Nie chcąc przepychać się na sam przód tłumu czekającego przed halą przylotów, Justin stanął na samym jego końcu i wsunął dłonie do kieszeni spodni. Nie obawiał się, że nie wypatrzy Kayle pośród tych wszystkich ludzi. Wystarczyło by ona odnalazła jego, a to raczej nie było trudne, biorąc pod uwagę wzrost szatyna. Był postawnym, dobrze zbudowanym mężczyzną. Mieszkając jeszcze na Florence-Graham i grywając z ekipą w koszykówkę, miał szczęście bycia najwyższym zawodnikiem na boisku. Następni w kolejności to Jordan, Gerald Velasquez oraz kilka innych chłopaków, z Prestonem, mniej więcej w połowie rankingu.
W zasadzie, minęło już parę dobrych lat odkąd Bieber po raz ostatni grał w piłkę. Czasami miewał momenty, kiedy naprawdę za tym tęsknił. Wieczorne wyjścia z kumplami na boisko, kojarzyły mu się z nastoletnimi latami, beztroską oraz ze sposobem na zabicie nudy, niezależnie od warunków atmosferycznych. Wybywał na dwór zarówno podczas upałów, jak i w trakcie zimy, choć w Los Angeles temperatura rzadko kiedy spadała chociażby poniżej zera.
- Hej, wszystko w porządku?- znajomy głos wyrwał chłopaka z przemyśleń.
- Jasne... Niby czemu nie?- odparł niemrawo, zawieszając wzrok na szeroko uśmiechającej się brunetce.
- Bo machałam do Ciebie jak jakaś wariatka próbująca rozrzedzić powietrze...- wyjaśniła Carter. Trudno było odczytać z jej twarzy czy wypowiedziała te słowa z wyrzutem, czy może jednak z rozbawieniem.
- Przepraszam, po prostu jestem wykończony- westchnął brązowooki. Wydawał się być obecny w tym miejscu jedynie ciałem, a jego myśli... Cóż, zapewne krążyły gdzieś po całkiem innym wymiarze.
- Nie wątpię...- dziewczyna odparła głosem pełnym empatii. Doprawdy współczuła Justinowi, że przez te dwa dni, kiedy jej nie było, musiał jeździć między szpitalem, a domem. Sądząc po jego charakterze i zaangażowaniu: próbował znajdować się w dwóch miejscach na raz. - To jak? Pomożesz mi z bagażem?
Szatyn przytaknął głową, a następnie chwycił za dwie duże walizki i ruszył w kierunku wyjścia, pozostawiając z tyłu Kayle, ciągnącą tylko jeden, najmniejszy neseser. Idąc, Bieber zastanawiał się, czy zdoła upchnąć cały ten balast, do jakże niezwykle małego bagażnika, pod przednią maską, w swoim Lamborghini. Auta takie jak to były produkowane do całkiem innych celów niż przewożenie ogromnych tobołów. Wytwórcom zależało tylko i wyłącznie na mocy oraz aparycji produkowanych przez nich pojazdów.
Zatrzymał się przed swoim cackiem i uniósł do góry czarno-matową klapę. Jego oczom ukazała się niewielka wnęka, na którą wystarczyło rzucić okiem, żeby wiedzieć, że włożenie w nią trzech walizek było graniczące z cudem.
Justin stęknął bezradnie, po czym umiejscowił dwa nesesery w bagażniku.
- A ten?- zapytała brunetka, przytargawszy ostatni kufer.
Chłopak oparł się rękoma o boczne krawędzie maski, przerzucił na nie cały ciężar swojego ciała i spuścił do dołu głowę, usiłując coś wykombinować. Tymczasem, jego towarzyszka stała obok niego w ciszy, dyskretnie obserwując jego rozbudowane mięśnie ramion. Musiała nie zwrócić na to wcześniej uwagi, jednak Justin bez wątpienia był częstym gościem na siłowni przez ostatnie pół roku.
- Pod nogi- oznajmił niespodziewanie, odpychając się od karoserii auta.
- Co?- wymamrotała Carter, dopiero co wyrwawszy się ze swoich przemyśleń.
- Tę walizkę będziesz miała pod nogami- powtórzył, po czym zatrzasnął maskę.
Upchnąwszy kufer przed miejsce pasażera, brązowooki pomógł Kayle usadowić się na fotelu, zamknął za nią drzwi, a następnie okrążył samochód by również zasiąść na swoim siedzisku. Po wejściu do pojazdu, natychmiastowo wsunął kluczyk do stacyjki i go przekręcił, uprzednio naciskając sprzęgło. Warkot silnika rozbrzmiał w uszach Biebera, na co uśmiechnął się półgębkiem. Nie miał pojęcia, dlaczego wciąż rajcował go ten odgłos.
Opuścił parking i wjechał na drogę szybkiego ruchu, która prowadziła do centrum miasta. Dość szybko rozwinął prędkość ponad dozwolony pułap, ale jak zawsze, był przekonany, że jemu wolno.
- Skórzana kurtka?- zapytała zdziwiona brunetka, chcąc przerwać niezręczną ciszę.
- Ta sama, niezmiennie od czasów liceum...- odparł, nie spuszczając wzroku z jezdni chociażby na sekundę.
- Lubię ją- stwierdziła dziewczyna, przejechawszy dłonią po rękawie.
- Ja też- przytaknął Justin. Miał sentyment do tej kurtki, co z resztą musiało być widoczne. Materiał w niektórych miejscach był przetarty bądź zahaczony, a zamki błyskawiczne niemalże co roku wymagały wymiany.
Poczuwszy nagły przypływ senności, brązowooki włączył radio. Zdecydowanie wolał by w tej chwili kogoś słuchać i mu nie odpowiadać, aniżeli miałby wdać się w konwersację. Zwyczajnie brakowało mu sił, co raczej nie umknęło uwadze Carter, która również nie była dziś zbytnio rozmowna. Korzystając z okazji, że można było przez chwilę pomilczeć, dziewczyna odwróciła do boku głowę i przyglądała się widokom za oknem. Nad miastem aniołów powoli zapadał zmrok. Z minuty na minutę, można było dostrzec coraz więcej migoczących świateł, pochodzących nie tylko z okien czyichś mieszkań, ale również z kolorowych banerów, którymi była obwieszona znaczna część metropolii.
Wraz z wjazdem do centrum, na trasie pojawiły się sygnalizacje świetlne. Niemalże na wszystkich skrzyżowaniach, Justinowi sprzyjał kolor zielony, aż do ostatniego rozdroża, za którym był wjazd do podziemnych garaży budynku, w którym mieszkał.
Widząc żarówkę palącą się na czerwono, szatyn westchnął i oparł się o podłokietnik nieopodal skrzyni biegów. Kątem oka obserwował Kayle, która wpatrywała się w swoje splecione palce.
- Nawet się nie przywitaliśmy- mruknęła z nutką niezadowolenia w głosie.
- Nie?- Bieber uśmiechnął się półgębkiem, po czym pochylił się nad dziewczyną i delikatnie musnął jej usta: raz, drugi, a potem trzeci. - W takim razie witaj...- powiedział, gładząc palcami podbródek towarzyszki.
- Justin?- rzuciła szybko, zbijając chłopaka z tropu.
- Hm?
- Jedź- poleciła, ujrzawszy zielone światło.
- Jesteś wstrętna- stwierdził z nadąsaną miną, włączywszy kierunkowskaz oznajmiający, że wyłączał się z ruchu na drodze.
- Czemu?- Carter uniosła do góry brew.
- Bo ja tu Cię słodko witam, a ty co?- wyjaśnił z udawanym oburzeniem, na co brązowooka zachichotała.
- Cześć- powiedziała, starając się zabrzmieć najpoważniej jak tylko potrafiła.
- To tyle?- zapytał chłopak, wjeżdżając na swoje miejsce parkingowe w podziemiach.
- No, a nie?- Kayle odparła pytaniem na pytanie, odpiąwszy pasy bezpieczeństwa.
- Tylko wysiądź z auta to się przekonasz- pogroził palcem, a następnie wyciągnął kluczyk ze stacyjki.
Rozbawiona dziewczyna wyskoczyła z pojazdu, z zamiarem ucieczki, jednak Bieber dopadł ją zanim rozpoczęła bieg.
- Justin...- jęknęła przeciągle, nie kryjąc rozbawienia, kiedy chłopak wziął ją na ręce.
- Mówiłaś coś kochanie?- zaświergotał, a potem położył brunetkę na masce samochodu i przytrzymał jej nogi między swoimi kolanami. - Przywitasz się ze mną jak należy czy sam mam to sobie zabrać?- powiedział niskim, psychopatycznym głosem, mrugając brwiami i uśmiechając się cwaniacko.
- Niby jak zabrać?- mruknęła niczym napalona kotka.
- Właśnie tak...- odparł, nie zmieniając barwy swojej wypowiedzi, a następnie pochylił się nad dziewczyną i łapczywie wpił się w jej wargi, które aż zadrżały z rozkoszy.
Gdyby nie świadomość, że w każdej chwili do garażu mógł wejść jakiś z sąsiadów albo stróż, Justin bez zastanowienia ściągnąłby z Kayle ubrania i kochałby się z nią na masce swojego Lamborghini, jednak nie był na tyle szurnięty by móc to zrobić.
- Dobra... Wystarczy- chłopak odsunął się od Carter, czując, że ma coraz większy ucisk w spodniach. - Nie możemy trzymać Jordana tak długo z moją mamą- odchrząknął, przeczesał palcami swoją zmierzwioną fryzurę, a potem podał dziewczynie rękę, pomagając jej zejść z maski samochodu.
Wyciągnąwszy z auta wszystkie bagaże, Bieber wcisnął jeden z guzików widniejących na pilocie. W garażu rozległ się jazgot oznajmujący zablokowanie zamków, który upewnił szatyna, że może już wsiąść do windy, gdzie czekała na niego zblazowana Kayle.
- Zmęczona?- zagadnął brązowooki, wcisnąwszy na panelu guzik z numerem piętra, na którym mieszkał.
Brunetka wydała z siebie stłumiony odgłos, oparła głowę o tors chłopaka, a potem przymknęła powieki. Ostatniej nocy w ogóle nie spała- pakowanie walizek zajęło jej tyle czasu, że nim się zorientowała, musiała jechać do biura firmy, w której pracowała.
- Za siedemnaście dni kończy mi się umowa o pracę...- mruknęła Carter.
- Super...- burknął zrezygnowany Bieber. Nie chciał by jego dziewczyna ciągle wyjeżdżała, szczególnie, że borykał się teraz z kilkoma problemami na raz.
- Ale nie będę już stąd wylatywała na rejsy. Wzięłam urlop...- wyjaśniła, chcąc prędko poprawić humor towarzysza, który czasami doprowadzał ją do szału, tą swoją zbyt szybką reakcją na dopiero co rzucone hasła.
Justin przytaknął, objął Kayle ramieniem i ułożył podbródek na czubku jej głowy. Cholera, jakim ja jestem egoistą, pomyślał, przyglądając się swojemu lustrzanemu odbiciu, na jednej ze ścian windy. Nigdy nie myślał, że kiedykolwiek mógłby nad kimś zapanować, nie mówiąc o własnych dzieciach, choć sądząc po swoim autorytecie u Juliana, jak na razie kiepsko mu szło. Z drugiej strony, Carter zwyczajnie uległa sile jego perswazji. Bieber w żadnym wypadku nie czuł się tyranem. Po prostu gdzieś w głębi czuł, że porzucenie pracy stewardessy to jedyny sposób by ich związek nie był wystawiany na tyle prób.
Spostrzegłszy rozstępujące się drzwi, szatyn delikatnie odsunął od siebie brunetkę i uśmiechnął się do niej pokrzepiająco. Dziewczyna wyglądała co najmniej marnie, dlatego brązowooki pochwycił wszystkie trzy walizki i niemalże uginając się pod ich ciężarem, pędem ruszył do mieszkania. Tuż za wejściem, pozbył się całego bagażu i sapnął ociężale.
- Jo?- zawołał niezbyt donośnie, na wypadek gdyby Pattie akurat spała.
- Tutaj- spokojny głos przyjaciela dobiegł zza pobliskiej ściany.
Justin ściągnął buty, cierpliwie poczekał aż Kayle wykona to samo, a potem, biorąc ją za rękę ruszył w kierunku kuchni, gdzie zastał matkę siedzącą nad pełną miską zupy oraz Jordana pilnie jej nadzorującego.
- Widzę, że nic się nie zmieniło przez ostatnią godzinę- warknął podirytowany.
West pokręcił przecząco głową i posłał przyjacielowi karcące spojrzenie. Z natury był nieco wyrozumialszą osobą od szatyna, dlatego miał trochę więcej cierpliwości do oporności Pattie.
Wtem po pomieszczeniu rozległ się dźwięk dzwonka telefonu Justina. Chłopak wyciągnął urządzenie z kieszeni i spojrzał na zdjęcie Reece'a wyświetlające się na ekranie. Pokazał je również Jordanowi, którego dyskretnie zaprosił wzrokiem do salonu.
W mgnieniu oka, obaj mężczyźni prędko wyszli z pomieszczenia, zdając zdezorientowaną Kayle na własne siły.
- Jak dobrze, że już wróciłaś...- oznajmiła pani Bieber. Jej głos był cichy, łamliwy i pozbawiony emocji.
Zaskoczona brunetka, położyła dłoń na ramieniu towarzyszki, natomiast drugą ręką przysunęła sobie krzesło i na nim usiadła, nie mając pojęcia co dalej począć.
- Justin z Jordanem do wszystkiego mnie zmuszają- jęknęła kobieta, z obrzydzeniem zerkając na zawartość miski stojącej na stole.
- To nie prawda...- wyszeptała Carter, uśmiechając się nikle. - Chcą dla Ciebie jak najlepiej...
Pattie wzruszyła ramionami, a potem zaszlochała cicho, jakby nie mogąc pogodzić się z faktem, że nawet Kayle nie potrafi jej zrozumieć.
- Nie każę Ci zjeść całej tej zupy...- poinformowała brunetka- ... ale proszę byś zjadła chociaż połowę.
W kuchni nastąpiła cisza, jednak nie na długo, bowiem dziewczyna postanowiła znowu zabrać głos.
- Dobrze wiesz, że nie mogę Ci podać tabletek nasennych i uspokajających na pusty żołądek...
Bordowowłosa zastygła w bezruchu, jakby się wahając. Zwyczajnie nie czuła głodu, a co gorsza, jej żołądek zaciskał się na sam widok jedzenia. Z drugiej strony, leki usypiające były jedynym środkiem, mogącym zatrzymać chory natłok myśli- choćby na chwilę.
- To jak? Umowa stoi?
Zatrzymał się przed swoim cackiem i uniósł do góry czarno-matową klapę. Jego oczom ukazała się niewielka wnęka, na którą wystarczyło rzucić okiem, żeby wiedzieć, że włożenie w nią trzech walizek było graniczące z cudem.
Justin stęknął bezradnie, po czym umiejscowił dwa nesesery w bagażniku.
- A ten?- zapytała brunetka, przytargawszy ostatni kufer.
Chłopak oparł się rękoma o boczne krawędzie maski, przerzucił na nie cały ciężar swojego ciała i spuścił do dołu głowę, usiłując coś wykombinować. Tymczasem, jego towarzyszka stała obok niego w ciszy, dyskretnie obserwując jego rozbudowane mięśnie ramion. Musiała nie zwrócić na to wcześniej uwagi, jednak Justin bez wątpienia był częstym gościem na siłowni przez ostatnie pół roku.
- Pod nogi- oznajmił niespodziewanie, odpychając się od karoserii auta.
- Co?- wymamrotała Carter, dopiero co wyrwawszy się ze swoich przemyśleń.
- Tę walizkę będziesz miała pod nogami- powtórzył, po czym zatrzasnął maskę.
Upchnąwszy kufer przed miejsce pasażera, brązowooki pomógł Kayle usadowić się na fotelu, zamknął za nią drzwi, a następnie okrążył samochód by również zasiąść na swoim siedzisku. Po wejściu do pojazdu, natychmiastowo wsunął kluczyk do stacyjki i go przekręcił, uprzednio naciskając sprzęgło. Warkot silnika rozbrzmiał w uszach Biebera, na co uśmiechnął się półgębkiem. Nie miał pojęcia, dlaczego wciąż rajcował go ten odgłos.
Opuścił parking i wjechał na drogę szybkiego ruchu, która prowadziła do centrum miasta. Dość szybko rozwinął prędkość ponad dozwolony pułap, ale jak zawsze, był przekonany, że jemu wolno.
- Skórzana kurtka?- zapytała zdziwiona brunetka, chcąc przerwać niezręczną ciszę.
- Ta sama, niezmiennie od czasów liceum...- odparł, nie spuszczając wzroku z jezdni chociażby na sekundę.
- Lubię ją- stwierdziła dziewczyna, przejechawszy dłonią po rękawie.
- Ja też- przytaknął Justin. Miał sentyment do tej kurtki, co z resztą musiało być widoczne. Materiał w niektórych miejscach był przetarty bądź zahaczony, a zamki błyskawiczne niemalże co roku wymagały wymiany.
Poczuwszy nagły przypływ senności, brązowooki włączył radio. Zdecydowanie wolał by w tej chwili kogoś słuchać i mu nie odpowiadać, aniżeli miałby wdać się w konwersację. Zwyczajnie brakowało mu sił, co raczej nie umknęło uwadze Carter, która również nie była dziś zbytnio rozmowna. Korzystając z okazji, że można było przez chwilę pomilczeć, dziewczyna odwróciła do boku głowę i przyglądała się widokom za oknem. Nad miastem aniołów powoli zapadał zmrok. Z minuty na minutę, można było dostrzec coraz więcej migoczących świateł, pochodzących nie tylko z okien czyichś mieszkań, ale również z kolorowych banerów, którymi była obwieszona znaczna część metropolii.
Wraz z wjazdem do centrum, na trasie pojawiły się sygnalizacje świetlne. Niemalże na wszystkich skrzyżowaniach, Justinowi sprzyjał kolor zielony, aż do ostatniego rozdroża, za którym był wjazd do podziemnych garaży budynku, w którym mieszkał.
Widząc żarówkę palącą się na czerwono, szatyn westchnął i oparł się o podłokietnik nieopodal skrzyni biegów. Kątem oka obserwował Kayle, która wpatrywała się w swoje splecione palce.
- Nawet się nie przywitaliśmy- mruknęła z nutką niezadowolenia w głosie.
- Nie?- Bieber uśmiechnął się półgębkiem, po czym pochylił się nad dziewczyną i delikatnie musnął jej usta: raz, drugi, a potem trzeci. - W takim razie witaj...- powiedział, gładząc palcami podbródek towarzyszki.
- Justin?- rzuciła szybko, zbijając chłopaka z tropu.
- Hm?
- Jedź- poleciła, ujrzawszy zielone światło.
- Jesteś wstrętna- stwierdził z nadąsaną miną, włączywszy kierunkowskaz oznajmiający, że wyłączał się z ruchu na drodze.
- Czemu?- Carter uniosła do góry brew.
- Bo ja tu Cię słodko witam, a ty co?- wyjaśnił z udawanym oburzeniem, na co brązowooka zachichotała.
- Cześć- powiedziała, starając się zabrzmieć najpoważniej jak tylko potrafiła.
- To tyle?- zapytał chłopak, wjeżdżając na swoje miejsce parkingowe w podziemiach.
- No, a nie?- Kayle odparła pytaniem na pytanie, odpiąwszy pasy bezpieczeństwa.
- Tylko wysiądź z auta to się przekonasz- pogroził palcem, a następnie wyciągnął kluczyk ze stacyjki.
Rozbawiona dziewczyna wyskoczyła z pojazdu, z zamiarem ucieczki, jednak Bieber dopadł ją zanim rozpoczęła bieg.
- Justin...- jęknęła przeciągle, nie kryjąc rozbawienia, kiedy chłopak wziął ją na ręce.
- Mówiłaś coś kochanie?- zaświergotał, a potem położył brunetkę na masce samochodu i przytrzymał jej nogi między swoimi kolanami. - Przywitasz się ze mną jak należy czy sam mam to sobie zabrać?- powiedział niskim, psychopatycznym głosem, mrugając brwiami i uśmiechając się cwaniacko.
- Niby jak zabrać?- mruknęła niczym napalona kotka.
- Właśnie tak...- odparł, nie zmieniając barwy swojej wypowiedzi, a następnie pochylił się nad dziewczyną i łapczywie wpił się w jej wargi, które aż zadrżały z rozkoszy.
Gdyby nie świadomość, że w każdej chwili do garażu mógł wejść jakiś z sąsiadów albo stróż, Justin bez zastanowienia ściągnąłby z Kayle ubrania i kochałby się z nią na masce swojego Lamborghini, jednak nie był na tyle szurnięty by móc to zrobić.
- Dobra... Wystarczy- chłopak odsunął się od Carter, czując, że ma coraz większy ucisk w spodniach. - Nie możemy trzymać Jordana tak długo z moją mamą- odchrząknął, przeczesał palcami swoją zmierzwioną fryzurę, a potem podał dziewczynie rękę, pomagając jej zejść z maski samochodu.
Wyciągnąwszy z auta wszystkie bagaże, Bieber wcisnął jeden z guzików widniejących na pilocie. W garażu rozległ się jazgot oznajmujący zablokowanie zamków, który upewnił szatyna, że może już wsiąść do windy, gdzie czekała na niego zblazowana Kayle.
- Zmęczona?- zagadnął brązowooki, wcisnąwszy na panelu guzik z numerem piętra, na którym mieszkał.
Brunetka wydała z siebie stłumiony odgłos, oparła głowę o tors chłopaka, a potem przymknęła powieki. Ostatniej nocy w ogóle nie spała- pakowanie walizek zajęło jej tyle czasu, że nim się zorientowała, musiała jechać do biura firmy, w której pracowała.
- Za siedemnaście dni kończy mi się umowa o pracę...- mruknęła Carter.
- Super...- burknął zrezygnowany Bieber. Nie chciał by jego dziewczyna ciągle wyjeżdżała, szczególnie, że borykał się teraz z kilkoma problemami na raz.
- Ale nie będę już stąd wylatywała na rejsy. Wzięłam urlop...- wyjaśniła, chcąc prędko poprawić humor towarzysza, który czasami doprowadzał ją do szału, tą swoją zbyt szybką reakcją na dopiero co rzucone hasła.
Justin przytaknął, objął Kayle ramieniem i ułożył podbródek na czubku jej głowy. Cholera, jakim ja jestem egoistą, pomyślał, przyglądając się swojemu lustrzanemu odbiciu, na jednej ze ścian windy. Nigdy nie myślał, że kiedykolwiek mógłby nad kimś zapanować, nie mówiąc o własnych dzieciach, choć sądząc po swoim autorytecie u Juliana, jak na razie kiepsko mu szło. Z drugiej strony, Carter zwyczajnie uległa sile jego perswazji. Bieber w żadnym wypadku nie czuł się tyranem. Po prostu gdzieś w głębi czuł, że porzucenie pracy stewardessy to jedyny sposób by ich związek nie był wystawiany na tyle prób.
Spostrzegłszy rozstępujące się drzwi, szatyn delikatnie odsunął od siebie brunetkę i uśmiechnął się do niej pokrzepiająco. Dziewczyna wyglądała co najmniej marnie, dlatego brązowooki pochwycił wszystkie trzy walizki i niemalże uginając się pod ich ciężarem, pędem ruszył do mieszkania. Tuż za wejściem, pozbył się całego bagażu i sapnął ociężale.
- Jo?- zawołał niezbyt donośnie, na wypadek gdyby Pattie akurat spała.
- Tutaj- spokojny głos przyjaciela dobiegł zza pobliskiej ściany.
Justin ściągnął buty, cierpliwie poczekał aż Kayle wykona to samo, a potem, biorąc ją za rękę ruszył w kierunku kuchni, gdzie zastał matkę siedzącą nad pełną miską zupy oraz Jordana pilnie jej nadzorującego.
- Widzę, że nic się nie zmieniło przez ostatnią godzinę- warknął podirytowany.
West pokręcił przecząco głową i posłał przyjacielowi karcące spojrzenie. Z natury był nieco wyrozumialszą osobą od szatyna, dlatego miał trochę więcej cierpliwości do oporności Pattie.
Wtem po pomieszczeniu rozległ się dźwięk dzwonka telefonu Justina. Chłopak wyciągnął urządzenie z kieszeni i spojrzał na zdjęcie Reece'a wyświetlające się na ekranie. Pokazał je również Jordanowi, którego dyskretnie zaprosił wzrokiem do salonu.
W mgnieniu oka, obaj mężczyźni prędko wyszli z pomieszczenia, zdając zdezorientowaną Kayle na własne siły.
- Jak dobrze, że już wróciłaś...- oznajmiła pani Bieber. Jej głos był cichy, łamliwy i pozbawiony emocji.
Zaskoczona brunetka, położyła dłoń na ramieniu towarzyszki, natomiast drugą ręką przysunęła sobie krzesło i na nim usiadła, nie mając pojęcia co dalej począć.
- Justin z Jordanem do wszystkiego mnie zmuszają- jęknęła kobieta, z obrzydzeniem zerkając na zawartość miski stojącej na stole.
- To nie prawda...- wyszeptała Carter, uśmiechając się nikle. - Chcą dla Ciebie jak najlepiej...
Pattie wzruszyła ramionami, a potem zaszlochała cicho, jakby nie mogąc pogodzić się z faktem, że nawet Kayle nie potrafi jej zrozumieć.
- Nie każę Ci zjeść całej tej zupy...- poinformowała brunetka- ... ale proszę byś zjadła chociaż połowę.
W kuchni nastąpiła cisza, jednak nie na długo, bowiem dziewczyna postanowiła znowu zabrać głos.
- Dobrze wiesz, że nie mogę Ci podać tabletek nasennych i uspokajających na pusty żołądek...
Bordowowłosa zastygła w bezruchu, jakby się wahając. Zwyczajnie nie czuła głodu, a co gorsza, jej żołądek zaciskał się na sam widok jedzenia. Z drugiej strony, leki usypiające były jedynym środkiem, mogącym zatrzymać chory natłok myśli- choćby na chwilę.
- To jak? Umowa stoi?
*
Pośpiesznie przesunął palcem po ekranie telefonu, a następnie włączył tryb głośnomówiący.
- Justin- głos Reece'a rozbrzmiał po salonie.
- Masz? - zapytał szatyn usadowiwszy się na kanapie.
- Ciężko mi było włamać się do policyjnej bazy- westchnął Lavoie, przesadnie klepiąc w klawiaturę swojego komputera.- Cholerne psy mają coraz lepsze zabezpieczenia...
Brązowooki założył ręce, spojrzał na siedzącego obok Jordana i wypuścił powietrze z ust. Nie spodziewał się, że podebranie informacji władzom będzie takie trudne. Tym bardziej, że Reece był najlepszy w te klocki: potrafił złamać każdy możliwy kod, a nawet kilka razy podołał rozbrojeniu tajnego systemu. Już dawno temu okrzyknięto by go najlepszym informatykiem, gdyby nie jeden problem- to co robił było nielegalne.
- No to masz, czy nie?- West wtrącił się do rozmowy.
- To nie takie proste...- odparł rozmówca.
- Niech to szlag- Bieber warknął pod nosem, a potem rzucił, znalezioną pod ręką, poduszką w biały, gliniany wazon, z drewnianymi badylami, ustawiony na skraju ciemno-drewnianej półki podwieszonej na połowie szerokości ściany. Naczynie zachybotało się do boków, a następnie, ku zdziwieniu brązowookiego, odzyskało równowagę i pozostało na swoim miejscu.
- To nie takie proste żeby mnie wykiwać... No chłopaki, proszę was- Reece oznajmił dumnie, na co Justin mocno zacisnął szczękę. Żyła na jego skroni, momentalnie, przybrała większych rozmiarów, a co więcej zaczęła pulsować, w niebezpiecznie nierównomiernym tempie.
- Mów co wiesz- rozkazał Jordan, spoglądając na nie najlepiej mającego się przyjaciela.
- A więc...- zaczął Lavoie.- Śledztwo krąży wokół czterech osób...
Usłyszawszy słowa rozmówcy, jak na zawołanie, szatyn wyszperał, z półki pod stolikiem, notatnik oraz długopis.
- Ashton Foster. Dwadzieścia pięć lat. Mieszka na Compton. Karany za usiłowanie zabójstwa z premedytacją- Reece dukał powoli, zapewne czytając pomiędzy masą informatycznych formułek, które chcąc nie chcąc wykradł policji.
Brązowooki mimowolnie notował informacje, podświadomie czując, że pierwszy podejrzany nie maczał w tym palców. Intuicja kazała mu doszukiwać się detali, które doprowadziły by go do jego własnych, niewyrównanych porachunków. Najgorszy był jednak fakt, że od zawsze wszystkie swoje sprawy doprowadzał do końca, nim pozwalał im odejść w niepamięć.
- Co z drugim?- zapytał Bieber.
- Javier Dante Hernandez. Osiemnaście lat. Miejsce zamieszkania jest pod znakiem zapytania, ale tak czy owak... Boye Heights. Niejednokrotnie zatrzymany za uczestnictwo w bójkach oraz libacjach.
- A trzeci?- kontynuował Justin, nie przestając zapisywać danych choćby na sekundę.
- George Davenpoort. Dwadzieścia jeden lat. Od urodzenia mieszka na Watts. Siedział dwa lata za obrabowanie oraz pobicie jakiegoś mężczyzny...- Reece dyktował z coraz to większą płynnością.
- Jak się nazywa ostatni?- dociekał rozdrażniony szatyn. Nic nie wskazywało na to by dotychczas wymienieni ludzie mieli coś wspólnego z Julianem.
- Rafael Maldonado- tyle wystarczyło by Bieber oraz Jordan spojrzeli na siebie w tym samym momencie.
- Florence Graham...- dopowiedział brązowooki.- Czekaj, czekaj... Ile lat może mieć ten gnojek? Siedemnaście?
- Dokładnie- potwierdził Lavoie. - Jest podejrzanym choć jego kartoteka nie zawiera niczego niż parę podwózek pod dom w stanie wyraźnie nietrzeźwym, czego skutkiem był kurator. Nie wiem czy te wiadomości wniosły coś do Twoich poszukiwań... - mruknął zrezygnowany.
- To się dopiero okaże- oznajmił Justin, podkreśliwszy w notatniku imię oraz nazwisko ostatniego delikwenta.
- Jeśli będę mógł Ci jakoś pomóc, daj znać...
- Jasne. Wielkie dzięki- chłopak przytaknął, jakby zapominając, że rozmówca nie był w stanie dostrzec jego gestu.
- Na razie- rzucił West, po czym nacisnął czerwoną słuchawkę, widniejąca na wyświetlaczu. - Maldonado... Co z nim robimy?- zapytał z lekkim niepokojem, obawiając się niekonwencjonalnej odpowiedzi ze strony przyjaciela.
Nie mając żadnego pomysłu, szatyn założył ręce za swoją głową i spojrzał w sufit.
- Nie wiem...- powiedział bezradnym tonem.- Wypadałoby złożyć mu wizytę.
- Przecież to jeszcze dzieciak- upomniał go Jordan, przerzuciwszy wzrok na okno, za którym rozpościerał się widok miasta, a raczej ciemnego nieba oraz tysięcy migoczących, kolorowych świateł.
- Jeśli jest niewinny, nasza wizyta nie wywrze na nim wrażenia, a jeśli jest...- burknął Bieber.
- To co?
Obojętnie wzruszywszy ramionami, Justin osunął się lekko w dół kanapy i skrzyżował nogi.
- To go trochę zaboli- stwierdził bez ogródek, po czym strzyknął palcami, najpierw od lewej, a następnie od prawej ręki.
- Mów co wiesz- rozkazał Jordan, spoglądając na nie najlepiej mającego się przyjaciela.
- A więc...- zaczął Lavoie.- Śledztwo krąży wokół czterech osób...
Usłyszawszy słowa rozmówcy, jak na zawołanie, szatyn wyszperał, z półki pod stolikiem, notatnik oraz długopis.
- Ashton Foster. Dwadzieścia pięć lat. Mieszka na Compton. Karany za usiłowanie zabójstwa z premedytacją- Reece dukał powoli, zapewne czytając pomiędzy masą informatycznych formułek, które chcąc nie chcąc wykradł policji.
Brązowooki mimowolnie notował informacje, podświadomie czując, że pierwszy podejrzany nie maczał w tym palców. Intuicja kazała mu doszukiwać się detali, które doprowadziły by go do jego własnych, niewyrównanych porachunków. Najgorszy był jednak fakt, że od zawsze wszystkie swoje sprawy doprowadzał do końca, nim pozwalał im odejść w niepamięć.
- Co z drugim?- zapytał Bieber.
- Javier Dante Hernandez. Osiemnaście lat. Miejsce zamieszkania jest pod znakiem zapytania, ale tak czy owak... Boye Heights. Niejednokrotnie zatrzymany za uczestnictwo w bójkach oraz libacjach.
- A trzeci?- kontynuował Justin, nie przestając zapisywać danych choćby na sekundę.
- George Davenpoort. Dwadzieścia jeden lat. Od urodzenia mieszka na Watts. Siedział dwa lata za obrabowanie oraz pobicie jakiegoś mężczyzny...- Reece dyktował z coraz to większą płynnością.
- Jak się nazywa ostatni?- dociekał rozdrażniony szatyn. Nic nie wskazywało na to by dotychczas wymienieni ludzie mieli coś wspólnego z Julianem.
- Rafael Maldonado- tyle wystarczyło by Bieber oraz Jordan spojrzeli na siebie w tym samym momencie.
- Florence Graham...- dopowiedział brązowooki.- Czekaj, czekaj... Ile lat może mieć ten gnojek? Siedemnaście?
- Dokładnie- potwierdził Lavoie. - Jest podejrzanym choć jego kartoteka nie zawiera niczego niż parę podwózek pod dom w stanie wyraźnie nietrzeźwym, czego skutkiem był kurator. Nie wiem czy te wiadomości wniosły coś do Twoich poszukiwań... - mruknął zrezygnowany.
- To się dopiero okaże- oznajmił Justin, podkreśliwszy w notatniku imię oraz nazwisko ostatniego delikwenta.
- Jeśli będę mógł Ci jakoś pomóc, daj znać...
- Jasne. Wielkie dzięki- chłopak przytaknął, jakby zapominając, że rozmówca nie był w stanie dostrzec jego gestu.
- Na razie- rzucił West, po czym nacisnął czerwoną słuchawkę, widniejąca na wyświetlaczu. - Maldonado... Co z nim robimy?- zapytał z lekkim niepokojem, obawiając się niekonwencjonalnej odpowiedzi ze strony przyjaciela.
Nie mając żadnego pomysłu, szatyn założył ręce za swoją głową i spojrzał w sufit.
- Nie wiem...- powiedział bezradnym tonem.- Wypadałoby złożyć mu wizytę.
- Przecież to jeszcze dzieciak- upomniał go Jordan, przerzuciwszy wzrok na okno, za którym rozpościerał się widok miasta, a raczej ciemnego nieba oraz tysięcy migoczących, kolorowych świateł.
- Jeśli jest niewinny, nasza wizyta nie wywrze na nim wrażenia, a jeśli jest...- burknął Bieber.
- To co?
Obojętnie wzruszywszy ramionami, Justin osunął się lekko w dół kanapy i skrzyżował nogi.
- To go trochę zaboli- stwierdził bez ogródek, po czym strzyknął palcami, najpierw od lewej, a następnie od prawej ręki.
*
Przejeżdżając przez ciemne, słabo oświetlone uliczki Florence Graham, szatyn rozglądał się dookoła. Część dzielnicy, w której obecnie przebywał z Jordanem, od zawsze była uważana za gorszą, szczególnie pod kątem przestępczości. Nocne patrole dość często omijały najniebezpieczniejsze zakamarki, zazwyczaj ze strachu, bowiem bezprawie stało się tu formą władzy.
- Zostaw tu auto- West wskazał palcem ciemną wnękę pomiędzy dwoma barakami.
- To chyba nienajlepszy pomysł...- stęknął Bieber, zatrzymawszy Lamborghini na środku drogi.
- Jeśli będą mieli ukraść, zrobią to gdziekolwiek- stwierdził Murzyn, pocierając dłońmi o swoje uda.
Justin przytaknął i wjechał w wybrane miejsce. W głowie wciąż analizował uzasadnienie przyjaciela, który niestety miał rację w kwestii rabunku. Poza tym, lepiej stracić samochód niż członka rodziny. Rzecz zawsze można odkupić, z życiem jest już trochę gorzej.
Opuściwszy pojazd, mężczyźni naciągnęli na głowy kaptury bluz i rozejrzeli się do boków, zanim wyszli na ulicę. Woleli nie mieć świadków. Spotkanie z Maldonado powinno pozostać tajne- niezależnie od biegu wydarzeń. Gdyby ktokolwiek ujrzał Biebera i Westa na nie swojej strefie, co więcej przy ruderze, gdzie urzędowali "ci najodważniejsi i niereformowalni", cała dzielnica huczałaby o tym od samego rana.
Doszedłszy do celu, brązowooki posłał towarzyszowi porozumiewawcze spojrzenie, a następnie, z całej siły kopnął w drewniane, lekko spróchniałe drzwi, które z łatwością ustąpiły i dodatkowo wypadły z górnego zawiasu. Wewnątrz budynku panowała ciemność. Jedynie z ostatniej izby, znajdującej się na końcu korytarza dobiegał półmrok oraz cichy szmer, świadczący o czyjejś obecności.
Będąc w pełni gotowym do ataku, Justin po cichu ruszył przed siebie, uprzednio upewniając się, że Jordan szedł za nim krok w krok. Zatrzymał się dopiero w wejściu do pomieszczenia i zamarł, spostrzegłszy młodego Rafaela stojącego przed lustrem. W ręku trzymał nóż, którego ostrzem mierzył w swoją klatkę piersiową.
- Nie rób tego- powiedział Bieber, niepewnie spoglądając na nastolatka.
Chłopak odwrócił się w stronę przybyszy. Jego policzki były mokre od łez, a usta drżały mu jakby ze strachu.
- Nie rób tego- powtórzył szatyn, kątem oka obserwując resztę pokoju, w obawie, że mógł być tu ktoś jeszcze.
Maldonado pociągnął nosem, opuścił do dołu ręce w defensywnym geście i westchnął. Uznając ten moment za odpowiedni do podejścia bliżej, Justin dał dwa kroki do przodu. W tym samym czasie, młodzieniec zamachnął się mocno i trzy razy ugodził się ostrzem prosto w serce, po czym upadł na posadzkę, która w mgnieniu oka pokryła się bordową, gęstą cieczą.
- Kurwa mać- mruknął oszołomiony West.
- Zwijamy stąd- oświadczył brązowooki, ciągnąc przyjaciela w kierunku wyjścia.
***
Co sądzicie o rozdziale? Spodziewaliście się takiego przebiegu akcji?
Szczerze myślałam, że rozdział będzie szybciej... Ale mam coraz mniejszy zapał wobec tego opowiadania. Nie ukrywam, że przez ostatnie miesiące dałam ciała, sami wiecie co było powodem. (Serdecznie dziękuję wam wszystkim za wsparcie <3) Jednak ogromnym demotywatorem są dla mnie statystyki. Pod ostatnim rozdziałem znalazłam zaledwie połowę komentarzy niż zwykle i również połowę liczby wejść. Coraz częściej zastanawiam się czy to przypadkiem nie jest początek końca i czy nie powinnam odpuścić sobie drugiej części tego fanfiction?
Decyzję pozostawiam wam, czytelnikom...
Pozdrawiam i kocham was!
@storytellerfun
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
za nic się tego nie spodziewałam :O świetny rozdział ❤️ tylko trochę mało sytuacji między carter i justinem :( nie mogę się doczekać następnego :>
OdpowiedzUsuńWow nie spodziewałam się tego mam nadzieję że nie będą mieć problemów ;) pisz dalej to jest świetne
OdpowiedzUsuńNie musisz pisać dalej i 2 czesc rób to chociaż dla tych którzy nie odeszli i to nadal czytają ja kocham to opowiadanie codziennie wchodzę po kilka razy i sprawdzam czy nie ma czasem nowego rozdziału a dzisiejszy rozdział świetny życzę powrotu do zdrowia ;)
OdpowiedzUsuńWow :o nie wierzę! Cieszę się, że zrezygnowała z pracy.
OdpowiedzUsuńBrakuje mi w tym rozdziale trochę czułości :( plus jest troszkę krótki.
Cóż, rozdzial mj sie nie podobal, ae czekam na nastepny c:
OdpowiedzUsuńMoze on mi sie sppdoba :D
Nie przestawaj pisać tego opowiadania, dla mnie osobiscie jest świetne i nie przejmuj sie na razie statystykami bo z czasem moze cie jeszcze zaskoczą, po za tym nie wszystkim chce sie pisać komentarz ale to już ich sprawa
OdpowiedzUsuńPS. Trzymaj sie kochanie
Czekam na Carter i Justina :) Rozdział świetny jak zawsze, tylko trochę krótki. Mam nadzieję, że do następnego ;) Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńDawno dawno temu, bardzo się nudzilam. Siedziałam przed komputerem i z głupoty zaczęłam szukać opowiadań. Na Twoje trafilam zupełnie przypadkiem, gdyż nie przepadam za Justinem i na poczatku w ogóle nie planowałam tego czytać. Wyszło jednak na to, że postanowiłam sprawdzić co to takiego będzie. Od tego czasu jestem na tym blogu praktycznie codziennie, sprawdzając czy nie ma juz nowego rozdziału. Przeszła mi nawet jakaś nieuzasadniona niechęć do Justina i zaczęłam czytać też inne blogi z nim w roli głównej. Zmierzam do tego, że to jest naprawdę najlepiej napisane i najbardziej spójne opowiadanie jakie kiedykolwiek czytalam. Bardzo bym chciała żebyś napisała drugą część tej historii, bo czytanie każdego nowego rozdziału to czysta przyjemność.
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o statystyki, to myślę że pogorszyły się przez dłuższy czas czekania na rozdziały. Nie chce Ci niczego wypominac ani nic w tym stylu. Chodzi o to, że ludzie po prostu "gubią" linki do bloga, zapominają czy też dochodzą do wniosku że nowy rozdział się juz nie pojawi... Również piszę opowiadanie wiec mniej więcej wiem jak to wygląda.
Co do kolejnego rozdziału, to świetny jak zawsze. Jak juz wspomnialam-czytanie tego, co piszesz, to czysta przyjemność :)
Podejrzewam, że w moim komentarzu panuje istny bałagan, ale ledwo widzę na oczy i ze wzgledu na godzinę, nie chce mi się go czytać jeszcze raz i poprawiać. Mam tylko nadzieję, że zdania są w miarę logiczne :D
Woooooo świetny rozdział ;) kckck czekam na nowy <33
OdpowiedzUsuńRoździał jest świetny <3 jestem ciekawa co się stanie dalej, napewno Justin będzie miał nie małe kłopoty ;/
OdpowiedzUsuńsuper że jest już rozdział ! :)
OdpowiedzUsuńPisz dalej <33
Jesteś świetna w tym co robisz! Nie trać zapału! Dodaj szybko następny i nie zrażaj się brakiem czytelników, wrócą! ;)
OdpowiedzUsuńwow *,*
OdpowiedzUsuńwow *.*
OdpowiedzUsuńRozdział świetny i nie wyobrażam sobie żebyś mogła nie pisać dalej.
Przyznam się bez bicia, że czytam od początku, ale nie zawsze zostawiałam komentarz.
Jesteś świetna i nie zrażaj brakiem czytelników.
Wierni zostaną :P
w co ten justin się pakuje... jestem ciekawa jak kayle to wszystko zniesie
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńOby tylko Justin sie nie wpakował w cos
najlepszy!
OdpowiedzUsuńgenialny ! :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Końcówka jest super, zaskakująca :D Wcale się nie dziwię, że tracisz chęci do pisania, skoro komentarzy jest o połowę mniej, ale ja myślę, że jeżeli ludzi zorientują się, że wróciłaś, to wrócą. Bierz pod uwagę również to, że są wakacje :) Już dawno widziałam, że dodałaś nowy rozdział, a niestety dopiero dziś udało mi się go przeczytać. Mam nadzieję, że jeżeli zrezygnujesz z drugiej części tego opowiadania, to stworzysz coś nowego, bo piszesz naprawdę wspaniale!
OdpowiedzUsuńNiesamowity
OdpowiedzUsuńOmg nie spodziewalam sie takiego obrotu akcji :o. Rozdzial sam w sobie genialny.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny jak zawsze. ♥
OdpowiedzUsuńWow mega jak zawsze i końcówka wow wow !!
OdpowiedzUsuńwow wow nie tego sie spodziewałam ;o ale jak zawsze świetny <3
OdpowiedzUsuńSuper i jeszcze raz super, już chyba tym wiesz bo pisałam ci na Twitterze .......piszesz Zajebiste opowiadania tylko tak dalej...czytam każdy rozdział od samego początku ...życzę weny na dalsze .... ;*
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie. Szczerze mówiąc czytałam je już kilka miesięcy temu i teraz znalazłam je znów. Myślałam, że jeszcze go nie czytałam i przeczytałam wczoraj całe od początku. Masz niesamowity talent, naprawdę. Mam nadzieję, że dojdziesz do końca tego opowiadania i nie skończysz go zbyt szybko. Uwielbiam cię!
OdpowiedzUsuńzapraszam też na moje tłumaczenie i miło byłoby, gdybyś zostawiła opinię, życzę weny.
@sinnotchewgomez
[theschooljanitor-tlumaczenie]
Znalazlam to ff niedawno, ale postanowilam sobie, ze skomentuje dopiero jak bede na biezaco i oto jestem.
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest inne niz wszystke opowiadania o Justinie co mi sie strasznie podoba. Czasami fajnie jest poczytac cos co nie jest caly czas o gangach etc. Masz ciekawy styl pisania co tez jest bardzo fajne.
A co do rozdzialu:
Bardzo mi sie podoba, ze Pattie i Kayle tak sie dogaduja. No i nie spodziewalam sie takiej koncowki. Totalna miazga!
Z niecierpliowscia czekam.na nowy rozdzial. Kochamy cie slonko<3
Gratulcje! Zostałaś nominowana do Liebster Award!
OdpowiedzUsuńWięcej informacji: http://carter-evans.blogspot.com/
To jest genialne, nie kończ tego :(
OdpowiedzUsuńŚwietne :*
OdpowiedzUsuńCzekam Na Nn
OdpowiedzUsuń