Justin chwycił się metalowej framugi, kiedy niebezpiecznie zawirowało mu w głowie. Jego oczy wyrażały od groma emocji, jakby nie mogły natrafić na uczucie, na które chyba jeszcze nawet nie wymyślono nazwy. Adrenalina w organizmie chłopaka znacząco wzrosła, przyprawiając go o wrażenie bycia odurzonym jednym z narkotyków odrywających człowieka od rzeczywistości. Szatyn kompletnie nie spodziewał się takiego wyznania ze strony Kayle. To nie miało najmniejszego sensu- zwłaszcza gdy próbował powiązać fakt z faktem.
W tym czasie, skulona pod ścianą Carter, wsłuchiwała się w coraz płytszy oddech towarzysza, który zapisał się w jej pamięci jako pierwsza oznaka napadu gniewu. Właśnie takiej reakcji najbardziej się obawiała i w przeciągu kilku sekund pożałowała swojej decyzji. Mogła zostawić tę sprawę w spokoju. Przecież wyrzuty sumienia też kiedyś muszą umrzeć, wmawiała sobie, lecz nie potrafiła uwierzyć w swoje wymysły.
Z ust brunetki wydobył się niekontrolowany jęk, a zaraz po tym po klatce schodowej rozległo się echo cichego szlochu, które wyrwało z transu zamyślonego Biebera. Brązowooki przykucnął przed Kayle, na co ona przylgnęła swoim drobnym ciałem, do zimnej ściany, najbliżej jak tylko to było możliwe. Bała się; bała się o swoje bezpieczeństwo, bała się przeszłości, z którą ponownie próbowała się zmierzyć i bała się Justina, który wciąż milczał. Cisza panująca wokoło była tak niepokojąca, że myśli Carter wydawały się krzyczeć i błagać o pomoc.
- Shhh...- wyszeptał szatyn, spoglądając na dziewczynę zatroskanym wzrokiem. Nie mogła tego nie zobaczyć- światło padające z wewnątrz mieszkania doskonale oświetlało twarz Biebera. - Dlaczego mi nie powiedziałaś?- chłopak zapytał z żalem, próbując odnaleźć się w tak niepasującym do siebie zestawieniu emocji. Towarzyszyły mu: smutek, złość, zdezorientowanie, a także radość i spokój z powodu powrotu Kayle.
- J-ja... Ja... J-ja- wyjąkała, próbując przypomnieć sobie ciąg wytłumaczeń, które układała w swojej głowie siedząc na tej zimnej klatce schodowej przez parę godzin, lecz jedyną rzeczą tkwiącą w tym momencie w jej myślach było powtarzanie sobie czynności wdech-wydech.
Nie trudno było Justinowi dostrzec zdenerwowanie i przerażenie na twarzy Carter- tym bardziej, że znał ją nie od wczoraj.
- Kay... Spokojnie...- wyszeptał, gładząc dziewczynę po ramieniu. Marynarka, którą miała na sobie była do cna przemoknięta, tak jak reszta jej odzieży.- Jesteś zmarznięta i potrzebujesz suchych ubrań... Weźmiesz gorący prysznic, a potem opowiesz mi o wszystkim, dobrze?- powiedział brązowooki, wprowadzając do mieszkania, sparaliżowaną przez stres, towarzyszkę.
- Jus...- zaczęła szorstkim głosem, poczuwszy suszę w gardle.
Szatyn pośpiesznie zwolnił uścisk z kościstego ramienia brunetki, zdając sobie nagle sprawę, jak bardzo mogło to być dla niej niezręczne.
- Wybacz- spojrzał na Kayle przepraszającym wzrokiem, drapiąc się po karku.
- Chciałam Ci tylko powiedzieć, że moja walizka została na klatce- dopowiedziała, spostrzegłszy zmieszanie na twarzy Biebera.
- Ach tak...- przytaknął nieśmiało i wychylił się przez próg, by po krótkiej chwili wciągnąć na przedpokój mały, srebrny neseserek z nadrukiem loga firmy lotniczej, dla której pracowała Carter. - Masz jakieś ciuchy na zmianę?- zapytał, zamknąwszy drzwi na klucz.
- Właściwie to nie- odparła dziewczyna. Niewiele miała w swoim kuferku: bieliznę, dwie koszulki, parę spodni oraz kosmetyki, dlatego też szczerze wątpiła by mogła się rozgrzać w takich ubraniach.
- Damy radę- westchnął złotowłosy, posyłając brunetce nikły uśmiech.- Wskocz pod prysznic, a ja pójdę poszukać czegoś co będzie na Ciebie w miarę dobre... Wiesz gdzie są ręczniki, prawda?- zapytał bardziej z grzeczności, aniżeliby się upewnić. To miejsce, przez dwa lata, było domem dla Kayle i dopóki tu mieszkała, ona trzymała wszystko w ryzach.
- Tak- odparła krótko, czując na sobie spojrzenie Justina. Przez krótką chwilę miała nawet obawy by podnieść wzrok, jednak szybko zwyciężyła ciekawość widoku jego twarzy. Ku zdziwieniu Carter, brązowooki stał równie zmieszany jak ona sama.
- Idź...- ponaglił ją ciepłym, troskliwym głosem.- Zaraz przyniosę Ci ciuchy i zostawię je przed łazienką.
Zniknąwszy za drzwiami do sypialni, szatyn usiadł na łóżku i uszczypnął się mocno w rękę, nie mogąc uwierzyć w otaczającą go rzeczywistość. Czasami zastanawiał się jakby to było, gdyby Kayle wróciła, lecz nigdy nie podejrzewałby, że stanie się to właśnie tak, a już na pewno nie w najbliższym czasie. To było zbyt piękne ażeby zostało uznane za prawdziwe.
Bieber uszczypnął się w przedramię po raz drugi, a potem trzeci i czwarty. Wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku. Tylko jedna rzecz budziła w nim niepokój; brunetka, którą właśnie starał się ugościć, zupełnie nie przypominała jego Kayle- przecież ona nigdy nie miała tak zapadniętych policzków i podpuchniętych oczu. Czyżby wyobraźnia płatała mu figle? Złotowłosy miał wrażenie, że to wyjątkowo realistyczny sen; że obudzi się z morderczym kacem i szczypiącym w piersi sercem- tak jakby oblano je octem. Nie chciał by coś takiego spotkało go jutro rano. Nie po tym jak przez pół roku cierpiał z powodu odejścia Carter.
Strumienie wody uderzające o brodzik w łazience nagle ucichły, co wyrwało Justina z transu. Szczerze, nie miał pojęcia ile czasu przesiedział w bezczynności; myśli totalnie go pochłonęły. Jednak znając Kayle, musiało to trwać dość długo. Odkąd pamiętał, kąpiele zajmowały jej sporo czasu i śmiał teraz wątpić by nastąpiła jakakolwiek zmiana w tej kwestii.
Podszedł do komody i otworzył pierwszą szufladę od dołu. Było w niej wszystko to, czego Carter zapomniała spakować podczas wyprowadzki: niekompletna bielizna, dresowe spodnie, złoty naszyjnik, czerwony lakier do paznokci i jej ulubiona książka, którą całkiem niedawno szatyn odnalazł pomiędzy ścianą, a zagłówkiem łóżka.
Pochwyciwszy szare dresy, pośpiesznie wyciągnął ze swojej szafy ciepłą, siwą bluzę OBEY'a oraz wełniane skarpety- będące nieudanym prezentem od Pattie- a następnie położył je pod drzwiami do łazienki.
- Justin, jesteś tu?- zapytała dziewczyna.
- Akurat przechodziłem- skłamał, choć wiedział, że nie powinien. Kayle nie zasługiwała na ani jedno kłamstwo więcej; już wystarczająco wiele razy powiedział jej o czymś, co tak naprawdę mijało się z prawdą. - Coś się stało?
- Masz coś profilaktycznego przeciwko przeziębieniu?- jęknęła, a zaraz po tym kichnęła cztery razy pod rząd.
- Na zdrowie!- zachichotał chłopak, opierając się ramieniem o chłodną ścianę.- Obawiam się, że nie mam żadnego leku, ale zaraz coś wykombinuję...- oznajmił ze stoickim spokojem, wypuściwszy głośno powietrze z ust.
Justin wybył do kuchni, zanim okryta ręcznikiem Carter wyszła na korytarz po ciuchy. Zwyczajnie nie chciał by poczuła się niekomfortowo.
- A więc jak to było?- wymruczał cicho pod nosem, próbując przypomnieć sobie przepis na rozgrzewający napój dla brunetki.
Uzbierawszy wszystkie składniki, szatyn wyciągnął na blat drewnianą deskę do krojenia oraz ostry nóż. Woda w niewielkim garnuszku powoli zaczynała bulgotać, co zmusiło chłopaka do zwiększenia obrotów, choć wiedział, że nie było to najlepszym pomysłem; praca w kuchni nigdy nie była jego mocną stroną.
Kiedy posiekał czosnek oraz imbir i oczyścił z nasion papryczkę chilli, wrzucił je do gotującego się wrzątku. W mieszkaniu aż huczało od pracującego okapu, obijanych o siebie naczyń i krzątającego się po kątach Biebera. Brązowooki był tak bardzo zaangażowany robieniem herbaty, że nawet nie spostrzegł wyjścia Kayle z łazienki. Dziewczyna po cichu maszerowała do kuchni, obracając się na różne strony. Była ciekawa jak wiele rzeczy zmieniło swoją dotychczasową lokalizację od czasu jej wyprowadzki, albo czy nie zastąpiono ich innymi meblami. Wszystko wydawało się być na swoim miejscu, nawet zdjęcia... Ich wspólne zdjęcia, które wysiały w korytarzu, na ścianie w nienaruszonym stanie. A jednak byłam szczęśliwa, pomyślała brunetka, głaszcząc palcem fotografię na której była przewieszona przez plecy Justina. Oboje śmiali się, wygłupiali i zachowywali tak jakby miało nie być jutra. W pewnym momencie, oczy Carter zaszły dziwną mgłą, jakby miała się rozpłakać, lecz pokręciła przecząco głową i podążyła za mocnym, dość charakterystycznym zapachem.
- Co robisz?- zapytała, cichym głosem.
- Usiądź, zaraz podam Ci lekarstwo- oznajmił złotowłosy, wlawszy miksturę do dużego kubka, do którego wkropił jeszcze całą cytrynę, dodał suszonego tymianku oraz czubatą łyżkę miodu.
Kayle spełniła prośbę towarzysza i niepewnie zasiadła do stołu.
- Proszę, wypij póki gorące- uśmiechnął się lekko, postawiwszy herbatę przed brunetką.
- Dziękuję- kiwnęła głową, a następnie wzięła pierwszego łyka, po którym usta samoistnie skrzywiły jej się w grymasie.- Co to jest?!
- Ostre, co?- zachichotał szatyn, ścierając ręcznikiem ubrudzony blat.- Wypij całe... Przez pierwsze pół godziny będziesz czuła się jakbyś była żywym płomieniem ognia, ale potem wszystkie objawy przeziębienia znikną...
- To przepis jakiegoś szamana?- zażartowała dziewczyna, pocierając chłodnymi dłońmi o ciepły kubek.
- Nie, mojej mamy- odparł Bieber, na co Carter natychmiastowo spoważniała.
- Przepraszam- bąknęła, odstawiając naczynie na stół. Było jej niezmiernie głupio za te słowa.
- W porządku, już przywykłem- wzruszył ramionami i usiadł naprzeciwko towarzyszki. Nie potrafił patrzeć jej prosto w twarz, dlatego utkwił wzrok w swoich, okaleczonych po akcji w londyńskim metrze, dłoniach. Brązowooki nawet nie wiedział kiedy nabawił się tych wszystkich zadrapań, chociaż ta informacja nie miała dla niego większego znaczenia. - Ledwo co wiązaliśmy koniec z końcem, dlatego nie było środków na takie wydatki. Poza tym mama uważa, że to naturalny antybiotyk- Justin zaśmiał się nerwowo, próbując rozluźnić atmosferę, którą sam napinał.
- Każda matka chce dla swojego dziecka jak najlepiej...- westchnęła dziewczyna, w namyśle zamieszawszy herbatę okrężnym ruchem ręki.
- Zdążyłaś poczuć ten instynkt?- złotowłosy usłyszał, że drży mu głos. Był cholernie ciekaw tego co Kayle miała mu do powiedzenia, jednak znał ją wystarczająco długo by wiedzieć, że nie była ona typem, który wyśpiewa mu całą prawdę z własnej woli. Co więcej, przeczuwał, że ta rozmowa będzie musiała się odbyć bardziej w formie policyjnego przesłuchania niż po dobroci.
- Nie chciałam go poczuć- Carter pokręciła przecząco głową.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Że nie byłam w stanie pokochać kogoś kto oddalał mnie od wszystkiego co miałam!- brunetka ryknęła głośno. Nawet nie chciała spróbować uciszyć tonu swojego głosu. Nareszcie, ta pieprzona bezradność zaczęła spływać z jej duszy- tak, jakby nagle po kilku miesiącach odnalazła ujście.
- Od pracy, poza domem przez 5 dni w tygodniu?- zironizował Bieber, nie mogąc połapać się w przenośniach płynących z ust rozmówczyni.
- Nie! Od Ciebie!- krzyknęła, uderzywszy pięścią w stół.
Osłupiały Justin zamrugał parę razy oczami.
- Och, może nagle nie pamiętasz?- prychnęła dziewczyna.- "Kayle, ostatnią rzeczą jakiej bym chciał w swoim życiu to ryczący bachor." , "Kay...Jestem skurwielem, który nie potrafi kochać i nie chce być kochanym. Nigdy nie dam Ci powodu byś miała żywić do mnie jakiekolwiek uczucie, a jeśli przegrasz, po prostu spakuj się i odejdź."- Carter naśladowała rozmówcę, dławiąc się własnymi łzami.- Jak miałam się zachować, kiedy te słowa każdego wieczoru, przed zaśnięciem, dźwięczały mi w uszach?
- Wyciągnęłaś to z kontekstów- mruknął szatyn, chcąc mieć jakikolwiek argument na usprawiedliwienie swojego szczeniackiego i prostackiego zachowania.
- Po prostu po pewnym czasie, kulki zaczynają się zderzać...- odburknęła brązowooka, dopiwszy herbatę do końca.
- Nie wierzę...- Justin pokręcił głową, przygryzając wewnętrzną stronę swojego policzka.- Naprawdę sądzisz, że kazałbym Ci odejść? - zaśmiał się, choć wcale nie było mu do śmiechu.
- Dla mnie znaki były jasne- Kayle odparła stanowczo, po czym wstała od stołu i ruszyła w kierunku zlewu, aby umyć po sobie kubek.
W kuchni nastąpiła cisza- pomijając cichy szloch brunetki, który nie potrafił dać Bieberowi spokoju. Znowu przez niego płakała, a on znowu zaczął zadawać sobie pytanie, dlaczego zakochał się w kimś komu nie potrafił dać szczęścia; w kimś kto był zbyt delikatny by odeprzeć jego ataki. Jednocześnie, Justin przypomniał sobie, że spośród setek dziewczyn, które spotkał na swojej drodze, tylko Kayle miała w sobie to coś, co od razu go do niej przyciągnęło. Dzięki temu "czemuś", powoli wariował, choć wcale tego nie zauważał. Dopiero gdy Carter odeszła, zdał sobie sprawę, że była lekiem na całe zło, a przecież świat to piekło, przez które trzeba przejść jeszcze za życia.
- Kay, posłuchaj...- westchnął, stanąwszy za dziewczyną.- Bóg obdarza ludzi dzieckiem, z nadzieją, że oboje zaopiekują się nim najlepiej jak będą umieli. Że nauczą go kochać, wierzyć, żyć zgodnie z prawami...- powiedział cicho, a następnie pogłaskał brązowooką po plecach. - A ja nie potrafiłbym tego zrobić, bo nie miałem wzorca... Najgorsze co mógłbym zrobić to spękać i spieprzyć w siną dal, tak jak mój ojciec... Staram się zastąpić go w życiu Juliana, ale to trudniejsze niż może Ci się wydawać. Wypruwam sobie flaki dla tego dzieciaka, ale to i tak jest jak grochem o ścianę.
- Dobrze wiesz, że to co mówisz jest kompletną nieprawdą...- mruknęła Kayle, zerknąwszy na towarzysza przez ramię. - Jeśli się kogoś nie kocha, nie robi się ze swojego życia bagna, tylko po to by temu komuś żyło się lepiej...- pociągnęła nosem.- Jesteś odpowiedzialny za swojego brata bardziej niż Ci się wydaje... I jestem pewna, że on jest tego świadom. Dajesz mu nawet więcej niż dałby mu wasz ojciec...
- W takim razie gówniany ze mnie autorytet skoro miałem już niejedną okazję by odebrać Juliana z policji bo kilkakrotnie okradł sklep...- westchnął, spuściwszy wzrok na kafelki, które wydawały się być ciekawsze niż kiedykolwiek wcześniej.- Wiesz jak bolało kiedy po raz pierwszy ujrzałem tego dzieciaka nawalonego jak dzika świnia?!
W kuchni znowu nastąpiła cisza. Kayle zwyczajnie nie miała pojęcia co powinno wypłynąć z jej ust, aby podnieść Justina na duchu, jednak wiedziała, że podchodził do siebie zbyt surowo.
- To nie ty, a ja nie dojrzałam do bycia rodzicem- oznajmiła ze skruchą w głosie.
- Boże...- westchnął zszokowany Justin.- Gdybym tylko wiedział... Nie pozwoliłbym Ci usunąć tej ciąży.
Brunetka pokręciła przecząco głową i odwróciła się przodem do szatyna. Jej wyraz twarzy mówił wszystko- przynajmniej jemu bo znał ją przecież na wylot.
- Nie chciałam tego dziecka... Codziennie budziłam się ze świadomością, że rozwija się we mnie potwór, który zniszczy moje życie- wychlipała dziewczyna, trzęsąc się od nadmiaru emocji.- Aż na początku trzeciego miesiąca, poszłam na badania... Lekarz powiedział, że wszystko jest w porządku, maluszek rozwija się bardzo dobrze. Spieszyłam się wtedy do pracy, więc kazał mi po weekendzie przyjść na jeszcze jedno badanie. W czasie tego rejsu...- wyszlochała, patrząc na Justina z rozżaleniem.- W czasie tego rejsu doszłam do wniosku, że jakoś to będzie... W końcu nikt nie pokocha mnie w życiu tak mocno jak ta mała istotka, dla której będę całym światem.
Złotowłosy z zaciekawieniem wsłuchiwał się w słowa Carter, nie potrafiąc uwierzyć, że tak wiele działo się za jego plecami. Zawsze myślał, że jako przyjaciele poświęcali sobie jak najwięcej czasu i mówili sobie wszystko- prawie wszystko, biorąc pod uwagę fakt, że ukrywał przed Kayle całą prawdę o swojej rodzinie i pracy.
- Wiesz... Wróciłam do Los Angeles z odmiennym punktem widzenia. Po raz pierwszy położyłam się na tej kozetce z dumą, a nie tak jakbym leżała tam za karę... I wtedy okazało się, że serduszko naszego... To znaczy mojego aniołka- poprawiła się prędko, zakładając, że Justin nie chciał mieć nic z tym wspólnego.- Ono przestało bić...- powiedziała ze smutkiem w oczach, z których samoczynnie lały się łzy. Tak bardzo żałowała wszystkiego co wydarzyło się wcześniej. Los ją pokarał, była tego pewna i nawet nie próbowała zaprzeczyć, że na to nie zasługiwała.
- Kay...- wyszeptał przerażony chłopak, przyciągnąwszy do swojego torsu zapłakaną brunetkę. - Może tak po prostu miało być... Może nasze maleństwo nie miało przyjść na świat. Nie teraz, nie w tym momencie...- przesunął wierzchem dłoni po mokrym policzku dziewczyny. Obecna okoliczność, choć licha, była dla niego wyjątkowa. Znów trzymał w objęciach Kayle- jego Kayle. Przestań, stop, ona już od dawna nie jest Twoja, Justin skarcił siebie w myślach, oparłszy się nosem o czubek głowy brązowookiej i zaciągnąwszy się zapachem jej włosów.
Podobała mu się. Poprawka. Kochał ją, ale obawiał się, że ta miłość działała tylko w jedną stronę.
Słysząc ciężki, choć miarowy oddech dziewczyny, pogłaskał ją po kościstych plecach. Czy to możliwe by schudła jeszcze bardziej?
- Pora spać...- westchnął, spojrzawszy na swój lewy nadgarstek, na którym był upięty złoty zegarek od Carter'a. Dochodziło wpół do trzeciej. Mniej wpływowi i zamożni mieszkańcy miasta wkrótce mieli wstać, ponarzekać na to jak bardzo są niewyspani, a potem musieli pójść do pracy, mimo że była sobota.
Wszedł do sypialni,ściągnął z łóżka kremową, wełnianą narzutę i z przyzwyczajenia rzucił ją na ziemię. Od wyprowadzki Kayle, Justin nabył kilka nowych, niekoniecznie miłych dla oczu nawyków.
- Chcesz żeby się skulkował?- dziewczyna zapytała z wyrzutem, a potem podniosła z podłogi koc.
- Daj spokój. To chyba najstarszy klamot w tym mieszkaniu...- mruknął chłopak wyciągnąwszy rzecz z rąk towarzyszki- dla świętego spokoju, odłożył ją na fotel. Carter wzruszyła ramionami. Chyba miała większe przywiązanie sentymentalne do tej narzuty niż mogłaby się spodziewać- w końcu pierwszą, wspólną noc z Bieberem przespała właśnie pod nią.
Szatyn chwycił swoją kołdrę oraz poduszkę, a następnie skierował się ku wyjściu z pokoju.
- Dokąd się wybierasz?- zapytała zdziwiona brunetka.
- Prześpię się w salonie na kanapie- odparł, wskazując ręką w stronę wspomnianego pomieszczenia.
- Jeżeli ktoś z nas ma tam spać, to będę to ja...- Kayle podważyła wypowiedź Justina.
- Nie ma mowy- pokręcił przecząco głową, podciągając wyżej ciągnącą się po ziemi kołdrę.
- W takim razie, możemy oboje spać w sypialni, o ile nie masz nic przeciwko...- wymamrotała niepewnie, nie wiedząc nawet czy Bieber nie ma już kogoś innego. Całkiem sporo czasu minęło od ich rozstania, mimo że tak naprawdę nigdy nie byli razem. Z drugiej strony, gdyby w życiu Justina była inna dziewczyna, w mieszkaniu nie wisiałyby już ich wspólne zdjęcia.
- Jasne- przytaknął i położył się po swojej stronie materaca.
Wkrótce po tym, brunetka również weszła do łóżka- do swojego łóżka, w którym, wbrew pozorom, czuła się bezpieczniej niż gdziekolwiek indziej. Wykorzystując resztki mocy, sięgnęła do wyłącznika nocnej lampki rozświetlającej całą sypialnię, a potem przyłożyła głowę do chłodnej poduszki.
- Dobranoc- powiedziała cicho. Nie miała już siły w krtani aby wypowiedzieć coś na głos. Cała ta rozmowa i ten płacz w kuchni ją zmęczyły- tym bardziej że była po szesnastogodzinnym locie.
- Dobranoc- wyszeptał Justin i przymknął sklejone sennością powieki, choć nie przypuszczał by mógł spać tej nocy. Obecność Kayle wciąż była dla niego jedną, wielką niewiadomą, dlatego bał się oddać w objęcia Morfeusza, ażeby nie obudzić się rano w pustym łóżku.
Długo rozglądał się wokół, by znaleźć w końcu jakiś punkt zaczepienia dla oka. Na szczęście rolety w oknie były zaciągnięte do połowy, dlatego też mógł patrzeć w czarne, nocne niebo, które ozdabiał księżyc w nowiu. Deszcz najprawdopodobniej ustąpił, bowiem szatyn nie słyszał ani nie widział kropel uderzających o szybę, choć równie dobrze mógł po prostu zmienić się kierunek wiania wiatru. Bieber wolał jednak wmówić sobie, że było już po wszystkim, bo przecież po deszczu przychodzi słońce. Fakt, pocieszał się jak tylko mógł, ale jakoś musiał odgonić myśli o sześciu miesiącach, które stracił i których już nigdy nie odzyska. Mimo wszystko, Justin wciąż łudził się, że Kayle zależało na nim choć odrobinę. Gdyby tak nie było, nie zastałby jej pod swoimi drzwiami. Tak długo jak pamięć go nie myliła, to Carter nie chciała mieć z nim nic wspólnego, zarzuciła mu najgorsze grzechy świata i wyznała mu, że najzwyczajniej w świecie się go bała. Więc dlaczego wróciła, zadał sobie pytanie.
- Śpisz?- zapytała dziewczyna, westchnąwszy głośno.
- Nie...- sapnął, przewróciwszy się z boku na bok, aby mieć widok na towarzyszkę leżącą obok.- Jakoś nie mogę zasnąć...
- Ja też nie... Za zimno mi w nogi- zakomunikowała, zacząwszy mimowolnie zgrzytać zębami.
Złotowłosy podniósł się do pozycji siedzącej i wsunął dłonie pod kołdrę Kayle. Bez trudu odnalazł po omacku jej drobne, wychłodzone stopy, z których natychmiastowo ściągnął skarpetki. Okrężnym ruchem palców zaczął masować okolice podbicia- tak jak Carter zawsze lubiła.
- O czym myślisz?- jęknęła, oparłszy się plecami o dużą, obficie wypchaną pierzem poduszkę.
- O dzisiejszym dniu... Sporo się wydarzyło- mruknął szatyn, uśmiechnąwszy się pod nosem. Wstając o poranku, nie spodziewał się takiego biegu wydarzeń.
- Doprawdy?- Kayle zagadnęła z zaciekawieniem, rozkoszując się ciepłymi dłońmi Biebera.
- Najpierw urodziny Prestona, a potem ty...- odparł nieśmiało, licząc, że brunetka nie będzie drążyła na temat swojego niespodziewanego powrotu.
- On zginął przez mafię, prawda?- zadała pytanie, którego Justin w ogóle się nie spodziewał.
Nie kłam, stary nie kłam, chłopak powtarzał sobie w myślach, analizując za i przeciw przyznania Carter prawdy.
- Tak- dał odpowiedź po krótkiej chwili namysłu.
- Nadal zajmujesz się tym...- zaczęła, a zaraz potem zawahała się nad doborem odpowiedniego słownictwa.- No wiesz... Tymi interesami?- dwa ostatnie słowa zostały mocno zaakcentowane, tak jakby Kayle koniecznie chciała je podkreślić.
- Nie, skończyłem już z tym gównem...- odpowiedział z pawią dumą. Z każdą chwilą potencjalnej wolności czuł się lepiej niż to sobie wcześniej wyobrażał.
- A podobno to nie takie proste...- w ironiczny sposób przytoczyła ostatnią rozmowę ze złotowłosym, kiedy byli we Florence-Graham.
- Nikt nie mówi, że było łatwo- zauważył szatyn.- Kosztowało mnie to sporo nerwów i wysiłku...- dodał po chwili, jakby chcąc wzbudzić w brunetce litość.
- Opowiesz mi o tym?- poprosiła; ton jej głosu zdradzał pewnego rodzaju ciekawość.
Justin zachichotał, pokręcił głową, a zaraz potem spuścił ją do dołu. Nie był pewien czy powinien zdradzić prawdę Kayle, mimo że bardzo chciał by o wszystkim wiedziała. Nadal nie znał okoliczności, dla których wróciła do Los Angeles; nie wiedział czy planowała to od dłuższego czasu, czy może była to absolutnie spontaniczna wizyta. Nie wiedział też czy nadal mógł jej ufać tak jak kiedyś. Barret pogniewałby się gdyby doszła do niego informacja o wydaniu "Daredevils"- o zgrozo- natychmiastowo zabiłby Biebera, nie wspominając już o Carter!
- Miałem siedemnaście lat gdy wstąpiłem do gangu...- oświadczył; serce zaczęło walić mu w piersi, tak jakby historię swojego życia musiał przeżyć po raz drugi. Zwyczajnie nie miał już siły po pięciu latach użerania się z kryminalistami i największymi zbirami, o których ludzkość słyszała- to prawda znał ich; nawet budził w nich respekt, ale to nie zmieniało faktu, że nie chciał obracać się w ich kręgach.
- Wiesz, że musisz to zatrzymać tylko dla siebie?- zapytał, chcąc się upewnić, że powierzony Kayle sekret nie wyjdzie poza to mieszkanie.
- Spokojnie. Już raz obiecałam to Jordanowi- odparła dziewczyna, chcąc rozwiać obawy złotowłosego.
Przytaknąwszy, brązowooki postanowił kontynuować.
- Preston nas w to wciągnął... Z początku była to tylko zabawa, ale potem...- urwał na moment.- Potem szef odkrył w naszej trójce ogromny potencjał. Całkiem szybko wspięliśmy się na sam szczyt; nie ma się czym chwalić, ale byliśmy liderami na arenie międzynarodowej. Dla bezpieczeństwa działaliśmy pod innymi nazwiskami. Preston pracował jako Chase Hunter, Jordan jako Frank Meyers...
- A ty?- przerwała Justinowi w połowie zdania.
- Nazywałem się Jason McCann- odpowiedział.
Kayle przytaknęła niemrawo, nie potrafiąc wyobrazić sobie wielu rzeczy. Parę razy przyrównywała sobie nawet twarz szatyna do jego "drugiej" tożsamości, ale to było coś całkiem innego od aktorów, którzy wcielają się w swoje filmowe postacie i są rozpoznawani błędnie po nazwisku. Do Justina to kategorycznie nie pasowało.
- Jason...- mruknęła cicho, nadal trawiąc poszczególne informacje. - Jak to możliwe, że na sfałszowanych dokumentach przekraczaliście granice?- uniosła do góry brew w zaciekawieniu.
- Były autentyczne- odparł z drobnym rozbawieniem, beztrosko wzruszywszy ramionami.- Ci mężczyźni, pod których się podszywaliśmy, już nie żyją. Szukanie w bazie osoby podobnej do Ciebie pod kątem wizualnym, wiekowym i ogólnie pochodzeniowym, to dość długi i żmudny proces... Tym bardziej, że musisz zdobyć jej dokumenty zanim rodzina zgłosi ją do urzędu jako nieboszczyka.
Z ust dziewczyny wyrwał się cichy odgłos zaskoczenia.
- Choć bywa i tak, że przed akcjami chirurdzy plastyczni odlewają dla Ciebie maskę, żebyś w stu procentach przypominał kogoś ze zdjęcia na paszporcie...
- To ryzykowne...- wzdrygnęła się; zimny dreszcz przebiegł przez jej drobne ciało.
- Nie tak bardzo jak napad na bank, napad na siedzibę innej, dobrze postawionej mafii czy zamach na metro- wyznał z zażenowaniem przeradzającym się w gniew. Justin był na siebie wściekły za to, że miał czelność aby wyrządzić tyle zła niewinnym ludziom. Najgorsze było jednak to, że nie mógł winić nikogo innego niż siebie.
- Napad na bank?- bąknęła brązowooka.- Czy napadłeś na bank Tamtej nocy w Londynie?- zapytała, zaskakując Biebera swoim perfekcyjnym wiązaniem faktu z faktem.
- Między innymi...- przyznał kiwając głową.
- A zamach?- kontynuowała.
- Również miał miejsce w Londynie...
- Ten sprzed ponad tygodnia?- Kayle rozdziawiła usta, nie mogąc uwierzyć, że opowieść szatyna miała miejsce w rzeczywistości.
- Właśnie ten...- sapnął z lekkim znudzeniem, obserwując reakcje zmieniające się na twarzy dziewczyny, średnio co piętnaście sekund.
- Czyli jednak...- mruknęła, założywszy za ucho kosmyk swoich gęstych włosów, który od paru minut mocno ją irytował.
- Czyli jednak co?- zagadnął złotowłosy.
- Mogłam Cię widzieć w Londynie...- odparła, patrząc się prosto w oczy Justina. Zarówno Carter jak i Bieber nie potrzebowali światła by spoglądać na siebie w nocnym mroku. Znali siebie na pamięć; każde szczegóły na twarzy- nawet te, których inni ludzie nigdy nie dostrzegali.
- Byłaś tam?!- szatyn niemalże wykrzyczał- był zaskoczony, zły i podekscytowany na raz.
- Tam teraz mieszkam...- wyznała, czego pożałowała gdy tylko w jej myślał pojawił się Thane. Pewnie akurat siedział w domu i po raz setny próbował dodzwonić się do niej, a zamiast tego łączono go z automatyczną sekretarką. Nie, to nie w jego stylu, odezwał się głos w głowie Kayle. Znając życie Reyes był w pracy i sądził, że jego dziewczyna spędzała swój wolny czas w domu, z Sarah, a nie w Los Angeles z szanownym Justinem Bieberem, którego imię działało na niego jak kubeł lodowatej wody. - Miałeś czarny plecak w dniu zamachu?- zapytała bez entuzjazmu. Usiłowała sobie przypomnieć- ale pamięć ją zawiodła- w co był ubrany Ten wysoki chłopak, za którym podążała jedną z tych ciemnych, nieoświetlonych uliczek.
- Miałem- przyznał.
- A więc to byłeś ty...- wyszeptała zszokowana, nie mogąc uwierzyć, że nie poznała Justina pośród chłopaków, którzy tylko łudząco go przypominali.
- Nie- pokręcił głową.- To był Jason McCann- szatyn odparł stanowczym głosem. Chciał jakoś usprawiedliwić swój bezwzględny tok myślenia, jaki towarzyszył mu w owym czasie. Może nie myślał wtedy do końca trzeźwo, a może widział to jako jedyną drogę ku wolności od gangu; sam już nie wiedział.
- Ale teraz nie ma już Jasona, prawda?- Kayle zapytała ze zdezorientowaniem, wyswobodziwszy swoje ogrzane stopy z dłoni towarzysza.
- Tylko czasami... Tak łatwo się go nie pozbędę- westchnął, przejeżdżając dłonią po śliskim materiale satynowej pościeli.
- A teraz jest?
- Chyba tak- zaśmiał się szatyn, świdrując wzrokiem towarzyszkę.
Czas wydawał się cofnąć; może nawet aż o rok, kiedy wszystko było niemalże idealne. Rozmowa- mimo niewygodnego tematu- była swobodna, jak zwykle poprzeplatana różnymi subtelnymi żartami. Bez wątpienia brakowało tego im obojgu.
- Witam, Jason McCann- brązowooki wyciągnął rękę w kierunku rozbawionej dziewczyny.
- Miło mi Pana poznać Panie McCann- zachichotała cicho, powstrzymując się od parsknięcia śmiechem.- Jestem Kayle Carter...
- Czy mógłbym Pani mówić po imieniu?- Justin zapytał szarmancko, po czym delikatnie ucałował dłoń towarzyszki.
- Ależ proszę...- odpowiedziała całkiem poważnie, choć aktorka była z niej marna.
Nieoczekiwanie, w sypialni narodziła się cisza. Uwagę złotowłosego przyciągnęły jego własne myśli, które toczyły bój w jego głowie. "Nie rób tego"- usłyszał cichy szept sumienia. "Do cholery, na co czekasz? Aż znowu odejdzie?!"- odezwał się donośniejszy głos, który też raczej należał do sumienia, bo niby czego innego?
- Kayle...- szatyn jęknął niepewnie.
- Tak?- podniosła do góry głowę.
- Zakochaj się we mnie...- palnął prosto z mostu, nie mogąc już znieść swoich bijących się myśli.
Nie odpowiedziała od razu; czuła się rozdarta, a poza tym nie wiedziała czy brązowooki mówił to na poważnie czy może tylko dla zabawy. Sekundy upływały, a atmosfera w pokoju robiła się coraz bardziej niepokojąca i napięta. Płonąca od nerwów twarz Justina wyrażała jednocześnie nadzieję i sceptycyzm.
- Przykro mi Jason...ale...- westchnęła Kayle, błądząc wzrokiem po nagich ścianach pomieszczenia.- ... moje serce należy już do innego mężczyzny.
Z ust brunetki wydobył się niekontrolowany jęk, a zaraz po tym po klatce schodowej rozległo się echo cichego szlochu, które wyrwało z transu zamyślonego Biebera. Brązowooki przykucnął przed Kayle, na co ona przylgnęła swoim drobnym ciałem, do zimnej ściany, najbliżej jak tylko to było możliwe. Bała się; bała się o swoje bezpieczeństwo, bała się przeszłości, z którą ponownie próbowała się zmierzyć i bała się Justina, który wciąż milczał. Cisza panująca wokoło była tak niepokojąca, że myśli Carter wydawały się krzyczeć i błagać o pomoc.
- Shhh...- wyszeptał szatyn, spoglądając na dziewczynę zatroskanym wzrokiem. Nie mogła tego nie zobaczyć- światło padające z wewnątrz mieszkania doskonale oświetlało twarz Biebera. - Dlaczego mi nie powiedziałaś?- chłopak zapytał z żalem, próbując odnaleźć się w tak niepasującym do siebie zestawieniu emocji. Towarzyszyły mu: smutek, złość, zdezorientowanie, a także radość i spokój z powodu powrotu Kayle.
- J-ja... Ja... J-ja- wyjąkała, próbując przypomnieć sobie ciąg wytłumaczeń, które układała w swojej głowie siedząc na tej zimnej klatce schodowej przez parę godzin, lecz jedyną rzeczą tkwiącą w tym momencie w jej myślach było powtarzanie sobie czynności wdech-wydech.
Nie trudno było Justinowi dostrzec zdenerwowanie i przerażenie na twarzy Carter- tym bardziej, że znał ją nie od wczoraj.
- Kay... Spokojnie...- wyszeptał, gładząc dziewczynę po ramieniu. Marynarka, którą miała na sobie była do cna przemoknięta, tak jak reszta jej odzieży.- Jesteś zmarznięta i potrzebujesz suchych ubrań... Weźmiesz gorący prysznic, a potem opowiesz mi o wszystkim, dobrze?- powiedział brązowooki, wprowadzając do mieszkania, sparaliżowaną przez stres, towarzyszkę.
- Jus...- zaczęła szorstkim głosem, poczuwszy suszę w gardle.
Szatyn pośpiesznie zwolnił uścisk z kościstego ramienia brunetki, zdając sobie nagle sprawę, jak bardzo mogło to być dla niej niezręczne.
- Wybacz- spojrzał na Kayle przepraszającym wzrokiem, drapiąc się po karku.
- Chciałam Ci tylko powiedzieć, że moja walizka została na klatce- dopowiedziała, spostrzegłszy zmieszanie na twarzy Biebera.
- Ach tak...- przytaknął nieśmiało i wychylił się przez próg, by po krótkiej chwili wciągnąć na przedpokój mały, srebrny neseserek z nadrukiem loga firmy lotniczej, dla której pracowała Carter. - Masz jakieś ciuchy na zmianę?- zapytał, zamknąwszy drzwi na klucz.
- Właściwie to nie- odparła dziewczyna. Niewiele miała w swoim kuferku: bieliznę, dwie koszulki, parę spodni oraz kosmetyki, dlatego też szczerze wątpiła by mogła się rozgrzać w takich ubraniach.
- Damy radę- westchnął złotowłosy, posyłając brunetce nikły uśmiech.- Wskocz pod prysznic, a ja pójdę poszukać czegoś co będzie na Ciebie w miarę dobre... Wiesz gdzie są ręczniki, prawda?- zapytał bardziej z grzeczności, aniżeliby się upewnić. To miejsce, przez dwa lata, było domem dla Kayle i dopóki tu mieszkała, ona trzymała wszystko w ryzach.
- Tak- odparła krótko, czując na sobie spojrzenie Justina. Przez krótką chwilę miała nawet obawy by podnieść wzrok, jednak szybko zwyciężyła ciekawość widoku jego twarzy. Ku zdziwieniu Carter, brązowooki stał równie zmieszany jak ona sama.
- Idź...- ponaglił ją ciepłym, troskliwym głosem.- Zaraz przyniosę Ci ciuchy i zostawię je przed łazienką.
Zniknąwszy za drzwiami do sypialni, szatyn usiadł na łóżku i uszczypnął się mocno w rękę, nie mogąc uwierzyć w otaczającą go rzeczywistość. Czasami zastanawiał się jakby to było, gdyby Kayle wróciła, lecz nigdy nie podejrzewałby, że stanie się to właśnie tak, a już na pewno nie w najbliższym czasie. To było zbyt piękne ażeby zostało uznane za prawdziwe.
Bieber uszczypnął się w przedramię po raz drugi, a potem trzeci i czwarty. Wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku. Tylko jedna rzecz budziła w nim niepokój; brunetka, którą właśnie starał się ugościć, zupełnie nie przypominała jego Kayle- przecież ona nigdy nie miała tak zapadniętych policzków i podpuchniętych oczu. Czyżby wyobraźnia płatała mu figle? Złotowłosy miał wrażenie, że to wyjątkowo realistyczny sen; że obudzi się z morderczym kacem i szczypiącym w piersi sercem- tak jakby oblano je octem. Nie chciał by coś takiego spotkało go jutro rano. Nie po tym jak przez pół roku cierpiał z powodu odejścia Carter.
Strumienie wody uderzające o brodzik w łazience nagle ucichły, co wyrwało Justina z transu. Szczerze, nie miał pojęcia ile czasu przesiedział w bezczynności; myśli totalnie go pochłonęły. Jednak znając Kayle, musiało to trwać dość długo. Odkąd pamiętał, kąpiele zajmowały jej sporo czasu i śmiał teraz wątpić by nastąpiła jakakolwiek zmiana w tej kwestii.
Podszedł do komody i otworzył pierwszą szufladę od dołu. Było w niej wszystko to, czego Carter zapomniała spakować podczas wyprowadzki: niekompletna bielizna, dresowe spodnie, złoty naszyjnik, czerwony lakier do paznokci i jej ulubiona książka, którą całkiem niedawno szatyn odnalazł pomiędzy ścianą, a zagłówkiem łóżka.
Pochwyciwszy szare dresy, pośpiesznie wyciągnął ze swojej szafy ciepłą, siwą bluzę OBEY'a oraz wełniane skarpety- będące nieudanym prezentem od Pattie- a następnie położył je pod drzwiami do łazienki.
- Justin, jesteś tu?- zapytała dziewczyna.
- Akurat przechodziłem- skłamał, choć wiedział, że nie powinien. Kayle nie zasługiwała na ani jedno kłamstwo więcej; już wystarczająco wiele razy powiedział jej o czymś, co tak naprawdę mijało się z prawdą. - Coś się stało?
- Masz coś profilaktycznego przeciwko przeziębieniu?- jęknęła, a zaraz po tym kichnęła cztery razy pod rząd.
- Na zdrowie!- zachichotał chłopak, opierając się ramieniem o chłodną ścianę.- Obawiam się, że nie mam żadnego leku, ale zaraz coś wykombinuję...- oznajmił ze stoickim spokojem, wypuściwszy głośno powietrze z ust.
Justin wybył do kuchni, zanim okryta ręcznikiem Carter wyszła na korytarz po ciuchy. Zwyczajnie nie chciał by poczuła się niekomfortowo.
- A więc jak to było?- wymruczał cicho pod nosem, próbując przypomnieć sobie przepis na rozgrzewający napój dla brunetki.
Uzbierawszy wszystkie składniki, szatyn wyciągnął na blat drewnianą deskę do krojenia oraz ostry nóż. Woda w niewielkim garnuszku powoli zaczynała bulgotać, co zmusiło chłopaka do zwiększenia obrotów, choć wiedział, że nie było to najlepszym pomysłem; praca w kuchni nigdy nie była jego mocną stroną.
Kiedy posiekał czosnek oraz imbir i oczyścił z nasion papryczkę chilli, wrzucił je do gotującego się wrzątku. W mieszkaniu aż huczało od pracującego okapu, obijanych o siebie naczyń i krzątającego się po kątach Biebera. Brązowooki był tak bardzo zaangażowany robieniem herbaty, że nawet nie spostrzegł wyjścia Kayle z łazienki. Dziewczyna po cichu maszerowała do kuchni, obracając się na różne strony. Była ciekawa jak wiele rzeczy zmieniło swoją dotychczasową lokalizację od czasu jej wyprowadzki, albo czy nie zastąpiono ich innymi meblami. Wszystko wydawało się być na swoim miejscu, nawet zdjęcia... Ich wspólne zdjęcia, które wysiały w korytarzu, na ścianie w nienaruszonym stanie. A jednak byłam szczęśliwa, pomyślała brunetka, głaszcząc palcem fotografię na której była przewieszona przez plecy Justina. Oboje śmiali się, wygłupiali i zachowywali tak jakby miało nie być jutra. W pewnym momencie, oczy Carter zaszły dziwną mgłą, jakby miała się rozpłakać, lecz pokręciła przecząco głową i podążyła za mocnym, dość charakterystycznym zapachem.
- Co robisz?- zapytała, cichym głosem.
- Usiądź, zaraz podam Ci lekarstwo- oznajmił złotowłosy, wlawszy miksturę do dużego kubka, do którego wkropił jeszcze całą cytrynę, dodał suszonego tymianku oraz czubatą łyżkę miodu.
Kayle spełniła prośbę towarzysza i niepewnie zasiadła do stołu.
- Proszę, wypij póki gorące- uśmiechnął się lekko, postawiwszy herbatę przed brunetką.
- Dziękuję- kiwnęła głową, a następnie wzięła pierwszego łyka, po którym usta samoistnie skrzywiły jej się w grymasie.- Co to jest?!
- Ostre, co?- zachichotał szatyn, ścierając ręcznikiem ubrudzony blat.- Wypij całe... Przez pierwsze pół godziny będziesz czuła się jakbyś była żywym płomieniem ognia, ale potem wszystkie objawy przeziębienia znikną...
- To przepis jakiegoś szamana?- zażartowała dziewczyna, pocierając chłodnymi dłońmi o ciepły kubek.
- Nie, mojej mamy- odparł Bieber, na co Carter natychmiastowo spoważniała.
- Przepraszam- bąknęła, odstawiając naczynie na stół. Było jej niezmiernie głupio za te słowa.
- W porządku, już przywykłem- wzruszył ramionami i usiadł naprzeciwko towarzyszki. Nie potrafił patrzeć jej prosto w twarz, dlatego utkwił wzrok w swoich, okaleczonych po akcji w londyńskim metrze, dłoniach. Brązowooki nawet nie wiedział kiedy nabawił się tych wszystkich zadrapań, chociaż ta informacja nie miała dla niego większego znaczenia. - Ledwo co wiązaliśmy koniec z końcem, dlatego nie było środków na takie wydatki. Poza tym mama uważa, że to naturalny antybiotyk- Justin zaśmiał się nerwowo, próbując rozluźnić atmosferę, którą sam napinał.
- Każda matka chce dla swojego dziecka jak najlepiej...- westchnęła dziewczyna, w namyśle zamieszawszy herbatę okrężnym ruchem ręki.
- Zdążyłaś poczuć ten instynkt?- złotowłosy usłyszał, że drży mu głos. Był cholernie ciekaw tego co Kayle miała mu do powiedzenia, jednak znał ją wystarczająco długo by wiedzieć, że nie była ona typem, który wyśpiewa mu całą prawdę z własnej woli. Co więcej, przeczuwał, że ta rozmowa będzie musiała się odbyć bardziej w formie policyjnego przesłuchania niż po dobroci.
- Nie chciałam go poczuć- Carter pokręciła przecząco głową.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Że nie byłam w stanie pokochać kogoś kto oddalał mnie od wszystkiego co miałam!- brunetka ryknęła głośno. Nawet nie chciała spróbować uciszyć tonu swojego głosu. Nareszcie, ta pieprzona bezradność zaczęła spływać z jej duszy- tak, jakby nagle po kilku miesiącach odnalazła ujście.
- Od pracy, poza domem przez 5 dni w tygodniu?- zironizował Bieber, nie mogąc połapać się w przenośniach płynących z ust rozmówczyni.
- Nie! Od Ciebie!- krzyknęła, uderzywszy pięścią w stół.
Osłupiały Justin zamrugał parę razy oczami.
- Och, może nagle nie pamiętasz?- prychnęła dziewczyna.- "Kayle, ostatnią rzeczą jakiej bym chciał w swoim życiu to ryczący bachor." , "Kay...Jestem skurwielem, który nie potrafi kochać i nie chce być kochanym. Nigdy nie dam Ci powodu byś miała żywić do mnie jakiekolwiek uczucie, a jeśli przegrasz, po prostu spakuj się i odejdź."- Carter naśladowała rozmówcę, dławiąc się własnymi łzami.- Jak miałam się zachować, kiedy te słowa każdego wieczoru, przed zaśnięciem, dźwięczały mi w uszach?
- Wyciągnęłaś to z kontekstów- mruknął szatyn, chcąc mieć jakikolwiek argument na usprawiedliwienie swojego szczeniackiego i prostackiego zachowania.
- Po prostu po pewnym czasie, kulki zaczynają się zderzać...- odburknęła brązowooka, dopiwszy herbatę do końca.
- Nie wierzę...- Justin pokręcił głową, przygryzając wewnętrzną stronę swojego policzka.- Naprawdę sądzisz, że kazałbym Ci odejść? - zaśmiał się, choć wcale nie było mu do śmiechu.
- Dla mnie znaki były jasne- Kayle odparła stanowczo, po czym wstała od stołu i ruszyła w kierunku zlewu, aby umyć po sobie kubek.
W kuchni nastąpiła cisza- pomijając cichy szloch brunetki, który nie potrafił dać Bieberowi spokoju. Znowu przez niego płakała, a on znowu zaczął zadawać sobie pytanie, dlaczego zakochał się w kimś komu nie potrafił dać szczęścia; w kimś kto był zbyt delikatny by odeprzeć jego ataki. Jednocześnie, Justin przypomniał sobie, że spośród setek dziewczyn, które spotkał na swojej drodze, tylko Kayle miała w sobie to coś, co od razu go do niej przyciągnęło. Dzięki temu "czemuś", powoli wariował, choć wcale tego nie zauważał. Dopiero gdy Carter odeszła, zdał sobie sprawę, że była lekiem na całe zło, a przecież świat to piekło, przez które trzeba przejść jeszcze za życia.
- Kay, posłuchaj...- westchnął, stanąwszy za dziewczyną.- Bóg obdarza ludzi dzieckiem, z nadzieją, że oboje zaopiekują się nim najlepiej jak będą umieli. Że nauczą go kochać, wierzyć, żyć zgodnie z prawami...- powiedział cicho, a następnie pogłaskał brązowooką po plecach. - A ja nie potrafiłbym tego zrobić, bo nie miałem wzorca... Najgorsze co mógłbym zrobić to spękać i spieprzyć w siną dal, tak jak mój ojciec... Staram się zastąpić go w życiu Juliana, ale to trudniejsze niż może Ci się wydawać. Wypruwam sobie flaki dla tego dzieciaka, ale to i tak jest jak grochem o ścianę.
- Dobrze wiesz, że to co mówisz jest kompletną nieprawdą...- mruknęła Kayle, zerknąwszy na towarzysza przez ramię. - Jeśli się kogoś nie kocha, nie robi się ze swojego życia bagna, tylko po to by temu komuś żyło się lepiej...- pociągnęła nosem.- Jesteś odpowiedzialny za swojego brata bardziej niż Ci się wydaje... I jestem pewna, że on jest tego świadom. Dajesz mu nawet więcej niż dałby mu wasz ojciec...
- W takim razie gówniany ze mnie autorytet skoro miałem już niejedną okazję by odebrać Juliana z policji bo kilkakrotnie okradł sklep...- westchnął, spuściwszy wzrok na kafelki, które wydawały się być ciekawsze niż kiedykolwiek wcześniej.- Wiesz jak bolało kiedy po raz pierwszy ujrzałem tego dzieciaka nawalonego jak dzika świnia?!
W kuchni znowu nastąpiła cisza. Kayle zwyczajnie nie miała pojęcia co powinno wypłynąć z jej ust, aby podnieść Justina na duchu, jednak wiedziała, że podchodził do siebie zbyt surowo.
- To nie ty, a ja nie dojrzałam do bycia rodzicem- oznajmiła ze skruchą w głosie.
- Boże...- westchnął zszokowany Justin.- Gdybym tylko wiedział... Nie pozwoliłbym Ci usunąć tej ciąży.
Brunetka pokręciła przecząco głową i odwróciła się przodem do szatyna. Jej wyraz twarzy mówił wszystko- przynajmniej jemu bo znał ją przecież na wylot.
- Nie chciałam tego dziecka... Codziennie budziłam się ze świadomością, że rozwija się we mnie potwór, który zniszczy moje życie- wychlipała dziewczyna, trzęsąc się od nadmiaru emocji.- Aż na początku trzeciego miesiąca, poszłam na badania... Lekarz powiedział, że wszystko jest w porządku, maluszek rozwija się bardzo dobrze. Spieszyłam się wtedy do pracy, więc kazał mi po weekendzie przyjść na jeszcze jedno badanie. W czasie tego rejsu...- wyszlochała, patrząc na Justina z rozżaleniem.- W czasie tego rejsu doszłam do wniosku, że jakoś to będzie... W końcu nikt nie pokocha mnie w życiu tak mocno jak ta mała istotka, dla której będę całym światem.
Złotowłosy z zaciekawieniem wsłuchiwał się w słowa Carter, nie potrafiąc uwierzyć, że tak wiele działo się za jego plecami. Zawsze myślał, że jako przyjaciele poświęcali sobie jak najwięcej czasu i mówili sobie wszystko- prawie wszystko, biorąc pod uwagę fakt, że ukrywał przed Kayle całą prawdę o swojej rodzinie i pracy.
- Wiesz... Wróciłam do Los Angeles z odmiennym punktem widzenia. Po raz pierwszy położyłam się na tej kozetce z dumą, a nie tak jakbym leżała tam za karę... I wtedy okazało się, że serduszko naszego... To znaczy mojego aniołka- poprawiła się prędko, zakładając, że Justin nie chciał mieć nic z tym wspólnego.- Ono przestało bić...- powiedziała ze smutkiem w oczach, z których samoczynnie lały się łzy. Tak bardzo żałowała wszystkiego co wydarzyło się wcześniej. Los ją pokarał, była tego pewna i nawet nie próbowała zaprzeczyć, że na to nie zasługiwała.
- Kay...- wyszeptał przerażony chłopak, przyciągnąwszy do swojego torsu zapłakaną brunetkę. - Może tak po prostu miało być... Może nasze maleństwo nie miało przyjść na świat. Nie teraz, nie w tym momencie...- przesunął wierzchem dłoni po mokrym policzku dziewczyny. Obecna okoliczność, choć licha, była dla niego wyjątkowa. Znów trzymał w objęciach Kayle- jego Kayle. Przestań, stop, ona już od dawna nie jest Twoja, Justin skarcił siebie w myślach, oparłszy się nosem o czubek głowy brązowookiej i zaciągnąwszy się zapachem jej włosów.
Podobała mu się. Poprawka. Kochał ją, ale obawiał się, że ta miłość działała tylko w jedną stronę.
Słysząc ciężki, choć miarowy oddech dziewczyny, pogłaskał ją po kościstych plecach. Czy to możliwe by schudła jeszcze bardziej?
- Pora spać...- westchnął, spojrzawszy na swój lewy nadgarstek, na którym był upięty złoty zegarek od Carter'a. Dochodziło wpół do trzeciej. Mniej wpływowi i zamożni mieszkańcy miasta wkrótce mieli wstać, ponarzekać na to jak bardzo są niewyspani, a potem musieli pójść do pracy, mimo że była sobota.
Wszedł do sypialni,ściągnął z łóżka kremową, wełnianą narzutę i z przyzwyczajenia rzucił ją na ziemię. Od wyprowadzki Kayle, Justin nabył kilka nowych, niekoniecznie miłych dla oczu nawyków.
- Chcesz żeby się skulkował?- dziewczyna zapytała z wyrzutem, a potem podniosła z podłogi koc.
- Daj spokój. To chyba najstarszy klamot w tym mieszkaniu...- mruknął chłopak wyciągnąwszy rzecz z rąk towarzyszki- dla świętego spokoju, odłożył ją na fotel. Carter wzruszyła ramionami. Chyba miała większe przywiązanie sentymentalne do tej narzuty niż mogłaby się spodziewać- w końcu pierwszą, wspólną noc z Bieberem przespała właśnie pod nią.
Szatyn chwycił swoją kołdrę oraz poduszkę, a następnie skierował się ku wyjściu z pokoju.
- Dokąd się wybierasz?- zapytała zdziwiona brunetka.
- Prześpię się w salonie na kanapie- odparł, wskazując ręką w stronę wspomnianego pomieszczenia.
- Jeżeli ktoś z nas ma tam spać, to będę to ja...- Kayle podważyła wypowiedź Justina.
- Nie ma mowy- pokręcił przecząco głową, podciągając wyżej ciągnącą się po ziemi kołdrę.
- W takim razie, możemy oboje spać w sypialni, o ile nie masz nic przeciwko...- wymamrotała niepewnie, nie wiedząc nawet czy Bieber nie ma już kogoś innego. Całkiem sporo czasu minęło od ich rozstania, mimo że tak naprawdę nigdy nie byli razem. Z drugiej strony, gdyby w życiu Justina była inna dziewczyna, w mieszkaniu nie wisiałyby już ich wspólne zdjęcia.
- Jasne- przytaknął i położył się po swojej stronie materaca.
Wkrótce po tym, brunetka również weszła do łóżka- do swojego łóżka, w którym, wbrew pozorom, czuła się bezpieczniej niż gdziekolwiek indziej. Wykorzystując resztki mocy, sięgnęła do wyłącznika nocnej lampki rozświetlającej całą sypialnię, a potem przyłożyła głowę do chłodnej poduszki.
- Dobranoc- powiedziała cicho. Nie miała już siły w krtani aby wypowiedzieć coś na głos. Cała ta rozmowa i ten płacz w kuchni ją zmęczyły- tym bardziej że była po szesnastogodzinnym locie.
- Dobranoc- wyszeptał Justin i przymknął sklejone sennością powieki, choć nie przypuszczał by mógł spać tej nocy. Obecność Kayle wciąż była dla niego jedną, wielką niewiadomą, dlatego bał się oddać w objęcia Morfeusza, ażeby nie obudzić się rano w pustym łóżku.
Długo rozglądał się wokół, by znaleźć w końcu jakiś punkt zaczepienia dla oka. Na szczęście rolety w oknie były zaciągnięte do połowy, dlatego też mógł patrzeć w czarne, nocne niebo, które ozdabiał księżyc w nowiu. Deszcz najprawdopodobniej ustąpił, bowiem szatyn nie słyszał ani nie widział kropel uderzających o szybę, choć równie dobrze mógł po prostu zmienić się kierunek wiania wiatru. Bieber wolał jednak wmówić sobie, że było już po wszystkim, bo przecież po deszczu przychodzi słońce. Fakt, pocieszał się jak tylko mógł, ale jakoś musiał odgonić myśli o sześciu miesiącach, które stracił i których już nigdy nie odzyska. Mimo wszystko, Justin wciąż łudził się, że Kayle zależało na nim choć odrobinę. Gdyby tak nie było, nie zastałby jej pod swoimi drzwiami. Tak długo jak pamięć go nie myliła, to Carter nie chciała mieć z nim nic wspólnego, zarzuciła mu najgorsze grzechy świata i wyznała mu, że najzwyczajniej w świecie się go bała. Więc dlaczego wróciła, zadał sobie pytanie.
- Śpisz?- zapytała dziewczyna, westchnąwszy głośno.
- Nie...- sapnął, przewróciwszy się z boku na bok, aby mieć widok na towarzyszkę leżącą obok.- Jakoś nie mogę zasnąć...
- Ja też nie... Za zimno mi w nogi- zakomunikowała, zacząwszy mimowolnie zgrzytać zębami.
Złotowłosy podniósł się do pozycji siedzącej i wsunął dłonie pod kołdrę Kayle. Bez trudu odnalazł po omacku jej drobne, wychłodzone stopy, z których natychmiastowo ściągnął skarpetki. Okrężnym ruchem palców zaczął masować okolice podbicia- tak jak Carter zawsze lubiła.
- O czym myślisz?- jęknęła, oparłszy się plecami o dużą, obficie wypchaną pierzem poduszkę.
- O dzisiejszym dniu... Sporo się wydarzyło- mruknął szatyn, uśmiechnąwszy się pod nosem. Wstając o poranku, nie spodziewał się takiego biegu wydarzeń.
- Doprawdy?- Kayle zagadnęła z zaciekawieniem, rozkoszując się ciepłymi dłońmi Biebera.
- Najpierw urodziny Prestona, a potem ty...- odparł nieśmiało, licząc, że brunetka nie będzie drążyła na temat swojego niespodziewanego powrotu.
- On zginął przez mafię, prawda?- zadała pytanie, którego Justin w ogóle się nie spodziewał.
Nie kłam, stary nie kłam, chłopak powtarzał sobie w myślach, analizując za i przeciw przyznania Carter prawdy.
- Tak- dał odpowiedź po krótkiej chwili namysłu.
- Nadal zajmujesz się tym...- zaczęła, a zaraz potem zawahała się nad doborem odpowiedniego słownictwa.- No wiesz... Tymi interesami?- dwa ostatnie słowa zostały mocno zaakcentowane, tak jakby Kayle koniecznie chciała je podkreślić.
- Nie, skończyłem już z tym gównem...- odpowiedział z pawią dumą. Z każdą chwilą potencjalnej wolności czuł się lepiej niż to sobie wcześniej wyobrażał.
- A podobno to nie takie proste...- w ironiczny sposób przytoczyła ostatnią rozmowę ze złotowłosym, kiedy byli we Florence-Graham.
- Nikt nie mówi, że było łatwo- zauważył szatyn.- Kosztowało mnie to sporo nerwów i wysiłku...- dodał po chwili, jakby chcąc wzbudzić w brunetce litość.
- Opowiesz mi o tym?- poprosiła; ton jej głosu zdradzał pewnego rodzaju ciekawość.
Justin zachichotał, pokręcił głową, a zaraz potem spuścił ją do dołu. Nie był pewien czy powinien zdradzić prawdę Kayle, mimo że bardzo chciał by o wszystkim wiedziała. Nadal nie znał okoliczności, dla których wróciła do Los Angeles; nie wiedział czy planowała to od dłuższego czasu, czy może była to absolutnie spontaniczna wizyta. Nie wiedział też czy nadal mógł jej ufać tak jak kiedyś. Barret pogniewałby się gdyby doszła do niego informacja o wydaniu "Daredevils"- o zgrozo- natychmiastowo zabiłby Biebera, nie wspominając już o Carter!
- Miałem siedemnaście lat gdy wstąpiłem do gangu...- oświadczył; serce zaczęło walić mu w piersi, tak jakby historię swojego życia musiał przeżyć po raz drugi. Zwyczajnie nie miał już siły po pięciu latach użerania się z kryminalistami i największymi zbirami, o których ludzkość słyszała- to prawda znał ich; nawet budził w nich respekt, ale to nie zmieniało faktu, że nie chciał obracać się w ich kręgach.
- Wiesz, że musisz to zatrzymać tylko dla siebie?- zapytał, chcąc się upewnić, że powierzony Kayle sekret nie wyjdzie poza to mieszkanie.
- Spokojnie. Już raz obiecałam to Jordanowi- odparła dziewczyna, chcąc rozwiać obawy złotowłosego.
Przytaknąwszy, brązowooki postanowił kontynuować.
- Preston nas w to wciągnął... Z początku była to tylko zabawa, ale potem...- urwał na moment.- Potem szef odkrył w naszej trójce ogromny potencjał. Całkiem szybko wspięliśmy się na sam szczyt; nie ma się czym chwalić, ale byliśmy liderami na arenie międzynarodowej. Dla bezpieczeństwa działaliśmy pod innymi nazwiskami. Preston pracował jako Chase Hunter, Jordan jako Frank Meyers...
- A ty?- przerwała Justinowi w połowie zdania.
- Nazywałem się Jason McCann- odpowiedział.
Kayle przytaknęła niemrawo, nie potrafiąc wyobrazić sobie wielu rzeczy. Parę razy przyrównywała sobie nawet twarz szatyna do jego "drugiej" tożsamości, ale to było coś całkiem innego od aktorów, którzy wcielają się w swoje filmowe postacie i są rozpoznawani błędnie po nazwisku. Do Justina to kategorycznie nie pasowało.
- Jason...- mruknęła cicho, nadal trawiąc poszczególne informacje. - Jak to możliwe, że na sfałszowanych dokumentach przekraczaliście granice?- uniosła do góry brew w zaciekawieniu.
- Były autentyczne- odparł z drobnym rozbawieniem, beztrosko wzruszywszy ramionami.- Ci mężczyźni, pod których się podszywaliśmy, już nie żyją. Szukanie w bazie osoby podobnej do Ciebie pod kątem wizualnym, wiekowym i ogólnie pochodzeniowym, to dość długi i żmudny proces... Tym bardziej, że musisz zdobyć jej dokumenty zanim rodzina zgłosi ją do urzędu jako nieboszczyka.
Z ust dziewczyny wyrwał się cichy odgłos zaskoczenia.
- Choć bywa i tak, że przed akcjami chirurdzy plastyczni odlewają dla Ciebie maskę, żebyś w stu procentach przypominał kogoś ze zdjęcia na paszporcie...
- To ryzykowne...- wzdrygnęła się; zimny dreszcz przebiegł przez jej drobne ciało.
- Nie tak bardzo jak napad na bank, napad na siedzibę innej, dobrze postawionej mafii czy zamach na metro- wyznał z zażenowaniem przeradzającym się w gniew. Justin był na siebie wściekły za to, że miał czelność aby wyrządzić tyle zła niewinnym ludziom. Najgorsze było jednak to, że nie mógł winić nikogo innego niż siebie.
- Napad na bank?- bąknęła brązowooka.- Czy napadłeś na bank Tamtej nocy w Londynie?- zapytała, zaskakując Biebera swoim perfekcyjnym wiązaniem faktu z faktem.
- Między innymi...- przyznał kiwając głową.
- A zamach?- kontynuowała.
- Również miał miejsce w Londynie...
- Ten sprzed ponad tygodnia?- Kayle rozdziawiła usta, nie mogąc uwierzyć, że opowieść szatyna miała miejsce w rzeczywistości.
- Właśnie ten...- sapnął z lekkim znudzeniem, obserwując reakcje zmieniające się na twarzy dziewczyny, średnio co piętnaście sekund.
- Czyli jednak...- mruknęła, założywszy za ucho kosmyk swoich gęstych włosów, który od paru minut mocno ją irytował.
- Czyli jednak co?- zagadnął złotowłosy.
- Mogłam Cię widzieć w Londynie...- odparła, patrząc się prosto w oczy Justina. Zarówno Carter jak i Bieber nie potrzebowali światła by spoglądać na siebie w nocnym mroku. Znali siebie na pamięć; każde szczegóły na twarzy- nawet te, których inni ludzie nigdy nie dostrzegali.
- Byłaś tam?!- szatyn niemalże wykrzyczał- był zaskoczony, zły i podekscytowany na raz.
- Tam teraz mieszkam...- wyznała, czego pożałowała gdy tylko w jej myślał pojawił się Thane. Pewnie akurat siedział w domu i po raz setny próbował dodzwonić się do niej, a zamiast tego łączono go z automatyczną sekretarką. Nie, to nie w jego stylu, odezwał się głos w głowie Kayle. Znając życie Reyes był w pracy i sądził, że jego dziewczyna spędzała swój wolny czas w domu, z Sarah, a nie w Los Angeles z szanownym Justinem Bieberem, którego imię działało na niego jak kubeł lodowatej wody. - Miałeś czarny plecak w dniu zamachu?- zapytała bez entuzjazmu. Usiłowała sobie przypomnieć- ale pamięć ją zawiodła- w co był ubrany Ten wysoki chłopak, za którym podążała jedną z tych ciemnych, nieoświetlonych uliczek.
- Miałem- przyznał.
- A więc to byłeś ty...- wyszeptała zszokowana, nie mogąc uwierzyć, że nie poznała Justina pośród chłopaków, którzy tylko łudząco go przypominali.
- Nie- pokręcił głową.- To był Jason McCann- szatyn odparł stanowczym głosem. Chciał jakoś usprawiedliwić swój bezwzględny tok myślenia, jaki towarzyszył mu w owym czasie. Może nie myślał wtedy do końca trzeźwo, a może widział to jako jedyną drogę ku wolności od gangu; sam już nie wiedział.
- Ale teraz nie ma już Jasona, prawda?- Kayle zapytała ze zdezorientowaniem, wyswobodziwszy swoje ogrzane stopy z dłoni towarzysza.
- Tylko czasami... Tak łatwo się go nie pozbędę- westchnął, przejeżdżając dłonią po śliskim materiale satynowej pościeli.
- A teraz jest?
- Chyba tak- zaśmiał się szatyn, świdrując wzrokiem towarzyszkę.
Czas wydawał się cofnąć; może nawet aż o rok, kiedy wszystko było niemalże idealne. Rozmowa- mimo niewygodnego tematu- była swobodna, jak zwykle poprzeplatana różnymi subtelnymi żartami. Bez wątpienia brakowało tego im obojgu.
- Witam, Jason McCann- brązowooki wyciągnął rękę w kierunku rozbawionej dziewczyny.
- Miło mi Pana poznać Panie McCann- zachichotała cicho, powstrzymując się od parsknięcia śmiechem.- Jestem Kayle Carter...
- Czy mógłbym Pani mówić po imieniu?- Justin zapytał szarmancko, po czym delikatnie ucałował dłoń towarzyszki.
- Ależ proszę...- odpowiedziała całkiem poważnie, choć aktorka była z niej marna.
Nieoczekiwanie, w sypialni narodziła się cisza. Uwagę złotowłosego przyciągnęły jego własne myśli, które toczyły bój w jego głowie. "Nie rób tego"- usłyszał cichy szept sumienia. "Do cholery, na co czekasz? Aż znowu odejdzie?!"- odezwał się donośniejszy głos, który też raczej należał do sumienia, bo niby czego innego?
- Kayle...- szatyn jęknął niepewnie.
- Tak?- podniosła do góry głowę.
- Zakochaj się we mnie...- palnął prosto z mostu, nie mogąc już znieść swoich bijących się myśli.
Nie odpowiedziała od razu; czuła się rozdarta, a poza tym nie wiedziała czy brązowooki mówił to na poważnie czy może tylko dla zabawy. Sekundy upływały, a atmosfera w pokoju robiła się coraz bardziej niepokojąca i napięta. Płonąca od nerwów twarz Justina wyrażała jednocześnie nadzieję i sceptycyzm.
- Przykro mi Jason...ale...- westchnęła Kayle, błądząc wzrokiem po nagich ścianach pomieszczenia.- ... moje serce należy już do innego mężczyzny.
***
Czy Kayle przyzna się do związku z Thane'm? Zaskoczeni historią o dziecku?
Rozdział nieco dłuższy od innych, więc mam nadzieję, że wybaczycie mi poślizg...
A co w osiemnastym? - Uhh będzie się działo ;-)
Dziękuję za to, że ze mną wciąż jesteście i że was przybywa. Martwi mnie jednak ilość komentarzy, która jest nijaka do ilości obserwatorów i ilości osób jaką informuję na TT.
Pozdrawiam @storytellerfun
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
O rany . Nie wierzę, nie wierzę, nie wierzę . To jest cudowne ! <3333
OdpowiedzUsuńniech ona będzie z Justinem <3
OdpowiedzUsuńCudowny, genialny, niesamowity rozdział! <3 Uwielbiam Twoje opowiadanie i to, jak trzyma w napięciu ; ) xx
OdpowiedzUsuńJeju, w końcu się doczekałam! Ale bez wątpienia warto było czekać! :D Rozdział jest ideeeaaaalny! Pod względem długości również - oby każdy był taki xd
OdpowiedzUsuńKońcówka najlepsza! Boże, no cudowna <3 Być może Kayle przyzna się do tego, że jest w związku, albo może miała na myśli nie Jasona tylko Justina? :D
Cudowne, serio. Czekam na następny rozdział i pozdrawiam :)
P.S. Zapraszam do siebie, jeżeli masz ochotę i czas ;)
http://maybe-we-can-save-each-other.blogspot.com/
o jezu, jezu, jezu ta ostatnia scena <3333 uwielbiam ;___________________; po prostu ahjkdlskjdfjdklshjdk tylko ona miała na myśli justina tak? oby :c bo nie chcę, aby jej facet stanął na drodze justinowi i kayle. już się nie mogę doczekać następnego ;)
OdpowiedzUsuńWydaje mi sie ze ona powie ze kocha innego mężczyznę czyli justina biebera a nie tego ktory jej sie przedstawil haha w sensie jason no wies o co chodziii!!!!
OdpowiedzUsuńBłagam niech ona powie że jej serce należy do Justin'a (bo mówiła do Jason'a) . Szczerze mówiąc w życiu bym się nie spodziewała takiego czegoś ! Kocham cię i czekam <3
OdpowiedzUsuńTo jest genialne <3 chciałabym żeby do siebie wrócili .Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńŚwietny <3
OdpowiedzUsuńO matko ale się dzieje, akcja jak nic*.* Justin na końcu i jejuu niech będą razem*.*
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać jak to wszystko się dalej potoczy*.* saswfnswi uwielbiam! Much love <3
Mega rozdział ! ♡ mam nadzieje , ze nastepny pojawi sie jak najpredzej *.*
OdpowiedzUsuńbożebożeboże <3 dawaj następny :* jak słodko tutaj :)
OdpowiedzUsuńCabxbjhahjsbiabzjz myślę, że on pomyśli, że ona ma na myśli jakiegoś innegi chłopaka, ale ma na myśli Justina, bo zwróciła się do niego "Jason".. jakby powiedziała "przykro mi Justin.." to bym była zaniepokojona :D
OdpowiedzUsuńSwietneee*,* ale powiedziala "przykto Jason,ale moje serce nalezy do kosoc innego" nie mowila do Justina tylko do jego drugiej postaci Jasona wiec mose chodzi o to ze zakochala sie w Justinie
OdpowiedzUsuńa ja to już nie wiem, bo w sumie i to, że jej serce należy do Jusa i to, że do Thena (nie wiem czy dobrze napisałam) bo i jedno i drugie jest kontrowersyjne, także mam nadzieję, że nie długo będziesz nas trzymać w niepewności :* rozdział jak zwykle bardziej niż zajebisty <3 pozdrawiam ~brutal girl
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńŚwietnyy <33
OdpowiedzUsuńOna powiedziała "przykro mi Jason" nie wiem czemu ale właśnie przez to wydaje mi się, że jej serce należy do Justina a nie do tego tam ; ) Takie moje rozmyślenia xd rozdział bardzo mi się podoba! Czekam już na następny! xx
OdpowiedzUsuń@JustenAkaMyLove
Jeju biedny Justin, niech bd razem : c <3
OdpowiedzUsuńNiech Bd z Justinem <333
OdpowiedzUsuńCOOOOOOOOOOOO ? ONA MA BYC Z JUSTINEM ! PROSZĘ PROOOSZĘ <3
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem powie że jej serce należy do Justina Biebera. @Another_Chance_
OdpowiedzUsuńdziękuje za rozdział jest świetny <3
OdpowiedzUsuńNajlepiej *_*
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta ☆
I dojebie, że kocha Justina! Tak właśnie będzie! Ja to wiem! Haha. Zakochałam się w tym opowiadaniu tak bardzo mocno, że nawet sobie nie wyobrażasz ❤️ Jest po prostu przecudowne ❤️❤️❤️ Miałam łzy w oczach jak czytałam ten rozdział i kilka wcześniejszych. Piękne piękne piękne ❤️❤️❤️ To jak jest napisane, fabuła i w ogóle wszystko. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Będzie on świetny i pełen alcji, wiem to ❤️ Jeżeli informujesz, to byłabym bardzo wdzięczna gdybyś i mnie informowała ❤️❤️❤️ Xx / @kidrauhlmanigga
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3 czekam na nn
OdpowiedzUsuńojejeu jak ja kocham tą dwójkę! mam nadzieje, że oni będą teraz razem, bo inaczej się załamie ;/ mam nadzieje, że ona mu powie teraz
OdpowiedzUsuń"Przykro mi Jason...ale...moje serce należy już do innego mężczyzny. JEST NIM JUSTIN BIEBER! "
Ajj... mam nadzieje, ze powie mu, iz zakochala sie w Justinie :3
OdpowiedzUsuńŚwietny! *.*
OdpowiedzUsuńJej serce nie należy do Jesona, on należy do Justina! Proszę pisz następny <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdzial skdnkshaksbkdbsks <3 czekam na nn
OdpowiedzUsuńkiedy nn ? <3 kocham was !!!
OdpowiedzUsuńJcufyfyfuf jejku kocham ten blog!
OdpowiedzUsuńMyślę że ona powie ze jej serce należy do Justina,a nie Jasona *.*
Czekam na kolejny hcudrdfug <3
O JEZU, CHCE NASTĘPNY!!!!!!
OdpowiedzUsuńKiedy bd nn? Jejku tio jest.... brak mi juz slow
OdpowiedzUsuńpowie,że jej serce należy do Justina (bo przecież mówiła do Jasona)
OdpowiedzUsuńmam nadzieje,że się nie mylę uyhgtrfd
daj nowy , zajebisty XDDDDDDDDDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńJezuu , kocham to <3
OdpowiedzUsuń