26 sierpnia 2014

Rozdział dwudziesty trzeci

         Trzymając za ciepłą dłoń brata, Justin wpatrywał się w jego twarz, a przede wszystkim w oczy, z nadzieją, że może właśnie dziś nastąpi cud. Każdy dzień szatyna, od trzech tygodni, wyglądał tak samo. Wstawał, przyjeżdżał do szpitala, mniej więcej w połowie dnia przekazywał pałeczkę Kayle, a sam jechał do domu by zaopiekować się, tak dla odmiany, mamą.
         Nie miał pojęcia ile jeszcze miało to wszystko trwać. Lekarze zakładali ręce, nie potrafiąc wytłumaczyć dlaczego Julian nie wybudził się ze śpiączki. Wyniki badań z dnia na dzień były coraz lepsze - szybko powracał do zdrowia, w dodatku oddychał samodzielnie- a mimo to, jakaś cholerna moc trzymała go w swoich szponach, nie pozwalając na najmniejszy kontakt ze światem.
         Przerzuciwszy wzrok na swój lewy nadgarstek, na którym widniał platynowy Rolex, szatyn przeciągnął się mocno, czując lekki ból w kręgosłupie. Co jak co, ale te plastikowe krzesełka powinny zostać wymienione, albo obite jakimiś poduszkami, pomyślał przeczesując palcami swoją zmierzwioną grzywkę.
- Chyba pora na lekturę- oznajmił, nie tracąc nadziei, że Jules go słyszy. - Nie zgadniesz co dziś będziemy czytać...- zażartował, sięgając po książkę leżącą na stoliku przy łóżku.-  Za górami za lasami w szuwarach nad rzeczką, żyło sobie kaczątko o imieniu Dabert...- wygłosił pierwsze zdanie, a potem uśmiechnął się pod nosem, licząc na to, że Julian słyszy swoją ulubioną bajkę z dzieciństwa.
        
          ....Krótko po jego wykluciu okazało się , że ma niewystarczająco rozwinięte płetwy, by móc samodzielnie pływać, dlatego każdego poranka, kiedy reszta rodzeństwa wyruszała z mamą kaczką na drugi brzegi rzeki, aby zwiedzać pobliskie ogrody, łąki oraz jeziora, mały Dabert pozostawał w domu pod opieką dziadka. Mimo sędziwego wieku, był to całkiem rozrywkowy kaczor. Niemal codziennie próbował zająć swojego wnusia czymś zabawnym, byleby tylko szybciej mijał mu czas do powrotu pozostałych kaczątek.
         Nastąpił jednak moment, kiedy radosne pokwękiwania Daberta zamieniły się w cichy płacz. Miał już dosyć ciągłego przebywania w tym samym miejscu. Marzyły mu się dalekie wyprawy u boku rodziny. Ah jakież piękne widoki musiały towarzyszyć każdej z wycieczek!
- Kwa kwa, dlaczego płaczesz?- zapytał dziadziuś, objąwszy malca jednym ze swoich skrzydeł.
- Chciałbym znaleźć się po drugiej stronie rzeki!- wyszlochało kaczątko.
         Zmartwiony kaczor westchnął cicho, a następnie rzekł - Nazbieraj grubych patyków. Już wiem jak mogę Ci pomóc. - Po tym wskoczył do wody i zabrał się za wyrywanie mocnych liści oczeretu.
        Podekscytowany Dabert podążył wzdłuż brzegu i po kolei zbierał gałązki: jedną, drugą, trzecią, aż w końcu było ich piętnaście. Ledwo co, na raz, doniósł je dziadkowi, ale nie mógł się już doczekać tego co miało go spotkać po drugiej stronie rzeki, by rozłożyć pracę na dwie tury.
- Kwa, Już mam, kwa!- krzyknął radośnie.
- Wspaniale- kwęknął dziadek, a potem wziął wszystkie patyki, które rozłożył na prostym terenie i ciasno przymocował je liśćmi oczeretu.
- Co to takiego?- spytało oczarowane kaczątko.
- To jest kładka. Od dziś możesz nią przechodzić na drugi brzeg...- wyjaśnił stary, mocując budowlę, najpierw po jednej, a następnie po drugiej stronie rzeki.
- Kwa kwa!- uradowany Dabert zaklaskał skrzydłami i przebiegł na przeciwną stronę mostku. Niestety nigdzie nie dostrzegł swojej rodziny, dlatego zrezygnowany powrócił do domu, licząc, że następnego dnia wyruszy w podróż z resztą rodzeństwa.
         Wieczorem, kiedy zapadł już zmrok, rozentuzjazmowany Dabert nie mógł zasnąć. Jego myśli krążyły wokół miejsc, których nie miał szansy zwiedzić przez te wszystkie dni, kiedy musiał pozostać w domu. "Kwa, kwa! Powinienem tam pójść i nadrobić zaległości. Jutro wszyscy zdziwią się na wieść, że tyle wiem o ogrodach!" pomyślało kaczątko, po czym po cichu wyskoczyło z gniazda i po omacku ruszyło w stronę kładki. Nigdy wcześniej nie szło samo tak daleko, w dodatku po ciemku, dlatego bało się tego co może się stać. Ciekawość i żądza przygody były jednak silniejsze, dlatego Dabert kroczył śmiało przed siebie, nasłuchując tylko czy nie ma w pobliżu żadnych drapieżników. Doszedł już na środek mostku, gdy usłyszał szmer dobiegający z szuwar. Z przerażeniem obrócił się w ich stronę , przy czym potknął się o jedną belkę drewna i runął do wody.
- Ratunku!- krzyknął, wymachując skrzydłami.- Pomocy!
- Dabert!- spomiędzy trzcin wyskoczył wystraszony dziadek. Zapewne od samego początku obserwował poczynania małego podróżnika.- Postaraj się przebierać płetwami!
- Dziadku! Pomocy!- błagało kaczątko.
- Płetwy! Wnusiu, użyj płetw!- kwęknął kaczor, czując jak jego stary głos zaczyna niedomagać.
         Spanikowany Dabert z trudem machnął jedną płetwą, drugą, a potem, dostrzegłszy, że utrzymuje się na powierzchni wody, robił tak na przemian aż w końcu dopłynął do brzegu.
- Dziadku! Widziałeś?!- podbiegł do starca, uprzednio wytrzepawszy swoje mokre piórka.
- Wnusiu!- kaczor oplótł skrzydłami drobne ciało kaczątka.
- Dzięki Tobie umiem pływać!- Dabert kwęknął radośnie.
- Najwyższa pora byśmy poszli spać- oznajmił dziadek i powolnym krokiem ruszył w stronę gniazda, w którym wszyscy pochrapywali słodko. Zmęczone kaczątko dreptało zaraz za starcem, a gdy wreszcie dotarło do legowiska, wepchnęło się pod skrzydło kaczora i po chwili zasnęło, doszedłszy wcześniej do wniosku, że najbardziej kochamy i doceniamy tych, którzy dla nas dają z siebie najwięcej...

- Koniec...- powiedział szatyn zamknąwszy książkę. Z każdym dniem lubił ją coraz bardziej, mimo że poszczególne wersy znał już na pamięć. Kiedyś, gdy Julian był jeszcze chłopcem, Justin często zastanawiał się, co takiego przykuło uwagę tego malca, akurat w tej bajce. Teraz, mógł jedynie spekulować, choć podświadomie liczył na dziecięcą interpretację ostatniego zdania powieści, a nie na kolorowe, absorbujące ilustracje.
        Podniósłszy się z krzesła, brązowooki odłożył książkę na stół, a potem wyjrzał przez okno, z którego był doskonały widok na pobliski park.
- O-ho... Mama i Kayle już idą- oświadczył, krzątając się po sali. Po sześciu godzinach ciągłego siedzenia na tyłku, nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Kręgosłup bolał go w trzech różnych miejscach, tak jakby spadł ze schodów, i to z drugiego piętra.
- Czeka Cię kolejna lektura- Justin wymruczał z lekkim grymasem. Był zdania, że czytanie Julianowi książki od anatomii, tak jak robiła Carter, nie było dobrym pomysłem, choćby dlatego, że biologia była przedmiotem szkolnym, a wszystko co było związane ze szkołą, było znienawidzone przez jego młodszego brata.
- Będę się zbierał- oznajmił chłopak, chwytając towarzysza za dłoń.- Zaraz będziesz miał kolejnego gościa... Widzimy się jutro- powiedział i wyszedł z sali. To znaczy ja Cię widzę, poprawił się w myślach, a potem skarcił siebie samego  za taki pesymizm.
         Idąc w dół klatki schodowej, Justin oddychał głośno. Był na siebie wściekły, że w ogóle mógł tak pomyśleć. Ostatnimi czasy, nie podobało mu się jego własne nastawienie do życia. Kiedyś powtarzał sobie, że po deszczu przychodzi słońce, ale teraz coraz ciężej było mu w to uwierzyć. Nie chciał by tak było. Potrzebował siły, zarówno fizycznej jak i psychicznej, lecz nie miał skąd jej czerpać. Brakowało mu czasu by wyjść na siłownię, a o spotkaniu z Jordanem lepiej nie wspominać. Julian i Pattie wymagali ciągłej opieki i nie można było temu zaradzić...
              Opuścił szpitalny budynek i zaczerpnął świeżego powietrza do płuc. Idealnym dopełnieniem do tej rześkiej atmosfery, byłby papieros, jednak szatyn zrezygnował z tego pomysłu, spostrzegłszy w oddali dwie znajome sylwetki. Natychmiastowo ruszył w ich kierunku, chcąc chronić matkę przed widokiem szpitala, choć tak naprawdę, nie miało to dla niej jakiegokolwiek znaczenia. Przyjmowała tak silne psychotropy, że już prawie w ogóle nie okazywała emocji. O stan zdrowia Juliana praktycznie nie pytała. Nie reagowała na większość wypowiedzianych w jej kierunku słów, nie jadła- nic nie robiła. Gdyby dokładniej przeanalizować jej życie, była takim samym warzywem jak Jules.
- I co?- jak zwykle, Carter przywitała się z Bieberem tym samym pytaniem.
- Bez zmian- wzruszył ramionami, a następnie bez słowa wręczył dziewczynie kluczyki od auta. Sporo ryzykował dając jej swoje Lamborghini, ale wolał mieć pewność, że nikt jej nie napadnie, gdy będzie wracała wieczorem do domu.
- Do potem?- brunetka zapytała z ponurą miną.
- Jasne- przytaknął, wsunąwszy dłonie do kieszeni jeans'ów, w których natychmiastowo wyczuł stwardniałe farfocle. Nic nowego, pomyślał brązowooki. Od pewnego czasu, Kayle notorycznie zapominała o sprawdzaniu ciuchów, przed włożeniem ich do pralki. Niedawno wyprała nawet sto dolarów, ale banknot pozostał w nienaruszonym stanie - pomijając fakt, że nieco zesztywniał.
- Chodź mamo... Wracamy do domu.- westchnął szatyn.- Chociaż... Nie... Wstąpimy jeszcze na chwilę do marketu-   odprawiwszy monolog, chwycił kobietę pod ramię, a potem odwrócił się na pięcie i, jak co dzień o tej porze, ruszył wgłąb parku. Dziwne, ale odnosił wrażenie, że utknął w pętli czasowej, co więcej, wydawało mu się, że Kayle czuła to samo.

*

       Przejechał dłonią po delikatnym policzku śpiącej Pattie i przyjrzał się uważnie jej włosom. Zmrużył oczy i przekrzywił nieco głowę, zastanawiając się czy siwy odrost był tylko tworem blasku nocnej lampki, oznaką starzenia się, czy może raczej efektem wyniszczenia psychicznego? Justin skrycie liczył na eliminację ostatniego powodu, bo w przeciwnym wypadku sam powinien zacząć się bać. Niezmienna od czterech tygodni żył w ciągłym stresie, co z resztą nie było trudne do przeoczenia - jak nigdy dotąd, pasek od spodni zapinał o dwie dziurki ciaśniej, a na myśl o jedzeniu odczuwał nieprzyjemny ucisk w okolicach żołądka.
       Szatyn niechętnie wstał z łóżka i po cichu wymknął się z sypialni. Gdyby matka teraz się przebudziła, musiałby usypiać ją przez kolejną godzinę. Nie był pewien czy sam by prędzej nie usnął, a przecież nie chciał skazywać Kayle na kanapę w salonie, która przez ostatnie cztery tygodnie, okazała się bardziej niewygodna niż mógłby się spodziewać.
          Wszedłszy do kuchni, Justin zapalił małą lampkę nad okapem, a następnie wyciągnął z szafki do połowy pustą, butelkę szkockiej whisky. Gdy tylko odkręcił korek, jego nozdrza zostały pogwałcone przez intensywny, wręcz nieprzyjemny zapach alkoholu. Na początku szatyn nie był pewien czy na prawdę tak chciał skończyć ten wieczór, ale kiedy jego myśli znów zawróciły ku sofie z salonu, natychmiastowo chwycił za szklankę i wypełnił ją trunkiem aż po brzegi. Zdecydowanie wolał położyć się spać będąc znieczulonym, aniżeli po raz kolejny miałby się męczyć z bolącym kręgosłupem i mrowiącymi nogami.
          Upił łyka bursztynowej cieczy, wzdrygnął się nieprzyjemnie, a potem z ledwością powstrzymał się od wypowiedzenia głośnego "whoah", świadczącego o mocy alkoholu. Słysząc przekręcanie klucza w zamku, brązowooki w mgnieniu oka pochłonął zawartość kryształowej szklanki, by bez podejrzeń móc dołożyć ją do gromady naczyń w zlewie.
- Jak było?- zapytał Bieber, spoglądając przez ramię na Kayle stojącą w progu. Na szczęście zdążył odłożyć butelkę na swoje miejsce, nim dziewczyna weszła do kuchni.
- Jak zwykle czytaliśmy, a później siedziałam i opowiadałam mu o różnych rzeczach...- odparła, położywszy chłodną dłoń na ramieniu chłopaka.- Jestem wykończona... Nawet nie wiesz ile bym dała za ciepłą kąpiel w wannie- wymruczała z rozmarzeniem.
- A wiesz, że to wcale nie jest zły pomysł...?- przyznał szatyn, skupiając całą swoją uwagę na dekolcie Carter. Chyba nie byłby sobą, gdyby nie wsunął palca w pomiędzy jej stykające się piersi, które wręcz błagały o pieszczoty.
- Mówisz?- odpowiedziała pytaniem na pytanie, uśmiechając się półgębkiem.
- Mhm...-wymruczał przeciągle, na oślep prowadząc ukochaną w kierunku łazienki. W domu panował mrok. Po wyjściu z kuchni, blask lampki świecącej się nad okapem był niezauważalny, tak jak pozostawiona w niewłaściwym miejscu para butów, przez którą Justin się potknął i jednocześnie zepchnął Kayle na pobliską szafkę.
- Uważaj...- zezłoszczona brunetka wyszeptała głośno, nim chłopak nie przyciągnął jej z powrotem do siebie i nie wpił się w jej usta.
        Był podniecony, ale nie tak jak zawsze. Emocje panujące nad jego ciałem były nieznane. Czuł nadmiar siły w swoich rękach, a serce biło mu niczym oszalałe- dosłownie tak jakby był postacią z filmu, która lada moment miała zamienić się w bestię. Mimo to nie oddalił się od Carter. Wręcz przeciwnie, naparł na nią w delikatny i subtelny sposób, by również mogła poczuć jego naprężoną męskość.
       Będąc pod niemałym wrażeniem, brązowooka przygryzła nieśmiało swoją dolną wargę, a potem, niczym błyskawica pomknęła do łazienki. Nie zapaliwszy nawet światła, stanęła przed lustrem i po omacku wzięła, z pobliskiej półki, niebieską buteleczkę z płynem do demakijażu oraz dwa waciki. Chciała zapobiec efektom, do jakich doszłoby po kontakcie jej makijażu z wodą.
- Heeej, coś się stało?- Justin zapytał zatroskanym głosem, wszedłszy do pomieszczenia.
- Nie, skądże...?- odparła brązowooka, nie wiedząc z której strony spodziewać się natarcia towarzysza. Tymczasem on, wbrew oczekiwaniom, nie podszedł do Kayle, ani nie pochwycił jej w swoje ramiona.
       Wyciągnął z kieszeni zapalniczkę. Wznieciwszy ogień po raz pierwszy, odnalazł jedną ze świec, stojących na kamiennej płycie obwodzącej wannę, wziął ją do ręki i podpalił knot. Malutki płomień natychmiastowo rozświetlił łazienkę, tym samym ułatwiając Bieberowi namierzenie pozostałych słoiczków z białym woskiem wewnątrz.
- Jesteś pewna, że wszystko w porządku?- zagadnął chłopak odwróciwszy się w stronę Carter, opierającej się rękoma o umywalkę. Nie widziałby jej załzawionej twarzy, gdyby nie duże lustro wiszące na ścianie, tuż przed dziewczyną. - Kay?- podniósł do góry brew, wyczekując jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Naprawdę nie wiem czy potrafię tak żyć...- wyszlochała brunetka, ukrywszy twarz pod swoimi włosami.- Czy nasz związek ma jakąś przyszłość?
         Justin pokręcił przecząco głową. To nie dzieje się naprawdę, pomyślał, gorączkowo rozglądając się po pomieszczeniu. Kayle nie mogła go zostawić. Była jego!
- Proszę nie...- wymamrotał niewyraźnie, stanąwszy nad dziewczyną, która nie zanotowała jego bliskości , póki nie poczuła jak oparł się torsem o jej plecy. - Kayle, nie zostawiaj mnie...
- Kocham Cię Justin...- wyznała po krótkiej chwili zawahania. Nie chciała już dłużej zwlekać z tą informacją.- A jeśli kocha się Ciebie, kocha się też Pattie i Juliana...- dodała, zanosząc się płaczem. Słowa grzęzły jej w gardle, ale nie mogła przestać mówić. Chciała wyrzucić z siebie to wszystko jak najszybciej.- Tylko, do cholery, zacznij ze mną rozmawiać...- dziewczyna wydusiła łamiącym się głosem, spoglądając przez ramię na towarzysza.
- Shhh...- wyszeptał, przyciągając Carter jak najbliżej swojej klatki piersiowej.- A kto tam jest...?- pokazał palcem na ich wspólne lustrzane odbicie.
- Mówisz do mnie jak do niemowlaka- zaśmiała się Kayle, otarłszy łzy z policzków.
- Wiem, bo to zawsze działa...- stwierdził wyginając usta w podkówkę.- Sama popatrz... Już nie płaczesz- wymruczał brunetce do ucha, a potem począł składać mokre pocałunki na jej szyi. Dobrze wiedział, że pragnęła czegoś więcej. Gdyby tak nie było, nie posuwałaby pośladkami po jego nabrzmiałym kroczu.
- Przepraszam...- wyszeptał chłopak, po czym odsunął się od towarzyszki. Gryzły go wyrzuty sumienia. Nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że swoim zachowaniem mógł sprawić by Carter poczuła się odrzucona.- Nie radzę sobie dobrze problemami... Przecież wiesz...
               Usiadł na skraju wanny, przekręcił metalowe pokrętło, a następnie, upewniwszy się, że wlew został zatkany, odkręcił kurek z ciepłą wodą.
- Wiem, dlatego chcę byś ze mną rozmawiał- wyjaśniła Kayle, siadając okrakiem na kolanach chłopaka.
- Obiecuję- przytaknął, przyglądając się kusząco rozchylonym ustom ukochanej. Starała się go uwieść, bez wątpienia, a on nie zamierzał jej w tym przeszkadzać. Przecież co jakiś czas role mogą, a wręcz powinny się odwracać.
       Chwyciwszy za krańce czarnej koszulki brązowookiego, dziewczyna z trudem poczęła ciągnąć ją w górę, przeklinając w myślach, że też akurat dziś Bieber musiał ubrać najciaśniejszy T-shirt ze wszystkich, które posiadał. Z drugiej strony, materiał przylegający do jego umięśnionych i wytatuowanych ramion sprawiał, że hormony Carter zaczęły szaleć!
         Widząc niemoc towarzyszki, szatyn spojrzał na nią rozczulonym wzrokiem, uśmiechnął się, a następnie, jednym zwinnym ruchem pozbył się górnej części swojej garderoby. Oszołomiona brunetka, natychmiastowo, osunęła się z kolan chłopaka i przykucnęła przed nim na zimnych kafelkach. Serce łomotało jej w piersi. Bała się, że coś mogło pójść nie tak - nigdy wcześniej tego nie robiła.
         Wessawszy się we wgłębienie nad obojczykiem Justina, stopniowo schodziła coraz niżej, włączając w ruch coraz więcej języka. Jednocześnie, wolnymi rękoma, po kolei, odpinała mu pasek, guzik od spodni oraz rozporek.  Zdziwiony chłopak przyglądał się wszystkiemu z rozkoszą, lecz nie mógł w pełni się odprężyć.
- Kayle...- jęknął, czując ciepły i mokry dotyk tuż pod pępkiem.- Kayle... Nie...- wysapał, odruchowo położywszy dłoń na głowie brunetki.
- Wygłupiłam się, prawda?- zapytała z zażenowaniem.
- Nie, kochanie...- Bieber pokręcił głową, a potem chwycił za drobne dłonie Carter i przyciągnął ją do siebie. - Po prostu...- wzruszył ramionami. Za bardzo Cię szanuję, bym z przyjemnością mógł patrzeć jak robisz mi laskę, pomyślał, ale nie zamierzał tego wypowiadać na głos. Jeszcze by wyszedł na mięczaka, ckliwego chłopca albo gorzej, samoluba, który powiedział to tylko dla wzbudzenia poczucia winy.
- Co po prostu?
- Nie mam na to ochoty- skłamał, jednak nie poczuł się przez to gorzej. Jedno białe kłamstewko jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło.
- Ale...- zaprotestowała brunetka, marszcząc podejrzliwie czoło.
           Justin przewrócił teatralnie oczami, a następnie, niby przypadkiem, dotknął biustu Kayle. Zagryzając swoją dolną wargę, dziewczyna uniosła do góry ręce, pozwalając szatynowi zdjąć swoją bluzkę. Jego oczom ukazały się dwie duże i jędrne piersi, podtrzymywane przez białą, koronkową bardotkę. Nie wystarczył mu taki widok. Pośpiesznie przesunął palcami po zaczepach stanika, które natychmiastowo ustąpiły. Nie było to dla nikogo zdziwieniem, choćby dlatego, że trening czyni mistrza, a Bieber z pewnością już nim był.
        Poczuł mrowienie w okolicach podbrzusza, kiedy zataczał językiem okręgi wokół sutków brunetki. Doskonale wiedział co oznaczało ów doznanie - nie wiele czasu pozostało mu do bycia romantycznym i delikatnym. Brunetka musiała to wyczuć, bowiem wsunęła swoje zimne dłonie pod gumkę bokserek Justina i opuszkami palców zaczęła drażnić czubek jego penisa. Chłopak zaskomlał cicho, jakby prosząc o więcej, po czym łapczywie wpił się w miękkie usta Carter.
        Całowali się zachłannie, co rusz wzajemnie przygryzając sobie wargi. Justin machinalnie wbijał palce w biodra towarzyszki, by zbliżyć ją jeszcze bliżej siebie. Dopiero gdy uświadomił sobie jaki mogła przez to odczuwać dyskomfort, opuścił dłonie nieco niżej, pod pretekstem zdjęcia jej spodni. Nie cackał się z guzikami. Zwyczajnie chwycił za szlufki od paska i mocno pociągnął je w dół. Jeansy osunęły się opornie, a wraz z nimi majtki.
- Ups- mruknął szatyn, przerwawszy pocałunek.
        Kayle zachichotała słodko i oparła swoje czoło o czoło chłopaka. Oboje oddychali głośno i nierównomiernie, jakby dusili się gęstym powietrzem pożądania.
- Doigrasz się- sapnął Bieber, z ledwością powstrzymując się przed bestialskim naskoczeniem na ukochaną, która w dalszym ciągu bawiła się jego przyrodzeniem.
          Na myśl o tym, co Justin mógłby zrobić, na ciele dziewczyny pojawiła się gęsia skórka. Lubiła jego groźby, a raczej moment, gdy wprowadzał je w życie.
           Z rozmarzeniem przymknęła oczy i oplotła rękoma szyję brązowookiego. Doskonale wiedziała, że już coś dla niej przygotował. Skoro nie zaprotestowała, dała mu zielone światło do dalszych działań. Przez chwilę czuła jak wodził dłońmi po wewnętrznej stronie jej ud, co rusz zahaczając palcem o mokrą kobiecość, a potem posadził ją sobie na nagich kolanach. Nawet nie spostrzegła, kiedy zdołał rozebrać się do końca.
         Szatyn uśmiechnął się łobuzersko, uniósł Kayle za pośladki i delikatnie wszedł do jej środka. Dziewczyna odruchowo odchyliła do tyłu głowę i stęknęła cicho, zaczynając powoli huśtać biodrami. Było jej wspaniale, jak zawsze kiedy byli tak blisko. W głowie miała całkowitą pustkę - liczył się tylko Justin, który zaczynał stopniowo przyśpieszać. Jak zwykle, wyszło na to, że przejął inicjatywę. Carter nawet nie chciała ingerować w jego plany. Dała mu pole do popisu, bo doskonale wiedziała, że przyprawi ją o coś niesamowitego.
        Wplótłszy palce w jego karmelowe włosy, z każdym kolejnym pchnięciem, pociągała za ich końcówki. Wchodził w nią cały, najgłębiej jak tylko mógł. Chciała krzyczeć, tak by cały świat mógł ją usłyszeć. Czuła, że zaraz będzie po wszystkim, z resztą z Bieberem było podobnie. Dyszał niczym tygrys i z głębi gardła wydobywał mu się niski dźwięk zadowolenia.
        Zmienili pozycje- teraz ona siedziała na skraju wanny. Wygięła się, unosząc do góry miednicę. Wiła się i jęczała szeptem, nie chcąc obudzić Pattie. Spuściła głowę w dół, nie mogąc wytrzymać z rozkoszy, jednak Justin złapał ją za podbródek i uniósł go, do końca chcąc patrzeć jej prosto w oczy. Dostrzegła kropelki potu spływające po jego czole.
        Rozdziawił usta, drgnął, a potem zaczął zwalniać tempa. Zalał Kayle falą ciepła, dodając jej doznań, po czym znowu przyspieszył, wykorzystując ostatki swoich sił. Wbiła paznokcie w jego wytatuowane ramię, nie mogąc zaczerpnąć powietrza do płuc. Rozchylił jej nogi jeszcze mocniej. Miał wrażenie, że pchał dalej niż do oporu, choć było to fizycznie niemożliwe.
        W końcu poczuł zacisk wzmagający się z każdym ruchem. Znów zaznał stanu błogości, lecz ten orgazm zdecydowanie należał do jego ukochanej, która odetchnęła głośno, próbując opanować swoje trzęsące się ciało.
       Bieber pogładził brunetkę po policzku, ucałował ją w czoło, a potem, zerknąwszy kątem oka na poziom wody w wannie, zakręcił kurek. Miał ochotę jak najprędzej się zamoczyć. Potrzebował oczyszczenia, zarówno ciała, jak i umysłu po całym miesiącu nieszczęść.

***

W końcu doczekaliście się akcji w związku Jayle! Co sądzicie o rozdziale? I o mojej autorskiej bajce?

Co do treści bloga... Żabcie moje kochane, jeśli nie pojawiają się jakieś wątki jak np. Jayle albo coś, nie oznacza, że zapomniałam, albo kładę na to mniejszy nacisk. Zakładam, że pod tym rozdziałem byście pytali "A co z Maldonado?", a ja wam na to "wszystko w swoim czasie, moje serduszka".

Wiem, jak zwykle mam wymówkę... Nie było mnie bo: tam taram tam.......... Odebrano mi prawo jazdy i mam problemy ;-) Ale ja to ja, u mnie to normalność. 

Podjęłam decyzję... Będzie sequel do Following Liars! Następny rozdział to epilog, a potem lecimy z drugą częścią! Obiecuję, że rozdziały będą pojawiały się częściej ;-)

Od pewnego czasu zaczęłam hashtag'ować #FollowingLiars na Twitterze, do czego was serdecznie zachęcam, bo niestety nie jestem w stanie dostrzec waszych niektórych postów na temat bloga. (Po pierwsze jestem na tt nieregularnie, a po drugie nie zawsze widzę wszystkie wasze tweety kierowane do mnie). 

Do następnego rozdziału!

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ !

15 komentarzy:

  1. uwielbiam Cię za to opowiadanie i już nie mogę się doczekać następnego rozdziału! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze ze do nas powracasz i cieszę sie ze bedzie 2 czesc bosko a rozdział świetny jak zwykle masz talen swietnie wszystko opisujesz itd :) ilysm <3

    OdpowiedzUsuń
  3. nie mogę sie doczekać drugiej części :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju jak ja tęskniłam za FL i tobą myślałam że już z tym skończyłaś ale na szczęście nie już się martwiłam, że przestałaś pisać baaaaardzooo teskniłam za FL mam nadzieję że nie przestaniesz pisać bo inaczej cie znajdę i zmusze do pisania tego FF.
    kocham <3 *-*
    i nie wiesz jak się cieszę #muchlove

    OdpowiedzUsuń
  5. oj ty niegrzeczna ! :D
    Rozdział jak zawsze świetny :)
    Do nn xx
    ask- thatpower15

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdzial bardzo fajny haha. Nawet nie wiesz jak sie ciesze z 2 czesci naprawde mocno pokochalam to opowiadanie xx

    OdpowiedzUsuń
  7. aaa....Super czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak zwykle genialny :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Idealny rozdzial <3 czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kocham kocham kocham. Zajebisty rozdział. Czekam na nn i cieszę się ze będzie 2 część

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam te opowiadanie i strasznie strasznie się cieszę, że będziesz je kontynuować!

    OdpowiedzUsuń