5 kwietnia 2014

Rozdział dziewiętnasty

          Proszę o przeczytanie adnotacji pod rozdziałem!

         Zajechał na parking pod szpitalem i pośpiesznie ustawił samochód w poprzek, na dwóch wolnych miejscach. Kayle siedziała obok niego, na fotelu pasażera, ale nie śmiała nawet odezwać się podczas jazdy. Do samego końca nie wiedziała co się stało i dokąd zabrał ją Justin, jednak sądząc po szaleństwie malującym się na jego twarzy, miała wrażenie, że wydarzyło się coś złego.
            Wystrzelił z auta niczym torpeda, nie zważając na kluczyki, które pozostały w stacyjce.
- Cholera...- wyszeptała brunetka, pociągnąwszy za dyndający metalowy breloczek. Nie miała innego wyboru niż pobiec za szatynem, jeśli nie chciała go stracić z oczu- tym bardziej, że był w amoku.
            Wcisnąwszy guzik na pilocie, brązowooka usłyszała cichy jazgot blokujących się drzwi, dobiegający z wewnątrz Lamborghini. Miała mieszane uczucia co do pozostawienia pojazdu stojącego na dwóch miejscach parkingowych. Władze miały prawo go odholować, albo wystawić Bieberowi całkiem pokaźny mandat. Ale w tym momencie właśnie Bieber się liczył, dlatego pobiegła za nim do kliniki.
            W budynku było o wiele zimniej i gwarniej niż na zewnątrz; szum pracującej klimatyzacji, telefony dzwoniące w recepcji oraz spora ilość ludzi, na krótką chwilę spowolniły i rozproszyły Carter, wskutek czego zgubiła Justina z zasięgu wzroku. Nie trwało to dłużej niż parę sekund, potem dostrzegła go pędzącego do lewego skrzydła szpitala- jak wyczytała z metalowych tablic informacyjnych podwieszonych pod sufitem- w kierunku ostrego dyżuru.
            Szatyn biegł najszybciej jak tylko mógł, lecz miał dziwne wrażenie, że z każdym kolejnym krokiem zwalniał tempa. Rzeczywistość powoli zwężała swoje granice, a nie tak mocno świecące lampy, zaczęły kłuć go w oczy. Oddech grzązł mu w płucach, tak jak wtedy gdy miał połamane żebra, ale nie mógł się zatrzymać. Nie teraz, kiedy w oddali widział przygarbioną Pattie siedzącą na jednym z plastikowych krzeseł tuż przy drzwiach prowadzących na blok operacyjny.
           W tym samym momencie, kobieta obróciła do boku głowę. Wyraz jej zapłakanej twarzy mówił wszystko, włącznie z tym czego nie można ująć w słowach.
- Mamo...- wydyszał brązowooki zatrzymawszy się przy rodzicielce. Jej wiecznie rozradowane, zielone tęczówki przypominały teraz taflę szkła, a malinowe usta drżały niczym szarpnięta struna.- Mamo...- powtórzył jękliwie, po czym porwał bordowowłosą w swoje silne ramiona.- Będzie dobrze...- wyszeptał, oparłszy się brodą o czubek jej głowy. Nadzieja z jaką spoglądał na mleczno-szklane drzwi prowadzące na salę operacyjną, kazała mu uwierzyć w to co właśnie powiedział, lecz demony były silniejsze... O wiele silniejsze.
            Płacząc, Pattie kurczowo ściskała biały materiał bawełnianej koszulki Justina. Bała się go puścić, bowiem musiała mieć pewność, że chociaż jemu nic nie groziło. W odpowiedzi szatyn ucałował ją w czoło. Poczucie bezpieczeństwa było teraz jedyną rzeczą jaką mógł jej zapewnić.
- Dobrze, że już jesteś- powiedziała zachrypniętym głosem, a następnie otarła dłonią swoje mokre od łez policzki. Odstąpiwszy na krok, wyjrzała zza ramię syna, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że na hallu był ktoś jeszcze. Nie pomyliła się, bowiem dwa metry dalej stała znajoma brunetka, w stosunku której kobieta odczuwała ogromny żal za skrzywdzenie Justina.
- Bardzo mi przykro...- Kayle skinęła głową, bacznie obserwując panią Bieber, która nie odpowiedziała słowem ani jakimkolwiek gestem. Nie zrobiła kompletnie nic. Po prostu stała jak plastikowy manekin i spoglądała na dziewczynę pustym wzrokiem, tak jakby jej nie widziała, albo zwyczajnie nie chciała widzieć.- Just...?- brązowooka jęknęła niepewnie, oczekując choćby kilkunastu sekund uwagi chłopaka.
- Zostańcie tu- rozkazał, śledząc spojrzeniem mężczyznę w białym fartuchu, który właśnie wyszedł z dyżurki.
- Dokąd idziesz?- zapytała Carter, chwytając szatyna za rękaw, lecz on wyszarpnął się prędko i szybkim krokiem oddalił się do przeciwległego korytarza, tym samym ignorując pytanie brunetki po raz drugi.
           W milczeniu szedł śladami lekarza, wsłuchując się w rytmiczny stukot jego drewnianych chodaków. Oprócz tego, analizował swoje myśli, które nawet w tak krytycznej sytuacji potrafiły być niedorzeczne. Jednak wciąż intensywnie zastanawiał się nad tym, skąd wywodził się zwyczaj noszenia jakże mało męskich drewniaków wśród personelu szpitalnego?
- Przepraszam...- zaczepił po krótkiej chwili zawahania.
- Słucham- staruszek zerknął przez ramię na swojego rozmówcę.
- Nazywam się Justin Bieber- brązowooki wyciągnął dłoń w kierunku lekarza, na co ten ją niedbale uścisnął. - Kilka godzin temu... Przywieziono tu mojego brata... Juliana- wyjaśnił, gestykulując drżącymi rękoma.- Gdyby mógł mi Pan pomóc...- zamilkł, nie mając pojęcia czego tak naprawdę oczekiwał od tego mężczyzny.
- Pański brat jest obecnie na stole operacyjnym... Przywieziono go do nas w stanie krytycznym- westchnął siwowłosy, bacznie obserwując reakcję szatyna.- Miał liczne obrażenia jamy brzusznej w związku z kilkoma ugodzeniami ostrym narzędziem...
           Zszokowany Justin złapał się za klatkę piersiową, czując w płucach brak świeżego powietrza. To niemożliwe, pomyślał, nieufnie spoglądając na stojącego przed nim lekarza.
- Na-narzędziem?- wydukał, zmarszczywszy czoło.- Co się tam stało?
- Przykro mi. Policja nie przekazała nam żadnych informacji- odparł starzec, na co Bieber skinął jedynie głową.
- Jak długo potrwa operacja?- zapytał, nerwowo przygryzając wewnętrzną część swojego policzka.
- Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie...- ramiona doktora nieznacznie uniosły się ku górze, aby po chwili opaść.- Nasi specjaliści robią wszystko co w ich mocy, tymczasem panu i pańskiej rodzinie nie pozostaje nic innego jak czekać pod blokiem operacyjnym- dodał pełnym sztucznego współczucia głosem, tak jak miał to w zwyczaju każdy doświadczony lekarz.
          Kiedy mężczyzna zniknął za drzwiami jednego z gabinetów, Justin oparł się plecami o ścianę, spojrzał na oświetlony sufit i przymknął powieki. Od dawna nie czuł się tak beznadziejnie jak teraz; nic nie mógł zrobić aby pomóc bratu, z resztą tak jak matce. W chwili obecnej wyjawienie jej prawdy, której w gruncie rzeczy sam do końca nie znał, było jak gwóźdź do trumny. Pattie należała do przewrażliwionych i o wszystko martwiących się osób, dlatego nie warto było na razie mówić jej o napaści. Tylko wyczuwałaby nieistniejące zagrożenie, które jeszcze bardziej spędzałoby sen z jej powiek.
          Szatyn przetarł dłońmi twarz, a potem westchnął ciężko. Nie chciał wracać do mamy i Kayle siedzących w poczekalni. O wiele bardziej podobał mu się pomysł aby wyjść przed szpital i zapalić papierosa, ewentualnie całą paczkę, mimo że nie odczuwał głodu nikotynowego. Po prostu szukał czegoś, czym mógłby nakarmić swój strach, do którego bał się teraz przyznać.
           Obrawszy sobie szpitalny podjazd jako cel, skierował się w stronę głównego hallu i nagle, jak na zawołanie, coś mu się przypomniało...

- Zostajesz w domu, zrozumiano?- wycedził wściekle przez zęby, na co młodszy Bieber zaśmiał się bezczelnie.
- Wracasz do domu po trzech latach i nagle próbujesz nad wszystkim zapanować. Nikt Cię tu już nie chce...Kim myślisz ty kurwa jesteś?! Powiem Ci...Nie jesteś moim ojcem!- krzyknął Julian, wciąż mając dobry ubaw z "niewinnej", rodzinnej sprzeczki. Ten dzieciak nawet nie zdawał sobie sprawy jak tymi słowami zranił Justina, który już jako małolat musiał uzbierać pieniądze na jego wychowanie.
- Nie zapominaj, że to Ja byłem kiedy innych wokół nas nie było, to ja nauczyłem Cię życia z perspektywy mężczyzny i to ja zastępowałem Ci ojca odkąd skończyłeś siedem lat! Przypomnieć Ci może jak w Twoje urodziny zwinął graty i poszedł w pizdu?!- wykrzyczał szatyn, coraz mocniej zaciskając pięści na koszuli brata.
- Tata mnie kocha...- odparł blondyn, bezgranicznie wierząc w wypowiedziane przed chwilą słowa.
- Skoro Cię kocha to gdzie, do chuja, był przez ostatnie dziewięć Wigilii, Wielkanocy, świąt Dziękczynienia?! - zapytał Justin, oddychając głęboko by nie dać się sprowokować.-Dorośnij smarkaczu!
- Coś jeszcze?- Julian wymamrotał ze znudzeniem.

            To ja... Ja jestem teraz z Tobą, kiedy nie ma tego kutasa, pomyślał brązowooki, a następnie obrócił się na pięcie i szybkim krokiem wrócił do poczekalni, gdzie panowała kompletna cisza.
           Sądząc po zachowaniu Kayle i Pattie, prawdopodobnie nie zamieniły ze sobą ani słowa. Siedziały na krzesłach, oddalone od siebie jednym siedzeniem.
- I co?- zagadnął szatyn, usiadłszy pomiędzy matką i dziewczyną, tym samym burząc niewidzialny mur, który wspólnie wybudowały wzajemną nienawiścią przepełnioną milczeniem.
- Co?- zapytała brunetka.
- Nikt stamtąd nie wyszedł?- sugestywnie przerzucił wzrok na mglisto-szklane drzwi, choć doskonale znał odpowiedź.
           Pokręciwszy przecząco głową, Kayle położyła głowę na barku chłopaka i oplotła ręce wokół jego ramienia. Uśmiechnął się półgębkiem, subtelnie ucałował ją w czoło, a potem zerknął na swoją matkę. Jej usta puszczały w przestrzeń niesłyszalne słowa, a dłonie miała splecione. Modliła się. Nigdy nie ukrywała swojej wiary, a nawet otwarcie przyznawała się, że codziennie odmawiała pacierz za zdrowie i szczęśliwe życie swoich synów. Nawet w tym momencie, kiedy niejedna osoba uznałaby, że Boga nie ma skoro przytrafiło się takie nieszczęście, Pattie wciąż w niego wierzyła i bezgranicznie mu ufała.

*

         Zmęczony Justin rozglądał się niespokojnie po korytarzu, szukając jakiegokolwiek punktu zaczepienia dla swoich myśli, ale nic nie było wystarczająco absorbujące by odciągnąć jego uwagę od niepokojąco dużej ilości godzin ciągłego czekania i niewiedzy na temat stanu zdrowia Juliana.
- Chcecie coś z bufetu?- zapytał ni stąd, ni zowąd, przerywając głuchą ciszę panującą w pomieszczeniu, które należało do najbardziej monotonnych i nieprzyjemnych miejsc w jakich miał okazję zawitać. W powietrzu dało się wyczuć środki dezynfekujące o wysokim stężeniu alkoholu, a w dodatku, gdyby zmrużyć oczy i popatrzeć na białe ściany, z łatwością można by było dostrzec niepozorną śmierć, powoli sunącą swoimi przerażającymi mackami w stronę bloku operacyjnego.
- W takim razie pójdę po kawę...- Bieber oznajmił ze zrezygnowaniem, nie doczekawszy się jakiejkolwiek odpowiedzi zarówno ze strony matki, jak i Kayle.
             Podniósłszy się z plastikowego, nadzwyczaj niewygodnego krzesła, szatyn podciągnął do góry swoje opadające jeansy, a następnie sprawdził zawartość ich kieszeni, nie będąc pewien czy miał przy sobie gotówkę. Po porannym telefonie Pattie, tylko wyskoczył z łóżka, w zawrotnym tempie pozbierał z ziemi swoje wczorajsze ubrania i je założył, pośpieszając przy tym Carter biegającą po domu w celu odnalezienia kluczyków od auta. Zwyczajnie nie miał głowy by spakować portfel i dokumenty, jednak na swoje szczęście, miał je przy sobie.
           Powolnym krokiem ruszył w kierunku baru, który jak miał nadzieję, wciąż był otwarty, bowiem pora była późna. Justin nawet nie wiedział, która dokładnie była godzina, jednak sądząc po znikomej ilości osób na korytarzach i części wygaszonych świateł w recepcji, już dawno zapadł zmrok.
- Mogę w czymś pomóc?- zagadnęła czarnowłosa recepcjonistka, ujrzawszy zmieszanie na twarzy brązowookiego.
- Szukam bufetu- mruknął niewyraźnie, obracając się dookoła własnej osi.
- Do końca głównego korytarza i w lewo...- kobieta odparła delikatnym tonem, spoglądając na szatyna wzrokiem pełnym współczucia. Nie trudno było zauważyć jego podkrążone, ze zmęczenia, oczy.
- Dziękuję- skinął głową, po czym zmierzył we wskazanym kierunku.
             Na szczęście, bar był nadal otwarty, mimo że wewnątrz nie było nikogo, oprócz ciemnoskórej staruszki siedzącej za ladą. Na czubku jej nosa utrzymywały się cienko-oprawione, posrebrzane okulary, przez które z zaciekawieniem śledziła tekst trzymanej w dłoniach, otwartej książki. Zdziwieniem było dla Justina, gdy kobieta przerzuciła na niego wzrok, kiedy on ledwo co przekroczył próg bufetu.
- Dobry wieczór- bąknął obojętnym tonem, rozejrzawszy się po lokalu.
- Nie taki dobry, co?- szorstki, choć ciepły głos sprzedawczyni odbił się echem od stojących nieopodal lodówek z nabiałem i napojami.
            Bieber przytaknął głową na znak potwierdzenia.
- Poproszę trzy kawy...- odchrząknął, wsunąwszy dłonie do kieszeni.- Albo nie...- dodał po paru sekundach. - Ma Pani coś na uspokojenie?
- Jedyna rzecz, którą mogę Pana poratować to melisa...- odparła siwowłosa, wyciągając spod lady plastikowe kubki.
- W takim razie poproszę melisę oraz dwie kawy- westchnął szatyn i oparł się dłońmi o blat. Dopiero teraz zmęczenie dawało się mu we znaki, nie mówiąc już o głodzie. Ostatnim posiłkiem Justina był obiad u Pattie, przed imprezą urodzinową Prestona. Mimo to, nie zamierzał teraz jeść. Już samo patrzenie na idealnie wyeksponowane w chłodziarce kanapki, przyprawiało go o torsje. Brązowooki miał wrażenie, że przez towarzyszące mu nerwy, jego żołądek skurczył się do wielkości żołądka niemowlęcia. - Ile płacę?
- Cztery trzydzieści- odpowiedziała staruszka, podśpiewując pod nosem "Mercedes Benz" Janis Joplin, lecącą cicho w radiu
          Pokręciwszy z rozbawieniem głową, Bieber położył na ladzie pięciodolarowy banknot z wizerunkiem Abrahama Lincolna, a następnie odebrał z rąk kobiety kartonową tackę, na której były ustawione trzy wrzące napoje.
- Reszty nie trzeba- oznajmił, po czym zaczął powoli wycofywać się w kierunku wyjścia, nie spuszczając wzroku ze styropianowych kubków.
- Proszę Pana- zawołała kobieta, na co chłopak zatrzymał się na moment.- Będzie dobrze...- powiedziała pokrzepiającym tonem, któremu nie można było nie zaufać.
           W drodze powrotnej pod blok operacyjny, szatyn nie mógł się oprzeć by nie wyjść na chwilę przed szpital. Przez cały dzień był spragniony świeżego powietrza, którego brak zaczął powoli przyprawiać go o bóle i zawroty głowy.
            Wyszedłszy na zewnątrz, Bieber położył tackę na betonowym murku, a sam oparł się plecami o filar, jeszcze nagrzany od prażącego w ciągu dnia słońca. Dzisiejsza noc była bezchmurna; znacznie cieplejsza od wczorajszej. W dodatku była pełnia, która od zawsze miała dziwny wpływ na Juliana; mówił przez sen, był niesforny, a czasem zdarzało mu się nawet lunatykować. Ale dzisiaj miało być inaczej...
           Brązowooki zerknął w stronę parkingu, gdzie pod samą latarnią stało jego czarne Lamborghini. Pamiętał, że w jednym ze schowków była schowana paczka papierosów, lecz gdy tylko pomacał swoje kieszenie w celu odnalezienia  pilota od samochodu, zamarł na moment.
- Co do...?!- warknął, ponownie oklepując się po tyłku oraz udach. Jeżeli stróż nocny oglądał właśnie nagranie monitoringu, musiał mieć całkiem niezły ubaw.
- Nie, to niemożliwe...- jęknął Justin, zanim nie zerwał się biegiem w kierunku auta. Nim pociągnął za klamkę u drzwi kierowcy, zerknął przez szybę na pustą stacyjkę. Kluczyków nie było, a jednak samochód wciąż stał. Bieber nie wiedział czy w ogóle powinien próbować dostać się do środka. Jeżeli pojazd byłby zamknięty, włączyłby się alarm, a to z pewnością nie wróżyłoby nic dobrego.
- Kurwa...- tupnął nogą niczym mały chłopiec, a potem stanął jak wryty gdy coś mu się przypomniało.
           W mgnieniu oka, szatyn znalazł się z powrotem na szpitalnym podjeździe, skąd zabrał tackę z napojami, którą ekspresowo doniósł do poczekalni, gdzie przebywały Pattie oraz Kayle.
- Masz klucze od auta?- zapytał cały roztrzęsiony, choć na chwilę zapominając o wiele bardziej poważniejszym strachu towarzyszącym mu od samego rana.
          Carter podniosła się z krzesła, stanęła przed towarzyszem i spojrzała mu prosto w oczy.
- Co ty byś beze mnie zrobił?- zapytała, zabierając z tacki kubek kawy. Justin pokręcił głową, a następnie odetchnął głęboko, choć serce nadal waliło mu w piersi jak oszalałe.- Dziękuję...- wyszeptał, nim nie przykucnął przed matką i nie nawiązał z nią kontaktu wzrokowego.
- Przyniosłem Ci herbatę...- oznajmił delikatnym tonem, wsuwając napar z parzonej melisy pomiędzy zaciśnięte dłonie rodzicielki. Chłopak nie uzyskał jakiejkolwiek odpowiedzi, choć na takową w ogóle nie liczył. Zdawał sobie sprawę, że każdy przeżywał tę tragedię w swój sposób, a Pattie najwyraźniej służyło milczenie.
- Just...- Kayle jęknęła przeciągle. Jej głos brzmiał niepewnie.
- Huh?- zaintrygowany uniósł do góry brew. Nie miał ani ochoty, ani humoru na jakiekolwiek zgadywanki, tymczasem na okrężny ruch palca towarzyszki, obrócił się we wskazanym kierunku i na chwilę zamarł, gdy w odległości dziesięciu metrów spostrzegł znajomą postać. Mężczyzna był wysoki, całkiem dobrze zbudowany, choć sądząc po twarzy, nieco się zestarzał.
          Justin natychmiastowo podniósł się do pozycji stojącej i mocno zagryzł szczękę, niemalże słysząc pisk swojej żuchwy pocierającej o zęby trzonowe. Był wściekły; gotowy by zabić lub co najmniej zrobić krzywdę.
- Czego tu kurwa chcesz?- wysyczał, popchnąwszy Jeremy'ego na pobliską ścianę.
- Mój syn leży...- zaczął, lecz nie dane mu było dokończyć.
- Twój syn?! Oh, twój syn?- zironizował,  teatralnie zakrywając dłonią usta.- Chyba coś Ci się popierdoliło...- warknął szatyn. Czuł, że potęga wzmagającej się w nim złości potrzebowała rychłego ulotnienia się. - Ty już nie masz synów- spojrzał na ojca z pod byka.
- Joos, nie wygłupiaj się- mruknął starszy Bieber, z politowaniem patrząc na brązowookiego.
- Nie mam na imię Joos- prychnął chłopak.
- Ale kiedyś...- zauważył mężczyzna, lecz i tym razem Justin mu przerwał.
- Kiedyś nas zostawiłeś- dokończył gniewnym tonem, co chwila fukając pod nosem. Wizyta Jeremy'ego wydawała się nie mieć jakiegokolwiek sensu, nie wspominając już o uzasadnieniu. - Jak ty w ogóle masz czelność pojawić się w naszym życiu po dziesięciu latach?- wycedził przez zęby, oparłszy się ręką o ścianę; tuż przy głowie ojca.
- Oboje wiemy, że to może być ostatnie pożegnanie Juliana- westchnął niewzruszony mężczyzna, co ostatecznie wyprowadziło szatyna z równowagi. W jego głowie narodziła się wizja niczym z filmów; ktoś bardzo ważny, umierający na bloku operacyjnym, podczas gdy na zewnątrz czeka na niego bliska osoba. Nie, stop! Jules musiał z tego wyjść i za nic w świecie nie mógł dowiedzieć się o wizycie taty.
- Zabiję Cię...- wysyczał młody Bieber, chwytając rozmówcę za kołnierz od ciemnobrązowej kurtki.- Słyszysz, zabiję...- powtórzył, zacisnąwszy mocno pięści na skórzanym materiale, a potem potrząsnął Jeremym, który odbił się potylicą o ścianę.
- Justin!- krzyknęła przerażona Carter, zaobserwowawszy poczynania chłopaka.
- Przestań!- ni stąd, ni zowąd Pattie wcisnęła się pomiędzy oponentów. Nie dałaby rady ich odciągnąć, gdyby nie wsparła jej Kayle.
- Nie odpuszczę tak łatwo- mężczyzna pogroził palcem.
- Wypierdalaj!- krzyknął rozjuszony chłopak, splunąwszy ojcu prosto w twarz. Gdyby tylko miał wolne pięści, z pewnością by ich użył, jednak Carter pod wpływem adrenaliny miała w sobie wystarczająco wiele siły by ubezwłasnowolnić brązowookiego i odciągnąć go na bezpieczną odległość od starszego Biebera. - Słyszysz?! Won!
           Jeremy wyszarpnął się z chwytu drobnej Pattie, a następnie odwrócił się na pięcie i odszedł. Prędko się poddał, może nawet zbyt szybko. Tym samym udowodnił dwie rzeczy; nie zależało mu już na rodzinie i groźba Justina była wystarczająco dobitna by mógł się wystraszyć.
- W porządku?- zaniepokojona Kayle pogłaskała zgrzanego szatyna po policzku.
- Skąd...- bąknął niezrozumiale, oddychając głęboko.- Skąd on się o wszystkim dowiedział?
- Jego telefon musi być w krajowym rejestrze kasy chorych...- Pattie wyjaśniła w miarę spokojnym tonem, jakby minione zajście przywróciło jej odrobinę trzeźwego myślenia.
          Bieber rozwarł usta, wyraźnie gotowy do wdania się w dyskusję, lecz w ostatnim momencie się powstrzymał.
- Nie ważne co by się nie działo, on wciąż jest ojcem Juliana...- dodała kobieta, kątem oka spoglądając na syna. Wydawał się puścić to zdanie mimo uszu. Od zawsze słyszał tylko to co chciał usłyszeć.
                Wtem, na korytarzu rozległ się cichy pisk nienaoliwionych drzwi. Przed wejściem na salę operacyjną stał w miarę młody brunet. Jego turkusowy uniform był umorusany krwią w paru różnych miejscach.
- Pan Bieber?- zapytał lekarz. Towarzyszący mu wyraz twarzy był niepokojący, dlatego Justin w mgnieniu oka podszedł do mężczyzny.
- Owszem. Justin Bieber; brat...- skinął głową, spoglądając na rozmówcę z nietęgą miną.
- Chester Delson- zawtórował rozmówca.- Chłopak jest już w stanie stabilnym- oznajmił łagodnym tonem. - Na razie nie jesteśmy w stanie określić czy operacja się udała. W związku z licznymi obrażeniami wątroby, musieliśmy dokonać resekcji1. Ucierpiało też jelito grube, które trzeba było zszyć w trzech różnych miejscach. Dwie pierwsze doby będą decydujące...
            Brązowooki przejechał nerwowo językiem po wewnętrznej stronie swoich zębów. Starał się przynajmniej stwarzać pozory, że zrozumiał słowa wypowiedziane przez doktora, choć w rzeczywistości miał teraz więcej wątpliwości niż kilka minut temu. Diagnoza brzmiała źle, wręcz fatalnie.
- Julian!- krzyknęła spanikowana Pattie, gdy rzesza pielęgniarek wywiozła na wózku nieprzytomnego blondyna z bloku operacyjnego. Nie widziała jak wyglądał, bowiem przed oczami przemknęła jej tylko jego jasna czupryna.
- Shhh...- wyszeptała Kayle, chwytając spanikowaną kobietę za ramiona, lecz to nic nie dało. Bordowowłosa próbowała się wyrwać, histerycznie przy tym płacząc i wykrzykując imię syna.
- Dokąd go zabieracie?- zapytał Justin, spojrzawszy na lekarza przepraszającym wzrokiem.
- Na OIOM2...
- Możemy do niego wejść? Na chwilkę?- uśmiechnął się, mając nadzieję na przychylność lekarza.
- Jak tylko pielęgniarki podłączą go do wymaganych aparatur. Ale ostrzegam...- brunet pokiwał palcem wskazującym- jak dowiem się, że byliście tam przez więcej niż pięć minut to...- celowo urwał zdanie w połowie.
- Bardzo Panu dziękuję- przytaknął chłopak, na co mężczyzna posłał mu nikły uśmiech i powrócił do miejsca, z którego przybył.
           Bieber spuścił wzrok na swoje buty. Wiedział już nieco więcej, jednak wciąż nie zamierzał wyjawić prawdy matce. Była coraz mniej odporna na ciosy, które wymierzał jej los.
- No już...- wyszeptał, podszedłszy do zapłakanej kobiety.- Nie płacz... Za chwilę będziemy mogli do niego wejść- wyjaśnił szatyn, prowadząc Pattie pod ramieniem, w kierunku OIOM'u.
- Co powiedział lekarz?- zagadnęła Kayle, krocząc tuż za Justinem.
- Nie teraz- powiedział szeptem, pochyliwszy się w kierunku dziewczyny.
          Przeszedłszy przez strzeżone wejście oddziału, wszyscy odruchowo zerkali przez mijane szyby. Nieprzytomni ludzie, oddychający dzięki respiratorom, z pozszywanymi klatkami piersiowymi oraz twarzami, były traumatycznym widokiem, który już teraz przyprawiał Pattie o płacz. Nie równał on się jednak z reakcją, kiedy kobieta dostrzegła swoje dziecko.
              Po korytarzu echem rozległ się krzyk, a po nim najbardziej przepełniony bólem płacz, jaki Carter oraz Bieber kiedykolwiek mogli usłyszeć.
- Tylko nie to...- jęknął rozdrażniony chłopak, widząc swoją matkę w kompletnej rozsypce. On sam, też miał ochotę zrobić tak samo, lecz wiedział, że był jedyną osobą, zdolną do zachowania zimnej krwi. - Kayle...- warknął, oddychając głośno i nierównomiernie.
           Dziewczyna spojrzała niepewnie na szatyna, jakby obawiając się, że dokona czegoś nieprzewidywalnego.
- Zabierz ją stąd, kurwa...- wysyczał przez zęby.- Zabierz!- znacząco podniósł ton, nie potrafiąc opanować swojego gniewu.
- Shh...- brunetka podeszła do towarzysza i wierzchem dłoni pogłaskała go po skroni, ledwo co do niej dosięgając, mimo stania na palcach.
- No weź ją stąd, do chuja...- powiedział rozkazującym tonem, spoglądając pogardliwie na Pattie przylepioną twarzą do szklanej powierzchni.
- Dokąd?- Carter zapytała niepewnym głosem.
- Do mnie- odburknął.- Klucze od domu i auta masz, prawda?
- Mam- przytaknęła brązowooka.
- W takim razie na co ty do cholery czekasz?- krzyknął wyraźnie rozzłoszczony.
          Kayle wzruszyła ramionami, nie mając jakiejkolwiek odpowiedzi by odeprzeć atak. Łzy porażki zaczęły wzbierać się w jej oczach. Nie sądziła, że tak szybko nastąpi pierwszy konflikt z Justinem. Z drugiej strony starała się go usprawiedliwić- przecież nie był teraz sobą. Był kruchy bardziej niż ktokolwiek mógł sobie wyobrażać i po prostu walczył o swoją rozsypującą się na drobne kawałki rodzinę.
- Chodź Pattie...- wyszeptała dziewczyna, biorąc pod ramię roztrzęsioną kobietę.
- Nie...- wyszlochała, nie mogąc oderwać wzroku od Juliana.
- Musimy iść- oznajmiła najłagodniejszym tonem, na jaki mogła się zdobyć.
- Nie...- kobieta jęknęła piskliwie.
- Nie mamy wyboru... Chodź...- Carter powiedziała cicho, do ucha bordowowłosej, na co ta, nie wiedzieć czemu, ustąpiła.
          Pochwyciwszy roztrzęsioną kobietę w pasie, brunetka powolnym krokiem wyprowadziła ją z oddziału. Widząc to, Justin przeczesał palcami swoją nieukładającą się od rana grzywkę, a potem zerknął na drzwi prowadzące do sali Juliana. Bał się tam wejść; czuł w żołądku ścisk, całkiem podobny do przysłowiowych motyli w brzuchu, które w tym momencie znienawidził.
           Nacisnął na klamkę, a potem wszedł do pomieszczenia. Piski oraz szmer pracujących aparatur, były torturą dla uszu chłopaka.
- Cześć maluchu- wyszeptał, a następnie po raz pierwszy, tego dnia, spojrzał na nieprzytomnego brata. Widok jego posiniaczonej twarzy oraz trupio bladego ciała, był drastyczny, może aż zbytnio, bowiem szatyn zawył cicho i padł na ziemię. Nie miał już siły udawać, że wypadek Juliana nim nie poruszył- nie miał już siły na nic, a przecież to był dopiero początek...
***
1 Resekcja - częściowe usunięcie organu, z powodu choroby bądź jego uszkodzenia
2 OIOM- Oddział Intensywnej Opieki Medycznej/ Oddział Intensywnej Terapii

Spodziewaliście się takiego obrotu akcji; Julian, Jeremy, a potem chwila gniewu i słabości Justina?

Nie było mnie, ale wina nie leży po mojej stronie. W sumie nie wiem po czyjej. Po długich czasie, kiedy kontaktowałam się z bloggerem, odzyskałam bloga! Nie mogłam dodawać rozdziałów... Teraz czasami psuje mi się tylko podgląd. Jezu aż się popłakałam, że mogę do was wrócić. Myślałam, że stracę Following Liars, które już stało się częścią mojego życia. Jest tu ktoś ze mną jeszcze? 

Chcę poznać waszą opinię (odpisujcie w komentarzach albo na Twitterze): Czy powinnam pisać drugą część opowiadania? Jeśli nie pozostały nam jakieś 3 rozdziały, po których chyba nawet ja miałabym niedosyt i poczucie nie przekazania wam wszystkiego, a jeśli doszłoby do kontynuacji, no cóż, nie pozbylibyście się mnie na pewno przez następne pół roku. Decyzja należy do was...

Dobiliście do 100 000!!! 
Kocham was, mam nadzieję, że to wiecie...
@storytellerfun

CZYTASZ = KOMENTUJESZ !!!

48 komentarzy:

  1. Boże nareszcie jest sjxbxbsjxidjdb

    OdpowiedzUsuń
  2. już myślałam że nigdy się nie pojawi, kocham to opowiadanie aww yhjk

    OdpowiedzUsuń
  3. Wróciłaś <3 !
    Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jesteś już z nami !
    A co do rozdziału to : sajxsajdxhasjf
    Jestem ciekawa jak rozegra się rozmowa pomiędzy dwoma kobitkami : )
    A co do następnej części to TAK, TAK I JESZCZE RAZ TAK !
    Nie wybaczyłabym ci, jakbyś nas teraz opuściła !
    O matko dziewczyno nawet nie wiesz, jak się teraz uśmiecham !
    Uwielbiam cię !
    Do następnego ! : *

    OdpowiedzUsuń
  4. JEZUS MARIA HANABJZBSJSBNABSUZBZ ALE SIĘ CIESZĘ, ŻE JEST ROZDZIAŁ GABABJAKSBSBSHDJNSSJS
    POWINNAŚ pisać drugą część hajabvaj
    Rozdział Boski, ale zostawia niedosyt po tak długim czasie... mam nadzieję, że następny dodasz jak najszybciej :)
    Xoxo,
    Fragolaa
    tlumaczenie-bestofbothworlds.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście, że jesteśmy :) Nie sądziłam, że ten dzień może być jeszcze lepszy, a tu proszę. Nowy rozdział i to jaki :) Już się bałam, że może nie chcesz dokończyć tego opowiadania, że nie masz weny, pomysłów czy chęci. Ale całe szczęście, że się myliłam :D Ja osobiście jestem jak najbardziej za tym, aby powstała druga część tego opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
  6. czekałam tyle na rozdział i jak najbardziej było warto:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeremy jestes okropny, tak nagle sie pojawiasz, nawet nie probujac niczego naprawic
    Co do drugiej czesci OCzYWiSIE ze Chcemy ! <3
    Jestes cudowna i to twoje opowiadabje... Zapiera dech w piersiach jest tak swietne jak Danger czy Bronx, Cudo ! <3
    Warto bylo czekac !!!
    @olwiaBLBR

    OdpowiedzUsuń
  8. aaaaaaa mało sie nie popłakałam, jak zobaczyłam, że jest nowy <333333 boże on został napadnięty jak ten kolega Jusa chciał zobaczyć co sie dzieje w tej grupce no nie ? od początku stawiałam, że coś się stanie Julianowi albo Kayle :< ale rozdział jest cudowny i nie mogę się doczekać następnego :P I tak CHCEMY DRUGĄ CZĘŚĆ <33333 kocham cię i pozdrawiam ~brutalgirll

    OdpowiedzUsuń
  9. Nigdy bym nie zostawiła tak cudownego bloga < 3

    OdpowiedzUsuń
  10. Pisz dalej a druga część to bardzo dobry pomysł :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowny rozdział ♥♥ pisz dalej pisz pisz pisz. ♡♡

    OdpowiedzUsuń
  12. Smutny ten rozdział, załamany Justin :cc tak się cieszę że wróciłaś! Oczywiście że pisz pisz dalej! <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział jest genialny! Nie zostawiają nas znowu na tak długo. Już nie mogę doczekać się następnego! :) xx @xxhemmings69

    OdpowiedzUsuń
  14. O boże... *.* TAK pisz drugą cześć prosze :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Suuper w końcu się doczekałem jest super naprawde!! Ciekawe jak to się dalej potoczy??? Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  16. Pisz druga cześć bo będę miała niedosyt tak jak ty carter i Justin musza mieć przecież dziecko i wziąć ślub lol ale uwielbiam to opowiadanie i kocham ciebie za to ze je piszesz po prostu ily <3333

    OdpowiedzUsuń
  17. kocham to, świetny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  18. Dziewczyno doprowadziłaś mnie do łez! Rozdział jest bardzo uczuciowy i smutny. Błagam pisz kolejną część, Blogger bez Carter i Justina, to nie blogger, haha :) Do następnego, xoxo @mieczka

    OdpowiedzUsuń
  19. Ale sie ciesze ♥ wczodzikam praktycznie codzinnie no i na szczescie jest *.*

    OdpowiedzUsuń
  20. Jejku, świetny. Szkoda tylko, że ledwo co zaczęło im się układać, a już stała się jakaś tragedia. Biedny Justin. I Pattie. Eh. Oczywiście czekam na kolejny. Mam nadzieję, że tym razem pojawi się odrobinę szybciej, bo czekanie na kolejny rozdział jest okropne.
    A jeśli chodzi o drugą część opowiadania... Oczywiście że chcemy żebyś pisała. Przywiązałam się do tego bloga i nie chcę nawet myśleć, o rozstaniu z nim. No i oczywiście z Tobą. :)

    PS Wpadniesz do mnie ?
    www.tlumaczenie-bound.blogspot.com

    Klaudia

    OdpowiedzUsuń
  21. NARESZCIE! tak długo czekałam na ten rozdział i w końcu jest! jeju! ♥ ♥ ♥ i musisz koniecznie pisać drugą część. nie widzę innej opcji :>

    OdpowiedzUsuń
  22. Tęskniłam!!! Płaczę nadal ten roździał jest taki smutny :'( Już nie mogę się doczekać nowego

    OdpowiedzUsuń
  23. Woooooooooohooooo nowy rozdział !!!!!!!!!!! Cieszę się jak głupia xd iiiiiii cieszę sie ze w końcu blogger coś z tym zrobił ! Nie mogłam sie juz doczekać ! Kcc <333 czekam na nowy ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Nie wytrzymam bez drugiej części :D

    OdpowiedzUsuń
  25. Jeeej jest nowy rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  26. jasne, że chcemy 2 część! świetny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  27. o matko czekam na 2 część ! <3 sasbvjahf ! opłacało się czekać <3

    OdpowiedzUsuń
  28. koniecznie musi byc druga czesc :):) ja ciagle sprawdzalam czy jest nowy rozdzial uwielbiam to czytac :):)

    @kasiulek981

    OdpowiedzUsuń
  29. Świetnie piszesz, rozdział wspaniały kochana <3
    Życze dużo weny i do następnego :)

    ( http://tattooed-life.blogspot.com/ )

    OdpowiedzUsuń
  30. musisz pisac drugą część nie ma innej opcji!

    OdpowiedzUsuń
  31. ROZDZIAL PRZECUDOWNY JAK ZAWSZE. Kocham sposob w jaki piszesz i opisujesz wydarzenia. Twoje opowiadanie jest numerem jeden, a opowiadan z justinem czytam okolo 10:) Blagam, pisz 2 czesc a kto wie moze nawet na 3 cie natchnie! Masz niesamowita wyobraznie, wielki talent. //@queenxsel ((tt))

    OdpowiedzUsuń
  32. Świetne , nie mam pojęcia co będzie dalej czekam

    OdpowiedzUsuń
  33. Jeeeej, nareszcie! ^^ Cieszę się bardzo, że już wszystko z Twoim blogiem jest naprawione, bo nie mogłam się już doczekać nowego rozdziału, który oczywiście jest świetny :) Mam nadzieję, że młodszy brat Justina dojdzie do siebie.
    Co do drugiej części to nawet się nie zastanawiaj! :D Oczywiście, że jej chcemy!

    OdpowiedzUsuń
  34. Cholera dziewczyno byłabym ci cholernie wdzięczna za kolejna część. Jesteś genialna <3

    OdpowiedzUsuń
  35. Kolejna część!

    OdpowiedzUsuń
  36. WRÓCIŁAŚ! JEJKU!!! ♥ Jak najbardziej kontynuuj opowiadanie! Twój talent nie może się marnować♥
    Mam nadzieję, że Julian z tego wyjdzie ;/

    OdpowiedzUsuń
  37. Kontynuuj. Prosze <3

    OdpowiedzUsuń
  38. OBOWIĄZKOWO pisz II część <333

    OdpowiedzUsuń
  39. Bardzo super rozdział nareszcie sie doczekałam bardzo bardzo dużo akcji ciekawe co dalej z julianem czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  40. Koniecznie musisz zrobić 2 cześć tego cudownego opowiadania !!!! :***

    OdpowiedzUsuń
  41. II częśc musi byc !! :**

    OdpowiedzUsuń
  42. Charlie to zagubiona dziewczyna z problemami. Pewnego dnia poznaje Justina, tajemniczego chłopaka, który skrywa więcej niż mogła sobie wyobrażać. Obydwoje potrzebują pomocy i wsparcia. Połączyło ich spotkanie na zajęciach w grupie wsparcia. Czy razem odnajdą siebie? http://favorite-song-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest takie coś, jak zakładka spam...

      Usuń
  43. Dalej cię kochamy, ale ty, jako że my czytamy twoją twórczość, powinnaś się nam odwdzięczyć...

    OdpowiedzUsuń
  44. Jejku, to opowiadanie jest świetne! Wczoraj zaczęłam czytać i nie mogłam się od tego oderwać. Miałam się wczoraj uczyć z historii, ale mi nie wyszło, bo czytałam to. :)
    Proszę cię, nie kończ tego opowiadania tak szybko! Pisz 2 część! :)
    Z niecierpliwością czekam na następny :) xx /@otamissx

    OdpowiedzUsuń
  45. super super i jeszcze raz genialne naprawdę zazdroszczę talentu czekam z niecierpliwością na następny rozdział !

    OdpowiedzUsuń
  46. Twój blog jest świetny, a twój styl pisania niepowtarzalny :). Fabuła świetna. Myślę jednak, że lepiej, żebyś zamiast 2. części, zaczęła nowe opowiadanie. Czekam na kolejny rozdział! ;) /Laura.

    OdpowiedzUsuń