Kayle stała podparta o kuchenny blat, nie tyle przytłoczona ciężarem, który obarczył ją tak znienacka, ile zmęczona minioną nocą. Na dobrą sprawę, sama już nie wiedziała ile czasu tkwiła w kuchni nad bulgoczącym czajnikiem oraz kubkiem do połowy wypełnionym sypaną Arabicą. Nie była nawet w stanie stwierdzić, czy może przypadkiem nie wpadła w trans na parę sekund lub minut. Jedyne czego chciała to spędzić sen z powiek, skoro nie dane było jej spać.
Usłyszawszy pstryknięcie oznajmiające, że woda zagotowała się, Carter przetarła swoje zmęczone, powieki, a następnie wlała wrzątek, po same brzegi, do uprzednio przygotowanej filiżanki.
- Jak mama?- ni stąd, ni zowąd po kuchni rozległ się szorstki, męski głos, a zaraz po nim nastąpił dźwięk tłuczonego szkła.
- Justin!- wyraźnie zlękniona brunetka, Odskoczyła do tyłu, wpadając przy tym na blat. Jeszcze chwilę temu, gdyby nie odwróciła się w stronę drzwi, dałaby sobie rękę uciąć, że do domu wszedł całkiem obcy mężczyzna; postrzegający świat w przesadnie pesymistyczny sposób.- Nie-nie słyszałam byś wchodził do mieszkania- wyjąkała, trzęsącymi rękoma szukając w zlewie ścierki.
Szatyn spojrzał na ciemnobrązową plamę oraz stłuczony kubek, z pokerowym wyrazem twarzy, a następnie przerzucił wzrok na Kayle. Nic nie wyglądało na to by kwapił się do powiedzenia czegoś jeszcze, bądź do pomocy przy posprzątaniu po drobnym wypadku. Jedynie oparł się skronią o framugę i wyczekująco spoglądał na towarzyszkę.
- Przez cały czas milczała...- dziewczyna wzruszyła ramionami.- Stosunkowo niedawno podałam jej leki nasenne.
Bieber przytaknął na znak aprobaty, a potem bez słowa opuścił pomieszczenie. Swoim zachowaniem dał Carter jasny przekaz, że nie miał ochoty na rozmowę, dlatego też dziewczyna postanowiła na niego nie naciskać, mimo że coś w środku podpowiadało jej, by przynajmniej nawiązać krótką pogawędkę.
Pozbierawszy największe odłamki szkła i wrzuciwszy je do śmietnika, brązowooka pozamiatała podłogę, a potem starła kałużę będącą jedyną pozostałością po jej upragnionej kawie. Nie miała już siły by po raz kolejny stanąć przy blacie i zaparzyć sobie drugą; nogi, niczym z waty, uginały się pod ciężarem jej ciała, a wnętrze jej głowy rozsadzał głośny szept proszący choć o odrobinę kofeiny. Właśnie mijała szósta doba, odkąd Kayle wyspała się po raz ostatni. Trzydniowa delegacja do Hong Kongu była istną katorgą, choć za każdym razem starała się wmówić samej sobie, że było inaczej. Przylot z Londynu do Los Angeles, też wyssał z niej sporo energii, nie wspominając o tragedii Bieberów, która na domiar złego wyniszczyła Carter emocjonalnie.
- Pięć, trzy, dwa...- brunetka wyszeptała cichutko, wyliczając szybko na palcach, a potem zastygła w bezruchu, gdy uświadomiła sobie, że przez ostatnie sześć dni spała tylko dziesięć godzin.
Wychyliwszy chyłkiem głowę za framugę, dziewczyna sprawdziła czy nie jest obserwowana przez Justina. Zapewne by się wściekł, gdyby zobaczył co zamierzała zrobić. Już kiedyś się o to pokłócili, w wyniku czego nie rozmawiali przez tydzień.
Kayle przemknęła po cichu do łazienki, zamknęła drzwi na klucz, a następnie otworzyła apteczkę. W mgnieniu oka odnalazła biało-czerwoną fiolkę, odkręciła jej wieczko i wysypała sobie trzy tabletki na dłoń. Wbrew swoim potrzebom, nie miała odwagi ich połknąć. W głowie wciąż odtwarzała jej się poprzednia awantura o leki przeciwbólowe. Bieber bez ogródek wykrzyczał wtedy Carter w twarz, że zażywanie Tylenolu1 dla kofeiny jest narkomańskim zachowaniem. Nie przyznała mu wtedy racji tylko dlatego, że nie znosiła przegrywać, lecz teraz znowu była o krok od własnej porażki.
Niepewnie spojrzała lustro, bojąc się własnego gniewnego wyrazu twarzy. Łzy żalu same cisnęły się Kayle do oczu, przez co z wściekłością wepchnęła medykamenty z powrotem do szafki, a potem wyszła z toalety, o mało co nie trzaskając drzwiami, które zdążyła pochwycić w ostatniej chwili.
- Huh...- westchnęła brunetka, dopuściwszy do siebie myśl, co by było gdyby Pattie zbudziła się ze snu. Pilnowanie jej przez całą noc było dość uciążliwe- co chwilę wymiotowała z nerwów, trzy razy miała napad histerii, a co gorsza, próbowała wymknąć się z domu by wrócić do szpitala. Zachowania całkiem podobne do tych, kiedy Carter dowiedziała się, że umarła jej matka. Mimo upływu lat, brązowooka pamiętała to jak dziś. Nie było dnia by zapomniała o mamie, ponieważ z każdą kolejną kartką zerwaną z kalendarza tęskniła coraz mocniej.
Pokręciwszy głową, aby odgonić od siebie wszystkie smutne myśli, Kayle przemknęła po cichu do salonu. Ku jej zaskoczeniu, na sofie spał Justin. Jego zwinięte w kłębek ciało, ledwo co mieściło się między jednym podłokietnikiem a drugim, choć biorąc pod uwagę fakt, że szatyn spędził całą dobę w szpitalu, nie miało to raczej dla niego jakiegokolwiek znaczenia.
Kąciki ust brunetki uniosły się lekko do góry, gdy spojrzała na spokojną twarz towarzysza. Nadal nie mogła uwierzyć, że miała w sobie tyle odwagi by pokonać własne obawy i wrócić do Biebera, wbrew swoim wcześniejszym zarzekaniom. Pragnienie widoku jego cwaniackiego uśmiechu, dotyku umięśnionego ciała, a nawet wysłuchiwania nie zawsze uzasadnionego wrzasku było silniejsze...
Przecież nie żałuję, pomyślała, wdrapując się na parapet.
Usłyszawszy pstryknięcie oznajmiające, że woda zagotowała się, Carter przetarła swoje zmęczone, powieki, a następnie wlała wrzątek, po same brzegi, do uprzednio przygotowanej filiżanki.
- Jak mama?- ni stąd, ni zowąd po kuchni rozległ się szorstki, męski głos, a zaraz po nim nastąpił dźwięk tłuczonego szkła.
- Justin!- wyraźnie zlękniona brunetka, Odskoczyła do tyłu, wpadając przy tym na blat. Jeszcze chwilę temu, gdyby nie odwróciła się w stronę drzwi, dałaby sobie rękę uciąć, że do domu wszedł całkiem obcy mężczyzna; postrzegający świat w przesadnie pesymistyczny sposób.- Nie-nie słyszałam byś wchodził do mieszkania- wyjąkała, trzęsącymi rękoma szukając w zlewie ścierki.
Szatyn spojrzał na ciemnobrązową plamę oraz stłuczony kubek, z pokerowym wyrazem twarzy, a następnie przerzucił wzrok na Kayle. Nic nie wyglądało na to by kwapił się do powiedzenia czegoś jeszcze, bądź do pomocy przy posprzątaniu po drobnym wypadku. Jedynie oparł się skronią o framugę i wyczekująco spoglądał na towarzyszkę.
- Przez cały czas milczała...- dziewczyna wzruszyła ramionami.- Stosunkowo niedawno podałam jej leki nasenne.
Bieber przytaknął na znak aprobaty, a potem bez słowa opuścił pomieszczenie. Swoim zachowaniem dał Carter jasny przekaz, że nie miał ochoty na rozmowę, dlatego też dziewczyna postanowiła na niego nie naciskać, mimo że coś w środku podpowiadało jej, by przynajmniej nawiązać krótką pogawędkę.
Pozbierawszy największe odłamki szkła i wrzuciwszy je do śmietnika, brązowooka pozamiatała podłogę, a potem starła kałużę będącą jedyną pozostałością po jej upragnionej kawie. Nie miała już siły by po raz kolejny stanąć przy blacie i zaparzyć sobie drugą; nogi, niczym z waty, uginały się pod ciężarem jej ciała, a wnętrze jej głowy rozsadzał głośny szept proszący choć o odrobinę kofeiny. Właśnie mijała szósta doba, odkąd Kayle wyspała się po raz ostatni. Trzydniowa delegacja do Hong Kongu była istną katorgą, choć za każdym razem starała się wmówić samej sobie, że było inaczej. Przylot z Londynu do Los Angeles, też wyssał z niej sporo energii, nie wspominając o tragedii Bieberów, która na domiar złego wyniszczyła Carter emocjonalnie.
- Pięć, trzy, dwa...- brunetka wyszeptała cichutko, wyliczając szybko na palcach, a potem zastygła w bezruchu, gdy uświadomiła sobie, że przez ostatnie sześć dni spała tylko dziesięć godzin.
Wychyliwszy chyłkiem głowę za framugę, dziewczyna sprawdziła czy nie jest obserwowana przez Justina. Zapewne by się wściekł, gdyby zobaczył co zamierzała zrobić. Już kiedyś się o to pokłócili, w wyniku czego nie rozmawiali przez tydzień.
Kayle przemknęła po cichu do łazienki, zamknęła drzwi na klucz, a następnie otworzyła apteczkę. W mgnieniu oka odnalazła biało-czerwoną fiolkę, odkręciła jej wieczko i wysypała sobie trzy tabletki na dłoń. Wbrew swoim potrzebom, nie miała odwagi ich połknąć. W głowie wciąż odtwarzała jej się poprzednia awantura o leki przeciwbólowe. Bieber bez ogródek wykrzyczał wtedy Carter w twarz, że zażywanie Tylenolu1 dla kofeiny jest narkomańskim zachowaniem. Nie przyznała mu wtedy racji tylko dlatego, że nie znosiła przegrywać, lecz teraz znowu była o krok od własnej porażki.
Niepewnie spojrzała lustro, bojąc się własnego gniewnego wyrazu twarzy. Łzy żalu same cisnęły się Kayle do oczu, przez co z wściekłością wepchnęła medykamenty z powrotem do szafki, a potem wyszła z toalety, o mało co nie trzaskając drzwiami, które zdążyła pochwycić w ostatniej chwili.
- Huh...- westchnęła brunetka, dopuściwszy do siebie myśl, co by było gdyby Pattie zbudziła się ze snu. Pilnowanie jej przez całą noc było dość uciążliwe- co chwilę wymiotowała z nerwów, trzy razy miała napad histerii, a co gorsza, próbowała wymknąć się z domu by wrócić do szpitala. Zachowania całkiem podobne do tych, kiedy Carter dowiedziała się, że umarła jej matka. Mimo upływu lat, brązowooka pamiętała to jak dziś. Nie było dnia by zapomniała o mamie, ponieważ z każdą kolejną kartką zerwaną z kalendarza tęskniła coraz mocniej.
Pokręciwszy głową, aby odgonić od siebie wszystkie smutne myśli, Kayle przemknęła po cichu do salonu. Ku jej zaskoczeniu, na sofie spał Justin. Jego zwinięte w kłębek ciało, ledwo co mieściło się między jednym podłokietnikiem a drugim, choć biorąc pod uwagę fakt, że szatyn spędził całą dobę w szpitalu, nie miało to raczej dla niego jakiegokolwiek znaczenia.
Kąciki ust brunetki uniosły się lekko do góry, gdy spojrzała na spokojną twarz towarzysza. Nadal nie mogła uwierzyć, że miała w sobie tyle odwagi by pokonać własne obawy i wrócić do Biebera, wbrew swoim wcześniejszym zarzekaniom. Pragnienie widoku jego cwaniackiego uśmiechu, dotyku umięśnionego ciała, a nawet wysłuchiwania nie zawsze uzasadnionego wrzasku było silniejsze...
Przecież nie żałuję, pomyślała, wdrapując się na parapet.
*
Zbudziwszy się ze snu, Justin przetarł dłońmi twarz, a potem usiadł prosto, nie mogąc znieść bólu w lędźwiach ani chwili dłużej. Po raz ostatni spałem na tej sofie, pomyślał, patrząc tępo w drewniane panele, które miejscami były nieco bardziej wyblaknięte od słońca. Dopiero teraz szatyn spostrzegł tę drobną zmianę. Jakoś nigdy nie przywiązywał uwagi do takich szczegółów, tym bardziej, że mieszkał w tym apartamencie niespełna od trzech lat, z czego połowę tego czasu spędził w pracy.
Zastanawiając się, która mogła być godzina, Bieber niemrawo zerknął w stronę okna. Niebo było zachmurzone, toteż ciężko było stwierdzić porę dnia. Jego uwagę przykuła jednak Kayle śpiąca na skraju parapetu. Niewiele myśląc, brązowooki wstał, chwycił za polarowy koc, wiszący na oparciu fotela, a następnie okrył nim zziębnięte ciało Carter, która ledwo co poczuwszy dotyk, uniosła znużone powieki.
- Justin...- westchnęła, wtulając twarz w wierzch dłoni towarzysza.
- Cześć...- przywitał się szeptem, posunąwszy kciukiem po aksamitnie miękkich ustach dziewczyny, na co ona nieświadomie zadrżała.- Znajdzie się dla mnie trochę miejsca?- zapytał, poruszając cwaniacko brwiami, a potem bez użycia siły przepchnął brązowooką pod samą szybę, by również móc położyć się na parapecie.
- Jedziesz do szpitala?- Kayle zadała cicho pytanie, przylgnąwszy do torsu szatyna. Nie ważne, że miał na sobie noszoną od dwóch dni koszulkę, która była przesiąknięta dymem papierosowym, alkoholem, a nawet potem.
- Za chwilę...- mruknął i pocałował brunetkę w czoło.
- Wieczorem wracam do Londynu...- wyznała po krótkiej chwili zawahania. Bieber westchnął, a potem zagryzł wewnętrzną stronę swojego policzka, intensywnie nad czymś rozmyślając. Od samego pojawienia się Carter pod jego drzwiami, był świadom, że to tylko kilkudniowa, służbowa wizyta. Nie chciał wtedy myśleć o pożegnaniu, bo pragnął cieszyć się chwilą, a teraz to wszystko miało dobiec końca- w momencie kiedy potrzebował i oczekiwał od Kayle wsparcia oraz pomocy.
- Ale za parę dni znów się zobaczymy... Prawda?- zapytał, chcąc upewnić się, że dziewczyna nie zostawi go samego z tym wszystkim.
- Justin- zaczęła, a zaraz po tym zamilkła. W głowie miała pustkę, szczególnie gdy próbowała wyobrazić sobie swoją przyszłość z szatynem. - Boję się, wiesz?
Na czole brązowookiego pojawiła się zmarszczka, świadcząca o ogarniającym go zdezorientowaniu.
- Czego się boisz?- zapytał, spoglądając towarzyszce prosto w oczy.
- Już raz tak było- westchnęła, próbując powstrzymać łzy cisnące się jej do oczu.- I dobrze wiesz, że to się nie sprawdziło...
- Może po prostu warto to zmienić, hm?- westchnął.
- Niby jak?- Kayle jęknęła cicho.
- Zostaw tę pracę...- zaproponował Bieber, choć ton jego głosu zabrzmiał rozkazująco.
- I co dalej?
- A co ma być?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? ... Skąd będę brała pieniądze?- Carter podniosła się do pozycji siedzącej, oparła plecami o ścianę, a następnie podkuliła nogi pod klatkę piersiową.
- Wiesz, że mogę dać Ci wszystko czego zapragniesz...- Justin ujął brodę dziewczyny między swoim kciukiem, a palcem wskazującym.- Nie chcę byś pracowała. Chcę Ciebie tutaj, w domu...- oznajmił łagodnym tonem, spoglądając jej głęboko w oczy.
Kayle powoli pokręciła głową.
- Proszę Cię o coś czego sama ode mnie wymagałaś... - westchnął.- Przysługa za przysługę...- dopowiedział niemalże błagając.
- Nawet jeśli miałabym zwolnić się z pracy, i tak muszę dzisiaj polecieć... Po pierwsze nie znajdą tak szybko na mnie zastępstwa, a po drugie mam w Londynie wszystkie swoje rzeczy...- wyjaśniła, przeczesując palcami karmelową grzywkę Biebera.
- Skoro tak... to chyba nie mam innego wyboru niż zgodzić się na ten wyjazd- Justin wzruszył ramionami. Na jego ustach błąkał się łobuzerski uśmiech, jednak Kayle wiedziała, że ten gest był dobrą miną do złej gry. W trakcie rozmowy, szatyn bez przerwy skubał swoje paznokcie, co było wystarczającym dowodem na to, jak bardzo się martwił i denerwował. Czasami był przewidywalny bardziej niż sam sobie wyobrażał.
Ucałowawszy towarzyszkę w czoło, brązowooki zszedł z parapetu, a następnie ruszył do łazienki, gdzie zamierzał wziąć orzeźwiający prysznic.
- Ah... Jest jeszcze jeden warunek...- powiedział, zatrzymawszy się w połowie drogi.- Obiecaj, że wrócisz najszybciej jak tylko się da...- zmarszczył brwi, zerkając na Carter przez ramię.
- Masz to jak w banku- zapewniła brunetka, a potem przerzuciła wzrok na pobliski wieżowiec za oknem. Nie była do końca pewna, czy decyzja o rzuceniu pracy była właściwą, bowiem od dzieciństwa wpajano jej, że kobieta powinna być niezależna finansowo od mężczyzny. Z drugiej strony, uczono ją by stosować w życiu metodę prób i błędów.
Albo wóz, albo przewóz, pomyślała Kayle, przykrywszy się szczelniej kocem.
Zastanawiając się, która mogła być godzina, Bieber niemrawo zerknął w stronę okna. Niebo było zachmurzone, toteż ciężko było stwierdzić porę dnia. Jego uwagę przykuła jednak Kayle śpiąca na skraju parapetu. Niewiele myśląc, brązowooki wstał, chwycił za polarowy koc, wiszący na oparciu fotela, a następnie okrył nim zziębnięte ciało Carter, która ledwo co poczuwszy dotyk, uniosła znużone powieki.
- Justin...- westchnęła, wtulając twarz w wierzch dłoni towarzysza.
- Cześć...- przywitał się szeptem, posunąwszy kciukiem po aksamitnie miękkich ustach dziewczyny, na co ona nieświadomie zadrżała.- Znajdzie się dla mnie trochę miejsca?- zapytał, poruszając cwaniacko brwiami, a potem bez użycia siły przepchnął brązowooką pod samą szybę, by również móc położyć się na parapecie.
- Jedziesz do szpitala?- Kayle zadała cicho pytanie, przylgnąwszy do torsu szatyna. Nie ważne, że miał na sobie noszoną od dwóch dni koszulkę, która była przesiąknięta dymem papierosowym, alkoholem, a nawet potem.
- Za chwilę...- mruknął i pocałował brunetkę w czoło.
- Wieczorem wracam do Londynu...- wyznała po krótkiej chwili zawahania. Bieber westchnął, a potem zagryzł wewnętrzną stronę swojego policzka, intensywnie nad czymś rozmyślając. Od samego pojawienia się Carter pod jego drzwiami, był świadom, że to tylko kilkudniowa, służbowa wizyta. Nie chciał wtedy myśleć o pożegnaniu, bo pragnął cieszyć się chwilą, a teraz to wszystko miało dobiec końca- w momencie kiedy potrzebował i oczekiwał od Kayle wsparcia oraz pomocy.
- Ale za parę dni znów się zobaczymy... Prawda?- zapytał, chcąc upewnić się, że dziewczyna nie zostawi go samego z tym wszystkim.
- Justin- zaczęła, a zaraz po tym zamilkła. W głowie miała pustkę, szczególnie gdy próbowała wyobrazić sobie swoją przyszłość z szatynem. - Boję się, wiesz?
Na czole brązowookiego pojawiła się zmarszczka, świadcząca o ogarniającym go zdezorientowaniu.
- Czego się boisz?- zapytał, spoglądając towarzyszce prosto w oczy.
- Już raz tak było- westchnęła, próbując powstrzymać łzy cisnące się jej do oczu.- I dobrze wiesz, że to się nie sprawdziło...
- Może po prostu warto to zmienić, hm?- westchnął.
- Niby jak?- Kayle jęknęła cicho.
- Zostaw tę pracę...- zaproponował Bieber, choć ton jego głosu zabrzmiał rozkazująco.
- I co dalej?
- A co ma być?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? ... Skąd będę brała pieniądze?- Carter podniosła się do pozycji siedzącej, oparła plecami o ścianę, a następnie podkuliła nogi pod klatkę piersiową.
- Wiesz, że mogę dać Ci wszystko czego zapragniesz...- Justin ujął brodę dziewczyny między swoim kciukiem, a palcem wskazującym.- Nie chcę byś pracowała. Chcę Ciebie tutaj, w domu...- oznajmił łagodnym tonem, spoglądając jej głęboko w oczy.
Kayle powoli pokręciła głową.
- Proszę Cię o coś czego sama ode mnie wymagałaś... - westchnął.- Przysługa za przysługę...- dopowiedział niemalże błagając.
- Nawet jeśli miałabym zwolnić się z pracy, i tak muszę dzisiaj polecieć... Po pierwsze nie znajdą tak szybko na mnie zastępstwa, a po drugie mam w Londynie wszystkie swoje rzeczy...- wyjaśniła, przeczesując palcami karmelową grzywkę Biebera.
- Skoro tak... to chyba nie mam innego wyboru niż zgodzić się na ten wyjazd- Justin wzruszył ramionami. Na jego ustach błąkał się łobuzerski uśmiech, jednak Kayle wiedziała, że ten gest był dobrą miną do złej gry. W trakcie rozmowy, szatyn bez przerwy skubał swoje paznokcie, co było wystarczającym dowodem na to, jak bardzo się martwił i denerwował. Czasami był przewidywalny bardziej niż sam sobie wyobrażał.
Ucałowawszy towarzyszkę w czoło, brązowooki zszedł z parapetu, a następnie ruszył do łazienki, gdzie zamierzał wziąć orzeźwiający prysznic.
- Ah... Jest jeszcze jeden warunek...- powiedział, zatrzymawszy się w połowie drogi.- Obiecaj, że wrócisz najszybciej jak tylko się da...- zmarszczył brwi, zerkając na Carter przez ramię.
- Masz to jak w banku- zapewniła brunetka, a potem przerzuciła wzrok na pobliski wieżowiec za oknem. Nie była do końca pewna, czy decyzja o rzuceniu pracy była właściwą, bowiem od dzieciństwa wpajano jej, że kobieta powinna być niezależna finansowo od mężczyzny. Z drugiej strony, uczono ją by stosować w życiu metodę prób i błędów.
Albo wóz, albo przewóz, pomyślała Kayle, przykrywszy się szczelniej kocem.
*
Krocząc po oddziale intensywnej terapii, Justin wsłuchiwał się w odgłos swoich kroków, które ginęły echem w ciszy. Tym razem głowę miał spuszczoną. Nie czuł się na siłach by spoglądać przez szyby na pozszywanych, nieprzytomnych ludzi. Jakoś nie potrafił im współczuć, kiedy wiedział, że Julian przechodził przez to samo. Może był to zwyczajny przejaw egoizmu ze strony szatyna, ale nic nie było dla niego, w tym momencie, ważniejsze od zdrowia brata.
Zobaczył drzwi, będące mniej więcej w połowie korytarza, a tym samym, od niego oddalone tylko o kilka metrów. Serce zabiło mu szybciej... Wyciągnął rękę... Palcami już dosięgał klamki...
- Kim Pan jest?- usłyszał za plecami damski głos.
- Justin Bieber. Jestem bratem Juliana- wyjaśnił, odwróciwszy się do blondwłosej kobiety w turkusowym uniformie, która przytaknęła jedynie głową.
- Mogę do niego wejść? Nie będę tam długo...- zapytał, spoglądając na pielęgniarkę błagalnym wzrokiem.
- Ale tylko na chwilę- odparła oschle, po czym odeszła w stronę dyżurki.
Uchyliwszy drzwi, brązowooki niepewnie wszedł do sali. Był w pełni świadom tego co miał zobaczyć- przez parę godzin niewiele mogło się zmienić w wyglądzie Jules'a- mimo to, czuł pewnego rodzaju niepokój.
- Cześć mały- powiedział z trudem, bowiem znów poczuł tę nieprzyjemną gulę w gardle, przez którą lada moment mógł się rozpłakać.
To zabawne, że dorosły facet, który miał wystarczającą siłę psychiczną by bezlitośnie zabić ludzi i wykonać każdą misję dla swojej mafii, w takim momencie rozkleja się niczym mały chłopiec, pomyślał Justin, stanąwszy przy łóżku i dotknąwszy chłodnej dłoni Juliana.
- Kayle wraca dzisiaj do Londynu...- westchnął, spoglądając na nienaturalnie alabastrową twarz nastolatka. Dopiero teraz zauważył, że w jego wieku sam wyglądał podobnie, a co więcej, młody Bieber odziedziczył poszczególne rysy po rodzicach, tak samo jak szatyn. Usta oraz owal twarzy z pewnością mieli jak Pattie, nos i oczy przypominały Jeremy'ego, z tego jak daleko Justin sięgał pamięcią wstecz. Z wczorajszego spotkania nie zapamiętał zbyt wiele; był w zbyt dużym amoku by zwrócić uwagę na takie szczegóły.
- Z resztą ty nawet nie wiesz, że była...- dodał, podpierając się łokciem o metalową ramę łóżka. - Będę musiał poprosić Jordana o pomoc. Nie mogę zostawić mamy samej... - mruknął, błądząc wzrokiem po sali.- Nie znosi dobrze twojego wypadku...
Chłopak zamilkł. Słyszał kroki, po chwili drzwi się otworzyły i do pomieszczenia wszedł doktor Delson.
- Dzień dobry- szatyn przywitał się szybko.
- Dzień jak co dzień, ciągle to samo- rzucił mężczyzna, aby rozluźnić atmosferę.
- Co z Julianem?- zapytał brązowooki.
- Minęło zbyt mało czasu od operacji bym mógł sądzić... Stan pacjenta jest stabilny- odparł lekarz, chwytając za kartę przymocowaną do łóżka.
Justin skinął głową i bez słowa wycofał się na korytarz. Postanowił opuścić szpital, lecz jeszcze przez chwilę spoglądał na to co działo się w sali; doktor poprawił kilka kabelków przymocowanych do ciała Juliana, parę razy zerknął na monitory, a potem nabazgrał coś na karcie pacjenta.
Opuściwszy budynek, Bieber wzdrygnął się z zimna. Porywisty wiatr szarpał mu koszulkę, kiedy pośpiesznie szedł przez parking. Żałował, że akurat dzisiaj miał taki kaprys by ustawić samochód niemalże na samym końcu placu. Z drugiej strony, nie miał pojęcia, że pogoda ulegnie tak gwałtownej zmianie- pomijając szare chmury, choć one też czasami mogły wisieć nad miastem przez dwa dni, zanim spadł deszcz.
Gdy Justin wszedł do auta, chuchnął na swoje zziębłe dłonie, a potem spojrzał we wsteczne lusterko i jęknął przeciągle. Patrząc na swoje włosy, dochodził do wniosku, że już dawno temu powinien był złożyć wizytę u fryzjera. Grzywkę, zdecydowanie, miał za długą, dlatego poprawiał ją co parę minut, gdy niepostrzeżenie zsuwała mu się na oczy.
Bieber zerknął na deskę rozdzielczą. Na zegarze dochodziła piętnasta- pora zagęszczonego ruchu na drodze. Chłopak od niechcenia wypuścił powietrze z ust, wsunął kluczyk do stacyjki, odpalił auto i ruszył z piskiem opon, pozostawiając na asfalcie czarne ślady po gumie.
Jak zwykle jechał szybko i jak zwykle nie miał zapiętych pasów. Czuł się dobrym, a w dodatku wyjątkowo szczęśliwym kierowcą. Ile mandatów, które powinien dostać za zdjęcia robione fotoradarami, nigdy nie znalazło się w jego skrzynce... W zasadzie, Justinowi nigdy nie przyszło zapłacić jakiejkolwiek grzywny. Od zawsze potrafił idealnie omotać ludzi, przez co wszystko uchodziło mu na sucho- niezależnie od tego czy miał do czynienia z policją, czy po prostu z nauczycielami w szkole.
Zatrzymawszy pojazd pod kamienicą Jordana, brązowooki niechętnie wyszedł na zewnątrz. Widok kołyszących się na wietrze gałęzi drzew był na tyle nieprzyjemny i przysparzający o gęsią skórkę, że chłopak w mgnieniu oka pokonał dystans dzielący go od drzwi wejściowych do budynku. Bez wahania zapukał w nie głośno, a potem w oczekiwaniu przytupywał nogą, mając nadzieję, że West był akurat w domu.
- Widzę, że ktoś dopiero zmartwychwstał po imprezie!- powiedział rozentuzjazmowany murzyn, stając z przyjacielem twarzą w twarz.
- Cześć- zgrzytnął brązowooki.- Mogę na chwilę?- zapytał ponuro, na co Jordan pomarkotniał i odstąpił na krok, pozwalając towarzyszowi wejść do środka.
- Co jest?- zagadnął czarnowłosy, wszedłszy do kuchni.
- Proszę, powiedz, że mi pomożesz...- Bieber wyjęczał błagalnym tonem, rzuciwszy się na skórzany fotel w salonie.
Zaniepokojony West wyciągnął z lodówki dwa Heinekeny, które postawił na czarnym, szklanym stoliku, tuż przed nosem Justina.
- Mów- zażądał piwnooki, po kolei odrywając kapsle od butelek.
- Nigdy nie zgadniesz kogo zastałem pod drzwiami jak wróciłem z imprezy...- powiedział szatyn, usadawiając się w wygodniejszej pozycji.
Nie będąc w stanie podać imienia żadnej osoby, Jordan zmarszczył pytająco czoło. Początkowo myślał, że może Barret albo Reece postanowili złożyć Bieberowi wizytę, jednak szybko zmienił zdanie przypominając sobie, że oni wciąż byli w klubie, gdy on został zmuszony do wyjścia z napitym przyjacielem.
- Kayle- mruknął złotowłosy, po którego słowach West zachłysnął się piwem.
- I co?- ciągnął temat z wyraźnym zaintrygowaniem.
- Nigdy tak szybko nie wytrzeźwiałem...- chłopak pokiwał głową, upiwszy łyka browara.
- Wiesz, że nie o to pytam...- murzyn spojrzał na towarzysza z politowaniem. Czasem miał wrażenie, że nie nadawali na tych samych falach.
- Wróciła do mnie- w głosie Justina dało się słyszeć satysfakcję.
- Stary... Powiedz mi, w czym ja mam Ci do cholery pomóc?- Jordan pochylił się w stronę przyjaciela, oparłszy się łokciami o swoje kolana.- Właśnie tego chciałeś! Już jej nie kochasz?!- zapytał z wyrzutem.
- Tamtego poranka dostałem telefon...- powiedział brązowooki, całkowicie zbijając Westa z tropu.- Jules walczy w szpitalu o życie... - wyszeptał, usiłując nie rozpłakać się.
Czarnowłosy zamrugał kilka razy powiekami, a potem jednym niekontrolowanym ruchem, strącił ze stołu butelkę z napojem. Wskutek szoku, czas jego reakcji zwolnił się kilkakrotnie, bowiem podniósł flaszkę dopiero, gdy była już prawie pusta.
- A-a-ale jak?- wyjąkał.- Jak to się stało?
- Ażebym to wiedział...- Justin pokręcił przecząco głową, patrząc tępo na całkiem sporych rozmiarów, żółtawą plamę na dywanie.- Żebym ja to tylko kurwa wiedział!- wrzasnął, podniósłszy się do pozycji stojącej i wyrzuciwszy ręce w powietrze. Nad jego ciałem znów zapanowała wściekłość, co na szczęście nie umknęło uwadze Jordana. Murzyn znał szatyna na wylot i wiedział, że takie zachowanie mogło grozić rzucaniem przedmiotami, toteż prędko pojawił się u jego boku, pochwycił go za ramiona i przycisnął do ściany.
- Just...- warknął.- Just...- powtórzył, lecz i tym razem Bieber puścił jego słowa mimo uszu.- Justin, do chuja, spójrz na mnie!- krzyknął, starając się nie ugiąć pod siłą jaką władał w tym momencie jego towarzysz. Szatyn spojrzał Westowi w oczy, bąknął coś niezrozumiałego pod nosem, po czym osunął się na ziemię i zawył, nie mając siły dłużej udawać, że wszystko jest w porządku.
- Jo...Ten ktoś go prawie zabił...- wyłkał brązowooki.- Operacja trwała dziewięć godzin... Lekarze wycięli mu kawałek wątroby i pozszywali flaki...
- Młody jest silny. Da radę...- oznajmił Jordan, starając się pocieszyć przyjaciela.
- Mama załamała się psychicznie...- Justin powiedział ze złością, nie chcąc okazać jeszcze większej bezsilności. - W dodatku Kayle musi wyjechać do Londynu... Pomóż mi, proszę...- wyszeptał, wciąż będąc w amoku.
- Stary, weź się w garść...- zażądał murzyn, ujmując w dłoniach twarz towarzysza. Jego wzrok błądził po pomieszczeniu, na niczym nie zatrzymując się choćby na chwilę. - Pomogę Ci i będę z wami tak długo jak tylko będzie trzeba... Ale musisz teraz być silny... Dla Juliana i mamy...
Bieber odsunął się od Jordana, rozkraczył nogi i wsunął swoją głowę między kolana. Ogarnął go przeogromny wstyd, mimo że był w towarzystwie jednej i jedynej osoby, przy której kiedykolwiek pozwoliłby sobie na zachowanie sprzed chwili.
A więc tak wygląda dno, pomyślał Justin, marząc o zapadnięciu się pod ziemię.
Bieber zerknął na deskę rozdzielczą. Na zegarze dochodziła piętnasta- pora zagęszczonego ruchu na drodze. Chłopak od niechcenia wypuścił powietrze z ust, wsunął kluczyk do stacyjki, odpalił auto i ruszył z piskiem opon, pozostawiając na asfalcie czarne ślady po gumie.
Jak zwykle jechał szybko i jak zwykle nie miał zapiętych pasów. Czuł się dobrym, a w dodatku wyjątkowo szczęśliwym kierowcą. Ile mandatów, które powinien dostać za zdjęcia robione fotoradarami, nigdy nie znalazło się w jego skrzynce... W zasadzie, Justinowi nigdy nie przyszło zapłacić jakiejkolwiek grzywny. Od zawsze potrafił idealnie omotać ludzi, przez co wszystko uchodziło mu na sucho- niezależnie od tego czy miał do czynienia z policją, czy po prostu z nauczycielami w szkole.
Zatrzymawszy pojazd pod kamienicą Jordana, brązowooki niechętnie wyszedł na zewnątrz. Widok kołyszących się na wietrze gałęzi drzew był na tyle nieprzyjemny i przysparzający o gęsią skórkę, że chłopak w mgnieniu oka pokonał dystans dzielący go od drzwi wejściowych do budynku. Bez wahania zapukał w nie głośno, a potem w oczekiwaniu przytupywał nogą, mając nadzieję, że West był akurat w domu.
- Widzę, że ktoś dopiero zmartwychwstał po imprezie!- powiedział rozentuzjazmowany murzyn, stając z przyjacielem twarzą w twarz.
- Cześć- zgrzytnął brązowooki.- Mogę na chwilę?- zapytał ponuro, na co Jordan pomarkotniał i odstąpił na krok, pozwalając towarzyszowi wejść do środka.
- Co jest?- zagadnął czarnowłosy, wszedłszy do kuchni.
- Proszę, powiedz, że mi pomożesz...- Bieber wyjęczał błagalnym tonem, rzuciwszy się na skórzany fotel w salonie.
Zaniepokojony West wyciągnął z lodówki dwa Heinekeny, które postawił na czarnym, szklanym stoliku, tuż przed nosem Justina.
- Mów- zażądał piwnooki, po kolei odrywając kapsle od butelek.
- Nigdy nie zgadniesz kogo zastałem pod drzwiami jak wróciłem z imprezy...- powiedział szatyn, usadawiając się w wygodniejszej pozycji.
Nie będąc w stanie podać imienia żadnej osoby, Jordan zmarszczył pytająco czoło. Początkowo myślał, że może Barret albo Reece postanowili złożyć Bieberowi wizytę, jednak szybko zmienił zdanie przypominając sobie, że oni wciąż byli w klubie, gdy on został zmuszony do wyjścia z napitym przyjacielem.
- Kayle- mruknął złotowłosy, po którego słowach West zachłysnął się piwem.
- I co?- ciągnął temat z wyraźnym zaintrygowaniem.
- Nigdy tak szybko nie wytrzeźwiałem...- chłopak pokiwał głową, upiwszy łyka browara.
- Wiesz, że nie o to pytam...- murzyn spojrzał na towarzysza z politowaniem. Czasem miał wrażenie, że nie nadawali na tych samych falach.
- Wróciła do mnie- w głosie Justina dało się słyszeć satysfakcję.
- Stary... Powiedz mi, w czym ja mam Ci do cholery pomóc?- Jordan pochylił się w stronę przyjaciela, oparłszy się łokciami o swoje kolana.- Właśnie tego chciałeś! Już jej nie kochasz?!- zapytał z wyrzutem.
- Tamtego poranka dostałem telefon...- powiedział brązowooki, całkowicie zbijając Westa z tropu.- Jules walczy w szpitalu o życie... - wyszeptał, usiłując nie rozpłakać się.
Czarnowłosy zamrugał kilka razy powiekami, a potem jednym niekontrolowanym ruchem, strącił ze stołu butelkę z napojem. Wskutek szoku, czas jego reakcji zwolnił się kilkakrotnie, bowiem podniósł flaszkę dopiero, gdy była już prawie pusta.
- A-a-ale jak?- wyjąkał.- Jak to się stało?
- Ażebym to wiedział...- Justin pokręcił przecząco głową, patrząc tępo na całkiem sporych rozmiarów, żółtawą plamę na dywanie.- Żebym ja to tylko kurwa wiedział!- wrzasnął, podniósłszy się do pozycji stojącej i wyrzuciwszy ręce w powietrze. Nad jego ciałem znów zapanowała wściekłość, co na szczęście nie umknęło uwadze Jordana. Murzyn znał szatyna na wylot i wiedział, że takie zachowanie mogło grozić rzucaniem przedmiotami, toteż prędko pojawił się u jego boku, pochwycił go za ramiona i przycisnął do ściany.
- Just...- warknął.- Just...- powtórzył, lecz i tym razem Bieber puścił jego słowa mimo uszu.- Justin, do chuja, spójrz na mnie!- krzyknął, starając się nie ugiąć pod siłą jaką władał w tym momencie jego towarzysz. Szatyn spojrzał Westowi w oczy, bąknął coś niezrozumiałego pod nosem, po czym osunął się na ziemię i zawył, nie mając siły dłużej udawać, że wszystko jest w porządku.
- Jo...Ten ktoś go prawie zabił...- wyłkał brązowooki.- Operacja trwała dziewięć godzin... Lekarze wycięli mu kawałek wątroby i pozszywali flaki...
- Młody jest silny. Da radę...- oznajmił Jordan, starając się pocieszyć przyjaciela.
- Mama załamała się psychicznie...- Justin powiedział ze złością, nie chcąc okazać jeszcze większej bezsilności. - W dodatku Kayle musi wyjechać do Londynu... Pomóż mi, proszę...- wyszeptał, wciąż będąc w amoku.
- Stary, weź się w garść...- zażądał murzyn, ujmując w dłoniach twarz towarzysza. Jego wzrok błądził po pomieszczeniu, na niczym nie zatrzymując się choćby na chwilę. - Pomogę Ci i będę z wami tak długo jak tylko będzie trzeba... Ale musisz teraz być silny... Dla Juliana i mamy...
Bieber odsunął się od Jordana, rozkraczył nogi i wsunął swoją głowę między kolana. Ogarnął go przeogromny wstyd, mimo że był w towarzystwie jednej i jedynej osoby, przy której kiedykolwiek pozwoliłby sobie na zachowanie sprzed chwili.
A więc tak wygląda dno, pomyślał Justin, marząc o zapadnięciu się pod ziemię.
*
Kiedy Kayle jechała ulicami Nothing Hill, wszystko wydawało jej się bardziej kolorowe i pozytywne niż zwykle. Taksówkarz prowadził powoli, jakby przeczuwał, że chciała zapamiętać wszystkie miejsca jak najlepiej. Rzeczywiście, szczegóły, których nigdy wcześniej nie udało jej się dostrzec, niemalże same rzucały się teraz w oczy; wielkie doniczki kwiatów podwieszane pod latarniami , stojaki z błękitnymi rowerami do wypożyczenia, a nawet starodawnie urządzone puby na rogu każdej z ulic- od zawsze wzbudzające w brunetce wstręt i obrzydzenie- zaczynały mieć swój własny urok.
Carter uśmiechnęła się pod nosem, kątem oka spoglądając na kierowcę taksówki. Mężczyzna był w podeszłym wieku. Twarz miał pomarszczoną, a włosy siwe. Sądząc po uliczkach, którymi przemykał, znał tę okolicę bardzo dobrze.
- Gdy byłem młody, w tym miejscu były najlepsze dancingi w mieście...- westchnął staruszek, patrząc z utęsknieniem na pobliski budynek. Wewnątrz znajdował się Starbucks- jeden z prawie stu w Londynie. - Dokładnie pięćdziesiąt lat temu poznałem tu moją żonę...
- Sporo czasu...- palnęła brązowooka, próbując wyobrazić sobie jaki klimat panował tu w latach sześćdziesiątych.
- Helen zmarła trzy lata temu... Od tego czasu przejeżdżam tą uliczką codziennie...- wychrypiał, skupiając się na jezdni.
- Bardzo mi przykro...- westchnęła Kayle.
- Wie panienka dlaczego to robię?- zapytał taksówkarz, pozwalając drobnemu uśmiechowi wtargnąć na swoją twarz.
Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- Bo to miejsce ma w sobie coś magicznego, co znowu pozwala mi ujrzeć Helly i zakochać się w niej od pierwszego wejrzenia... Pamiętam jak dziś, miała na sobie czarną sukienkę w kropki, a jej kręcone, blond włosy opadały na drobne ramiona...Wciąż słyszę jej chichot- wyjaśnił z rozmarzeniem.
- Niech Pan się zatrzyma. To tutaj- powiedziała oczarowana brunetka. Nigdy wcześniej nie słyszała na żywo, by jakiś facet mówił o swojej ukochanej w tak porywający sposób.
Staruszek zatrzymał auto i zerknął przez ramię na swoją pasażerkę.
- Miłości nie da się przegapić, prawda?- zapytała brązowooka, żałując, że podróż dobiegła końca. Gdyby mogła, z chęcią posłuchałaby taksówkarza jeszcze przez chwilę, bowiem w jego historii było coś intrygującego, o czym będzie myślała jeszcze przez długi czas.
- Prawda- przytaknął.
- Dziękuję- Carter pokiwała głową, wygrzebała z torebki dwadzieścia funtów i podała je mężczyźnie.- Do widzenia...- uśmiechnęła się nikle, a potem wyskoczyła z auta.
Stanąwszy przed dużymi, czerwonymi drzwiami, Kayle złapała za metalową kołatkę i zastukała nią w drewnianą powierzchnię.
- Już idę!- z wewnątrz mieszkania wydobył się krzyk Sarah, a chwilę później blondynka stała bezpośrednio przed przyjaciółką.
- Zapomniałam kluczy...- sapnęła brązowooka.
- Zapomnieć, a nie spostrzec kiedy ktoś Ci chowa portfel, klucze i parę innych rzeczy, to całkiem inna sprawa- odparła Reyes, spuściwszy wzrok na swoje skarpetki.
- Tyyyy! Nie wierzę, że mi to zrobiłaś!- krzyknęła zszokowana Carter.- To Twoja sprawka!
- Nie wiem o czym mówisz...- odpowiedziała dziewczyna, uśmiechając się cwaniacko.
- Już ty dobrze wiesz...- Kayle pokręciła głową, zdejmując z nóg niewygodne szpilki, w których chodziła po samolocie przez całą noc.
- Widziałaś się z nim?- Sarah zapytała szeptem, skierowawszy się w stronę kuchni.
- Mhm...- bąknęła brunetka, chcąc jeszcze troszkę podroczyć się z towarzyszką.
- No mów!- Reyes szturchnęła przyjaciółkę w ramię.
- Przespałam się z nim!- Carter zaśmiała się radośnie, lecz temu zaprzestała, gdy poczuła uderzenie o coś miękkiego. Z przerażeniem uniosła głowę do góry i przełknęła ślinę, ujrzawszy osobę, której wolałaby teraz uniknąć.
- Th-Tha-Thane...- wyjąkała, nabierając łapczywie powietrza do płuc.- To nie t-t-ta-ak jak myślisz...
***
1 Tylenol - Amerykański środek przeciwbólowy, mający w składzie kofeinę
Justin znowu traci kontrolę, hm? Jak według was potoczą się losy Kayle i Thane'a?
Ostrzegałam, że rozdział może być opóźniony bo już przed wielkanocą przyleciała do mnie rodzina. Bardzo za to przepraszam...
Co do drugiej części; większość z was jest na TAK, mało kto na NIE (że niby powinnam zacząć nowe opowiadanie). Już teraz mówię, że jeśli dojdzie do sequela, będzie kolosalny obrót akcji, niczym w nowym opowiadaniu, z wyjątkiem poszczególnych wątków, które będą miały swoje odpowiedzi w części pierwszej i z wzajemnością.
Czy tylko ja mam wrażenie, że się wypalam?
Niektórzy złoszczą się na mnie w komentarzach za brak nowego rozdziału itp. itd. W razie jakichkolwiek wątpliwości zerkajcie najpierw na mojego twittera, proszę. Tam staram się wszystko wyjaśniać i utrzymywać z wami kontakt. @storytellerfun
CZYTASZ = KOMENTUJESZ !!!
Rozdział jest cudowny, przekazałaś wszystkie emocje, sprawiając, że miałam łzy w oczach. Mam nadzieję, że Carter mimo wszystko wróci do Justina, ale chyba sytuacja potoczy się całkowicie odwrotnie. Jesteś moją ulubioną polską pisarką jbff :)
OdpowiedzUsuńKochanie, nie wypalasz się, tylko się Tobie tak wydaje.
Do nast. @mieczka xox
Tak strasznie mi szkoda Justina :< I boję się co zrobi Thane. Rozdział jak zwykle świetny i nie jest nudny, lol, nie wiem dlaczego tak uważasz. JEST ZAJEBISTY! Czekam na następny i mam nadzieję, że szybko go dodasz ❤️
OdpowiedzUsuńAaaaaKcjA!!!! Czekam na nowy
OdpowiedzUsuńsuper♥ trzymaj się! :)
OdpowiedzUsuńaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa jak ja sie cieszę, że dodajesz ! boże kocham cię, ale żeby w takim momencie przerywać :o to niedopuszczalne ;o znowu będę miała załamanie nerwowe, co będzie dalej :c no kurcze :* ja jestem jak najbardziej za 2 częścią <3 ale to twoja decyzja, jeżeli zdecydujesz się pisać nowe opowiadanie, to też będę czytać, bo jesteś zajebista ! ~brutal girl
OdpowiedzUsuńtak szczerze to boję się tej całej zwrotnej akcji..........Co do rozdziału, to świetny ! :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam! Szkoda, że rozdziały są rzadko ale wszystko rozumiem :)
OdpowiedzUsuńJestem ZA drugą częścią! No ba! Obowiązkowo! Pisanie chyba masz we krwi :P
Ciekawa jestem kto stoi za wypadkiem młodego.
I zwrot akcji? Kurde, już się boję :(
@ameneris
<3
tak się cieszę, że dodałaś ten rozdział:) to opowiadanie jest jedno z moich ulubionych, ale nie pogardziłabym, gdybyś dodawała częściej rozdziały xoxo
OdpowiedzUsuńo jeju cudo
OdpowiedzUsuńw końcu jest ciekawe czy carter i justin będą razem ? co ona niby powiedzień thanowi ? omg
OdpowiedzUsuńSUPER
super super czekam na następny
OdpowiedzUsuńbardzo fajny rozdział pełen emocji !
OdpowiedzUsuń/Kocham *.*
OdpowiedzUsuńmasz talent i wcale sie nie wypalasz tworzysz genialne opowiadania a inni po prostu zazdroszczą ci talentu mam nadzieje że następny rozdział pojawi się wkrótce
OdpowiedzUsuńpozdro naprawde super !!!
też sie zgadzam popieram
Usuńomg boski pisz 2 część,bo masz talent dziewczyno ily <3
OdpowiedzUsuńNie no. Ja ciebię dziewczyno uwielbiam!
OdpowiedzUsuńTo co ty tutaj piszesz jest nie tyle co niesamowite! To jest więcej niż przecudowne!
Jak wiadomo Danger's back jeszcze utrzymuje się u mnie na 1. Pozycji, ale to opowiadanie zajęło mi 2. Miejsce, czyli zamiast B.R.O.N.X.
Wypalasz?!
Ty jesteś coraz lepsza.
Tak jest, im więcej piszesz, tym więcej umiesz. Zapoznajesz się z tym.
No i oczywiście jestem jak najbardzisj na drugą część!
Ludzie poświęćcie dla niej pare sekund na komentarz, dla kogogo ona pisze? Bo przecież nie dla siebie tylko dla was. Więc poświęćcie te kilka sekund!
<3
Uwielbiam to! Cholera liczę na Justina i Kayle :))
OdpowiedzUsuńOh jakie spotkanie :O obu się wszystko dobrze potoczylo ;) czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńnaprawdę warte zobaczenia
OdpowiedzUsuńcool
OdpowiedzUsuńnarawde super nie wiem jak ci się udaje ale za każdym słowem, rozdziałem które przeczytam w twoim wydaniu mam ochote przeczytać następny, następny i jeszccze nastepny zazdroszczę talentu
OdpowiedzUsuńczekam z niecierpliwością na drugi i trzymam kciuki
#sorry za anonima ale nie mam konta na żadnym
polecam wszystkim
OdpowiedzUsuńa autorce dziękuję za tak piękne przedstawione emocje
<3
OdpowiedzUsuńCiekawe czy Jules umrze mam nadzieje że nie! CO z Justinem i kyle o boże co ona powie tamtemu wielkie emocje i super treść polecam
OdpowiedzUsuńuwielbiam <3
OdpowiedzUsuńŚwietny , ale mam złe przeczucie do jej związku , mam nadzieję , że nie stchórzy , i że od razu z nim skończy
OdpowiedzUsuńświetny rozdział!
OdpowiedzUsuńTo jest najlepsze opowiadanie o Justinie, jakie kiedykolwiek czytałam! Czytam to i czytam i nie mogę się nadziwić, że umiesz tak ładnie dobierać słowa. Wszystko jest cudowne, tak jasno opisane... Masz ogromny talent. I jak dla mnie to wcale nie widać żebyś się wypalała. Być może Ty się tak czujesz, ale jeżeli tak jest, to mam ogromną nadzieję, że to tylko chwilowe! Strasznie chciałabym żebyś napisała tą drugą część, bardzo lubię tą historię :)
OdpowiedzUsuńRozdział był cudowny. Szkoda mi Justina. Bardzo podobają mi się relacje między nim a Kayle. No i końcówka jest niezła :D Ciekawe jak Carter się z tego wytłumaczy xd
Nie musisz mnie informować o nowych rozdziałach (zwłaszcza, że robiłaś to na pierwszej części mojego opowiadania, a ja już piszę drugą pod innym adresem :D). Obserwuję Twojego bloga, więc na pewno będę na bieżąco, a i dla Ciebie to będzie mniejszy kłopot :)
Pozdrawiam, życzę weny i czekam na następny rozdział!
kocham twoje opowiadania są naprawdę super podziwiam
OdpowiedzUsuńjesteś niezwykła tak samo jak te opowiadania jestem pod wielki wrażeniem są GENIALNE
OdpowiedzUsuń#sorry za anonima
OdpowiedzUsuńprzepiękne jestem ciekawa co w następnej części się stanie jak rozwikłają się sprawy justin co będzię z julsem ?
NIESAMOWITE polecam to opowidanie wszystkim naprawdę SUPER SUPER SUPER
OdpowiedzUsuńpolecam wszystkim bo naprawdę warto przeczytać tak genialne opowiadania <3
OdpowiedzUsuńKOCHAM TO <3
OdpowiedzUsuńkochaniutka ty się nie wypalasz to tylko złośliwi ludzie którzy tak mówią ! jesteś GEnialna
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie ♥
OdpowiedzUsuńUwielbiam twojego bloga i to jak piszesz, na każdy rozdział czekam z niecierpliwością i czasem wchodzę nawet parę razy dziennie by sprawdzić czy akurat rozdziału nie dodałaś.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że będzie prawdopodobnie kontynuacja tego bloga, bo jak już pisałam - uwielbiam go.
Mam tylko jedno zastrzeżenie, w połowie/pod koniec pierwszej części opowiadania zmieniłaś bohaterkę, dopiero dziś to zauważyłam..nie mam nic do Kylie, bo powiem szczerze, że nawet ją uwielbiam, ale ona w ogóle tu nie pasuje, jak to przeczytałam jeszcze raz i chciałam wyobrazić sobie ją w tej roli to po prostu nie mogłam, całkowicie tu nie pasuje. Kylie wygląda bardziej na taką "ostrą", a Kayle jest drobna i w ogóle, nie pasują do siebie, to takie kontrasty. Szczerze ci powiem, że dla mnie zmienianie postaci jest trochę denerwujące i żałosne, nie potrafię potem czytać danego opowiadania, wczuć się w nie. Kiedyś czytałam pewne opowiadanie o Demi i Justinie i w pewnym momencie dziewczyna zmieniła bohaterkę na Miley, która całkowicie nie pasuje do roli, to jest strasznie podobne do tego co ty zrobiłaś.
To tylko takie moje zdanie/uwaga, no ale to twoje opowiadanie i możesz robić co chcesz.
Nie bierz sobie moich słów do serca czy coś, bo to tylko moja opinia i nic więcej, nie chce cię nimi urazić, to nie jest hejt. Kocham twoje opowiadania i po prostu napisałam co mi tylko w nim w pewien sposób przeszkadza i starałam się to uzasadnić. W każdym bądź razie ja osobiście dalej będę sobie wyobrażać Selene w roli Kayle, bo ona tam lepiej pasuje. Nie dość, że do roli to i do bohaterów opowiadania (na przykład przyjaciółki Kayle, w którą wciela się Demi).
To była taka moje ogólna opinia, a co do rozdziału i twojej notatki pod spodem:
Kayle trochę się wpakowała, bo Thane wszystko usłyszał i w ogóle, ale pewnie i tak prędzej czy później dowiedziałby się prawdy. Mam nadzieję, że Kayle szybko wróci do Justina, bo on teraz jej potrzebuje.
Zapytałaś czy się wypalasz..Nie bardzo wiem, w jakim sensie to napisałaś. Rozdziały są tak dobre, jak poprzednie, nie piszesz gorzej czy coś, przynajmniej ja tego nie zauważyłam :)
Gorzej ci się to piszę? Wiem, że pewnie zaraz sobie pomyślisz "o boże, ale się uczepiła", ale może to być spowodowane tym, że zmieniłaś bohaterkę, byłaś przyzwyczajona do innej.
Dobra, koniec tego zanudzania, bo wiem, że potrafię zanudzić i to bardzo.
Życzę weny i czekam na nowy rozdział, a także drugą część :)
Nie zaprzeczam, że dokonałam zmiany. Jednak zaszła ona na krótko po początkowym pojawieniu się bohaterów - przemiana z Seleny na Kylie. Przez długi czas byłam pewna, że pod zakładką z podpisem Kayle Carter była panna Jenner, a mimo to wciąż dostawałam dostawałam pytania i skargi, czemu Selena itp. Na początku zignorowałam te pytania, aż całkiem niedawno - parę tygodni temu, spostrzegłam o co chodzi; na Kayle zostało hiperłącze do Seleny, na Carter do Kylie Jenner. Dokonałam wg. mnie zmiany oczywistej, ponieważ niemalże od początku pisałam z przekonaniem, że to była Kylie. Mam nadzieję, że nikt nie ma mi tego za złe... Poza tym, nie oszukujmy się... Selena jest na każdym kroku, a Following Liars stworzyłam dla oryginalności.
UsuńRozumiem, to twojej opowiadania i w rolę głównej bohaterki będzie się wcielała osoba, którą ty wybierzesz. Ja mimo wszystko będę czytała to z myślą o Selenie, bo ona bardziej mi pasowała do tej roli niż Kylie, no ale to wyłącznie zależy od gustu danej osoby.
UsuńMoim zdaniem oryginalność raczej nie ma nic do tego, kto jest głównym bohaterem, bo i tak masz zmienione imiona, a fabuła jest całkowicie inna niż w reszcie opowiadań. Twoje opowiadanie już jest inne niż reszta i oryginalne i żadna postać tego nie zmieni..No chyba, że dałabyś Barbarę Palvin czy Lily Collins, które od pewnego czasu pokazują się w prawie każdym opowiadaniu, że aż, przepraszam za wyrażenie, się rzygać chce. Po Dangerze wszyscy nagle pokochali Lily i dają jej wszędzie. To jest zero oryginalności jeśli chodzi o postacie. No, ale jak już pisałam - to twój wybór.
Życzę weny i czekam na nowy rozdział :)
Zgadzam się z osobą wyżej. Kylie tutaj nie zbyt pasuje. Równiez przyzwyczaiłam się już do Seleny i ciężko będzie mi się będzie teraz "przestawić"
OdpowiedzUsuńJezu, ludzie! Naprawdę?!
OdpowiedzUsuńRobicie spinę o bohaterkę, którą autorka przedstawiła jako kogoś innego niż Selenę?! Po pierwsze to wybór Fun. , po drugie ja należę do tych osób, które widziały i Gomez i Kylie (co zgadza się z wyjaśnieniem autorki), po trzecie : NIKT NIE MUSI OGLĄDAĆ OBSADY. Czytając książki też nie macie zdjęć bohaterów. To od was zależy kogo sobie wyobrażacie.
Wybaczcie, ale zdenerwowałam się troszkę - Agata.
Nikt nie robi spiny, to właśnie ty sie sama spinasz. Wdech, wydech. Napisałyśmy co miałyśmy na myśli i chyba to sie liczy prawda? Komentarze i uwagi czytelników są WAŻNE, więc spokojnie.
UsuńKiedy następny ? Czekamy, piszesz naprawdę
OdpowiedzUsuńZAJEBISTE opowiadania !!!! są mega !!!
P,S. sorry że z anonima ale nie mam konta :)
czekam na następny, twoja wierna fanka :D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŁadny mam zapłon, komentować po miesiacu czasu..
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o notkę pod rozdziałem to w żadnym momencie tego opowiadania nie przyszło mi na myśl, że się wypalasz, a według mnie i pewnie wielu osób jesteś coraz lepsza i wiesz co? Zazdroszczę ci, ale to jest taka zdrowa zazdrość, zawsze po przeczytaniu twojego rozdziału jestem zmotywowana do tego, żeby samej w końcu coś zrobić z moimi pomysłami. I nie piszę tego, zeby sie przypodobać, mówie co myślę. I z niecierpliwoscia czekam na ciąg dalszy oraz drugą część :)
Co do samego rozdziału to jestem zaniepokojona jak sie to wszystko potoczy, mam nadzieję, że wszystko w koncu się ułoży.
Do zobaczenia w komentarzu pod następnym rozdziałem :)
Witaj, kochanie. Właśnie trafiłam na Twojego bloga. Wszystko jest cudownie, jesteś najlepszą pisarką. Rozumiem, czemu nie dodajesz rozdziału. Jest mi przykro, ale chcę powiedzieć... nie przejmuj się blogiem teraz. Ja poczekam, my poczekamy. Warto czekać na Twoje rozdziały, są idealne. Mam ogromną nadzieję, że poradzisz sobie ze sobą. Wiem, jak bardzo trudne i ciężkie to jest. Rozumiem Cię bardzo dobrze. Huh, życzę powodzenia, dużo siły, dużo weny, dużo szczęścia. Trzymam kciuki za Ciebie.
OdpowiedzUsuńOch, i jeszcze... napisałaś pod rozdziałem, że się wypalasz. Nie, nie widzę niczego takiego. I nie zwracaj uwagi na ludzi, którzy są źli na Ciebie za brak rozdziału. Najwyraźniej nie potrafią czytać, albo nie mają mózgu. Ja to Cię podziwiam. Podziwiam za to, że masz w sobie tyle siły, by jeszcze dla nas pisać pomimo, że na pewno łatwo Ci nie jest. Musisz być ogromnie silna. To dobrze. Jesteśmy z Tobą!
OdpowiedzUsuń