. W końcu normalny człowiek ze słabościami, a nie jak to często bywa w innych opowiadaniach - ciągle gwiazda estrady, fanki, piski, ohy i ahy (nie obracając oczywiście nikogo :) )
Przez cały czas mocno kibicowalam Kyle i Justinowi, przecież oni od początku byli sobie przeznaczeni. Od pierwszego momentu nie polubiłam Thane'a (mam nadzieję, że dobrze napisałam. jeśli nie, proszę, wybacz mi pomyłkę). Jeszcze w późniejszych czesciach moje złe przekonania się umocniły.
Mimo tej całej adrenaliny, jaka towarzyszyła podczas akcji Justina w mafii, cieszę się, że to rzucił. Jak sam powiedział - pieniadze nie dają szczęścia - a on sam ma dla kogo żyć. Teraz, po zejściu się z Kyle tym bardziej. Cieszę się, bardzo się cieszę.
Zauważyłam coraz większą liczbę komentarzy u ciebie. To świetnie, że taki talent w końcu został doceniony! Należy Ci się, dziewczyno. Życzę Ci już na koniec wszystkiego dobrego, weny, szczęścia w życiu prywatnym.
Oczywiście dalej mnie informuj jak pojawią się nowości!
No i taka moja mała-wielka prośba. Byłaby możliwość kontaktu z Tobą poza bloggerem? Bywam tu niestety rzadko, odkad przerwałam swą "twórczość" jeśli to tak mozna nazwac, a naprawdę, nie chciałabym tracić z oczu tego bloga i Twoich dalszych poczynań. Jeśli tylko się zgodzisz, daj znać, a podesle Ci mojego facebooka i tam się już skontaktujemy. Jeśli nie - pozostanę przy opcji spamu :)
No to co? Do nastepnego?:)
Przykro mi, ale nie posiadam facebook'a. Powiedzmy, że poszłam po rozum do głowy i już na się tego pozbyłam ;-)
UsuńPozostaje nam tylko opcja twitter'a @storytellerfun
emaila albo (tak jak już wczesniej wspomniałaś) spam'u ...
Pozdrawiam ;-)
Wspaniały <3 kiedy następny ? :*
OdpowiedzUsuńWow, przeczytałam wszystkie rozdziały w kilka godzin i muszę stwierdzić, że jestem pod wrażeniem. Masz naprawdę bogate słownictwo, jednak nie piszesz '' ciężko '', przez co nikt ((mam nadzieję)) nie ma problemów ze zrozumieniem. Podziwiam i czekam na kolejne rozdziały. Przepraszam, że z anonima, ale blogger na komórce daje wiele do życzenia :) @suckitcyruz
OdpowiedzUsuń[escape--fanfiction]
Kiedy nn?
OdpowiedzUsuńŚwietny! Jedno z najlepszych opowiadań!♡
OdpowiedzUsuńkiedy next nie mogę się doczekać ? =>
OdpowiedzUsuńInformujesz o nn ? Na tt @maja378
OdpowiedzUsuńgenialny,czekam na nastepny...
OdpowiedzUsuńfantastyczny,najlepszy jak do tej pory...
OdpowiedzUsuńWspaniale piszesz!
OdpowiedzUsuńgenialneeee,kolejny proszę :)
OdpowiedzUsuńsuuuper,brak słow :)))))
OdpowiedzUsuńJest bosko! Kiedy będzie następny?;) chce wiedzieć co z Julianem!
OdpowiedzUsuńKiedy nn? nie moge sie doczekac, a juz dosc dlugo czekamy... Prosze przynajmniej podaj date kiedy nn :-)
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział już nie mogę się doczekać.?!
OdpowiedzUsuńKiedy nowy? :(
OdpowiedzUsuńJejku to jest cudowne!
OdpowiedzUsuń@_fidelidad
Kiedy następny już długo czekamy?!.. ;(
OdpowiedzUsuńLUDZIE! CIERPLIWOŚCI!
OdpowiedzUsuńGDYBYŚCIE OBCZAJALI TWITTERA AUTORKI TO BYŚCIE WIEDZIELI, ŻE BRAK NOWEGO ROZDZIAŁU JEST NIE Z JEJ WINY! MA JAKIEŚ PROBLEMY Z BLOGGEREM I Z TYM WALCZY, WIĘC POCZEKAJCIE BO NAS NIE FUN. NAS NIE OPUŚCIŁA !!!
Jejku, genialny rozdział ! Zdecydowanie czekam na następny. :)
OdpowiedzUsuńtlumaczenie-bound.blogspot.com
haha, i to wyznanie miłości ♥
OdpowiedzUsuńDo następnego : *
Nominuję Cię do Libster Blog Award :)
OdpowiedzUsuńSzczegóły u mnie na blogu.
http://tlumaczenie-bound.blogspot.com/
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału mam nadzieje tylko ze będzie
OdpowiedzUsuń